Od zawsze wiedziałem jedno: jestem jakiś inny. Jak puzzel z innej układanki. Nie akceptowałem siebie - walczyłem ze sobą, ze swoimi odruchami, myślami, uczuciami. Byłem nieszczęśliwy.
Przebyłem długą drogę, nim wyszedłem na prostą. Chciałbym Wam o tym opowiedzieć - bo myślę, że może komuś pomóc w odkryciu jego własnej drogi do pełnej akceptacji i zrozumienia siebie.
Rysowałem sportowców w majtkach
Miałem bodaj 5 lub 6 lat, gdy zafascynowały mnie męskie zawody w podnoszeniu ciężarów. Wielcy, silni mężczyźni jęczeli spoceni na wizji - a mnie ogarniała ekscytacja. Pamiętam, że nawet rysowałem ich w samych majtkach i mówiłem wszystkim, że kiedyś też będę unosił sztangi.
Po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że inne chłopaki interesują się dziewczynami - a ja nie. Ogólnie niedookreślony pociąg i zainteresowanie mężczyznami miałem od zawsze. Społeczeństwo między wierszami mówiło mi: to złe. To chore.
Aż w wieku 18 lat zakochałem się po uszy w pewnym facecie.
To uczucie było tak piękne, tak doskonałe, tak boskie - że wiedziałem już, że to nie może być coś złego. Cały świat się myli. Tak zaakceptowałem swoją orientację.
Jednak to, że zaakceptowałem ją u siebie - nie oznacza, że pozbyłem się wszelkich negatywnych stereotypów o gejach, jakie społeczeństwo zdołało mi wsadzić do głowy - że jesteśmy "rozwiąźli" seksualnie, niewierni, wiecznie napaleni. Że tworzymy płytkie relacje, roznosimy HIV i chcemy adoptować dzieci, żeby je wykorzystywać.
Lata obserwacji, analiz i rozmów z Czytelnikami tego bloga uświadomiło mnie, jak jest naprawdę. Wszystkie te pojebane stereotypy zostały stworzone przez heteryków, którym utkwiły w głowie tylko te obrazy gejów, które najbardziej ich szokowały - pomijając całą prawdę.
Zdecydowana większość gejów jest monogamicznych i chce stworzyć związek oparty na miłości. Związki gejowskie są trwalsze od związków hetero i lesbijskich. Geje potrafią być przykładnymi ojcami - choć większość dzieci mieć nie chce. Problem HIV dotyczy w sumie niewielkiego procenta gejów - i najczęściej tych, którzy serio serio niebezpiecznie się zachowywali.
Starałem się odkryć, jaka jest o nas prawda w sensie statystycznym. Po to były te ankiety i setki pytań - bo dziś wiem już o wiele więcej. Stereotypy w większości się rozpadły - a jeśli się jakieś ostały, to już na pewno nie na tyle silne.
Te fatalne stereotypy to język, jakimi posługują się nierozgarnięci ludzie, którzy nie znają gejów (to samo tyczy się samych gejów-homofobów).
Opowiadają o nas jak o dzikim plemieniu z odległej krainy, które dopuszcza się bezeceństw i szokujących praktyk. Szukają sensacji, szoku i kochają się oburzać - są wręcz od tego uzależnieni.
A ja odkryłem, że geje to fajni ludzie. Tak po prostu. Jasne, z problemami, obawami, swoimi pewnymi przywarami - ale w większości to po prostu fajni, życzliwi ludzie.
Lubię ludzi, ale nie chcę z nimi przebywać - nie oczekuję, że ktoś to zrozumie
Czy te wydarzenia zakończyły mój proces samoakceptacji? Nie - było jeszcze sporo rzeczy, z którymi musiałem się wewnętrznie dogadać.
Kolejną kwestią była moja tendencja do uciekania od ludzi. Podczas gdy inni chodzili na imprezy, pili i się bawili - ja wolałem siedzieć w domu, w ciszy, w samotności i czytać książki, oglądać filmy czy grać w gry. Społeczeństwo znów zdawało się to źle oceniać - jesteś odludkiem, trzeba się uczyć współpracy, żyć z ludźmi, bawić - a nie izolować. To podejrzane.
Lata później trafiłem na cudowną książkę "Ciszej proszę siła introwersji w świecie który nie może przestać gadać" Susan Cain. Nagle okazało się, że jestem introwertykiem i że jest to mój ogromny atut.
Najbardziej w głowie utkwiła mi obserwacja autorki, że E = mc2 nie wymsknęło się nikomu pod czas imprezy między jednym a drugim drinkiem. Ale było efektem samotnej, ciężkiej pracy i analizy.
Niemal wszyscy wielcy wynalazcy, filozofowie, artyści byli introwertykami, którzy samotnie pracowali, myśleli, pisali, tworzyli. Picasso mawiał ponoć, że bez samotności żadna poważna praca nie jest możliwa.
Introwersja dotyczy sposobu, w jaki nasze umysły przetwarzają bodźce. Ekstrawertycy są w stanie przyjmować wiele różnorodnych bodźców i analizują je pobieżnie. Introwertycy z kolei bardzo głęboko analizują bodźce - w związku z tym intuicyjnie unikają ich nadmiaru, by móc skupić się na ważnych ideach.
Zrozumiałem, że introwersja to dar. To umiejętność samodzielnej pracy. To zdolność do koncentrowania się na dużych, ważnych ideach. To pogłębione rozumienie świata. To wybieranie garstki znajomych, z którymi można głębiej pogadać - ponad tłum płytkich ludzi, którzy gadają tylko o pieniądzach i statusie społecznym.
Z tego zakresu polecam też książkę "Sekretne życie introwertyków" Jennifer Granneman.
Raz rozbolał mnie brzuch. I ból trwał 23 lata.
W wieku 8 lat zachorowałem na coś. Bóle brzucha atakowały mnie kilka razy dziennie. Tak silne, że ledwo widziałem na oczy. Do tego całe spektrum objawów jelitowych - tak bardzo wstydliwych i upokarzających dla młodego człowieka.
Pojawiły się stany lękowe i depresyjne - co nie dziwi, gdy takie rzeczy się dzieją. I do tego wmawianie mi, że to wszystko moja wina, bo "to na pewno od stresu". "Sam sobie to robisz" - mówili ludzie dookoła. "Schizujesz się, przestań".
Pojawiło się potężne poczucie winy. Przeświadczenie, że jestem złym człowiekiem.
Trwało to 23 lata - nim w końcu znalazłem rozwiązanie. Dietę i leki, które co prawda nie wyleczyły mnie - ale usunęły 95% objawów. I medytację oraz metody kwestionowania siebie - które usunęły moje poczucie winy, wstyd, lęki i stresy.
Dziękuję przeznaczeniu, że było mi dane żyć w czasach, gdy nauka potrafiła mi pomóc. I mogłem odkryć metody, by sobie pomóc.
Dziś musiałbyś bardzo dobrze przyjrzeć się mojemu życiu, żeby odkryć, że noszę w jelitach dziwną i nieuleczalną chorobę, której korzenie sięgają neurologii, hormonów, bakterii jelitowych i układu immunologicznego. Nikt nie wie, co to jest.
Ale na szczęście mam już sporą kontrolę nad tym. I - co najważniejsze - zaakceptowałem siebie jako osobę chorą. Przyjąłem z pokorą oczywisty fakt - po dekadach walki ze sobą i obwinianiu siebie za swój los.
To była wielka lekcja o bólu. Gdy mówisz "boli mnie" - to odbierasz to jako karę. Jako atak na siebie. Ale jeśli powiesz "odczuwam ból" - po prostu opisujesz swoje doświadczenie. Nagle ból staje się informacją o stanie organizmu - a nie sygnałem słabości czy wady.
Niby niewiele. Ale zmieniło moje życie.
Nie lubiłem biegać, więc robiłem to przez 4 lata
Przez parę lat na siłowni dawałem sobie wycisk cardio - głównie na bieżni. Nie znosiłem tego, źle się po tym czułem, ale robiłem to, bo "tak się powinno".
Aż trafiłem na badania, gdzie naukowcy obserwowali szczury. Jedne chętnie angażowały się w ruchowe zabawy i tzw. "aktywny wypoczynek", podczas gdy drugie najchętniej leżały i odpoczywały. Przebadano ich geny. Okazało się, że aktywne szczurki miały genetycznie zakodowaną większą wydolność krążeniowo-oddechową, niż szczurki leniwe.
Potem zrobiono coś ciekawego. Zmuszono obie grupy szczurków, by regularnie biegały na bieżni. Szczurki aktywne chętnie brały w tym udział - leniwe trzeba było zmuszać. W efekcie - te leniwe ŻYŁY KRÓCEJ niż aktywne. Z powodu niedotlenienia.
Ja jestem leniwym szczurkiem.
Na myśl o intensywnym bieganiu robi mi się niedobrze. Wolę spacery lub krótkie ćwiczenia siłowe. Zrozumiałem, że mam geny niższej wydolności krążeniowo-oddechowej. I że bieganie robi mi to, co czułem, że mi robi - szkodzi.
Olałem to. Spacery i krótkie, intensywne wysiłki działają na mnie o wiele lepiej.
Zdałem sobie sprawę też, jak bardzo jesteśmy zdeterminowani naszymi genami. Że to, co przyjmuje społeczeństwo za dobre i normalne - nie musi być dobre dla mnie. A nawet szkodliwe.
Ale kultura uczy nas, że wciąż trzeba "się przełamywać". Zaciskać zęby i walczyć ze swoimi "słabościami". Praktycznie każdy film o tym jest.
Jestem sobą w nocy
Mój świat ;) |
Pamiętam szkołę - wstawanie o 6:30 zimą, gdy na zewnątrz było ciemno i zimno, było katorgą i męczarnią. Potrzebowałem co najmniej godziny, żeby się ogarnąć. Czułem się przybity, smutny, wkurwiony.
Z perspektywy lat wiem, że miałem wtedy pierwsze objawy depresji.
Zawsze lubiłem siedzieć do późna w nocy i budzić się później - co było bardzo źle postrzegane. Leń, który złośliwie nie chce dopasować się do norm. Podczas gdy właśnie w nocy mój mózg szalał w fantazjach i pracował na pełnych obrotach - jak wtedy spać??
Potem trafiłem na prezentację TED pt. "Okradzeni - rzecz o nocnych markach". I dotarło do mnie to, co już czułem wcześniej. Ludzie po prostu mają genetycznie zakodowane chronotypy - poranny, wieczorny i mieszany. Ja EWIDENTNIE mam wieczorny.
Pani Magda ładnie opowiedziała o tym, jak podcina się skrzydła osobom z chronotypem wieczornym - zmuszając ich do porannego wstawania. I że naukowcy od lat biją na alarm, że trzeba przesunąć godziny nauki szkolnej, gdy nie dewastować części dzieci i młodzieży (ok. 30% to nocne marki).
Zaakceptowałem swoją nocnomarkowość. Nocne marki są bardziej kreatywne.
Szały tworzenia i kwestia bycia, ekhm... artystą
Od zawsze rozsadzała mnie kreatywność. Od dziecka ciągle coś rysowałem, pisałem, projektowałem, tworzyłem. Swego czasu nawet komponowałem muzykę. Czułem dziwne nastroje i emocje, których nie czuli inni. Byłem jak reaktor emocji, w którym tlą się ciągle nienazwane uczucia.
Wpadałem w twórcze manie, które trwały nawet po 2-3 tygodnie - podczas których non stop tworzyłem. Sprawiło mi to dziką przyjemność. Dawało poczucie "bycia bogiem tworzenia" (wiem, że nieskromnie). Z trudem i nie bez poczucia zażenowania - czułem, że łatka "artysty" by do mnie pasowała.
Potem przeczytałem artykuł o genetycznych podłożach tzw. hipomanii - twórczego stanu podekscytowania, który regularnie mnie nachodził. To ogromna siła i moc, która może coś stworzyć - a może też wypalić. Trzeba się z nią ostrożnie obchodzić - ale wiecie co? Nigdy bym tego nie chciał wykasować ze swojego życia.
Tworzenie to dla mnie sens życia.
Dla innych życie to wspinanie się po społecznej drabinie hierarchii czy statusu. Impreza. Podróż.
Dla mnie życie to akt tworzenia. Moje życie jest dla mnie warte tyle, ile stworzyłem. Reszta nie ma znaczenia.
Dlatego takie dziedziny jak branding, game design, pisarstwo, projektowanie, sztuka - to dla mnie sens istnienia.
Uważam, że doszliśmy tak daleko w rozwoju głównie przez to, że jesteśmy kreatywni. Zaczynaliśmy jako małpy wpatrzone w księżyc, które u swoich stóp miały tylko kamienie i patyki. A udało nam się postawić te stopy na tym księżycu.
Tworzenie i dawanie emocji - to przyprawia mnie o orgazm. Wiele jednak musiało upłynąć czasu, nim w pełni zaakceptowałem taką swoją życiową misję. Bo społeczeństwo wciąż mi powtarzało: bogać się. Ciężko pracuj. Wspinaj się po drabinie. Zdobywaj.
A ja chcę kurwa tworzyć. Mam to w jebanych genach.
Wrażliwość emocjonalna, czyli chłopaki jednak płaczą
Przeżywałem zawsze wszystko x5. Moje miłości były pod niebiosa. Moje rozstania były koszmarami. Moje zainteresowania przeradzały się w dzikie pasje.
Inni żyli i po prostu akceptowali to, co się im przytrafiało. Ja przeżywam wszystko mocno. Angażuję się w pracę, w związki, z projekty - we wszystko. Czy chcę czy nie (choć ostatnio trochę bardziej świadomie na to wpływam).
Społeczeństwo przykleja chętnie do tego łatkę histerii i "nadwrażliwości" (nad - czyli więcej, niż powinno). Ale ja intuicyjnie czułem, że w tym szaleństwie emocji tkwi metoda. I dziwnie nie umiałem zaufać ludziom, którzy mówili, że nigdy nie płaczą.
Przebodźcowuję się. Wieczorami mam mętlik w głowie - rój przypadkowych myśli.
Wyczuwam ludzi i ich emocje na 100 kilometrów. Wystarczą mi subtelne gesty i tony - bym od razu czytał z nich jak z otwartej księgi.
Okazało się, że jestem WWO - wysoko wrażliwą osobą. Lub inaczej HSP (highly sensitive person). Osobą czułą na bodźce, emocje.
Wchodzę do pomieszczenia i od razu czuję nastrój osób, które uczestniczą w spotkaniu. Kątem oka odbieram ich spojrzenia i gesty. W ich głosach wyczuwam niepokoje i nadzieje. Czytam między wierszami w dużą sprawnością.
Wyczuwam subtelne zapachy. Słyszę szum aut za oknem. Nazywa się to przeczulicą zmysłową - lub inaczej hiperstezją.
Ale to nie wszystko.
Przeciętny człowiek myśli od A do B, a potem do C itd. Liniowo.
Ale nie ze mną te numery. U mnie A prowadzi do B i C, a one od razu do X, K, do pomarańczowych landrynek i liczby 2345.
Myśli są jak hydry - gdy zajmę się jedną, wyrastają 3 kolejne. To myślenie rozgałęziające się. Gdy angażuję się w temat - szybko przemyśleń mam tyle, że ledwo mieszczą się w czaszce.
Dar czy przekleństwo?
Zależy.
Dzięki psycholożce Elaine N. Aron i jej książce "Wysoko wrażliwi" zacząłem siebie rozumieć. Tak samo pomogła mi książka "Jak mniej myśleć" Christel Petitcollin.
Dzięki hiperstezji zauważam detale, których inni nie widzą. Potrafię przewidywać zagrożenia i szanse, gdy zaledwie majaczą na horyzoncie. Potrafię wyczuwać motywacje innych lepiej niż oni sami. Zyskałem intuicję, o której rozpisują się psycholodzy i wciąż głową się, jak to możliwe.
Czuję ludzi. Czuję radość i cierpienie świata.
Potrafię bardziej cieszyć się atmosferą. Zatrzymać się w zachwycie nad cudownym widokiem. Czerpać zmysłami całe oszałamiające piękno świata.
Rój nieskładnych myśli i inwazyjne, dziwne obrazy, które pojawiają się przed moimi oczami, często wrzucają mnie w otchłań chaosu, nerwów i nie pozwalają zasnąć. To fakt. ALE dzięki temu mam dostęp do niepojętego rezerwuaru zaskakujących pomysłów.
Nie wiem, ile razy już słyszałem od ludzi, że nie znają drugiej tak kreatywnej osoby.
To miłe. Choć też ma swoją cenę. Człowiek kreatywny to człowiek niespokojny.
Zdarza mi się widzieć w głowie rzeczy, których nie chcę widzieć - bo mój mózg rozszalały wyrzuca dziwne omamy, roi sobie dziwactwa w chemicznym bioreaktorze. Kiedyś prześladował mnie przez 3 tygodnie zdeformowany pająk z przeciętym odwłokiem. Coś obrzydliwego.
Ale za to innym razem prześladuje mnie pomysł na erotyczne opowiadanie albo mega klimatyczną imprezę.
To schizofreniczne - ktoś powie. I miałby rację. Geny odpowiedzialne za kreatywność predysponują do schizofrenii. Ludzie w zakładach psychiatrycznych tworzą najlepszą sztukę. Dziwność ich wytworów szokuje i ciekawi.
Dodatkowo odkryłem, że nie umiem znaleźć sobie jednego medium wyrażania siebie. Czasem kocham pisać, innym razem rysować lub np. programować. To przychodzi i odchodzi samo - nie mam nad tym kontroli. Ten typ to znów - najrzadszy typ twórców. Pisarze i ci "niezdecydowani" górują w rankingach szaleństwa - zarówno w dobrym i złym tego słowa znaczeniu.
INFJ - jestem rzecznikiem, czyli...?
Kolejna faza zrozumienia siebie przyszła po wykonaniu testu 16 osobowości Myers-Briggs. Wyszło mi, że mam najrzadszy typ osobowości - rzecznika / mentora. Ma go tylko 1% ludzi.
Wyjaśniło się, czemu mimo introwersji, potrafię zachowywać się jak ekstrawertyk i wygłaszać płomienne przemówienia na tematy, które są dla mnie ważne.
Mam przedziwne poczucie uczciwości. Inni oszukują, kradną i zdradzają - ja miałbym takie poczucie winy, że by mnie to zabiło.
Jestem w chuj lojalny. Zbyt życzliwy (i musze się uczyć odstraszać ludzi, bo mi wchodzą na głowę). Skrajnie empatyczny.
Żyję dla jakichś abstrakcyjnych idei zmieniania świata na lepszy. WTF? Czemu?
Ano temu - bo to jest część mnie.
Do czego w końcu doszedłem
Dzięki nauce i własnym doświadczeniom udało mi się zrozumieć siebie. Ujrzeć swoje wady w pozytywnym świetle i odkryć w nich zasoby. A to pozwoliło mi zaakceptować siebie tak, jak nigdy dotąd.
Lubię siedzieć po nocach i spać do późna. Nie lubię biegać. Kocham tworzyć i dawać emocje. Unikam tłumów i bodźców. Uwielbiam męskie ciało i duszę.
Jestem gejem, introwertykiem, empatą, wrażliwcem, estetą, twórcą, człowiekiem z chorymi jelitami i nocnym markiem.
Jestem jedynym na świecie takim zwojem nerwowym.
Jestem sobą.
I, o dziwo, jest mi z tym dobrze.
I wiem też, że przyroda różnie rozdawała nam karty - ale każdy z nas, wraz ze swoim zestawem cech, może być w społeczeństwie do czegoś przydatny. Pod warunkiem, że w swoich wadach ujrzy zalety. I przestanie z nimi walczyć - i nauczy się je mądrze wykorzystywać.
***
A Ty? Jak zaakceptowałeś już siebie? Co udało Ci się zaakceptować, a co wciąż czeka na Twoją akceptację i zrozumienie?
***
Wciąż wielu gejów nie do końca akceptuje swoją orientację seksualną - a w Polsce panuje nie tylko spora homofobia, ale też prawdziwy deficyt pomocy psychologicznej dla osób LGBT+. Dlatego też stworzyłem praktyczny poradnik, którym możesz sobie pomóc dojść do porozumienia z samym sobą w kwestii swojej seksualności:
Jak zaakceptować siebie jako geja
Przedstawiam w nim prostą, sprawdzoną i skuteczną metodę (zbudowaną w oparciu o wiele różnych metod psychologicznych) pracy nad swoimi przekonaniami, myśleniem, postawą i emocjami - technikę, którą możesz szybko się nauczyć i samodzielnie stosować w zaciszu swojego domu.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ O PORADNIKU
KUP EBOOKA / KSIĄŻKĘ DRUKOWANĄ
***
Niestety nie mogę siebie zaakceptować bo mam nadwagę otyłość bardzo dużą niestety to nie taka żeby ją można było pokonać tylko leki które no niby kontrolują żebym nie wyglądał jak yyy słoń.. a no oczywiście wygląd zwłaszcza twarz zostawia wiele do życzenia... kiedyś miałem dziewczynę przez yyy 7 dni !.. bo mój " przyjaciel" opowiedział jej ze gadam o niej głupoty co to z nią nie robię.. niestety nie udało jej się przeprosić on się cieszył ja ciąć zacząłem.. ciągle mnie wyzywał ciągle się śmiał że jestem brzydki i nigdy nie będę miał nikogo i w końcu zacząłem zauważać że ma rację że faktycznie jestem taki to prawda co z tego że on jest kurw.. ale ma znajomych i kogo "kochać" ja jestem w tej chwili po prostu wrakiem człowieka uwielbiam pić piwo ale jeżeli własna matka mnie nie rozumie.. jestem sam po jakimś czasie okazało się że no powiedzmy Jestem kimś w rodzaju geja ale co z tego skoro tak jak wyżej napisałem po prostu urodziłem się i nic więcej .. tych których znam już dawno mają dziewczyny mają kogoś jak nikogo i z każdą butelka piwa czy wódki mam nadzieję że to ostatnia że mnie zaraz nie będzie zawsze słyszałem że jestem inny (brzydki głupi) to siedzi do tej pory ciężko zmienić myślenie kilka dni temu przypadkowo spotkałem jakiegoś chłopaka wydaje się być gejem bardzo miły ciągle się uśmiecha jak mnie gdzieś widzi i rozmawiamy ale to pewnie kolejna sytuacja w której ludzie życie czy może już sam Bóg chce mi pokazać jaki jestem i się wyśmiewać ze mnie ... Jestem sam jestem ostatni i tak będzie także a w sumie ... Od tamtego czasu czyli od roku 2015 kiedyś mam już ustalona orientację marzę o tym by spotkać w końcu chłopaka który no wiadomo zrobić coś ze mną w sensie no bzyk bzyk.. ale a może ten chłopak coś faktycznie mnie lubi sorry za taki byle jaki styl pisania ale pisze z głowy ( z niczego u mnie w moim przypadku) i jak leci ..
OdpowiedzUsuńWiesz co jest najgorsze i najlepsze zarazem?
UsuńNikt z nas nie rodzi się z brakiem akceptacji samego siebie. Dopiero środowisko - w Twoim przypadku: kolega - wmawia nam coś, w co zaczynamy wierzyć.
I w pewnych warunkach - aktywujemy w głowach ich głosy, ich śmiechy i osądy. Mówimy do siebie to, co oni nam wtedy powiedzieli.
Oni powiedzieli to raz lub parę razy - my powtarzamy to jak wierszyk przez lata - setki, tysiące razy. To już nawyk do tego stopnia, że nawet nie jesteśmy tego świadomi. I TO nas dołuje - a nie fakty.
A najlepsze w tym wszystkim jest to, że można się tego oduczyć. Zreflektować się, co sam sobie człowiek robi przez lata - nawykowo i podświadomie.
Znam kogoś z pewną - powiedzmy - nadwagą - który ma na to wyjebane. Śmieje się z tego i czuje się z tym dobrze. Może to nie generuje w nim chęci przejścia na dietę - ale z drugiej strony: ma wyjebane, co sądzą o nim inni.
Wygląd to wygląd - każdy ma to, co ma. To, że się komuś nie podoba, to powinno być jego zmartwieniem.
Rozważ proszę terapię.
Życzę Ci, abyś wyszedł na prostą :***
Myślę, że w końcu od niedawna siebie akceptuję. Nie miałem łatwego życia. Z racji tego, że byłem spokojnym, nieśmiałym chłopakiem, często dokuczano mi w szkołach, wyśmiewano i odtrącano. Ludzie niejednokrotnie dawali mi znać, że mnie nie lubią. Dzisiaj wiem, że to z nimi było coś nie tak. Doceniam siebie za to, że jestem bardzo sympatycznym, pomocnym, niegłupim chłopakiem, który szczerze interesuje się drugim człowiekiem. Zaakceptowałem też swoje wady, m.in. to, że nigdy nie będę duszą towarzystwa i to, że jestem z natury dość lękliwą osobą. Brakuje mi tylko prawdziwej miłości, której nie jestem w stanie znaleźć i wydaje mi się, że w naszym środowisku jest o to ciężko. Staram się jednak mieć pozytywne nastawienie ;)
OdpowiedzUsuńHEj! Dziękuję za podzielenie się tą historią. Pouczająca. Emanujesz wewnętrzną mądrością. Dałeś sobie wewnętrzne wsparcie, którego nie dostałeś od otoczenia - i tym wygrywasz nad nim.
UsuńJeśli sam siebie wspierasz i akceptujesz - a nawet kochasz - to prawdziwa miłość w końcu się znajdzie :)
Mój komentarz w dwóch częściach - bo za dużo znaków ;)
OdpowiedzUsuńvol.1
Czytam sobie, przechodzę do kolejnych akapitów i w myślach komentuję.
Ja późno, bo dopiero w szkole średniej, zacząłem dopiero się interesować seksualnością. Wcześniej w ogóle nie czułem potrzeby; widziałem "parowanie" się ludzi, miałem świadomość związków, miłości itp. ale to wszystko jakoś stało z boku mnie.
Właśnie w szkole średniej zacząłem zwracać uwagę na męską fizyczność i że zaczęła mnie ona pociągać. No i tak się zaczęło; zdałem sobie sprawę, że pociągają mnie fizycznie mężczyźni, a kobiety totalnie wcale. No i jakby "najdziwniejsze" w tym wszystkim jest to, że ja to po prostu przyjąłem. Napisałem to w cudzysłowie, ponieważ czytałem już wiele historii osób, które albo nie były siebie pewne, albo walczyły ze sobą wewnętrznie i dopiero po długim czasie się pogodziły z prawdą - a ja to po prostu stwierdziłem: "pociągają mnie faceci, aha, okej" i już dalej się nad tym nie zastanawiałem.
Absolutnie nie umniejszam nikomu, kto miał problem z dojściem do swego prawdziwego "ja", komu zajęło to długie lata. Po prostu czuję się trochę "inny" ;) że u mnie to się stało ot tak.
No ale przejdźmy dalej, bo ja nie na tym się chciałem skupiać tylko nad "szybkim przemyśleniami" w trakcie czytania :)
Stereotypy o gejach - no oczywiście od małego zaznałem wszystkich najgorszych i wiem dobrze jak to jest wysłuchiwać je przez lata w przeróżnych sytuacjach.
"Lubię ludzi, ale nie chcę z nimi przebywać" - i tak i nie. Jestem introwertykiem, mam wiele sytuacji, gdy po prostu chcę być w swoim miejscu i nigdzie się nie ruszać, ale również są sytuację i gdy bardzo chcę towarzystwa - ale tutaj istotne jest to, że "ja panuję nad tą sytuacją" i moje "chcenie" do ludzi odgrywa tu istotną rolę. Gdyby to na mnie towarzystwo wymuszały inne osoby to wtedy zapieram się.
Zastanawiam się czy jestem leniwym szczurkiem hehe ;) - na pewno, nie mam motywacji do sportów, siłowni itp. Jedyna aktywność jaka sprawia mi mnóstwo satysfakcji to jazda rowerem - ale to dlatego, że w tych wycieczkach jest ten "pierwiastek ucieczki", który jako introwertyk lubię.
Na pewno mam za to wieczorny chronotyp. O ilę jestem nauczony wstawania rano - bo trzeba do szkoły, do pracy itp. - to do południa nie jestem produktywny. Wiem to i widzę po swojej pracy; od rana do południa robię rzeczy niewymagające kreatywności, a po południu włącza mi się dopiero mózg :D i jak wpadnę w jakąś wenę twórczą to i nawet czasem kończę później "bo jeszcze to", "a jeszcze tamto".
Czytając o Twoim HSP, zastanowiłem się czy byłbyś w stanie być psychologiem/terapeutą skoro tak świetnie rozumiesz innych. Umówmy się - dla wielu Twoich czytelników na pewno jesteś mentorem. Tylko czy Ty byłbyś w stanie to wytrzymać? Czy nie zagłębiałbyś się w uczucia innych bardziej niż oni sami i przez to mógł się totalnie wypalić?
vol.2
OdpowiedzUsuńNo i doszedłem do akapitu: "INFJ - jestem rzecznikiem, czyli...?"
O kurwa! Nie pierdol!
Kilka lat temu trafiłem na test Myers-Brigs i... wyszło mi to samo - INFJ. I nic się nie chce zmienić przez lata ;) Dream - jesteśmy wyjątkowi :)
Tak, od tamtej pory tak się właśnie określam. Przynajmniej wiem, że ze swoimi utopiami nie jestem "dziwny" tylko właśnie "wyjątkowy". Mam swoje spojrzenie na życie i wartości, które dla mnie są, ekhm, "normalne" ale otaczający świat/ludzie traktują je jak dziwactwo/zwyrodnienie/niepoważność. Tak, i chodzi tu też oczywiście o relacje międzyludzkie, w tym i te gejowskie. Jestem też za bardzo lojalny i życzliwy :(, przez co już zostałem kiedyś wykorzystany i "cierpiałem" dobrych kilka lat. Za bardzo się też przywiązuję do ludzi.
Wiesz Dream, jak czytam Twoje podsumowanie siebie to widzę bardzo dużo wspólnego.
"Lubię siedzieć po nocach i spać do późna" - jak najbardziej, to jest mój najlepszy rytm dobowy
"Nie lubię biegać" - oczywiście, jeszcze się spocić można XD, a tak na serio no to po prostu nie czuję chęci do siłowni itp., nie czuję też tej ogólnej presji na "fit body", jest mi dobrze z tym jaki jestem (a pocić lubię się w saunie i w seksie :D)
"Kocham tworzyć..." - początkowo pomyślałem, że przecież ja nic nie tworzę (tak jak Ty chociażby), ale czuję w sobie wielką chęć robienia czegoś co daje jakieś widoczne efekty lub sprawia widoczną przyjemność innym - i w sumie to w codziennym życiu ma zastosowanie, bo jednak w pracy lubię poprawiać/optymalizować proces i jestem bardzo zadowolony, gdy moje zmiany przynoszą efekty.
"...i dawać emocje" - TAK! To jest właśnie moja utopia, żebyśmy wszyscy sobie otwarcie okazywali emocje (te pozytywne jak najbardziej, te złe również - w jasny, merytoryczny sposób). Chociażby fakt taki, że powinniśmy się bez zażenowania i problemów mogli przytulać - to jest chyba jeden z najlepszych sposobów przekazywania dobrych emocji. Spotykasz znajomych w dowolnym miejscu - przytulcie się na powitanie, od razu wszyscy czują się lepiej - to powinno być naturalne (to jest zobrazowany skrót myślowy, mam nadzieję, że zostanie zrozumiany:)). I jeszcze w kwestii dawania emocji zapodam osobisty przykład ze sfery "seksualnej" ;) - lubię przekazywać dużo emocji w kontakcie z drugim facetem; bliski kontakt fizyczny, gesty, mnóstwo cielesności, seks w którym widać i czuć emocje - jestem mega zadowolny, jeśli wiem, że jest mu dobrze. Tutaj bardziej zależy mi na jego zadowoleniu niż swoim. Hmm... nie do końca to rozumiem, ale tak mam.
"Unikam tłumów i bodźców" - raczej tak, czuję się przytłoczony gdy nie mogę "opanować" tego co się wokół mnie dzieje. Wybieram świadomie te "tłumy i bodźce", które sam ogarniam.
"Uwielbiam męskie ciało i duszę" - no tu chyba nie ma co komentować; po protu TAK :)
Zastanawiam się czasami jak to dobrze wykorzystać, bo na co dzień to jednak głównie zajmują mnie rzeczy konieczne (jak praca chociażby) i rzadko mam czas i siłę by coś innego jeszcze robić. Trochę nie wiem jak się pokierować dalej bo jak na razie czuję, że dryfuję (i rymuję xD).
I co do bycia "wyjątkowym" to jeszcze jedno - nie mam z kim się podzielić swoimi przemyśleniami; brak mi odborcy, który poza tym, że mnie zrozumie (bo takiego to w sumie mam) to w dodatku przytaknie i podzieli się swoimi utopiami.
Pozdrawiam :)
Dzięki Raziel za Twój szeroki komentarz. Fajnie, że mój artykuł był dla Ciebie pewnym katalizatorem przemyśleń. Mam nadzieję, że pomógł Ci on lepiej siebie zrozumieć.
Usuń"czy byłbyś w stanie być psychologiem/terapeutą?"
Byłbym w stanie, ale dużo by mnie to kosztowało. Wiem to, bo chłonę problemy innych ludzi jak gąbka, po czym rozwiązuję je w sobie za nich, a potem daję im rozwiązania. Ale żeby w pełni sprawnie rozwiązać czyiś problem - muszę najpierw go do siebie przekopiować. A cena tego jest ogromna.
Muszę tego używać bardzo ostrożnie i dobierać sobie ludzi, którym pomagać. Parę razy sprowadziło mnie to totalnie do parteru.
Hmm, tak myślałem. To niby zaleta, ale też przekleństwo. W Twoim przypadku to praktycznie oddawanie swojej energii innym.
UsuńPomagałbyś innym, a sobie - bądź co bądź - szkodził.
Musisz być zajebistym przyjacielem - dla bliskich to skarb :).
Super, że wróciłemś Dream. Uwielbiam twoje artykuły :)
OdpowiedzUsuńCzytając ten artykuł zacząłem się zastanawiać czy sam nie jestem osobą HSP. Zdarza mi się reagować na sytuacje, które ktoś by określił jako błache czy nieistotne, zbyt emocjonalnie. Nieraz zdarza się, że dana sytuacja siedzi mi w głowie kilka dni i nie daje spokoju. Gonitwy myśli wieczorami to u mnie standard. Gdy mój facet zasypia w ciągu paru sekund od przyłożenia głowy do poduszki, to ja się wiercę, przekręcam i myślę i myślę i myślę... lubię czytać różne artykuły w necie. Bywa nieraz, ze zaczynam czytać o obsadzie filmu, który oglądam a kończę na plemieniu z wyspy na Pacyfiku, mając przy tym otwartych z dwadzieścia zakładek z innymi stronami.
I powiem Ci Dream, że zaczyna mnie to trochę męczyć. Dodatkowo wydaje mi się, że przez to wszystko zaczynam popadac w lekką depresję...
Hej Laron,
UsuńTak, to są znaki, że możesz być hipersensytywny. To cecha, którą trzeba się nauczyć obsługiwać po mistrzowsku. To coś, z czym ciągle żyje się na krawędzi szaleństwa - balansuje się między kreatywnym, męczącym chaosem a dążeniem do nudnego spokoju.
Osoby HSP mają podwyższony kortyzol - hormon stresu. A on sprzyja stanom depresyjnym. Jeśli czujesz, że coś nie gra - reaguj już teraz. Deprecha może rozwijać się małymi krokami - i wierz mi: nie chcesz się pewnego dnia uświadomić sobie, że jesteś w dupie.
Sam jako tako radzę sobie z hipersenstywynością przede wszystkim narzucając sobie samodyscyplinę - w śnie, w higienie psychicznej i informacyjnej, w trybie życia. Pomagają suplementy i różne rytuały, które muszę odbębniać -i to daje mi pewną stabilność i kontrolę.
Temat rzeka :)
Jeśli chodzi o akceptację siebie to zawsze był z tym problem. W wielu sprawach. Ale najbardziej bałem się tego że jestem inny.że jestem gejem. W sumie to do końca sam już nie wiem. Pisałem z wieloma facetami tyle tylko że z żadnym się nie spotkałem.bałem się samego spotkania lub tego że ktoś dowie się. Chociaż był taki dzień gdy poczułem się błogo myśląc i dopuszczając tą myśl
OdpowiedzUsuńMocne. Przypomniał mi się Twój wpis mówiący o tym, że nasze relacje czy uczucia wobec innych osób są odbiciami naszych własnych emocji, naszej relacji z samym sobą. Widzę tu pewną zależność, konkretnie wydaje mi się, że żyjemy w bardzo skrzywionym świecie i ten świat próbuje skrzywić nas, zazwyczaj mu się udaje. Dlaczego dopiero po jakimś czasie, doświadczeniach i wpływie czynników zewnętrznych przestajemy siebie akceptować? Bo ten świat nie akceptuje samego siebie. Więc naprawiając "samego siebie" (a bardziej zmieniając swój sposób myślenia, bo my nigdy nie potrzebujemy naprawy. Jesteśmy piękni, bo jesteśmy.), naprawiamy też świat. Pomagając sobie pomagamy światu, zmieniając go. Ucząc siebie, że jesteśmy wystarczający, że zasługujemy na piękno, szczęście i miłość za to jacy i kim jesteśmy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię gorąco i dziękuję za ten wpis <3
Bodaj Gandhi powiedział, że "bądź zmianą, którą chcesz widzieć w świecie". Jeśli sami źle się traktujemy w swoich głowach - będziemy uczyć innych, jak mają nas traktować.
UsuńRównież pozdrawiam :***
Potrzebowałem tego akurat dzisiaj, przed chwilą dostałem kosza w trochę okrutny sposób. Nie byłem wystarczająco dobry z wyglądu, zbyt delikatny z charakteru. Przypomniałeś mi że wady mogą być przewagami jeśli zmieni się podejście. Dzięki że jesteś T.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem ten post i postanowiłem również zrobić sobie ten test 16 osobowości. Nie wiem czy to co tutaj przeczytałem w jakiś sposób podświadomie wpłynęło na moje wybory w teście, ale wynik wskazuje na to, że również jestem rzecznikiem. Fajnie poczuć się wyjątkowym.
OdpowiedzUsuńZdecydowałem się napisać ten komentarz, bo przeczytałem, że tak samo jak ja, zmagasz się z problemami jelitowymi+ poradziłeś sobie z nimi. Twoje objawy są podobne do moich- bóle brzucha. Ja mam jeszcze często biegunki i zaparcia, nie mogę wyjść z domu, ponieważ stres tak na mnie działa, boję się, że w pobliżu nie będzie toalety. Ostatnio przed ostatnie miesiące w ogóle zrezygnowałem ze spotkań z innymi. Przez to nie spotykam się już z nikim. Pisałeś , że ty poradziłeś sobie z tymi problemami. To wszystko wzmaga jeszcze fakt, że z powodu tego, że wiem, że sobie nie radzę obżeram się i ciągle jem , gdy nikogo nie ma w domu. Na dłuższy stres reaguję właśnie zaczęciem jedzenia. Plus jestem gejem - nigdy nie miałem tak jakby problemów, od razu to w sobie zaakceptowałem, uznałem to za jakąś wyjątkowość, ale nie wyobrażam sobie powiedzieć o tym bratu/rodzicom- załamaliby się, nie mógł bym im tego zrobić. Sam nie wiem, jak mam już z tym żyć, to wszystko jest okropnie ciężkie.
OdpowiedzUsuńDreamWalker: Kochany, Twoje objawy jelitowe mogą wskazywać na Zespół Jelita Drażliwego (IBS). Ale żeby potwierdzić to na 100%, trzeba udać się do lekarza i wykluczyć inne choroby, które mogą podstępnie udawać IBS. Polecam Ci także zapoznanie się z dietą low FODMAP - jest łatwa, tylko trzeba się przygotować i potem stosować przez parę dni, żeby upewnić się, czy zadziała w Twoim przypadku. Koniecznie powinieneś pogadać też z psychologiem - ponieważ mam wrażenie, że Twój stan się pogarsza. Im szybciej zareagujesz, tym większą masz szansę, że to odwrócisz - zwlekanie może sprawić, że IBS przerodzi się w stan stały! Trzeba ten stres zidentyfikować i nauczyć się sobie z nim radzić lub go niwelować. To bardzo ważne!
UsuńDream, moim zdaniem jesteś w spektrum autyzmu. Zgłęb się w ten temat :)
OdpowiedzUsuńJestem Aspie i cieszę się z tego.