Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.

poniedziałek, 22 lutego 2021

Jak szybko naprawić toksyczny związek - opcja nuklearna, gdy już nie dajesz rady


Jakiś czas temu napisał do mnie stary znajomy. Był zrozpaczony.
Mieszkał i był ze znacznie młodszym chłopakiem, którego bardzo kochał. Jednak młodzieniec w którymś momencie zakochał się w kimś innym.

To, co najbardziej bolało mojego znajomego, to fakt, że... wciąż razem wynajmowali mieszkanie i całymi dniami musiał patrzeć, jego jego ukochany znika na wiele godzin, by baraszkować ze swoim nowym chłopakiem. A potem wracał, gotował obiad i udawał, że nic się nie stało...

Spali osobno, mało gadali, mijali się tylko w korytarzu.

Znajomy miał już objawy solidnej deprechy. Sytuacja wydawała się już nie do odkręcenia. I wtedy dałem mu radę, która w tydzień naprawiła całą sytuację. Potem mi za to podziękował. 

Co to była za rada?



RZUĆ GO KURWA.

TERAZ.

Kochasz go? Boisz się, że już nikogo takiego nie znajdziesz? Zależy Ci na nim?

Trudno. On już nie jest Twój.

Spakuj jego walizki i niech wypierdala do swojego nowego kochasia.

Drastycznie, co nie? Ale...

Oglądając go dzień w dzień - mój znajomy doprowadził się na skraj rozpaczy. Niby miał "chłopaka", ale tak naprawdę go nie miał. Czekał jak wierny kundel w domu, aż on w końcu wróci i łaskawie rzuci mu kostkę.

Powiedziałem mu wprost: to Cię dobije totalnie. Już Cię dobiło - a wszystko zmierza ku gorszemu. Twoja samoocena spada. Czujesz się sfrustrowany, zdołowany, opuszczony i samotny. I na dodatek przeżywasz tortury, bo on ciągle siedzi na telefonie i pisze z tamtym facetem.

Mój znajomy zebrał się na odwagę i postawił ultimatum - albo ja, albo tamten koleś. Ale ta decyzja ma swoje konsekwencje w trybie natychmiastowym.

To odważne - zważywszy, jak bardzo tego chłopaka kochał i jak wiele do niego wciąż czuł. Ale wiedział już, że przyszłość będzie z nim żadna. I że zapłaci za swoje iluzje ogromną cenę emocjonalną, jeśli TERAZ z tym nic nie zrobi.

Cóż - młodziak poszedł po rozum do głowy. Dalej nie mógł już piec dwóch pieczeni na jednym ogniu - musiał podjąć decyzję - z kim chce być, a z kim nie.

I wybrał zerwanie z tamtym facetem i pozostanie z moim znajomym.

Oczywiście - sytuacja nie doszła nagle w 100% do ideału. Mój znajomy - co w pełni zrozumiałe - wciąż żywił głęboką urazę do chłopaka. Niemniej młody przyrzekł odbudować zrujnowane zaufanie. I tak powoli znów zaczęli się docierać - wychodząc na prostą.

Tamten koleś podszedł w odstawkę. A im zostało pokonanie kryzysu. Niemniej sytuacja była już o wiele bardziej klarowna. Była chęć do odbudowania tego RAZEM - po obu stronach.


Rozstanie bywa najskuteczniejszym narzędziem do naprawy związku

A jednocześnie istnieją ogromne opory społeczne przed stosowaniem tego narzędzia - bo przecież "co sobie ludzie pomyślą".


Opowiem Ci historię.

Byłem kiedyś z bardzo zazdrosnym facetem. BARDZO zazdrosnym. Wystarczyło, że nie zdążyłem odebrać telefonu - i gdy oddzwaniałem, słyszałem tylko: z kim mnie zdradzasz?

Ha ha, że niby byłem zajęty ruchaniem i nie zdążyłem odebrać, co nie? Taki żarcik śmieszny.

Takie "żarty" skądś się biorą, wierzcie mi.

Ciągłe oskarżenia, aluzje i pretensje. Najpierw między wierszami, potem wprost.

Sytuacja eskalowała - mimo moich prób łagodzenia i tłumaczenia. W końcu byłem już nieustannie oskarżany o zdrady. Nie mieszkaliśmy razem, więc jego fantazja pracowała dniami i nocami - wizualizowała mnie w objęciach coraz to nowych facetów.

W końcu doszło do kuriozalnych sytuacji. Gdzie np. ja czekałem z kolacją w domu - a on szlajał się po parku z jakimiś facetami, dzwonił, śmiał się, że dobrze się bawi z nimi, że go nie będzie i się rozłączał.

Żeby się na mnie odgryźć. Wiecie, za moje "zdrady". Żeby wzbudzić we mnie zazdrość.

To był oczywiście koniec. Dobił mnie tym. Nie byłem w stanie znieść z nim nawet 5 sekund związku.

Byłem dojebany do parteru, wkurwiony, sfrustrowany seksualnie, zmęczony i na dodatek przerażony absurdalnym rozwojem sytuacji.

Wiecie, co się stało?

Przyszedł, przeprosił i zaczął BŁAGAĆ, żebym do niego wrócił.

Faja zmiękła mu w minutę.

A ja nie czułem już właściwie nic. Wyruchałem go "na zgodę", ale bez emocji - jakbym ruchał martwe, zimne mięso w chłodni.

Wtedy zdiagnozowałem u siebie mocną depresję, z którą walczyłem jeszcze potem parę miesięcy.

Dziś patrzę wstecz i w zasadzie uważam, że to wszystko było banalnie proste do rozwiązania.

Wiecie jak?


Mogłem zerwać wcześniej.


Ale tego nie zrobiłem.
Bo myślałem, że będę "tym winnym" - wiecie - który się poddał, który "nie wytrwał w miłości". Który "zamiast naprawiać, wymienia na inny model" - jak to się teraz ładnie mówi.

Nie, kurwa, ja? Romantyk, który ślepo wierzy w ludzi? Który daje im milion szans?

Więc tak trwałem w tym toksycznym bagnie.

Bojąc się, że "już nigdy nikogo takiego nie znajdę". Że "przecież tyle razem przeszliśmy". Że będę sam do końca życia ble ble ble ble.

Gdybym rzucił go wcześniej:

  • Wciąż zachowałbym miłość do niego - nie zniszczyłaby się o milion gówien i kłód, które mi zaserwował w międzyczasie. Pewnie tak samo wróciłby i prosił o powrót - ale wtedy a) by mi się chciało, b) powrót byłby na moich warunkach. A tak to czekałem, aż przestanę czuć cokolwiek do niego i wtedy SERIO już nie ma o czym gadać.
  • Zachowałbym zdrowie psychiczne - nie musiałbym pół roku leczyć ciężkiej depresji i czuć się jak ostatni śmieć, zmuszony moją miłość udusić we własnym sercu, upodlony milionami absurdalnych oskarżeń, do których by nie doszło - gdybym rzucił go wcześniej. Odpocząłbym psychicznie i spojrzał na ten związek z pewnej perspektywy - chłodnej i bardziej racjonalnej.
  • On miałby szansę zreflektować się zawczasu, że jebie sprawy - a tak to dostał obuchem ode mnie, gdy był już bardzo pewien, że mnie oplótł wokół palca. Gdybym odszedł wcześniej - wyczuliłby się bardziej na sygnały ode mnie płynące. A tak to "nie chciałem go urazić zbyt mocnym reakcjami".


Jak stosować narzędzie pt. rozstanie


Czujesz się źle w swoim związku?
Twoje potrzeby są olewane i zamiatane pod dywan przez Twojego partnera? Jesteś wciąż o coś oskarżany, obwiniany, atakowany - i nie umiesz tego racjonalnie ogarnąć? Próbowałeś o tym rozmawiać, tłumaczyć, ale to nic nie zmieniło - albo nawet pogorszyło sprawę?

Zaczynasz się zastanawiać, czy go nie zostawić?

Zrób to. Zrób to TERAZ, nim będzie za późno.

Nim kompletnie przestaniesz go kochać i zaczniesz nienawidzić. Albo - co gorsza - stanie Ci się obojętny. Nim doprowadzisz się do nerwicy, depresji i chuj wie, czego jeszcze. Nim Twoja samoocena zaryje o dno oceanu rozpaczy. Nim rozstaniecie się w totalnej nienawiści, nim dojdzie do rękoczynów.

Rozstań się z nim - dlatego, że go kochasz i chcesz to uratować ostatnim możliwym sposobem. I chcesz mu powiedzieć jasno, że w takiej formie to dalej trwać nie może. Rozstań się z nim - bo kochasz siebie i szanujesz swoje potrzeby i pragnienia, które w tym związku, na tych zasadach, nigdy nie będą zrealizowane.

Rozstań się z nim - dla niego. By zobaczył wersję Ciebie, która nie jest nim dobita.

Rozstań się - by dać oddech, nabrać zdrowego dystansu i zastanowić się, co dalej.

Ten NAKAZ, by trwać i ciągle naprawiać zjebany związek, to toksyczny mit - opowieść z dupy siana od lat przez Kościół i tym podobne. Nie masz obowiązku w niczym trwać i cierpieć. Nie masz obowiązku się poświęcać.


A jeśli on nie będzie chciał wrócić?

To znaczy, że ten związek nie miał już przyszłości. Sory, nie przestaje się kogoś kochać z dnia na dzień, bo on odchodzi. Nie przestaje się kochać, bo ktoś nie może z kimś już wytrzymać.

Jeśli on odpuszcza i nie chce potem wrócić, nawiązać kontaktu jakiegoś itd. - to znaczy, że OSZĘDZIŁEŚ SOBIE W CHUJ CIERPIENIA. 

Trwania tygodniami, miesiącami w nadziei, że może "on się zmieni". Może "coś zrozumie". Chuja zrozumie. MOŻE zrozumie, gdy odejdziesz i zobaczy, że jest sam. MOŻE chociaż w końcu będzie chciał zrozumieć i SERIO coś zmienić.

A jeśli nie? To już nie było nadziei.


A jeśli będzie chciał wrócić?


To będzie już DOSKONALE wiedział, że nie będziecie ze sobą na starych zasadach.
Że nie da się już dalej zamiatać Twoich potrzeb i pragnień pod dywan. Nie można już dłużej na Ciebie zlewać.

Albo będzie inaczej. Albo nie wrócicie do bagna, w którym byliście.

A pierwszym krokiem będzie to, że w końcu będzie Cię słuchał. I Cię wysłucha. I jeśli serio będzie chciał z Tobą być - wspólnie wymyślicie idealny kompromis. Lub kreatywne rozwiązanie Waszych problemów. Bo jeśli jest dobra wola po obu stronach - to najczęściej się to udaje.

Jeśli będzie chciał wrócić - to będzie już innym człowiekiem. Dotkniętym traumą rozstania z Tobą. Poczuje, jak jest być po drugiej stronie - z własnej winy.

Twoje rozstanie i milczenie będzie najlepszym tłumaczeniem całej sytuacji. A Twoja samoocena wzbije do góry. W końcu będziesz patrzył na siebie, jak na człowieka, który umie kontrolować swoje życie i wie, co trzeba zrobić, gdy nadchodzi czas.

Jeśli uda Wam się pokonać kryzys - stworzycie na jego gruncie JESZCZE LEPSZY ZWIĄZEK. 

Mądrzejszy milion razy od dziadostwa, które mieliście wcześniej. Związek, w którym Twoje potrzeby są rozumiane i realizowane - w którym także TY jesteś szczęśliwy. W końcu.


Aha: chuj z tym, co mówi. Patrz, CO ROBI.

Mówić może, co chce. Liczą się konkretne czyny i decyzje - one powiedzą Ci, czy on serio chce się zmienić, by stworzyć dla Ciebie lepsze warunki w związku. Czy tylko chce Cię urobić.


Jak powiedzieć: DOŚĆ


Najgorsza opcja to taka
, w której tak długo byłeś uległy i bierny, tak długo godziłeś się na tę toksyczność, że nagle wybuchasz niekontrolowanym gniewem.

Nie panujesz nad sobą i mówisz rzeczy, których potem będziesz żałował.

Optymalna sytuacja jest taka, że mówisz, że odchodzisz, bo masz dość. Tak po ludzku masz dość. Spokojnie, bez żalu, bez złości, bez specjalnych emocji.

Ewentualnie po prostu zrywasz z nim kontakt. Serio, tu nie ma jakiejś specjalnej etykiety. 

Mówi się, że nie wypada zrywać przez SMS-a. Ale jeśli ktoś traktował Cię źle - miesiącami oskarżał nie wiadomo o co, olewał Twoje problemy, atakował i miał pretensję o wszystko - to czy zasługuje na wielkie pożegnalne peany?

Na przyjazd heroldów i czerwony dywan?

Rozstań się z nim tak, jak na to zasługuje - ale nie pal mostów ostatecznie.


Podobno człowieka poznaje się w dwóch sytuacjach:

Gdy się z nim zamieszka. I gdy się z nim rozstaje.

To drugie jest opcją nuklearną do przetestowania, gdy już serio nie dajesz rady. Nie musisz się poświęcać "dla miłości". Nie musisz cierpieć po nocach w imię wyższych wartości. 

Ba! Nie powinieneś.

Związek ma być łatwy, prosty i przyjemny dla obu stron. Ma być wsparciem, a nie obciążeniem. 

Związek to długa wyprawa. Więc nawet mały kamyk w bucie zdąży zrobić zajebiste szkody. Nie możesz sobie na to pozwolić. Nie w świecie, który wygląda tak, jak teraz.

Rzucisz go i zobaczysz, co on z tym fantem zrobi.

Wkurwi się? Zacznie Cię wyzywać? Zrzuci całą winę za wszystko na Ciebie?

Cóż - będziesz już wiedział, z kim masz do czynienia. Lepiej, niech to wyjdzie teraz - a nie, gdy zmarnujesz dla niego kolejne miesiące lub lata.


Pokonaj swoje wątpliwości


Oczywiście rzucić kogoś, kogo się wciąż kocha i do kogo jest się przywiązanym, łatwo nie jest.
Masz w głowie milion wątpliwości, oporów itd. To zrozumiałe.

One mogą sprawić, że rzucisz go NIESPÓJNIE. 

Niby rzucisz go, ale on wyczuje Twoją niepewność, wewnętrzne wątpliwości, rozdarcia. I wiesz co? Może to wykorzystać potem. Ululać Cię, byś wrócił na stare śmieci, do tego samego toksycznego związku.

  • Bo przecież... sam nie dasz sobie rady, prawda?
  • Nigdy już kogoś takiego nie znajdziesz, co nie?
  • Miłość jest najważniejsza i trzeba ją "reperować", nieprawdaż?
  • Bo nie można przecież tak o skreślać człowieka, który bardzo chce się poprawić?
  • Nie można tak o skreślić tego, co Was łączy, prawda? Tylu miesięcy / lat razem?
  • Bo przecież powinno się walczyć o miłość - miłość wymaga poświęceń, co nie?


Każda z tych wątpliwości będzie torpedować Twoje poczucie spójności decyzji o rozstaniu i będzie sabotować jej efekty. On może przyjść i użyć TYCH właśnie wątpliwości, by Cię urobić.

Usiądź wygodnie, weź parę głębszych oddechów, zamknij oczy i zacznij powtarzać w głowie te pytania:

  • Dlaczego doskonale dam sobie radę sam?
  • Dlaczego nie dam sobie rady, gdy do niego wrócę? / będę nadal tkwić w tym związku?
  • Dlaczego bez problemu mogę znaleźć sobie kogoś innego?
  • Dlaczego nie powinienem już z nim być?
  • Dlaczego ja i moje szczęście jest ważniejsze od tej miłości?
  • Dlaczego nie muszę już niczego naprawiać?
  • Dlaczego mogę skreślić jego i czas, który mu poświęciłem?
  • Dlaczego mam święte prawo odejść od niego i szukać szczęścia gdzie indziej?
  • Dlaczego nie powinienem się poświęcać dla miłości? Dlaczego miłość powinna poświęcić się dla mnie?


Zadawaj sobie te pytanie koniecznie z tonacją PYTAJĄCĄ - ona uruchomi w Twojej głowie ciekawość i chęć odnajdywania przekonujących Cię odpowiedzi. Twój umysł SAM SIĘ PRZEKONA, że to prawda. Odkryje to.

Da Ci nową perspektywę.

Kontynuuj to, aż poczujesz się pewien tych racji. Szczęśliwy, że tak rozegrałeś / rozegrasz sytuację.

Nie mówię Ci, że masz przestać go kochać - bo to niemożliwe. Będziesz cierpiał - mówię Ci to od razu. On może milczeć tygodniami. Możesz przejść katusze.

ALE to i tak najpewniej lepsza opcja, niż kisić się w toksycznym związku.

W końcu otrząśniesz się, pozbierasz się i wyjdziesz na prostą. I poszukasz kogoś bardziej odpowiedniego. Ale nie będziesz już dobijał się psychicznie i gnił od środka za życia.

Tak pięknie może jeszcze być. Z nim. Lub z Twoim kolejnym facetem :)

A potem seks na zgodę :)

Takie "awantury" to ja rozumiem ;)


    15 komentarzy:

    1. Jak zawsze zgadzam się z każdym słowem, które tutaj napisałeś, Dream.😍😍😍 Toksyczny związek to naprawdę bardzo trudna sytuacja. Twoje rady są świetne. Lepiej skończyć związek niż dalej cierpieć i poczekać jak rozwinie się sytuacja. Wspaniały z Ciebie przyjaciel, takiego ze świecą szukać. Mnie jeszcze przeraża fakt, że ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać i nie są ze sobą szczerzy. Kryją się ze swoimi zdradami, potrzebami i pragnieniami. Bardzo ważna jest szczera rozmowa, która może rozwiązać wiele problemów. A jeśli tłumaczenia nie pomagają, to czasem trzeba się rozstać, żeby pokazać partnerowi, co stracił😜. Oczywiście jest to dobre rozwiązanie, kiedy faktycznie rozmowy nie pomagają, a partner nas lekceważy i rani.

      OdpowiedzUsuń
    2. Jeśli spalony most ma oświetlać przyszłość to myślę że warto, toksyczne relacje z reguły są zdane na niepowodzenie, takim osobom choćby miodem dupe smarował... Wiecznie coś nie będzie pasować ✋ciężko niestety wybadać takiego delikwenta jeśli ma problem z komunikacją na co dzień, dlatego też nie warto się 'męczyć' i pogonić fircyka... Wierzcie, lepiej pociągnąć za kolbę następnego, niż ciągnąć na siłę osła przez NASZE życie 🙌

      OdpowiedzUsuń
    3. Dzięki Chłopaki za komentarze :* Nic dodać, nic ująć.

      Tacy partnerzy, którzy mają problemy z komunikacją, mają lekcję do odrobienia. Ale nie wezmą się za nią, jeśli wciąż przy nich będziemy. Odejście może być ostatnim dzwonkiem, by coś zmienić. Ale jeśli to nie pomoże - to raczej już nic nie pomoże.

      Buziam Was :*

      OdpowiedzUsuń
    4. Zerwałem z chłopakiem. Ból jest ogromny. Jestem dumny z siebie, że w końcu zrobiłem ten krok. Teraz czekam na ruch partnera. Kazda jego odpowiedz będzie dobra. Czy się odezwie czy nie. Ta ulga po zerwaniu jest dziwna. Nie spodziewałem się, ze będę cierpieć a jednocześnie cieszyć się, ze to już koniec. To naprawdę dziwne i nieznane do tej pory mi uczucie.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Przykro mi, że musiałeś to zrobić. I jednocześnie gratuluję odwagi i zrobienia dużego kroku w stronę lepszego jutra.

        Nie przestaniesz go kochać tylko dlatego, że z nim zerwałeś. Będziesz tęsknił i będziesz smutny - to normalne. Ale przez to dajesz sobie i jemu przestrzeń i czas na przemyślenie sytuacji. I szansę na to, że sytuacja się poprawi!

        Jakby co - pisz tutaj lub na maila. Jesteśmy z Tobą :*

        Usuń
      2. Cały czas go kocham i tęsknie, ale przez jego zachowanie jestem wrakiem człowieka. Chce odzyskać kontrole nad swoim życiem. Nie ma lepszego wyjścia niz rozstanie. Teraz to rozumiem.

        Dzięki :*

        Usuń
      3. W takim razie podjąłeś trudną, ale konieczną decyzję. Masz teraz możliwość skupić się na sobie, na swojej przyszłości i na tym, czego serio potrzebujesz od życia.

        Trzymaj się mocno :***

        Usuń
    5. Ja jestem w takiej sytuacji, ze to mnie zostawił chłopak. Zakochał się w innym, naszym wspólnym znajomym. Mówi mi ze kocha nas oboje. Nie może wybrać, z którym z nas chce byc. Jest seksualnie sfrustrowany, bo nie może zrealizować ze mną takiego seksu jakiego by chciał. Odmawiałem mu kiedy mnie prosił. Tamten facet da mu to czego ja nie mogę. A ja nie potrafię sie nim dzielić. Nie wiem czy mam starać się zmieniać chociaż tego nie czuje, czy przeboleć jego strate.

      OdpowiedzUsuń
    6. Ja kilka dni temu zerwałem z chłopakiem, z którym byłem od kilkunastu lat. Nasza relacja popsuła się, gdy zachorowałem i mój stan psychiczny to było dno przez zaburzenie psychiczne. Nadal jest. Partner ubzdurał sobie, ze nie dam sobie rady bez niego. Zaczął być nadopiekuńczy i na nic mi nie pozwalał. Dopiero na terapii zrozumiałem, że żyje w ciągłym stresie, lęku i to nie przez zaburzenie a przez osaczające zachowanie partnera. Choroba tylko to potęguje. Zacząłem przejmować jego zachowania. Robić wszystko, by go zadowolić. Na każdym polu. Przepraszac za każde zachowanie, które mogło mu sie nie spodobać. Czułem się lepiej, gdy wyjeżdżał do pracy. Miałem ogromne poczucie winy, kiedy musiałem odmówić seksu przez gorsze samopoczucie albo przez spadek libido po lekach.
      Dopiero uczę się stawiać granice, ale boje się, że te rozstanie nic nie da. On obieca poprawę, wrócę do niego a dalej będzie cały czas się o mnie bal.
      Do tego jest zazdrosny o każdego kolegę geja. A te żarciki typu „z kim mnie zdradzasz jak tak piszesz?” znam z autopsji. Niestety. Niby niewinny żarcik, ale tylko pozornie.
      Nie wiem czy to normalne, moje uczucia do niego po zerwaniu robią się coraz bardziej negatywne? Z jednej strony kocham go, tęsknie, wydaje mi się, że nie mogę bez niego żyć. Zastanawiam jak on się czuje w zwiazku z ta sytuacja (nie rozmawiamy, ma się odezwać jak przemyśli sobie wszystko). Z drugiej czuje ulgę, ze nie musze przebywać z nim (wyprowadziłem się) i trochę mnie to przeraża, serio.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. To manipulator, który przez uzależnienie Ciebie od niego buduje swoje ego! Nie zasługuje na Ciebie, bo miłość to 'kiedy opadasz w dół, On ciągnie Cię ku górze' ☝️pozdrawiam 😉

        Usuń
      2. Wygląda na to, że jesteś bardzo wrażliwą i empatyczną osobą.

        "Zacząłem przejmować jego zachowania. Robić wszystko, by go zadowolić. Na każdym polu. Przepraszac za każde zachowanie, które mogło mu sie nie spodobać."

        Po co? Co takiego miałoby Ci dać ciągłe zadowalanie partnera? Trochę to wygląda tak, jakbyś panicznie bał się go zawieść (czyli de facto bał się odrzucenia) - i dlatego próbowałeś go zadowolić. Co jednocześnie było dla Ciebie tak stresujące - że wolałeś już, żeby zniknął - co zdejmuje z Ciebie presję, by wciąż się starać.

        Tak to wygląda - popraw mnie, jeśli się mylę.

        "Miałem ogromne poczucie winy, kiedy musiałem odmówić seksu przez gorsze samopoczucie albo przez spadek libido po lekach."

        Usiądź na spokojnie i powtarzaj na głos pytanie: Dlaczego mam święte prawo odmówić seksu bez względu na przyczynę?

        SERIO to zrób. Żyj tym pytaniem, aż zrozumiesz; aż do Ciebie dotrze.

        "Dopiero uczę się stawiać granice"

        Każdy ma jakieś granice - dawno ustanowione. Problem zazwyczaj polega na tym, że ich nie bronimy.

        Tu jest dużo kwestii do przepracowania. Zarówno u Ciebie, jak i u Twojego partnera. Niestety - to wymaga najpewniej terapii. Bo obraz, który się wyłania, jest dość złożony - i mam wrażenie, że dotykasz tylko czubka góry lodowej w tym komentarzu.

        Tak czy inaczej - życzę powodzenia w wychodzeniu na prostą.

        Usuń
      3. Jest tak, jak to opisałeś. Przerażało mnie to, że mogę być sam, ale teraz jestem i nic złego się nie dzieje. Zacząłem się czuć lepiej po zerwaniu, bo nie ma nade mną kontroli i nie wywiera na mnie presji. Mogę robić wszystko to, co jemu się nie podobało, a co mi sprawia radość i być taki jaki jestem.
        Chodzę na terapie i pracuje nad sobą, ale bardziej widoczne efekty tego nie pojawia się z dnia na dzień, leczenie ma potrwać kilka lat.
        Były partner nie chce, nie widzi problemu w sobie, dał do zrozumienia, że to ja jestem problemem bo „przez zaburzenie nie myśle logicznie”. Podważa moje uczucia i myśli. Sam zachęcał mnie do podjęcia leczenia i wydawało mi się, że w naszym związku to on jest tym bardziej..racjonalnym, dojrzałym emocjonalnie. Ale kiedy się okazało podczas tej terapii, że jego zachowanie wpływa na mnie źle nie chciał tego przyjąć do wiadomości. Nie chce zmian.
        Masz racje, oczywiście, że mogę odmówić seksu, wcześniej ta presja była tak duża..on codziennie był napalony i mogłby nie wychodzić przez tydzień z łóżka. Na początku czestotliwosc seksu była fajna, ale po iluś latach zaczęło być nudne i bardziej jak obowiązek a nie przyjemność. Tak naprawdę to podstawa tego problemu jest to, że mam duża potrzebę bycia kochanym, przez cały związek bałem sie, że sie mną znudzi, przytłoczę go swoja wrażliwością, a jak odejdę/on odejdzie to nie znajdę nikogo, kto by mnie akceptował.
        Inna sprawa, że były partner nie akceptował, że mi może podobać się inny facet. Mniej więcej od połowy związku zacząłem czuć coś do kolegi, on do mnie też, ale nic z tym nie robiliśmy. Partner nie może zrozumieć, że mogę być zakochany w więcej niż 1 osobie. Sporo razy pisałeś, wspominałeś o kochaniu dwóch lub więcej osób, próbowałem mu to wytłumaczyć w oparciu o twoje artykuły, ale zostałem tylko zwyzywany za to, co czuje.
        Z tego związku raczej już nic nie będzie, musze się skupić na sobie, zdrowiu. Dziękuje, Dream, za rady.

        Usuń
    7. czyli nie jestem sam... skoro nie mogę nawet z kimś hetero pogadać, ba, zabrać się z kimś do pracy czy zabranianie ulubionego zajęcia oznacza toksyczność? Bo właśnie tu też może być problem - JAK ZAUWAŻYĆ toksyczność...

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. "nie mogę nawet z kimś hetero pogadać, ba, zabrać się z kimś do pracy"

        Tak, to toksyczność. Ale tylko pod warunkiem, że Ci to przeszkadza i czujesz się z tym źle. Bo jeśli godziłbyś się na to (spójnie) - to okej.

        Mnie osobiście by to przeszkadzało. Właściwie szybko bym to uciął, bo nie zamierzałbym się męczyć "dla miłości". Czy jest coś złego w rozmawianiu z ludźmi?

        Usuń
    8. Też zerwałem z chłopakiem a zbierałem się do tego cały rok. Chociaż zboku można powiedzieć, że to ja byłem ten zły bo najczęściej to ja wybuchałem i miałem pretensje do niego, że nie rozmawiamy o nas o związku o oczekiwaniach. Gdy już dochodziło do takich rozmów w sumie były 2 w ciągu 3 lat niczego nie zmieniały te same problemy ect. Ostatecznie zerwałem i stwierdziłem dwa problemy po jego stronie: wieczny Piotruś Pan oraz to że jednak bardziej wolał dziewczyny (od początku byłem na przegranej pozycji)

      OdpowiedzUsuń

    KOMENTARZE SĄ ŚCIŚLE MODEROWANE. Obowiązują proste zasady: bądź miły, pomocny i konstruktywny. Rozmawiaj na temat. ZERO homofobii, hejtu, ogłoszeń towarzyskich i fejk newsów. Akceptujesz REGULAMIN :*

    TOP 10 miesiąca