W teraźniejszości w 99% przypadków nie dzieje się nic złego. W teraźniejszości zazwyczaj nic nam nie grozi. W teraźniejszości jest tylko to, co jest tu i teraz.
Teraźniejszość to kraina bez złowieszczych prognoz, chamstwa polityki, bez żarliwych konfliktów, awantur.
I choć w teraźniejszości żyjemy ciągle, non stop (nie mamy wyjścia), to czasem „powrót” do niej zajmuje nam wiele czasu. Nasze rozszalałe umysły wciąż opowiadają nam historie o tym co było i co niby będzie – sprawiając, że umyka nam w życiu to, co najcenniejsze: chwila obecna.
Jak to zmienić? Jak znów nauczyć się – niczym dzieci czy zwierzęta - żyć tym, co jest? Jak poczuć na sobie, że problemy to tylko… fikcja umysłowa?
Doceń to, co jest
Większość ludzi zgodzi się ze stwierdzeniem, że powinniśmy doceniać to, co mamy.
Nasze pogrążone w wewnętrznych aferach umysły sprawiają jednak, że przez większość czasu nie widzimy tego, co mamy przed oczami – więc jak mielibyśmy to docenić?
Jak mielibyśmy poczuć wdzięczność za każdy oddech, skoro zazwyczaj ani jednego z nich nie jesteśmy świadomi?
Umysł to fantastyczna maszyna, ale jego zadaniem jest tylko i wyłącznie odpowiadanie na jedno zasadnicze pytanie – co ma robić ciało tu i teraz?
Jeśli jego dywagacje, historie, przemyślenia nie potrafią odpowiedzieć, co powinieneś zrobić tu i teraz – jaką realną, fizyczną czynność masz podjąć – to wszystkie te procesy są niepotrzebne.
Są tylko pieprzeniem. Mogłyby nie istnieć, bo i tak nic obiektywnie nie robisz. Nie zmieniasz rzeczywistości.
Nieważne, co planujesz. Nieważne, co przeżyłeś. Nieważne, co przewidujesz, co wymyślasz, co wspominasz. Ważne, co zrobisz na tej podstawie tu i teraz.
Bo tylko tu i teraz w ogóle cokolwiek możesz zrobić.
Nie możesz zrobić czegoś „za moment” – bo „za moment” nie istnieje. Gdyby istniało, nie byłoby to już „za moment”, ale „teraz”.
Tylko tu i tylko teraz możesz podjąć decyzję, aby coś zrobić. Albo czegoś nie robić.
Oczywiście układanie planów jest przydatną umiejętnością. O ile w końcu doprowadzi Cię do podjęcia decyzji i wykonania akcji tu i teraz. Jeśli nie postawisz pierwszego kroku – to plan pozostanie tylko teorią. Abstrakcją. Konceptem.
A nie faktem.
Mnisi buddyjscy uczą się wciąż na nowo koncentrować na swoim oddechu. Bo oddech zawsze jest tu i teraz. Ciało i jego odczucia, emocje, reakcje – są zawsze w teraźniejszości.
Umysł natomiast podróżuje przez czas – rzadko kiedy wracając do tego, co dzieje się w teraźniejszości; wokół nas, przed naszymi oczami. Dla wielu z nas teraźniejszość to tylko mały punkciki „przerabiający” przyszłość na przeszłość.
A przecież to właśnie ten mały punkcik jest areną, na której toczy się całe Twoje życie przez cały czas. To, co było, teraz jest tylko obrazem w Twojej głowie, który przywołujesz. To, co będzie, także.
Te obrazy w Twojej głowie… także wyświetlają Ci się tu i teraz.
Bo nie ma nic innego tak naprawdę. Nie ma żadnego „kiedyś”, „niegdyś” czy „tam”. Zawsze mamy przed oczami albo to, co nas w danej chwili otacza. Albo to, co sobie wyobrażamy, że dzieje się „tam”, działo się „niegdyś” i będzie dziać się „kiedyś”.
Być może zaczyna do Ciebie już docierać fakt, że większość ludzi śni. Halucynuje na jawie. Często sny, które są okropne.
W rzeczywistości problemy nie istnieją. Wszechświat istniał bez nas i nie było w nim żadnych problemów – działo się to, co miała się dziać (a wiemy to stąd, że się działo). Dopiero, jak pojawił się człowiek, pojawił się koncept pt. „problem”. Zaczął określone sytuacje nazywać problemami.
Tworzenie problemów to metoda przydatna w zarządzaniu swoim zachowaniem, to fakt. Koncept ten generuje stres, który czasem działa motywująco. Problem jest jednym ze skuteczniejszych (stąd też nagminnie stosowanych) metod motywowania się.
Co nie zmienia faktu, że problemy nie istnieją w obiektywnej rzeczywistości. Istnieją nieprzyjemne emocje. Istnieją wyobrażenia celów, których nie potrafimy osiągnąć. To tyle. Reszta to iluzja. Zły sen o złym świecie i złych ludziach – skonstruowany na bazie nikłych przesłanek.
Wiem, że trudno wyrwać się z tej iluzji. Że trudno się obudzić. Bo umysł wciąż powtarza te same śpiewki, wyświetla przed oczami te same obrazy, filmy, odtwarza te same słowa, przemówienia, dźwięki.
I wiem, że – choć moje słowa być może na jakimś poziomie brzmią dla Ciebie logicznie (albo i nie) – póki tego nie doświadczysz, nie zrozumiesz w pełni.
Nie poczujesz.
Jeśli nie wyskoczysz ponad taflę, to nie odkryjesz, że całe życie pływałeś w wodzie. Dopiero, gdy uda Ci się obudzić choć na chwilę, poczujesz to, o czym tutaj piszę - że śniłeś.
Inaczej będzie to wszystko tylko suchą teorią – kolejną opowieścią. Ładną, inspirującą być może, ale tylko opowieścią.
Jak znaleźć budzik:
Budzikiem jest Twoja świadomość. Celowa koncentracja na tym, co jest tu i co jest teraz. Może to być oddech, może to być cokolwiek innego.
Oczywiście umysł nie da Ci spokoju. Przynajmniej nie na początku.
Gdy tylko skupisz się na dłużej na tym, co jest tu i teraz – on za moment wymyśli myśl, która będzie Cię kusić.
To będzie może w stylu „ooo, super, koncentruję się na teraźniejszości” – choć to już historia, bo właśnie koncentrujesz się na myśli, która zawsze dotyczy tego, co było (myśli, nawet w czasie teraźniejszym, zawsze są choćby minimalnie spóźnione w stosunku do tego, co jest).
Wtedy złap się na tym, że odpływasz i znów wróć do koncentracji na tym, co jest tu i teraz – np. na swoim oddechu.
Medytacja to nie jest oczyszczanie umysłu. To jest ciągła walka z chwastem myśli, który kiełkuje na nowo i na nowo. To ćwiczenie w wyrywaniu tych chwastów. To ucinanie tych myśli, gdy są jeszcze w zarodku.
To uświadamianie sobie, że umysł wciąż próbuje przechwycić naszą uwagę i pokierować ją na tor luźnych skojarzeń – podążając drogą zupełnie losowo wdrukowanych ścieżek neuronowych w Twojej głowie.
To tylko powtarzanie tego, co już było. Umysł bez odpowiednich strategii raczej nie będzie kreatywny. Będzie tylko powtarzał to, co już było. Jak zdarta płyta.
Przejmij stery. Zauważ i usłysz to, że myślisz. I stań obok tych myśli. Uświadom sobie, że treść nie jest ważna – ważne jest, że złapiesz się na tworzeniu wewnętrznych obrazów, na gadaniu do siebie głosami o określonych tonacjach i brzmieniu.
Utnij to. To Twój umysł. Świadomie masz kontrolę nad tymi rzeczami.
Ucinaj to wciąż na nowo, bo to wciąż będzie kiełkować. Ćwicz tę umiejętność i stawaj się w niej mistrzem.
Początkowo będziesz się łapał na tym, że Twoje myślenie wywiodło Cię w pola dalekie od Twojego oddechu po wielu minutach. Potem czas ten się skróci. Już po paru sekundach będziesz wiedział – oho, znów dałem się zdekoncentrować. A potem będziesz ucinał każdą myśl już w zarodku.
Staniesz się mistrzem wygaszania swoich myśli.
Nigdy zapewne nie uda Ci się tego osiągnąć w 100%. Twoje myślenie zawsze będzie się „tliło” gdzieś tam w środku głowy. Ale to nie będzie już pożar. To będzie cieniutka strużka myślenia, które będzie tylko rozmazanym, bezkształtnym majaczeniem.
A Ty znajdziesz się w pełni w teraźniejszości – w krainie bez stresu, bez celów, bez problemów, bez konfliktów, bez żadnych konieczności i obowiązków.
Już po tygodniu takich ćwiczeń – po ok. 30 minut dziennie (minimum 21 minut, bo tyle potrzebują hormony stresu, żeby się rozłożyć) – zauważysz i poczujesz w swoim życiu spektakularne zmiany.
Oto 99% problemów po prostu się rozpłynie. Sam zdecydujesz, co nazywać problemem, by się motywować i wywoływać w sobie stres, na który się zgodzisz (stres – wbrew pozorom – nie jest zły).
I wtedy i tylko wtedy serio poczujesz to, o czym tutaj piszę. Podpiszesz się pod każdym moim słowem, bo będziesz miał doświadczenie tej sytuacji.
A nie tylko jej koncept w głowie.
Decyzja, czy zacząć ćwiczyć, jest w Twoich rękach.
Możesz przez resztę swojego życia śnić i żyć historiami, które niczego nie zmieniają. Możesz oddawać się iluzjom i napinać swoje ciało w przypadkowych momentach życia (np. idąc ulicą i rozgrzebując przykre sytuacje sprzed 5 lat).
Ale możesz też już dziś zacząć systematycznie ćwiczyć koncentrację na swoim oddechu – wciąż na nowo wracając do teraźniejszości i rozwijając w sobie umiejętność „ucinania myślowych chwastów”, które przeszkadzają Ci w pełni cieszyć się tym, co jest tu i teraz.
To Twoje życie i sam decydujesz, jak chcesz je spędzić. Kontroli nad umysłem nie przejmiesz – ale możesz przejąć kontrolę nad swoją koncentracją, uwagą, świadomością. Co nauczy Twój umysł z biegiem czasu, jak ma myśleć.
Działaj. Zmień tą wiedzą swoje życie. I baw się dobrze.
Witaj, czytam tak sobie od czasu do czasu twojego bloga i powiem ze całkiem czasem mi pomaga, szczególnie mam problem z moim mysleniem i wyobrażaniem co moze sie stać. Dlatego Chętnie wypróbuje medytacje którą tu opisujesz, mam nadzieje ze przynajmniej to pomoże :)
OdpowiedzUsuńNie próbuj - rób to i praktykuj, aż zobaczysz efekty! :)
UsuńKiedy jest najlepszy czas na cooming out wg ciebie? :D
OdpowiedzUsuńCzy każdy sam to czuje? Może to dobry temat aby popełnić wpis?
To dobry temat na wpis. Od dłuższego czasu układam sobie w głowie, jak podejść do tego tematu. I pewnie niebawem się do kwestii comming outu odniosę.
UsuńŁączę pozdrówki.
Trafiłeś w samo sedno, problemy to wytwór naszego umysłu.
OdpowiedzUsuńAle sam wiem jak ciężko jest się niech pozbyć.
Gorąca polecam książki
Eckhart Toll Sztuka Teraźniejszości i Nowa Ziemia oraz 10 dniowy kurs medytacji zupełnie za darmo Vipassana.
Pozdrawiam Serdecznie
Dzięki :)
UsuńDreamWalker, rozpuszczenie neg. emocji w sobie to jedno, a co z odpowiedzialnością tych co nas skrzywdzili? co jeśli chełpią się? Nienawidzę porad w stylu "wybacz innym", bo gów.o znaczą, już komunikat w stylu "kup 2 bułki i gazetę" jest bardziej dobitny, ale Ty nie piszesz o wybaczeniu, lecz doradzasz bardziej praktycznie no ale jakby nie patrzeć obojętnie jak byśmy się nie oczyścili i jak bardzo byli w TERAZ, to TAMCI POZOSTAJĄ bezkarni
OdpowiedzUsuńDopóki nosisz w sobie przekonanie o tym, że zostałeś skrzywdzony - dopóty nie wybaczysz i będziesz żył historią, w której jesteś ofiarą i chcesz wyrównania rachunków.
UsuńGdyby Twój umysł przestał wierzyć w to, że zostałeś skrzywdzony - nie potrzebowałbyś niczego wybaczać.
"Krzywda" nie jest nigdy doświadczeniem, ale interpretacją doświadczenia. Ktoś może mnie pobić, okraść, zwyzywać, zdradzić - ale to umysł musi przykleić etykietę "krzywda", abym poczuł się skrzywdzoną ofiarą.
Jeśli tego nie zrobi, automatycznie jestem tylko "człowiekiem, któremu ktoś przywalił" - ale nie skrzywdzonym.
Takie podejście nie oznacza natomiast bierności - że ktoś może ze mną robić, co zechce. Mogę wciąż dążyć do zadośćuczynienia czy prawnie wymierzonej kary (i nawet powinienem - także z miłości do bliźniego-kata - aby go nauczyć odpowiedzialności).
Niemniej będę to robił, będąc wolnym emocjonalnie.
Dokładnie niedawno miałem taką sytuację, w której 99% ludzi poczułaby się okradziona. Na dużą kasę. Jednak zamiast wchodzić w narrację, że jestem ofiarą i frajerem - chłodno przekalkulowałem możliwości prawne i odzyskałem swoje pieniądze. Bez robienia z siebie ofiary czyjejś chciwości.
Polecam.
Ach - i jeszcze jedno.
UsuńPo pierwsze - nie ma negatywnych emocji.
Po drugie - nie pozbędziesz się ich medytując. Przynajmniej nie od razu i nie o to w medytacji chodzi.
Medytacja to ćwiczenie umiejętności koncentracji na tym, co jest. To nie oznacza, że rozpuścisz w sobie cokolwiek - po prostu przestaniesz z tym walczyć (i to wzmacniać przy okazji).
Medytacja to świadome przeżywanie emocji - także negatywnych. A nie tylko poddawanie się ich impulsom. To daje niezły wgląd.
Wiesz.. trudno się z Tobą zgodzić w ciężkich emocjach. No ale załóżmy, że już się oczyszczam, nie uciekam od emocji, rozpuszczam je i będąc w tej pustce nic nie przyjdzie mi do głowy, żadna chęć nawet usłyszenia głupiego przepraszam, NIC, zero chęci do rekompensaty, zero chęci zemsty itd. Czy to nie sprawi, że te "puzzle będą niepełne"? Chodzi mi o to, że po 1 czym innym jest kradzież a czym innym np. zdrada czy przemoc szkolna, kto ściga osobe co zdradziła, no nikt, żaden sąd, po 2 może być tak, że z tej pustki (oczyszczenia psychiki) wyłoni się no właśnie to co pisałem... NIC. zero potrzeby odszkodowań czy spraw w sądzie.
Usuń"Czy to nie sprawi, że te "puzzle będą niepełne"?"
UsuńJedną z Twoich historii musi być wyobrażenie "pełnych puzzli", które przypasowujesz do rzeczywistości i dostrzegasz różnicę.
"On powinien: przeprosić, wynagrodzić, zrekomensować itd."
Póki Twój umysł w to wierzy i tego nie dostaje, będziesz żył w napięciu.
Ale tylko ten pierwszy element jest tym, na który masz bezpośredni wpływ. Na to co "on" zrobi, nie masz.
Pytanie, w jakiej rzeczywistości chcesz żyć.
"Chodzi mi o to, że po 1 czym innym jest kradzież a czym innym np. zdrada czy przemoc szkolna"
W sensie prawnym - tak. W sensie emocjonalnym - wszystko to może być pretekstem dla umysłu, by uznać coś za "krzywdę". Jednemu okradną dom i nie będzie miał poczucia krzywdy. Drugiego skrytykują, a będzie miał uraz do końca życia.
"NIC. zero potrzeby odszkodowań czy spraw w sądzie."
Oddzielmy dwie sprawy. Emocje i rozsądek.
Emocje to domena mózgu limbicznego. To on uruchamia reakcje pt. walka czy ucieczka.
Rozsądek to domena tzw. kory kognitywnej.
Pozbywając się poczucia krzywdy - oddychasz emocjonalnie. Krew wraca do kory kognitywnej i zaczynasz myśleć rozsądnie, a nie w kategoriach zemsty czy krzywdy.
Masz ulgę. A jednocześnie znów masz czystość myślenia racjonalnego i chłodnej kalkulacji.
Czy emocjonalnie dobrze jest opuścić i wybaczyć? Oczywiście!
Czy ROZSĄDNE jest odpuścić? Nie!
Po zrozumieniu, że krzywdy nie było - a więc nie ma i urazu - walczysz o swoje z miłością i spokojem. Bo tak jest rozsądnie. Nawet dla samego winnego.
Ale nie męczysz się historiami, w których jesteś ofiarą i które robią z Ciebie marionetkę emocjonalną. Wciąż jesteś wolny, otwarty na świat, spokojny.
Pewnie, że możesz żądać zadośćuczynienia z zaciśniętymi zębami, płacząc, rwąc włosy z głowy. Pytanie, czy nie można inaczej.
Bo wg mnie warto.
Jak wspomniałem - niedawno moi współpracownicy chcieli mnie oszukać na ogromne pieniądze. Poczułem się niewiarygodnie dojebany - do momentu, w którym odkryłem, że nie chcę tak funkcjonować.
Nie mam poczucia krzywdy. Powiem więcej - rozumiem ich zachłanność, arogancję. Duże pieniądze to dla ego niesamowita pokusa.
I nagle - po konsultacji z prawnikiem - okazało się, że... ja mam pełnię władzy. Mogę im odebrać tyle pieniędzy, ile chcę.
Ego oczywiście postulowało: zniszcz ich. Zaoraj i wapnem zasyp.
Ale gdy wyszedłem z historii o krzywdzie - stało się jasne. Chcesz żyć bez wyrzutów sumienia? Bez wrogów, którzy nie mają już nic do stracenia? Weź tyle kasy, ile uznasz za adekwatne do wkładu Twojej pracy.
I tak też zrobiłem.
"zero potrzeby odszkodowań"
Właśnie. Zero POTRZEBY. Już nie potrzebujesz odszkodowania.
Co nie znaczy, że go nie chcesz.
DreamWalker, chyba ,,muszę" o coś dopytać. No bo rozumiem, że mogę nie potrzebować odszkodowania, zemsty itd., ale co jeśli po pełnym oczyszczeniu z emocji nie będę również niczego chciał? dosłownie NIC, np. ktoś mnie okradł lub znęcał się a ja nic, zupełnie jakby nie miała krzywda miejsca? Czy takie odpuszczenie innym ma rację bytu? Pytam też dlatego, że obserwuję emocje, czyli je rozpuszczam i czasem zdarza mi się osiągnąć stan totalnej pustki, niektórzy nazywają to stanem zero. W takim stanie nie mam totalnie chęci i potrzeby jakiekolwiek zapłaty, odszkodowań, rozmów z "oprawcami", "kary", itd. itp. Po prostu nic. Jednak DZIWNIE tak jakoś.. tzn. chyba się boję tego braku chęci i potrzeby zemsty. Nie wiem jak to inaczej opisać.
Usuń"chyba się boję tego braku chęci i potrzeby zemsty"
UsuńHm... chyba boisz się braku chęci i potrzeby zemsty!
Czyli nie rozpuściłeś wszystkich emocji, nie osiągnąłeś stanu zero.
Ja miałem taką sytuację, że rozpuściłem emocje do zera - ale podjąłem decyzję, żeby wyciągnąć konsekwencje i nie popuściłem. Po prostu byłoby to nierozsądne.
Nie trzeba pałać chęcią krwawej zemsty, żeby odpowiednio reagować i uczyć ludzi, jak być lepszym.
DreamWalker, wcześniej wspominałeś o byciu okradzionym, w takiej sytuacji powiedzenie "akceptacja nie równa się bierność" oczywiście może się jak najbardziej sprawdzić. Ale co z rzeczami typu ktoś się znęcał nade mną i przez to wyłączył mnie z życia na długie lata albo partner/ka mnie zdradził/a. Czasem mam wrażenie, że gdybym był sprzedawcą i ktoś mi ukradł bułkę miałbym większe szanse aby poniósł on konsekwencje niż ktoś kto np. by mnie zdradził... bo co można w tym drugim przykładzie ..nie wiem właśnie co.. Ciebie okradli ale mogłeś zadziałać w świecie zewnętrznym, a taka zdrada kogo obchodzi, żadnego punktu zaczepienia. Tak samo jakieś pobicie mnie przed wieloma laty czy wyśmiewanie np. w klasie, nie widzę żadnej możliwości aby odpowiedzieli tamci za to.
UsuńKiedyś mój ex mnie zdradził. Przeżyłem to, fakt. Natomiast paradoksalnie - pozbawienie się chęci zemsty, odegrania się, zazdrości, poczucia krzywdy - pozwoliło mi zamknąć tamten rozdział.
UsuńBo kiedy mamy możliwość wyciągnięcia sensownych konsekwencji (w ramach prawa) - to powinniśmy to robić z rozumem. A kiedy nie mamy - cóż innego nam pozostaje, niż iść dalej i nie oglądać się już za siebie?
Raz jeszcze podkreślę - nie jestem za tym, żeby nie wyciągać konsekwencji prawnych za to, co ludzie przeskrobali. Ale jestem za tym, by mieć luz psychiczny.
Można wyciągać konsekwencje bez poczucia bycia skrzywdzonym, odrzuconym, zdradzonym; bez gniewu i zazdrości. Można to zrobić - ba! - nawet z miłości. Mając na celu to, by druga strona czegoś się nauczyła.
Nic się nie zmieniło... i aż wierzyć się nie chce, że mój pierwszy wpis jest prawie sprzed roku a ja dalej nie umiem odpuścić. Kilka lat gnębienia mnie w szkole + inne zdarzenia niezwiązane ze szkołą, tego było dziesiątki, ale najcięższe i najdłuższe to właśnie okres podstawówki.
UsuńZastanawia mnie, która opcja jest prawdziwa: to, że trzeba każdą emocję przeżyć na nowo, już na dorosłej świadomości czy że wystarczy odpuścić/wybaczyć, a wszelkie emocje ujdą same z siebie. To jest mój jedyny problem jaki uważam, że mam - bagno emocjonalne. Kiedyś uważałem, że mam multum problemów, teraz wiem że tylko brak odpuszczenia przeszłości, jakbym odpuścił to byłbym szczęśliwy
UsuńNie ma innej rady - zgłoś się po pomoc do profesjonalisty. Terapeuty, który pokaże Ci ścieżkę ku lepszemu rozumieniu sprawy i pomoże Ci porozumieć się ze swoją przeszłością.
UsuńNajwyraźniej Twoje przeżycie było tak duże, że tracisz jasność umysłu, a złe emocje przejmują stery.
Wybaczyć znaczy zrozumieć, że nie było krzywdy. To jest kategoria rozumowania, która w umyśle cierpiącej osoby po prostu jest niemożliwa do ogarnięcia.
Potrzebujesz pomocy i im szybciej do kogoś się z tym zgłosisz - tym szybciej z tego wyjdziesz. Być może potrzebujesz też leków. Ile lat się z tym zmagasz? Ile jeszcze czasu musi upłynąć, żebyś zgłosił się z tym do kogoś, kto Ci pomoże?
Ja tutaj niewiele mogę. Mogę Ci napisać, jak ćwiczyć, jak ja sobie z tym sam poradziłem - ale to będzie tylko komentarz na blogu. A Ty potrzebujesz realnej interwencji i być może leków.
Mam takie pytanie. To po co w ogóle rzyć jak i tak nas nic nie będzie czekało po śmierci.Twierdzisz że trzeba żyć i wyłącznie teraźniejszością. Ale gdyby tak było to przecież cały czas by nam sie coś sypało. No bo nawet ustalić trzeba sobie plan na tydzień i to realizuję i jakoś źle się z tym nie czuję.
OdpowiedzUsuńPs. Jestem tylko szesnastolatkiem i chrześcijaninem praktykującym na dodatek gej. I jakiego jesteś wyznania?
"To po co w ogóle rzyć "
UsuńWybacz mój sarkastyczny komentarz, ale muszę. Po prostu muszę.
Czasem celem życia jest też bowiem poznanie zasad ortografii - aby nie dochodziło do zabawnych przeinaczeń.
"To po co w ogóle rzyć jak i tak nas nic nie będzie czekało po śmierci"
Śmierć jest historią o przyszłości. Nikt z nas nie przeżył śmierci - boimy się tylko tego, co sobie o niej myślimy. Tak samo to, co jest "po" śmierci - cokolwiek myślimy, nie mamy na to żadnego poparcia w doświadczeniu, bo nikt z nas jeszcze nie umarł.
Ale i nie musimy mieć tego poparcia. Snucie historii o tym, co jest po śmierci, jest marnotrawieniem teraźniejszości. A często próbą załagodzenia lęków egzystencjalnych.
Dowiesz się, gdy nadejdzie czas - a teraz po prostu żyj tym, co dał Ci Bóg / Wszechświat.
"Twierdzisz że trzeba żyć i wyłącznie teraźniejszością."
Nie trzeba, ale warto.
"Ale gdyby tak było to przecież cały czas by nam sie coś sypało. No bo nawet ustalić trzeba sobie plan na tydzień i to realizuję i jakoś źle się z tym nie czuję."
Dopóki myślenie o przyszłości czy przeszłości jest traktowane przez umysł jako NARZĘDZIE do czegoś - nie ma problemu.
Możesz wyciągnąć wnioski z doświadczenia, które zmienią Twoje zachowanie tu i teraz. Albo stworzyć plan i się go trzymać - zaczynając tu i teraz.
Ale gdy umysł 99,99% czasu pływa w basenie wspomnień i marzeń - omija go tzw. życie. Bo nie żyjesz tym, co jest, lecz opowieściami.
Trudno być wtedy szczęśliwym. W moim doświadczeniu szczęście nie istniało na poziomie konceptu nigdy. Zawsze było otwarciem się na to, co jest w teraźniejszości.
"I jakiego jesteś wyznania?"
Moją religią jest rzeczywistość. Moim Bogiem jest Wszechświat.
To nie jest żadna religia w rozumieniu potocznym. Dawno temu pozbyłem się potrzeby wiary w coś, co jest poza moim zmysłowym doświadczeniem.
Wystarcza mi to, co jest.
DreamWalker, autor wpisu wyżej zakłada, że i tak wszyscy umrzemy. Czy jeśli ja np. uważam: NIE WIEM czy umrzemy zamiast "Umrzemy.", to to jest bardziej prawdziwe, że tak to nazwę? Po prostu nie wiem kiedy uznawać coś za fakt, a kiedy poddawać w wątpliwość. W końcu za 50 lat może być tak, że będziemy żyć wiecznie a może już możemy (teoria psychosomatyki).. i tak to wszystko wydaje mi się głupie :D
OdpowiedzUsuńJa też zakładam, że umrzemy. Umarli wszyscy z przeszłości, ludzie umierają cały czas i to się nie kończy. Więc racjonalny umysł podpowiada, że "kiedyś i ja umrę".
UsuńPytanie: co z tego?
Co mogę z tym zrobić tu i teraz? Jeśli mogę - to zrobię. Jeśli nie, to cieszę się tym, co mam, czego doświadczam.
Śmierć - dla Ciebie, dla mnie - jest prawdziwa tylko, gdy jej doświadczamy. Nikt z nas nie ma takiego doświadczenia. Najwyżej umieranie.
Umiejętność rozróżniania faktów od opinii jest kluczowa, by wydostać się z matrixa. Dla mnie osobiście kluczowe jest to, czego doświadczam zmysłami - bez żadnych interpretacji, domysłów itd.
Innymi słowy - nawet, jeśli wiem, o jest za winklem tego domu, to póki moje zmysły tego nie doświadczą (a nawet wtedy jest to w jakiś sposób do zakwestionowania), to nie mogę mieć pewności, że to nadal tam jest.
Wszelkie kiedyś, niegdyś i tam - to wyobraźnia. Zmysłami doświadczamy ciągle tego, co jest tu i teraz. I tylko tego. Resztę konstruuje nas umysł - to tzw. model rzeczywistości.
Każdy model rzeczywistości jest jak mapa - bywa użyteczny, bywa praktyczny, bywa pomocny. Ale zawiera jednocześnie mnóstwo usunięć (mapa nie może 1:1 zawierać informacji o terenie, bo byłaby terenem), generalizacji (każde drzewo na mapie jest takie samo) czy zniekształceń (budynki "są szare" - w rzeczywistości są różne).
Itd.
Model nie jest rzeczywistością. Mapa nie jest terenem.
Korzystajmy z naszych modeli rzeczywistości, bo powstały w wyniku doświadczenia lub historii przekazywanych przez innych.
Ale jednocześnie pamiętajmy, że faktem jest tylko to, co jest tu i teraz. Reszta to wyobrażenia o tym co było, będzie i co jest "gdzieś tam".
Może poświęcił byś jeden z twoich rozdziałów na tym blogu na ten t bycia gejem i chrześcijaninem bo czasem piszesz coś co jest sprzeczne z wiarą a zarazem nic niewinnego. Z tąd właśnie biorą się wątpliwości wśród młodych gejów jaką drogę mają wybrać. I nie rozumiem nadal twoje koncepcji co do twojego poglądu na świat i życia bez boga.
OdpowiedzUsuńTemat w sumie fajny - jak porzuciłem wiarę. Tylko sądzę, że wielu zburzyłby spokój ducha :)
UsuńTak, można być gejem i chrześcijaninem. Ale nie można być tym drugim, jeśli się nie jest TERAZ :)
UsuńCześć autorze,
OdpowiedzUsuńmam nietypowe pytanie.Kiedy pierwszy raz pocałowałeś się z chłopakiem? I jak było, co czułeś takie detale mnie w sumie obchodzą. I miałbym prośbę, żebyś opisał etapy zdawania sobie z twojej homoseksualnośi. Kiedy to nastąpiło, kiedy zdałeś sobie sprawę, jak to wyglądało w wieku nastoletnim itp i na jakim etapie odrzuciłeś miłość hetero? Czy jako nastolatek czy teraz jako "dorosły" facet :) I czy może całowałeś się z dziewczyną? Myślę, że pomożesz mi bardzo jeśl odpowiesz :D
Oj, ktoś tu nie przejrzał archiwum bloga :) Otóż pierwszy wpis z serii "DreamWalker story" był właśnie o tym.
Usuń"na jakim etapie odrzuciłeś miłość hetero?"
Lol, na tym samym etapie, na którym osoby heteroseksualne odrzucają miłość homo.
O tym, że jestem gejem, wiedziałem od zawsze. Od maleńkości czułem, że jestem inny. I nigdy nie całowałem się z dziewczyną.
Dream skoro już piszesz o śmierci to mam fajny pomysł. Doświadcz jej i potem opowiedz o tym na tym blogu :) Jak tam jest ilu chłopakow spotkałes w niebie/wszechświecie itp ;) może to dobry temat na wpis? Pozdro :))
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi, co autor miał na myśli, pisząc "doświadcz jej". Mam się zabić? Czy za tym komentarzem kryje się po prostu niedomówienie? Czy tęga ironia? - bo nie czaję.
UsuńDobry wpis. Taki praktyczny, zupełnie inny niż inne o tematyce "rozwoju" gdzie jest dużo nowomowy i pieprzenia ogólników. Psychologiem jesteś? W podobnym tonie o uczuciach i emocjach i myslach mówiła do mnie moje była psycholog. By je zatrzymywać i pytać się czemu tak. Czy to na pewno tak jest jak myślę.. Itd hehe
OdpowiedzUsuńA dziękuję :)
UsuńNie, nie jestem psychologiem. Ale to w pewnym sensie moja pasja :)