Daniel Kahneman - laureat nagrody Nobla z dziedziny - udowodnił w swoich badaniach, że spółki giełdowe zarządzane przez bardzo utalentowanych dyrektorów odnotowują zyski wyższe od spółek zarządzanych w sposób przypadkowy.
No oczywiste.
Ale zastanawiające jest, jaki procent zysku tych magicznych maszyn giełdowych do produkcji hajsu rzeczywiście zależy od umiejętności dyrektorów. A na ile od ślepego trafu. Myślę, że możesz być tak zaskoczony jak ja...
Ale zastanawiające jest, jaki procent zysku tych magicznych maszyn giełdowych do produkcji hajsu rzeczywiście zależy od umiejętności dyrektorów. A na ile od ślepego trafu. Myślę, że możesz być tak zaskoczony jak ja...
UWAGA: To będzie dłuuugi artykuł, ale może serio zmienić postrzeganie życia. Coś za coś.
Po wnikliwych analizach danych giełdowych Kahneman oszacował, że... to tylko 10% zysków spółek zależy od umiejętności dyrektorów. Cała reszta zysków to czysty przypadek. Który zresztą - w dłuższej perspektywie czasowej - "wraca do średniej".
Czyli po prostu spada.
Autor pewnej książki biznesowej z lat 80. opisał praktyki biznesowe kilkunastu spółek, które wtedy notowały duże zyski. Analiza tych spółek z perspektywy 20 lat pokazała, że wszystkie one zaliczyły potem "dół" - tzn. wróciły do średniej statystycznej. Co wskazywałoby na element czystego fartu.
Tymczasem poradniki biznesowe pękają w szwach od historii sukcesów różnych przedsiębiorstw - które mają swym czytelnikom przekazywać mądrość, jak odnieść sukces. To pokazuje niestety pewną słabość naszych umysłów - słabość do wiary w to, że nasz życiowy sukces zależy wyłącznie od nas samych.
Niestety - statystyki bezlitośnie mówią, że życie to jedna wielka ruletka...
Podstawowy błąd atrybucji - czyli jak nasz umysł oszukuje się, że ma kontrolę i rozumie świat
Gdy zapytano nauczycieli o przyczyny sukcesów i porażek ich uczniów, powiedzieli oni coś mniej więcej w stylu "ten ma dobre oceny, bo się uczy i jest uzdolniony." A "tamten ma dwójki, bo jest leniwy, głupi itd.".
Żaden z nauczycieli nie brał pod uwagę na przykład warunków socjalnych ucznia, jego psychicznych przeżyć, które mogą rzutować na wyniki, czy po prostu zwykłego pecha lub szczęścia przy losowaniu pytań na sprawdzianach.
Wszyscy pełną odpowiedzialność zrzucali zawsze na umiejętności i talent uczniów.
W pewnych badaniach nauczyciele zadawali nowym uczniom po kilka pytań i na tej podstawie mieli ocenić ich zdolności. Oczywiście z miejsca wskazywali uczniów "zdolnych" oraz "słabych".
Po kilku pytaniach!
Po kilku pytaniach!
Z tokiem nauki okazało się, że w przeważającej liczbie "zdolni" uczniowie radzą sobie coraz gorzej. A "słabi" coraz lepiej. Innymi słowy - zbliżali się do średniej statystycznej całej populacji. Zaledwie mały procent z nich utrzymywał początkowe noty lub diametralnie zmieniał klasyfikację na przeciwną.
Czysta statystyka.
Gdyby nauczyciele - zamiast bazować na swojej zwodniczej "intuicji" - wzięli pod uwagę wiedzę statystyczną i słynny rozkład Gaussa, to widzieliby, że zdecydowana większość z nas to średniacy. A po kilku pytaniach nie można sobie wyrobić opinii na temat czyichś zdolności, bo w małych próbkach statystycznie o wiele częściej zdarzają się sytuacje ekstremalne.
Gdyby nauczyciele - zamiast bazować na swojej zwodniczej "intuicji" - wzięli pod uwagę wiedzę statystyczną i słynny rozkład Gaussa, to widzieliby, że zdecydowana większość z nas to średniacy. A po kilku pytaniach nie można sobie wyrobić opinii na temat czyichś zdolności, bo w małych próbkach statystycznie o wiele częściej zdarzają się sytuacje ekstremalne.
O co chodzi? Już tłumaczę.
Wyobraź sobie, że masz w wielkim kontenerze 10 000 kul. 50% z nich jest koloru białego, drugie 50% koloru czarnego. Załóżmy, że chcemy pobrać jakąś próbkę kul i wylosować tylko białe. Kiedy mamy większą szansę wylosować ekstremalny przypadek, czyli np. tylko białe kule?
Gdy pobierzemy próbkę wielkości 2 kul - czy np. 20 kul?
Oczywiście szybciej wylosujemy przypadek pt. "tylko białe kule", gdy pobierzemy próbkę 2 kul. Bo szansa, że obie wylosowane kule będą białe, jest znacznie większa, niż szansa, że 20 kul z rzędu będzie białych.
Właśnie dlatego statystycy mówią, że w małych próbkach łatwiej o ekstremalne przypadki. Im większa próba - tym mniej odchyłów od stanu rzeczywistego.
Właśnie dlatego statystycy mówią, że w małych próbkach łatwiej o ekstremalne przypadki. Im większa próba - tym mniej odchyłów od stanu rzeczywistego.
Każdy to niby rozumie na logikę, ale jednak na co dzień dajemy się swoim umysłom wywieźć w pole.
Pamiętam, ileż to ja razy oceniałem innych ludzi po historiach ich porażek i sukcesów. Poznałem w swoim życiu kilku naprawdę bogatych ludzi. Mam na myśli naprawdę bogatych - takich z listy Forbes'a. Czy mieli jakieś magiczne zdolności? Czy to był fart?
Jeden z nich z latach 90. założył sieć hurtowni i supermarketów, którą potem sprzedał za gruby hajs. W latach 90. na takich rzeczach robiło się niewiarygodną kasę. 2 lata temu próbował powtórzyć swój sukces - rozkręcał nową sieć supermarketów.
Wierząc mocno w swoje siły - poległ.
Dziś na rynku mamy już tyle sieci spożywczych, że nie idzie nitki makaronu wstawić. W zeszłym roku rynek nasycił się maksymalnie i rozwój sieci supermarketów stanął praktycznie w miejscu. Ludzie nie są już w stanie robić więcej zakupów.
Wierząc mocno w swoje siły - poległ.
Dziś na rynku mamy już tyle sieci spożywczych, że nie idzie nitki makaronu wstawić. W zeszłym roku rynek nasycił się maksymalnie i rozwój sieci supermarketów stanął praktycznie w miejscu. Ludzie nie są już w stanie robić więcej zakupów.
Tego facet nie wziął pod uwagę. W latach 90. o wiele łatwiej było rozkręcić taki biznes niż dziś.
Z drugiej strony spotykałem ludzi-porażki. Ludzi, którzy imali się różnych prac, zajęć, byli w różnych miejscach. Są inteligentni, wrażliwi, nie są durniami. Ale oszukiwano ich, nie wypłacano im kasy, kopano ich w dupę. Łatwo przychodziło mi osądzać, że to nieudacznicy. Że sobie zasługują.
Do tego dochodzi cała masa średniaków - którzy czegoś tam się dorobili, coś tam odziedziczyli po rodzinie, czegoś się złapali i to działa jako tako, pozwalając im lepiej lub gorzej żyć.
Statystyka. Tego nie doceniamy.
Ostatnio rozmawiałem z moim znajomym. Zarabia jakieś 7000 - 10 000 miesięcznie. Na polskie standardy - sra kasą i szcza bilonem. Należy do 10% najlepiej zarabiających Polaków (wystarczy zarabiać 5125 zł miesięcznie, by się znaleźć w tym zaszczytnym gronie). Jest po tych samych studiach, co ja. Mieszka w tym samym mieście, co ja (czytaj: w zadupiu).
Po gruntownej analizie swoich losów stwierdził, że to wszystko to jeden wielki fart. Owszem, skończył studia, wsadził sporo pracy w swój fach, starał się, jak mógł. Ale kurde molek - znajdź takiego, który się nie stara! Większość ludzi, których znam, pokończyła studia i zapierdala aż im się poślady trzęsą. Tak samo, jak ja. Ale to on zarabia grubszy hajs. Czy więc ma jakiś talent, o którym nie wiemy?
Cóż - poszukaliśmy i niewiele z tego wynikło. Mój znajomy przyznał, że to był łut szczęścia, iż udało mu się znaleźć taką pracę, takich klientów, takie sytuacje, jakie znalazł. Okazje, które każdy rozsądny by wykorzystał.
Historia Google - każdy ją zna, ale czy na pewno CAŁĄ?
Kahneman podaje znaną historię Google. Dwóch kolesi w garażu rozkręca firmę, która oferuje wyszukiwanie informacji w Internecie. Pomysł - z perspektywy czasu - genialny i przyszłościowy, prawda? Wiemy to dziś. Oni, gdy zakładali firmę, nie wiedzieli.
I tutaj ciekawy fakt.
Rok po założeniu Google, zgłosił się facet, który chciał kupić całą firmę za (śmieszne z dzisiejszej perspektywy) pieniądze - milion dolarów. Do transakcji jednak nie doszło - i to tylko dlatego, że owy inwestor... wycofał się dzień przed podpisaniem umowy!
Fakt. Larry i Siergiej chętnie opyliliby swoje dziecko i być może dziś Google wyglądałoby inaczej. Albo w ogóle by go nie było.
Ile takich przypadków było po drodze jeszcze?
Czy takie rzeczy są omawiane, gdy przedstawia się historię sukcesu Google?
Otóż nie. Bo nasz umysł woli się oszukiwać, że "istnieje algorytm sukcesu". Jakiś przepis, metoda, paten na portfel pełen hasju i świeże, młode kutasy w łózku. W tych historiach sukcesów i porażek wolimy dopatrywać się pewnych nauk, uniwersalnych prawideł kosmosu.
Jesteśmy czystym przypadkiem?
We Wszechświecie są miliardy galaktyk. Każda zawiera setki milionów gwiazd. Wokół których krążą dziesiątki planet. Czy jest tam życie?
Większość ludzi wierzy, że tak.
Jednak statystyka jest bezlitosna. Jeśli inteligentne życie istniałoby na choćby jednej planecie na 1000 i jeśli wysłałoby choć jedną sondę (jak my Voyagera) poza swój układ planetarny, to - biorąc pod uwagę wiek Wszechświata - powinniśmy mieć na niebie istny rój tych sond!
Jednak statystyka jest bezlitosna. Jeśli inteligentne życie istniałoby na choćby jednej planecie na 1000 i jeśli wysłałoby choć jedną sondę (jak my Voyagera) poza swój układ planetarny, to - biorąc pod uwagę wiek Wszechświata - powinniśmy mieć na niebie istny rój tych sond!
Wszechświat powinien tętnić życiem. Powinniśmy obserwować w świetle innych gwiazd poruszające się sztuczne struktury. Odbierać sygnały kosmitów, ich rozmowy - tak, jak i my wysyłamy w kosmos własne informacje.
Tymczasem cisza.
Kilka faktów, które mogą Cię zaskoczyć.
Gdyby nie Jowisz - życie na Ziemi najpewniej by nie powstało. Jowisz ściąga swoją grawitacją większe głazy, które nie napieprzają w nas. Każda planeta z życiem na swojej powierzchni musi mieć więc swojego "ochroniarza", który zbierze ciosy kosmosu na siebie.
Co więcej - naukowcy odkryli, że życie może zalęgnąć się tylko na planetach, które mają w swojej atmosferze dwutlenek węgla. Tylko on bowiem tworzy efekt cieplarniany i zatrzymuje ciepło na powierzchni planety.
Ale CO2 jest cięższy od powietrza. Więc opada. Coś musi go wzbijać w powietrze. Co? Wulkany! A wulkany istnieją tylko na planetach, na których są płyty tektoniczne. A to mocno ogranicza liczbę planet-kandydatek do zostania matką życia. Bo gdy planeta jest za duża - wychładza się i zastyga. A gdy zbyt mała - jej jądro rozpuszcza skalną skorupę...
Wciąż jednak prawdopodobieństwo powstania życia byłoby całkiem spore. Idźmy więc dalej.
Co więcej - naukowcy odkryli, że życie może zalęgnąć się tylko na planetach, które mają w swojej atmosferze dwutlenek węgla. Tylko on bowiem tworzy efekt cieplarniany i zatrzymuje ciepło na powierzchni planety.
Ale CO2 jest cięższy od powietrza. Więc opada. Coś musi go wzbijać w powietrze. Co? Wulkany! A wulkany istnieją tylko na planetach, na których są płyty tektoniczne. A to mocno ogranicza liczbę planet-kandydatek do zostania matką życia. Bo gdy planeta jest za duża - wychładza się i zastyga. A gdy zbyt mała - jej jądro rozpuszcza skalną skorupę...
Wciąż jednak prawdopodobieństwo powstania życia byłoby całkiem spore. Idźmy więc dalej.
Gdyby nie Morze Śródziemne - nasz gatunek mógłby nie powstać. Jako małpy dotarliśmy do jego brzegów i wpieprzaliśmy ryby, które dostarczyły naszym mózgom zupełnie nowych budulców (kwasów omega-3), które uelastyczniły nasze mózgi i sprawiły, że stały się one bardziej inteligentne.
Powstanie Morza Śródziemnego to czysty fart - równie dobrze mogłyby tam być góry nie do przebycia i nadal byśmy bili kamyczkiem o kamień.
Czy ewoluujące życie na Ziemi musiało zrodzić inteligentną formę? Niekoniecznie. Dinozaury królowały na Ziemi przez miliony lat. To wielokrotnie dłużej niż my. Ale do dziś nie ma dowodów, że były inteligentne. Gdyby nie jebnął w nas meteoryt, ssaki najpewniej nigdy nie wyszłyby z rowów i nie zaczęły dominować.
A takie delfiny? W końcu są całkiem inteligentne. Rozwiązują zagadki, ratują czasem ludzi z opresji, rozpoznają swoje odbicie w lustrze i uprawiają seks dla przyjemności. Cóż jednak z tego, skoro ewolucja nie dała im chwytnych kończyn - przez co nie mogą one konstruować narzędzi. Ups.
Wiadomo, że demokracja i filozofia (będąca podwaliną wszystkich nauk) powstały w starożytnej Grecji. Richard Nisbett - na łamach swojej książki "Geografia myślenia" - dowodzi, że rozwój nauki i sztuki greckiej był spowodowany... geograficznym położeniem tego kraju.
Tam bowiem krzyżowały się szlaki kupców, tam przypływało wiele statków. I dlatego ludzie musieli ze sobą jakoś rozmawiać, porozumiewać się - nieraz ludzie z obcych kultur. Tak zrodziła się ciekawość świata i tak zrodziła się potrzeba kompromisu.
Znów - czysty przypadek.
To, że istniejemy, to czysty przypadek. Skrajnie nieprawdopodobny.
Statystyki mówią też, że jeśli masz dach nad głową, wodę pitną i 10 dolarów w kieszeni, to jesteś w lepszej sytuacji niż 90(parę)% ludzi na Ziemi. Polacy to tylko 0,5% ludzkości. Unia Europejska to zaledwie 10% ludzkości.
Statystycznie miałeś 10x większą szansę urodzić się gejem niż Polakiem.
Statystycznie miałeś 10x większą szansę urodzić się gejem niż Polakiem.
A ile zależy od rodziny, w jakiej się urodziliśmy? Miejsca? Czasu?
Jeden z moich znajomych urodził się na wsi. Jego ojciec i brat pili na umór, matka miała ciężką depresję. On sam miał wadę serca i przymusową operację. Do dziś bierze leki i ciężko pracuje. Jest sam.
Drugi mój znajomy urodził się w bogatej rodzinie w Warszawie. Chodził na korepetycje, korzystał z darmowych kursów na uniwersytetach, poznawał setki gejów, z którymi chodził na seksy i randki. Mieszkanie kupiła mu rodzina.
Och, ale przecież wszystko zależy od talentu, prawda? Od umiejętności...
Nieprawda.
Życie rozdaje karty na długo przed naszymi urodzinami.
Nasze mózgi po prostu nie chcą wierzyć w okrutną losowość Wszechświata.
Gdy kogoś z naszych w jaskini zjadł lew, woleliśmy wierzyć, że to dlatego, że był głupi. A nie dlatego, że miał pecha. Bo wtedy nasze życie stałoby się niepewne, złowrogie. A tak to myślimy - jestem mądry, będzie dobrze.
Gdy kogoś z naszych w jaskini zjadł lew, woleliśmy wierzyć, że to dlatego, że był głupi. A nie dlatego, że miał pecha. Bo wtedy nasze życie stałoby się niepewne, złowrogie. A tak to myślimy - jestem mądry, będzie dobrze.
Jakiś czas temu jechałem do chłopaka autem. Na drodze wyjazdowej - dzień po moim przejeździe - zdarzył się okropny wypadek. Facet kierował tirem, podczas gdy jakaś dziwka robiła mu loda. Zjechali na sąsiedni pas. Na miejscu zabili siebie i Bogu ducha winnego faceta z osobówki. 4 osoby zostały ciężko ranne. Wiem to od znajomego policjanta, który był na miejscu wypadku.
Tym gościem z auta osobowego mogłem być ja. Wracałem dzień później - tą samą drogą. Ciała i wraki były już sprzątnięte. Nie miałem pojęcia, co się tam stało.
Naprzeciwko mojego boku 2 lata temu otworzono centrum handlowe a w nim - kolekturę. Ktoś pierwszego dnia wygrał w totka główną pulę. Nie wiem, ile dokładnie. Paręnaście banek. Widzę tę kolekturę codziennie przez okno.
Dziwne, co nie?
7 rad, jak żyć, gdy wszystko jest przypadkowe
1. Doceniaj to, co masz. To w większości czysty fart, więc tym bardziej to doceń. Dostałeś to od losu / przeznaczenia / karmy (niepotrzebne skreślić).
2. Próbuj częściej nowych rzeczy. Sukces nie zależy tak do końca od Twoich umiejętności. Owszem, są one warunkiem, by próbować w niektórych dziedzinach. Jednak pewniejszą receptą na sukces jest wciąż próbować czegoś innego. Każda próba powiększa statystyczną szansę na sukces.
3. Przygotuj się na najgorsze. Statystyka mówi, że w końcu zdarzy się coś złego. Bardzo złego. Zamiast oszukiwać się, że "będzie dobrze" - przygotuj się na najgorsze.
4. Przestań zadręczać się, że jesteś nieudacznikiem. W naszej kulturze i na wolnym rynku twierdzi się, że sukces to kwestia umiejętności. Jesteśmy rzekomo kowalami swojego losu. Szukamy w ludziach sukcesu wzorców - nawet, jeśli ich nie ma. Oczywiście czasem są - ale w większości o sukcesie decyduje jednak przypadek. Więc przestań się zadręczać, że nie umiesz, jesteś gorszy czy głupszy. Ci milionerzy, z którymi gadałem, to naprawdę nie byli geniusze. Z całym do nich szacunkiem. Czasem sprawiali wrażenie debili... (jeden tak bredził, że nie szło go zrozumieć, a drugi zachowywał się, jakby dopiero co odkrył coś takiego jak książki).
5. Oswój się z myślą, że najprawdopodobniej Twoje życie będzie przeciętne. Ani nudne, ani ciekawe. Ot, po prostu. Najpewniej będziesz miał średnie zdrowie, żył średnio długo i średnio zarabiał, ciesząc się średnim partnerem ze średnim IQ. Choć oczywiście Twój mózg będzie Ci opowiadał różne bajki.
6. Skup się na tym, na co masz wpływ. Z jednej strony nie masz wpływu na to, gdzie się urodziłeś, jaką masz rodzinę, DNA itd. Ale to nie znaczy, że masz teraz do końca życia zwalać każdą porażkę na to. Jak mówi znane powiedzenie: "Zacznij, gdzie jesteś. Użyj tego, co masz. Zrób, co możesz."
7. Zaufaj przeznaczeniu. Ta przedziwna losowość świata... być może nie jest do końca tak losowa. Być może stoi za tym głębsza historia. I być może jesteśmy zbyt durni, żeby to zrozumieć. Zaufaj przeznaczeniu. Ono niesie różne doświadczenia. Na złych się uczysz. Na dobrych korzystasz.
6. Skup się na tym, na co masz wpływ. Z jednej strony nie masz wpływu na to, gdzie się urodziłeś, jaką masz rodzinę, DNA itd. Ale to nie znaczy, że masz teraz do końca życia zwalać każdą porażkę na to. Jak mówi znane powiedzenie: "Zacznij, gdzie jesteś. Użyj tego, co masz. Zrób, co możesz."
7. Zaufaj przeznaczeniu. Ta przedziwna losowość świata... być może nie jest do końca tak losowa. Być może stoi za tym głębsza historia. I być może jesteśmy zbyt durni, żeby to zrozumieć. Zaufaj przeznaczeniu. Ono niesie różne doświadczenia. Na złych się uczysz. Na dobrych korzystasz.
P.S. Ciekaw jestem Twoich przemyśleń na temat tego, ile zależy od szczęścia, a ile od nas samych. Czekam na komentarze.
Nie lubię Cię! Ponieważ masz cholerną rację. Nieosiągalne kujonki i kujony z dobrych domów z podstawówki są teraz w większości mega przeciętnymi pracownikami w Polsce lub na emigracji.
OdpowiedzUsuńSam byłem mega przeciętny i te wszystkie inne sprawy związane z byciem gejem ... Jednak robiłem swoje, próbowałem różnych rzeczy bo wiedziałem, że zostając w tym samym miejscu będzie chujowo - bo środowisko średnio tolerancyjne, rynek pracy lichy.
To "uwieranie" generowało podejmowanie nowych wyzwań - zmiana miejsca zamieszkania czy środowisk doprowadziły do kilku małych sukcesów. A sukces uzależnia... Doprowadził mnie do kolejnych... i sukcesy się skończyły. Jest wyższy standard przeciętności. Lubie ten stan i lubie zaglądać co jest za następnym rogiem. Życie mi pokazało że, aby coś się zmieniło należy coś zmienić. W tym wypadku żeby wylosować jakąkolwiek kule wystarczyło po prostu zacząć losowanie
Bardzo ciekawy artykuł,faktycznie...jest tak jak napisałeś : po ekstremalnych przypadkach nie ma co oceniać kto jest lepszy,inteligentniejszy itd. Bo to jedynie kwestia chwili.Ale z jednym się nie zgodzę,że nasz sukces zawdzięczamy wyłącznie przypadkowi.Jestem artystą,w mojej branży się mówi że sukces na scenie to 90% ciężkiej pracy,7% talentu i 3% szczęścia :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy artykuł...faktycznie nie należy oceniać czyjegoś talentu,wartości po ekstremalnych przypadkach,bo to tylko kwestia chwili. Chociaż uważam że nie koniecznie nasz sukces to tylko łut szczęścia.Jestem artystą,u mnie się mówi że sukces na scenie to przede wszystkim 90% ciężkiej pracy,7%talentu i 3%szczęścia :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń....że,coooo:)???....obiecałem,że w swoich komentarzach postaram się zachować romanessowski poziom...ale że dość ciekawie i szeroko ująłeś temat, i nie zostawiasz zbyt dużo miejsca na zabłyśnięcie to napiszę tylko o trzech terminach jakie przychodzą mi na myśl:iluzja celowości,indukcja logiczna,redukcjonizm,który zręcznie moim zdaniem wykorzystujesz by dość skomplikowane sprawy przedstawić,w miare przystępny i humorystyczny sposób...a tak"między nami" mówiąc/pisząc jeśli chodzi o IQ...to w nawiązaniu do ekonomicznej cześci Twojego wywodu...próbowałeś zrozumieć termin Derytewaty...moja percepcja poległa chociaż jestem technikiem ekonomistą...kiedyś proszono o wytłumaczenie tego terminu prof.ekonomi i maklerów,każdy z wypowiadających się nie potrafił składnie wytłumaczyć o co w nich tak na prawdę chodzi...więc tak w nawiązaniu do inteligencji,o której piszesz sam siebie przed sobą tłumaczę,że nie jestem totalnym tłukiem:)))....i karira Friedmana stoi przedemną otworem...bardzo ciekawy elaborat
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy artykuł dający do myślenia, w moim życiu też było dużo przypadków, łączni z tym że jestem tyle i poznałem mojego chłopaka..
OdpowiedzUsuńDoszedłem do tych samych wniosków.Szkoda, że tuż przed pięćdziesiątką.Dodałbym jescze jeden punkt.Życie jest za krótkie by mówić nie.
OdpowiedzUsuńSorki Dream, nie ulega wątpliwości ,że masz rację ale muszę zdobytą z tego artykułu wiedzę usunąć z pamięci .Bo zabiera mi ona iluzję że wszystko zależy ode mnie a tego nie lubię 😜😜Wiesz o gustach się nie dyskutuje 😎Mimo wszystko podświadomie mnie to będzie teraz uspokajało podczas tej wojny zwanej życiem w której czuję się jak ten Leonidas z tym że zamiast 300 mam 3😎
OdpowiedzUsuńNasz umysł lubi takie iluzje, że wszystko zależy od nas. Niewątpliwie - taka iluzja CZASAMI jest przydatna. Tzn. chroni nas przed całkowitą biernością. Bo gdybyśmy uznali, że nic nie zależy od nas, to po co się starać? Natomiast jeśli uznasz, że wszytko zależy od Ciebie - to skażesz się na duuuże frustracje. Niepotrzebnie.
Usuń:)