Od lat żyłem w pewnego rodzaju "buddyjskiej próżni" - ucząc swój umysł, by żył tym, co jest tu i teraz. By zakwestionował swoje potrzeby i pragnienia. By w 100% cieszył się tym, co jest tu i teraz.
I udało się.
Stałem się kapsułą spokoju i szczęścia w świecie pełnym chaosu i szumu.
Aż nastały wakacje. I odwiedziłem daleką rodzinę. I...
Koniec lipca, mała miejscowość w południowo-wschodniej Polsce. Wesele kuzyna. Picie, szaleństwo i taniec. Cudowna rodzina.
I przypadkowa wizyta w pewnym sklepie budowlanym. I projekt domu drewnianego. Za 39 tysięcy złotych. I rozmowa z ojcem budowlańcem.
Tak, to wykonalne.
I nagle pojawiło się małe tąpnięcie w fundamencie szczęścia. Bo pojawiło się silne pragnienie. I napięcie, które stoi za każdym pragnieniem. I szybka kalkulacja. Ile działka, ile dom, ile wykończenie i urządzenie. I to marzenie o domku z widokiem na jezioro. I pracownia na poddaszu. I ja z moim Facetem - w naszym gniazdku szczęścia.
To iluzoryczne wręcz marzenie zaczęło układać się w realny plan. W cel, który... może się udać.
Był to moment przed podpisaniem umowy z klientem za większą kasę. I już wiedziałem, na co tę kasę odłożę.
I zadzwoniła kuzynka.
Jej ojciec zbudował jej dom. Ot, drobnostka. Chata wypasiona. Nie powiem, że nie ukuła mnie zazdrość. Że jedni od życia dostają na tacy to, o czym inni marzą. Czasem od 24 godzin. Czasem od lat.
Ale nie mogę zazdrościć za długo - biorę się do roboty.
Wracam do hotelu, w głowie układają się projekty domów i kolejnych działań.
I nagle mail od klienta. Że nie podpisze umowy.
Spółka się rozpada. Bardzo mnie przeprasza.
Puf! Marzenie o domu prysło. Tak, jak powstało - tak się rozsypało.
Nie, nie miałem zarobić AŻ tylu pieniędzy. Ale to miał być naprawdę dobry początek.
Nie mogłem zasnąć ze smutku. I zaczynało do mnie docierać, że wiem, czemu podświadomie wzbraniałem się latami przed formułowaniem wielkich celów.
To był strach przed własnymi emocjami. Przed smutkiem i żalem, że mogłoby się nie udać. Przed zazdrością, która mogłaby mnie dobić. Przed rozczarowaniem, że nie wyszło. Przed frustracją, że pomimo starań i prób, wciąż się nie udaje.
Drugi kuzyn buduje dom. Pytam, ile kosztuje działka nad naszym jeziorem. 50 tysięcy to minimum. Tam, gdzie ja bym chciał - z widokiem - ceny sięgają już 200-300 tysięcy.
To było jak kosmos.
Gdy decydujesz się podjąć realizacji jakiegoś wielkiego celu - musisz się przygotować. Będziesz załamany 100 razy. Będziesz smutny i zły. Będziesz zazdrościł tym, co mają.
Ale czy to powód, by rezygnować?
Czy strach przed własnymi emocjami jest naprawdę dobrym powodem, by nie podjąć działania?
Usiadłem z kartką i zacząłem spisywać pomysły, jak skombinować kasę. Jak dotrzeć do celu. Czym ten cel ma być. Jak to ma wyglądać. Z kalkulatorem w ręku wyliczyłem wszystko. Minus podatki i plus czas. Ile rocznie trzeba odkładać. Co trzeba zmienić w strategii mojej firmy i mojej osobistej.
Odkryłem 2 całkiem sensowne drogi do realizacji tego celu.
Nagle okazało się też coś zdumiewającego.
Że 99% wiedzy, która mi była potrzebna, by zaplanować realizację swojego celu - była już we mnie. Tylko nie wydobywałem jej, bo nie miałem powodu. Bo "buddyjska próżnia" z niej nie korzystała.
To samo działo się w przypadku klientów, z którymi pracuję nad ich markami. Okazuje się, że oni już od dawna wiedzieli wszystko, co trzeba było, by stworzyć genialną markę. Czy to osobistą, czy firmową.
Wiemy więcej, niż nam się wydaje.
Bo mózg działa kontekstowo. Jeśli jesteś np. w aptece - wydobywasz z siebie odpowiednie informacje, jaki lek kupić. Ta sama informacja nie jest Ci potrzebna, gdy jesteś w warzywniaku.
Ale Twój mózg sumarycznie wie więcej, niż myślisz.
A Ty - nie mając jasno określonego celu - nie masz powodu, by tę wiedzę wydobywać.
Zacząłem odkrywać w sobie istne kopanie kreatywności - niewyczerpalne źródła pomysłów, innowacji, zaskakujących konceptów. Dziwnych i czarujących.
Mając jasny cel, zaczynasz dostosowywać swoje zachowania tu i teraz do tego celu. Nieważne, czy uda Ci się zrealizować, czy nie - nie uzależniaj się od planów, bo to tylko plany i cele w Twojej głowie a wszystko może zmienić się w 5 minut.
Ale mając cel, nagle wiesz, że wydając kolejną dychę na piękny obrazek na ścianę, odsuwasz się od tego celu.
Mając cel, nagle wiesz, co masz robić. Nagle wiesz, do jakiej roli musisz dorosnąć w życiu, aby ten cel osiągnąć.
Rok temu powiedziałem sobie, że będę projektował marki. Musiałem dorosnąć do roli doradcy, który serio wie, co robi. Skończyłem szkolenia, przeczytałem tony książek, rozmawiałem o budowie marki z najlepszymi. I dziś wiem, że dorosłem do tej roli - bo chciałem. Bo podniosłem sobie poprzeczkę.
I wiem, że niebawem ich wszystkich kurwa przeskoczę.
Pierwszy krok - drąż głębiej
Każdy, kto pracuje w marketingu, wie, że nakłonienie starego klienta do zakupu jest o wiele tańsze, niż nakłonienie nowego.
Zadzwoniłem do klienta od rozpadającej się spółki.
Okazało się, że rozpadł się dział sprzedaży i pociągną tylko do końca roku.
Wypytałem o wszystko. I okazało się coś zdumiewającego. Że mogę zastąpić cały ten jego przestarzały system sprzedaży. Że kompletnie nie korzystali z nowych mediów. Że nie rozumieli nowoczesnego marketingu. Nie kumali, na czym polega budowanie marki.
Summa summarum - pracuję teraz dla niego i konstruuję mu ten system od nowa.
Za większą kasę, niż pierwotnie przewidywaliśmy!
Czasem wystarczy się po prostu nie poddawać. Bo nigdy nie wiesz, ile metrów od skarbu przestałeś kopać.
Drugi krok - mów, komu trzeba
Powiedziałem osobom z mojego otoczenia o moim celu.
Tym, którzy coś osiągnęli w życiu swoją pracą. Tym, które coś wiedzą.
Po co?
Tu nie chodzi o motywowanie się (nie muszę się motywować do celu, który tak naprawdę CHCĘ zrealizować) - motywowanie w stylu "skoro powiedziałem wszystkim, to teraz głupio się wycofać".
Chodzi o to, by IM otworzyć oczy.
I nagle dziś dzwoni ojciec. Mówi, że poznał na weselu (na którym był z moją mamą) parę młodych ludzi. I że oni budują dom. Dwie działki od naszej działki. Nad jeziorem...
Ta działka była latami "nie do ruszenia". Z powodu absurdalnych przepisów, które umożliwiały tam budowę tylko letniskowego domku.
Teraz nagle okazało się, że przepisy się zmieniły i że można tam zbudować dom...
Być może nigdy mój ojciec by ich nie zapytał. Nie drążył tematu. Nie przyszłoby mu do głowy, żeby dowiedzieć się, czy coś się zmieniło.
Nagle od planowanych wydatków mogę odjąć setki tysiące złotych.
Nagle realizacja planu przyspieszyła magicznie o lata.
Oczywiście za szybko, by topić truskawki w szampanie.
Teraz muszę się wszystkiego dowiedzieć krok po kroku. Czy to wszystko jest okej. Ale wszystko póki co wskazuje na to, że oto nagle jednym sprytnym ruchem mógłbym zrobić szach mat i za śmieszną kasę przepisać tę starą, prawie zapomnianą działkę na siebie.
Nie będę się upierał, że nie ma w tym elementu czystego farta.
Ale temu fartowi można dopomóc. Gdy masz cel i ludzie dookoła wiedzą, jaki to cel - może zdarzyć się zaskakująca kombinacja elementów, które możesz odpowiednio wykorzystać.
Uda się czy nie?
To nieważne.
Będę tym samym człowiekiem - z domem czy bez. "Buddyjska próżnia" czuwa, bym grał w tą grę niczym zawodowy gracz w pokera. Bez emocji, z czystą kalkulacją w umyśle.
Rzucam sobie wyzwanie. Czy mój umysł zwycięży materię? Czy da sobie wielki dowód własnej wielkości? Czy ma dość wiedzy? Sprytu? Kreatywności?
To wielki test dla narzędzia, jakim jest.
Wyzbycie się chęci zaimponowania sąsiadom sprawiło, że na budowie domu mogę oszczędzić setki tysiące złotych - bo nie planuję mieć rezydencji, ale skromną chatkę, w której zmieszczą się spokojnie 2 kochające się osoby, pies i 2 koty.
Domy drewniane są tańsze o połowę, szybciej się je stawia i mają te same parametry, co murowane. Są tak samo bezpieczne, ciepłe i trwałe. Gdybym uwierzył w matixowe przekonanie, że "przecież wszyscy mają murowane, to na pewno lepsze" - kosztowałoby mnie to górę pieniędzy.
Wiara w jedno durne przekonanie może Cię kosztować góry hajsu. Przemyśl to.
I poczuj to:
Świat przed Tobą otwiera non stop ogromne możliwości, z których nie zdajesz sobie sprawy. Jest więcej opcji, niż kiedykolwiek sobie uświadomisz. Koło 30 lat masz już tyle życiowego doświadczenia, że możesz zacząć z niego czerpać.
Wiesz więcej, niż Ci się wydaje.
Często masz w sobie już zdecydowaną większość wiedzy, jaka jest potrzebna, by zaplanować sensownie realizację swojego planu.
I że czasem - jak w jakże obśmiewanym "Alchemiku" Coelho - gdy czegoś spójnie pragniesz, Wszechświat zaczyna Ci potajemnie sprzyjać.
Bo on sprzyja tylko tym, co potrafią korzystać z umysłu.
Wielkie dzieki za tego bloga i mam nadzieje, ze kiedys na jego podstawie napiszesz ksiazke... kupuje od razu conajmniej 10szt ;-)
OdpowiedzUsuńMiło słyszeć :)
UsuńO książce - pomyślę :)
Wspaniały wpis, niezwykle motywujący, popychający do działania. Tak jak poprzednik powyżej; gdybyś kiedyś wydał książkę na podstawie tego posta, kupiłbym nie tylko sobie ale i paru znajomym, borykającym się z podobnym co ja problemem.
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie spytać: czy istnieje szansa w przyszłości pojawienia się wpisu na temat pielęgnacji ciała? Zwłaszcza depilacji "trudnych" okolic oraz walki z niedoskonałościami w tychże miejscach?
Książki jeszcze nie planuję, chociaż... Kto wie? :)
UsuńTak czy inaczej - dziękuję za miłe słowa!
Tak, myślę, że można się spodziewać posta o pielęgnacji ciała. W końcu warto o siebie dbać także fizycznie :)