W tej serii będę Wam przedstawiał elementy swojej subiektywnej filozofii budowania udanych relacji męsko-męskich, które sprawdziły się u mnie. Możecie się z nimi zgodzić lub nie, wziąć je ode mnie lub też zostawić.
Ale moim zdaniem - warto je poznać :)
Na pierwszy ogień idzie kwestia tego, czy Twój chłopak jest serio Twoim chłopakiem. Dziwne? Ano określanie swojego partnera "swoim" ma konsekwencje - i to często bardzo poważne. Które mogą nawet skończy się... rozstaniem.
Drugi człowiek zawsze jest wolny, ma swoją wolę i zawsze ma swoje prawa - w tym prawo wyboru, co robić, jak żyć i z kim.
Jednym z najlepszych sposobów podkopywania szczęścia w związku jest uznanie, że partner jest "nasz". Jeśli kierujemy się takim założeniem - bywa, że zaczynamy mu mówić, co ma robić. Zaczynamy zarządzać jego czasem. "Tatusiować" mu (czyli próbować go wychowywać lub nawet... tresować). Zaczynamy mu zabraniać i nakazywać.
Próbujemy bo ubezwłasnowolnić - w całości lub chociaż po części. Przecież heloł, należy do nas!
Ludzka psychika ma bardzo głęboko zakodowaną potrzebę niezależności. Jednym z największych stresorów w życiu jest poczucie braku kontroli nad swoim losem - sytuacja, gdy od kogoś zależy to, jak się czujemy i co mamy robić.
Ta potrzeba niezależności potrafi wyprzeć miłość, przywiązanie czy pociąg seksualny na dłuższą metę. Zawsze wygra.
Druga kwestia - jeśli uznamy, że partner jest "nasz", to często przestajemy się starać. Po co bowiem starać się kogoś, kto już należy do nas?
Znacie ten efekt, gdy ludzie w związkach nagle zaczynają tyć i stają się względem siebie obojętni. W jakimś stopniu kryją się za tym zaimki dzierżawcze.
Naukowcy odkryli kiedyś podobno plemię, które w swoim języku nie miało zaimków dzierżawczych (mój / twój / nasz itd.). Okazało się, że wszystkie rzeczy - narzędzia, chaty itd. - a także partnerzy seksualni byli traktowani jako dobro wspólne. Wszystkie dzieci, jakie rodziły kobiety, były wspólnym dobrem. Dla tych dzieci każda kobieta i mężczyzna byli mamusią i tatusiem.
Jest w tym coś pięknego :)
Zaimki dzierżawcze są dobre, gdy trzeba zadecydować, kto ma kosić trawnik (właściciel terenu, bo jest to JEGO teren). Jednak próbowanie wmówienia komuś, że NALEŻY do kogoś innego, to pomysł chory u swoich podstaw.
To jakby forma niewolnictwa. Co by nie było, uznanie, że jakiś człowiek jest naszą własnością, jest chodzeniem po kruchym lodzie. Oczywiście w każdym przypadku granica ingerencji w czyjeś życie będzie przebiegać inaczej - ale trzeba wiedzieć, że może to nieść ze sobą sporo zagrożeń.
Skąd się w ogóle wziął pomysł na to, żeby "kogoś posiadać"?
Instytucja związku, a potem małżeństwa powstała nie z miłości - ale ze strachu. Że partner odejdzie, że utraci się majątek, że ktoś gdzieś czegoś nie odziedziczy tak, jak powinien.
Jeśli kochasz - kochaj człowieka wraz z jego wolnością i swobodami. Jeśli chcesz zniszczyć związek - traktuj frazę "mój partner" w cholerę serio.
Oczywiście nie oznacza to, że musisz się godzić na wszytko, co robi druga osoba. Szanujesz jej wolność, ale jednocześnie wiesz też, że masz swoją - i możesz po prostu odejść, jeśli ktoś podejmuje decyzje, z którymi czujesz się źle. Na tym polega piękno wolności w związku dwóch dorosłych i dojrzałych mężczyzn.
Uważam, że prawdziwa miłość to taka, w której kocha się całość mężczyzny - a nie tylko jedną jego wersję, która nam pasuje. Że kocha się jego błędy, słabości, poszukiwania, eksperymenty i chęć odkrycia prawdziwego ja.
Oczywiście, że ja o swoim chłopaku też mówię, że jest mój - dla uproszczenia, dla wygody, dla skrótu myślowego. Niemniej to nie oznacza, że traktuję go jak swoją własność, zamykam go w klatce i osaczam go. Wręcz przeciwnie - zachęcam go, by szedł w świat i go poznawał. Chcę, by odkrywał siebie i swoje prawdziwe potrzeby. By szukał i eksperymentował.
Mówię o nim mój - choć wiem, że to po prostu część pewnej iluzji stworzonej po to, by dać mi poczucie bezpieczeństwa. Niemniej aktu własności nie mam (a nawet, gdybym miał, to niewiele by to zmieniło).
Kocham go, więc jestem jego opiekunem i wsparciem - patronem jego poszukiwań prawdziwego siebie. Nawet, jeśli pewnego dnia powie mi, że nie widzi się dalej u mojego boku. Wiem, że muszę być na to gotowy - bo po prostu takie jest życie.
Ja często używam zwrotów typu „jesteś tylko mój”, „jestem twój”, ale tego typu określenia występują przy grze wstępnej i seksie, bo mnie to kręci na swój sposób i poza łóżko to nie wychodzi. Chociaż używam też zwrotu „mój” jak „mój mąż”, ale to nie ma oczywiście związku z próbą zawłaszczenia go sobie. Cenie to, że mamy wspólne zainteresowania jak i to, że mamy je różne. Na siłę nigdy nie chciałem przekonać go do swoich hobby. Raz chciał spróbować surfingu, nie spodobało się mu tak jak mi i nigdy więcej go nie namawiałem do tego sportu, ja szaleje w wodzie, on obserwuje mnie na plaży, tak jest ze wszystkim i to jest w porządku. Nie widzę nic negatywnego w tym, że zwraca mi uwagę, gdy moje zachowanie może być dla mnie szkodliwe, bo po wprowadzeniu jego rad w życie odczuwam poprawę swojego zdrowia fizycznego i samopoczucia psychicznego. Ludzie w związkach dbają o siebie, po prostu, niekoniecznie musi być to związane z próbą podporządkowania sobie drugiej osoby.
OdpowiedzUsuńTeż nigdy nie przyszło mi do głowy, że skoro jesteśmy po ślubie, mieszkamy razem, mamy wspólne biznesy, to jest to coś oczywistego, bo nie jest. Nie traktuje jego obecności jako pewnik, bo jak sam zauważyłeś, człowiek może odejść w każdej chwili. Dlatego staram się być dobrym mężem każdego dnia.
To nie jest wcale takie trudne jak kiedyś mi się wydawało, gdy wchodziłem w ten związek. :)
Brzmi to wszystko ładne i zdrowo :) Gratuluję :)
UsuńCiekawi mnie czy dawanie dużej swobody w związkach gejowskich nie kończy się zawsze krzywda dla jednej ze stron- już tłumacze o co chodzi, w momencie takiego puszczenia wolno partnera i pozwolenia mu na wszystko trzeba mieć albo wysoki stopień zrozumienia dla jego wyborów albo wysoki stopień braku zainteresowania partnerem. Sytuacja w której partner chciałby spróbować czegoś innego i idzie w bok z innym wydaje mi się słaba bez akceptacji drugiej strony (i nie ma się co oszukiwać nazwijmy to po prostu zdradą) dlatego wcześniej napisałem o dużym poziomie zrozumienia. Jednak tak jak piszesz nie musi nam pasować jego wolność i może odejść, dlatego wcześniejsze stwierdzenie kochaj człowieka wraz jego wolnością i swobodami jak najbardziej okej ale wyznaczenie granicy do której może się posunać jest według mnie jednym z kluczowych elementów prawidłowo działającej mechaniki związków gejowskich, tutaj nie chodzi o ograniczenie wolności, wydaje mi się ze bardziej o ograniczenie krzywdy drugiego człowieka. Jednym słowem geje nie krzywdźcie się, mówcie otwarcie co was boli, stawiajcie granice bo czasami to jest okej i nie rezygnujmy z tego na rzecz całkowitej swobody która krzywdzi drugie połówki. Taki mój pogląd na to.
OdpowiedzUsuń"wyznaczenie granicy do której może się posunać jest według mnie jednym z kluczowych elementów"
UsuńNie zgodzę się. Nie granicy - bo granica to ograniczenie. Nie oczekiwanie wierności - bo to tworzy podwalinę do rozczarowania.
Słowo klucz to: kryteria.
Po prostu - daję partnerowi wolność. Ale moimi kryterium bycia z nim w związku jest to, że nie uprawia seksu z innymi bez mojej wiedzy i zgody. Jeśli zdecyduje się to robić (do czego ma prawo jako wolny człowiek) - przestaje spełniać moje kryterium i dziękuję mu za wspólnie spędzony czas.
Hej. Dream gdzie podziały się wszystkie tematy związane z polityką. Bo ostatniego nie zdążyłem przeczytać
OdpowiedzUsuńHej! Tematy polityczne przeszły na mojego nowego bloga: prowincjonalny-gej.blogspot.com - zapraszam serdecznie :)
UsuńNie myślałeś żeby stworzyć jakiś wpis urozmaicony nadesłanymi nudesami czytelników?
OdpowiedzUsuńJasne, że myślałem. A podzielisz się swoimi? :)
UsuńJasne, tylko muszę wiedzieć gdzie :) myślę, że stworzenie takiej bazy zdjęć czytelników byłaby ciekawym pomysłem.
UsuńJeśli wymyślimy dobry temat na wpis - to może uda się przekonać Czytelników, by podzielili się swoimi nudesami. Przesyłaliby je do mnie na maila - a ja umieściłbym je w zbiorczej galerii we wpisie :) Tylko o czym ten wpis? :)
UsuńNie czytam bloga od początku więc jezeli ten temat był to z góry przepraszam ale chętnie bym poczytał o owłosieniu, depilacji czy fryzurach intymnych. Można by to urozmaicić jakaś ankieta preferencji.
OdpowiedzUsuńWitam a moze jakis temat o gloryhole ? Pozdrawiam Marcel
OdpowiedzUsuńZ moim K. właśnie nigdy nie chcieliśmy się wzajemnie zniewalać, dlatego nasz związek jest od początku otwarty. Dobrze nam w seksie, a kochamy się, mieszkamy i żyjemy razem, bo to nam odpowiada. Jak kiedyś przestanie, to będzie ciężkie, ale przecież są inni faceci :-)
OdpowiedzUsuń