Pamiętam tamtą mroźną, zimową noc pełną gwiazd, marzeń i niespodziewanych oczarowań. Tkwiłem w samym śnieżnym jądrze najgłębszej zimy a twarz ma siekana była mrozem dochodzącym do -20 stopni. Księżycowa poświata pokrywa wszystko srebrem.
Panowała całkowita, niezmącona cisza.
I zaczęło do mnie docierać, jak wiele uczuć i wrażeń we mnie mieszka. To było aż przygniatające - czuć, jak otwiera się we mnie skarbiec pełen zachwytów, obaw, fascynacji, złości.
Teraz już wiem, kim jestem. Osobą hipersensytywną. Czy jest dla mnie ratunek w tym okropnym, wielkim świecie?