Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozwój. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozwój. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 września 2017

10 największych mitów rozwoju osobistego


Kiedyś byłem jego wielkim fanem. Dziś - wiem, że to fajna działka, ale nie jest już moim fetyszem i religią. Rozwój osobisty. Byłem szkoleniowym japiszonem, kupowałem kołczingi za tysiące złotych. I dziś opowiem Ci, co rzeczywiście może Ci dać rozwój osobisty. A czego na pewno nie może.

sobota, 7 stycznia 2017

Tyrania rozwoju - czas z tym skończyć i wrzucić na luz


Jeśli marzyć - tylko z konkretnym terminem realizacji i planem.

Jeśli się bawić - tylko celowo, by się uczyć przydatnych umiejętności. Jeśli odpoczywać lub spać - to tylko dlatego, że to podnosi ogólną efektywność.

Dotarliśmy już do apogeum. Wszystko, co robimy - czy to drapiemy się po tyłku, podziwiamy śnieg czy zmieniamy kanał w telewizorze - powinno być rozwojowe. Powinno dawać umiejętności, kasę, wyniki.

Przestaliśmy robić rzeczy tak o, bez celu. Dla zabawy i relaksu. Dziś - o tyranii rozwoju, fetyszu efektywności i tym, czym to się kończy.

poniedziałek, 14 maja 2012

Wpuść cierpienie do swojego życia

Powódź dobrych rad. Kopalnie życiowych poradników. To moda, która przyszła do nas z Zachodu, niemniej potrzeba sięgania po takie publikacje wynika z nas samych, z prostego faktu, że cierpimy i nie godzimy się na to. Setki technik, dziesiątki "prostych sposobów" na usunięcie żalu, smutku, bólu, cierpienia, wstydu, poczucia winy, strachu. "Rozwalacze depresji", "Destruktory lęku" itd.

A cierpienie i tak powraca.

I będzie powracać. Jak boomerang - im silniej, im dalej chcesz go wyrzucić, tym z większym impetem powróci. Oczekuj go.

W którymś momencie ten boomerang tak mocno uderzył mnie w głowę, że wiedziałem już, że nie wygram. Wszedłem na mroczną ścieżkę samooszukwiania się, skrywanej przed światem depresji, rozrywającej piersi rozpaczy, którą dobrze przypudrowałem przed innymi ludźmi.

W końcu nie było innego wyjścia, niż zatopić się w tym. Poddać się temu. Wpuścić do serca wszystkie trucizny, wszystkie zjadliwe toksyny krążące w krwiobiegu. Sam siebie podziwiam za tę odwagę.

Gdy schodzisz na dno piekieł, gdy cały świat wydaje się płonąć, zatapiać w czarnej, gęstej smole, z której nie można się wydostać, gdy cierpienie jest tak wielkie, że aż nie można oddychać - serce wciąż niestrudzenie bije. Zapada nieprzenikniona cisza. Przez moment to bicie serca jest jedyną oznaką życia, bo wszystko dookoła umiera.

I wtedy, w chwili największego cierpienia, gdy Twój umysł po prostu je zaakceptuje, gdy powie mu "tak", gdy zdobędzie się na odwagę, by uznać jego istnienie, uznać fakt, że się cierpi, że się leży na dnie hadesu przykrytym metrami mułu - wtedy to cierpienie łagodnieje, zaczyna płynąć, zmieniając się w pewnego rodzaju subtelną ulgę. Coś rusza, coś odżywa, coś otwiera oczy i patrzy na świat świeżym spojrzeniem.

To nowy Ty.

Ty zbudowany na bazie trudnych doświadczeń. Ty uczący się jak być lepszym człowiekiem. Ty rozumiejący bardziej to, czym jest życie, kim jest człowiek.

Zgnuśnienie to brak akceptacji. Zgnuśnienie jest czymś przeciwnym do akceptacji. Otwórz swoje serce na największe cierpienia i pozwól mu przepompować je dalej, zmienić w coś budującego. Wyjdziesz ze spirali, która ściągała Cię na dno.

Zrób w swoim życiu miejsce na cierpienie.

Ugość je, zaproś do swojego życia, do swojego serca. Zaparz mu kawę, podaj ciastko i porozmawiajcie. Niech wyjdzie z cienia. Niech ten ból, który nosimy pod skórą, te wszystkie lęki, smutki, wstyd, rozpacz czy wina - niech to wszystko wyjdzie na jaw. Niech zostanie oświetlone światłem świadomości. Nie walcz, nie oceniaj, bo stracisz energię. Chyba że chcesz - by przekonać się, że to nie ma sensu. Nie jesteśmy komputerami, nie da się wyłączyć pewnych rzeczy jednym pstryknięciem. Na zrozumienie pewnych rzeczy trzeba lat obserwacji. Trzeba cierpliwie powracać do pewnych kwestii, do pewnych tematów - z otwartym, spokojnym, szczerym sercem. Sercem, które gotowe jest na przyjęcie bólu. Na zmierzenie się z najczarniejszą, najokrutniejszą prawdą.

Miej odwagę! Stać Cię na to!

Nie chcesz spędzić całego życia na udawaniu, że wszystko jest okej - jeśli nie jest.

Sam mam rany, które liżę od lat. Których ból budzi mnie w nocy, które tak bolą, że czasem jedyne, czego chcę, to zasnąć i zapomnieć. Ale nie. To tak nie działa. Jak już nie wiadomo, co z cierpieniem zrobić, połóż rękę na sercu, weź kilka głębokich oddechów i pozwól swojemu sercu się tym zająć. Pozwól sobie PRZEŻYĆ cierpienie, zamiast ciągle nim żyć. Pozwól sobie na doświadczenie pełni traumy, zamiast ciągle z nią walczyć. Twoim zadaniem jest tylko i wyłącznie utrzymywanie świadomości, że jesteś tu i teraz. Regularnie oddychanie, trzymanie ręki gdzieś na stabilnym gruncie teraźniejszości.

A serce niech przetwarza.

Tylko ono wie, jak z wyjść z pętli cierpienia. Tylko serce podpowie Ci, co zrobić. Tylko w jego głębokiej mądrości odkryjesz spokój i ciszę, gdzieś tam w środku, w oku cyklonu, panuje cisza i harmonia. I wtedy wszystko dookoła może się walić, ale na Twojej twarzy znów rysuje się uśmiech.

A wtedy każdy kolejny krok w Twoim życiu wydaje się już lżejszy. Bardziej świadomy.

Pogódźmy się z faktem, że cierpienie jest naturalną częścią naszego życia. Że musimy je przeżywać do momentu, w którym już go nie przeżywamy. Paradoksalnie tylko nasza zgoda na wpuszczenie cierpienia do życia jest sposobem, by je zrozumieć, zaakceptować a następnie sobie z nim poradzić.

Z pozdrowieniami,
Dream

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Ucieczki przed samym sobą - pętle samozagłady i wychodzenie z nich

Piwo, seks, demotywatory, nałogowa masturbacja, obżeranie się słodyczami, uciekanie w duchowość, muzykofilia, kinomania, obsesja na punkcie porno i gier komputerowych, bieganie, towarzystwo innych ludzi... - jako społeczeństwo opracowaliśmy już wiele sposobów, jak poprawić sobie humor. Gdy nachodzi nas emocja, której nie chcemy, uciekamy w to, co jest dostępne i w miarę satysfakcjonujące. Nie zrozum mnie źle - picie piwa, seks, walenie konia itd. to nie są złe rzeczy. Wszystko jest dla ludzi i nie mam nic przeciwko temu. Co innego jednak, gdy przestają być po prostu dodatkiem, a stają się sposobem na ucieczkę, uśmierzenie bólu i cierpienia...

To działa. Problem tylko w tym, że na krótko. Da się uciec na chwilę przed swoimi myślami. Ale nie na zawsze. One wrócą. Będziesz musiał w końcu się z nimi skonfrontować.

Czemu nie dziś?

Zgłębiaj się umysł, ale nie daj mu się prowadzić. Nie podążaj za jego iluzjami. Zaciśnij lewą dłoń na oparciu fotela i złap teraźniejszość, utrzymując tzw. big mind (wielki umysł) - umysł, który jest świadomy tego, że jest tu i teraz w bezpiecznym fotelu i rzeczywistość jest przyjazna. Prawą dłoń wystaw przed siebie i badaj swój small mind (mały umysł) - ten, który fiksuje, który tworzy kiepskie emocje, który pamięta lipne historie. Umysł będzie Ci podpowiadał, byś przerwał, jeśli emocja jest tak fatalna, że trudno ją wytrzymać. Nie daj mu się zwieść, nie poddawaj się swoim ego i mechanizmom obronnym. Zanurz się w niemiłej emocji pamiętając, że nie jesteś nią. Jesteś w niej, jesteś obok niej, ale nie jesteś nią. Następnie zacznij swoim głosem wewnętrznym opisywać, co dokładnie czujesz. Nazwij tę emocję, określ jest cechy - gdzie się znajduje, w którą stronę się porusza i z jaką prędkością. Ile filii pozakładała w Twoim ciele. Odsuń na bok myśli, że tej emocji nie powinno być - powinna się ona pojawić, bo się pojawiła. Założenie, że "nie powinno jej być" nie jest zgodne z faktami - bo ona jest! Więc opisuj ją najdokładniej, jak umiesz. Zastanów się, co byś zrobił, gdybyś jej posłuchał. Do czego Cię ta emocja chce przekonać? Co chce, żebyś zrobił? Jakie byłyby tego skutki? Po co miałbyś mieć takie rezultaty? Kiedy się pojawia ta emocja? W jakich sytuacjach? Obserwuj dokładnie obrazy, które pojawiają Ci się przed oczami, jak również słuchaj dialogów wewnętrznych, które do Ciebie mówią.

Pamiętaj - jeśli będzie tego za dużo (a będzie!), zawsze możesz ścisnąć lewą dłonią oparcie fotela, otworzyć oczy i krzyknąć do swoich myśli: "Zamknijcie kurwa ryj!". I wstrzymać je wszystkie, zastopować obrazy i przypomnieć sobie, że jesteś tu i teraz. Na początku nie jest łatwo, ale z czasem nauczysz się wstrzymywać to coraz skuteczniej.

A potem możesz znów ruszyć na przód na zwiedzanie swojego umysłu, wtapiając się w swoje kiepskie emocje. Pod nimi będą kolejne. Złość może skrywać lęki, rozpacz lub inne rzeczy. Odkryj, jakie emocje kryją się za tymi, które czujesz teraz. Może się okazać, że za zakochaniem kryje się poczucie bycia gorszym człowiekiem, smutek, obawy, poczucie odrzucenia. Odkryj to i trwaj w kolejnych emocjach. W końcu odkryjesz tzw. core feeling - rdzenną emocję, od której wywodzą się inne kiepskie emocje. Skup się na niej, to ona jest tą częścią Ciebie, która generuje problemy. Najczęściej to przykra emocja, której doświadczyliśmy jako dzieci - małe, bezbronne, naiwne.

Ta emocja skrywa kluczową myśl, która zatruwa umysł. Odkryj, co to za myśl. Nie walcz z nią. Jeśli złapiesz się na myślach pt. "Nie powinienem mieć tej myśli, muszę ją wyrzucić" - to oznacza brak akceptacji i walkę, a to z kolei sprawi, że się tej myśli nie pozbędziesz. Twój antagonistyczny stosunek do niej będzie ją wciąż na nowo przywoływał. Dlatego najpierw musisz pracować nad zaakceptowaniem tego, że masz taką a nie inną myśl i emocję. Powinno być tak, jak jest, póki tak jest. Jak będzie inaczej - powinno być inaczej. Akceptacja pozwoli zmienić myśl, odczepić się od niej raz na zawsze. Myśl to nie wróg, tak samo emocja. To narzędzie, to program, to umysłowy algorytm, instrukcja działania. Tak działa Twój umysł - póki tak działa.

Obserwuj siebie, ćwicz uważność swoich myśli. Obserwuj obrazy, słuchaj dialogów wewnętrznych, zatapiaj się w emocjach, które generuje Twój umysł. Obserwuj swoje nawyki i zachowania, odczucia cielesne, podszepty intuicji. To wszystko nie Ty, to tylko programy. To wszystko ma jakieś wspólne wzorce, których nie dostrzegamy. I które dostrzegać zaczniemy, gdy będziemy uważni. I dopiero wtedy będziemy mogli je zmienić.

To bardzo głęboki i intymny kontakt z samym sobą. To prawdziwy rozwój z otwartym sercem. To prawdziwa, głęboka zmiana i zrozumienie siebie. To praca na lata. To jedyna droga, jaką znam, by być coraz szczęśliwszym człowiekiem. To droga warta każdego poświęcenia.

piątek, 17 czerwca 2011

Nie trzeba odwagi, by żyć życiem, jakiego pragniesz.

Prawdopodobnie wcześniej czy później spotyka to każdego. Pewnego dnia budzimy się i boleśnie uświadamiamy sobie, że nie żyjemy życiem, jakie pragniemy. Że nie pracujemy tak, jakbyśmy chcieli. Że nie jesteśmy z osobą, z którą chcemy być. Że nie mówimy ludziom tego, co byśmy chcieli.

To moment, w którym Twoje przeznaczenie rzuca Ci rękawice.

I pyta: Podejmiesz wyzwanie? Czy dalej śnisz?

99,99% ludzi wybiera sen. Bo żona, bo dzieci, bo stała praca, bo obowiązki, kariera. Bo Matrix ich więzi. Jakakolwiek próba bycia sobą jest tępiona. Zauważysz to, gdy tylko spróbujesz. Ludzie nie chcą Ciebie prawdziwego, bo sami tacy nie są. Ludzie chcą, byś był taki, jaki oni chcą Cię widzieć. Chcą byś był uczynny, zaradny, samodzielny itd. Żebyś był JAKIŚ. Chcą byś żył pod ich dyktando. Każdy jeden. Im bliższa Ci osoba, tym bardziej tego chce. Myślisz, że oni tak prawdę chcą Twojego dobra? Oni tak myślą, ale w rzeczywistości skąd mogą wiedzieć, co jest dla Ciebie dobre? Skąd mogą to wiedzieć, skoro sami nie wiedzą, co jest dla nich dobre?

Tego dnia, gdy przeznaczenie rzuciło mi rękawice, spojrzałem w lustro. Zobaczyłem gościa, który 26 lat żył nie swoimi przekonaniami. Nie swoimi wartościami. Który karmił się obawami, które kazały mu się poniżać. Które kazały mu tkwić w złotej klatce. Złapałem się za głowę. Rzuciłem zawód, do którego uczyłem się X lat i który - jak mi się wydawało - był moją pasją. Copywriting. Gówno a nie copywriting. Nie chcę więcej nigdy już napisać żadnego tekstu reklamowego ani hasła, choć potrafiłem zarobić na jednym zdaniu kilka tysięcy złotych. Mam dość, mam tego po dziurki w dupie.

Co teraz?

Nie wiem, ale rzeczywistość mi to pokazuje w każdej chwili. W każdej sekundzie. Żeby to dostrzec, musisz wyciszyć umysł, przestać babrać się w jego opowieściach. Inaczej przesłonią Ci one oczywistą oczywistość, którą całe życie masz przed oczami.

Podniosłem rękawice. I nie wiem, jaki będzie wynik tego starcia.

Wiem, że po drodze do życia, jakim pragniesz żyć, jest tylko jedna przeszkoda. Tzw. złote klatki. Wygodne, luksusowe, usypiające więzienia. Więzienia zbudowane z naszych przekonań, nawyków, przyzwyczajeń. Jakie to klatki na przykład?

1. Masz tzw. "cudowny" związek od wielu lat. Niby go kochasz, on niby Ciebie. Niby wszystko jest okej. Tylko czemu myślisz o kimś innym? To nieważne, prawda? Ważne, że jest spokój, jest poczucie bezpieczeństwa. Wyjdź z tej klatki a zmierzysz się z demonami pt. samotność, porzucenie, rozpacz. One tam są, czekają na Ciebie. Póki wierzysz, że to Cię pokona, musisz siedzieć w złotej klatce i robić dobrą minę do złej gry. Ale gdy tylko partner nie widzi... O tak, wtedy - na delegacjach, w senatoriach itd. - TAM SIĘ DZIEJE DOPIERO. Pierdolą się po krzakach z byle kim, zaspokajając swoje seksualne ega. To jest dopiero konsekwencja gruchania w dupę swojego prawdziwego Ja.

2. Masz tzw. "stałą pracę". Poczucie bezpieczeństwa to piękna halna, bo ona zakłada, że gdzieś tam, poza złotą klatką, jest jakieś niebezpieczeństwo. Bliżej niezidentyfikowane. Szef sra Ci na łeb, robisz rzeczy, które nic nie znaczą tylko po to, by dostać jakąś kasę i móc przeżyć kolejny miesiąc. Ludzie dopiero na emeryturze robią to, na co mają ochotę. Jeśli jeszcze mają zdrowie!

3. Ktoś Cię utrzymuje - rodzice, partner, ktokolwiek. Uzależnia Cię od siebie, bo ma kasę i myśli, że sam nie da rady. Podciera sobie Tobą swoją dupę, bo boi się zmierzyć ze swoimi demonami (np. samotnością). Będzie jęczeć w nieskończoność, że płaci za Ciebie rachunki, że kładzie na Twoje utrzymanie, ale kurwa ZAPŁACI. Po co? Żebyś został. Żebyś go nie opuścił. Gdy nie ma już żadnych argumentów, trzeba użyć kasy. Jeśli ktoś nie ma czym kogoś skusić - osobowością, miłością etc. - zostaje mu już tylko mentalne kurwienie się.

Jest przepis, by sobie zjebać życie.

Nie bądź sobą. Bój się wyrażać prawdziwego siebie. Sprawdziłem to - działa zajebiście! 26 lat wchodziłem ludziom w dupy. Podlizywałem się, pozowałem, pokazywałem, jaki to ja niby jestem. Hipokryzja pełną gębą. A summa summarum okazało się, że mało tego, że jedno wielkie rzadkie gówno z tego było, to jeszcze moja samoocena leżała i kwiczała.

Nie musisz być odważny, by żyć życiem, jakiego pragniesz.

Tu chodzi bowiem nie o odwagę, ale o wyzbycie się lęków. A konkretnie - historii, wierząc w które, generujesz w sobie lęk. Historii o śmieci, chorobach, biedzie, odrzuceniu i samotności, utracie reputacji. Przekonałem się, że gdy się boję tych rzeczy, to choruję, umieram, jestem biedny, odrzucam samego siebie i tracę resztki szacunku do siebie. Kierując się tymi lękami, staczam się i zamykam w złotych klatkach. One kastrują mnie z możliwości, jakie daje Wszechświat.

Gdy wychodziłem z mojego pierwszego szkolenia w Warszawie, byłem zdumiony. Kiedyś tak bardzo bym się tym stresował. A teraz... po prosty płynąłem. Bez myślenia, bez zastanawiania się. I czułem, że jestem sobą. Że oto w tym świecie realizuję się zgodnie ze swoimi intencjami. Jestem w pełni sobą, w każdym calu. Tak bardzo oparty na samym sobie, że wiedziałem, że mogę na sobie polegać.

Życzę tego uczucia Tobie.

Życie na pół gwizdka nie jest warte przeżycia. Nie ważne którą stronę swoje wewnętrznego konfliktu wybierzesz - jeśli to, co robisz, nie jest robione CAŁYM Tobą, to nie ma sensu. Spytaj największych myślicieli, filozofów, mentalistów. Spytaj siebie. Tam w środku jest odpowiedź. Chciałbym Ci powiedzieć wytarty frazes, że "tylko Ty ją znasz", ale to nieprawda. Nie znasz odpowiedzi na pytanie, kim naprawdę jesteś i co chcesz robić. Nie znasz siebie, gówno o sobie wiesz. Niech to będzie Twoje założenie operacyjne podczas poszukiwań. Ludzie myślą naiwnie, że wiedzą, kim są, podczas gdy są to tylko wyuczone pozy, wystudiowane role.

Nie mam ochoty na poznawanie Twoich masek, wizerunków, pozorów. Nie mam też ochoty na poznawanie Twojego wnętrza i prawdziwego Ja, bo wiem, jakie jest. Skąd? Stąd, że wszyscy w środku jesteśmy tacy sami. Jeśli odkrywam Siebie, odkrywam również Ciebie. To tak intymne, tak prawdziwe, tak głębokie, że cały ten plastikowy matrix wydaje się przy tym walentynkową, hollywoodzką sztampą, tandetną szmirą i nieciekawym przedstawieniem.

W trakcie dochodzenia do prawdziwego Siebie, zacząłem rozumieć, że to, co dzieje się z innymi ludźmi, to nie moja sprawa. Nie rusza mnie to. Ale UWAGA! To nie znaczy, że nie utrzymuję kontaktów z ludźmi. Ba! Wręcz przeciwnie - dopiero teraz zaczynam mieć prawdziwe relacje - z prawdziwym środkiem ludzi a nie ich maskami, powłokami. Widzę, jak inspiruję otoczenie i to inspiruje mnie. To, że umiem oddzielać swoje myśli od innych, nie sprawia też, że popadam w ignorancję, że mówię innym, że mam ich w dupie. Po prostu zauważam, za co jestem odpowiedzialny i na co mam wpływ. To daje moc.

Niech ta moc będzie z Tobą :-)

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Jak odróżnić prawdziwą miłość od jej imitacji?

Na moment, ale obiecuję - tylko na moment - zbaczam z objętego kursu i akurat w tym poście nie będę pisał o kolejnych ukrytych mechanizmach. Nie będę, bo pojawił się ważniejszy temat. Temat, jak odróżnić prawdziwą miłość od jej imitacji.

No właśnie - jak?

Gdy zamkniesz oczy i pomyślisz o miłości - pojawią się pewne obrazy. 99% ludzi zobaczy dwoje ludzi - całujących się, przytulających się, trzymających się za rękę. To jest to, co umysł może powiedzieć o miłości. To kryteria wejścia - jeśli warunki będą spełnione, umysł rozpozna miłość i zacznie działać (lub nie).

I to właśnie iluzja miłości.

Ten obraz tworzy umysł. A umysł - w całym swym bogactwie i złożoności - nic nie wie o miłości. Wie wiele o społecznych wdrukowaniach miłości, o tym, co instalują nam społeczeństwa, kultury, filmy, wzorce rodzinne. Ale czy to naprawdę miłość? Czy możemy być pewni na 100%? A co, jeśli wszyscy się pomyliliśmy?

Umysł to królestwo ego. Ego, czyli osobowość, to sztuczny twór, zlepek doświadczeń, wniosków, który niczym wirus w systemie, broni się przed destrukcją. Umysł jest mistrzem w oszustwie. Jeśli mu wierzysz - będziesz szedł jak owieczka na rzeź. Bo wszyscy idą. Bo nie myślisz, gdy odtwarzasz. I tylko powtarzasz za innymi.

Ego nigdy nie kocha, nie umie. Ego tylko czegoś chce.

Wiesz, jak sprawdzić, czy ktoś, kto deklaruje Ci miłość, kocha naprawdę?

Odejdź. Bez słowa. Bez wyjaśnień. I zobacz, co będzie się działo. Jak zareaguje, co powie. Prawdziwa miłość zawsze wspiera odchodzącego partnera. Prawdziwa miłość życzy mu wszystkiego najlepszego. Ta imitacja miłości idąca z ego będzie złorzeczyć. Zobaczy w Tobie wszystkie swoje najgorsze cechy. Przejrzy się w Tobie, jak w lustrze, przerazi się i zacznie Cię wyzywać. Przecież to niemożliwe, że ja jestem tak okrutny. To musi być ktoś inny...

Umysł - samooszukująca się maszyna. Ciągle potwierdzająca swoje racje. Niedopuszczająca do siebie niczego, co mogłoby zniszczyć pozytywny obraz ego i "prawdziwy obraz świata". Ego musi być dobre, ego musi być "użyteczne", by przeżyć. Będzie Ci mówić, że Cię chroni, że Cię motywuje, że daje Ci miłość - byle byś tylko go nie wyjebał.

Każda osobowość, w którą wierzysz, że nią jesteś, jest więzieniem.

Uwięziony umysł nie może kochać szczerze. Może tylko udawać, może tylko szukać dowodów na prawdziwość swoich absurdalnych, nieprawdziwych założeń. Powie Ci "Kocham Cię", byś Ty odpowiedział tym samym i żeby wzrosła jego samoocena. Będziesz dziwką w ramionach drugiej osoby, przyrządem do mentalnej masturbacji. Obezwładnianie się wiarą w nieprawdziwe i krzywdzące przekonania blokuje serce. Dopiero kwestionowanie tych przekonań otwiera serce, otwiera drogę do miłości - tej prawdziwej. Bezwarunkowej, akceptującej, radosnej.

Każda wiara jest ograniczeniem.

Nie wierz w nic, co pojawia się w umyśle, a doświadczysz wolności, o której Ci się nawet nie śniło. Poczujesz nieopisaną ulgę. Poczujesz, że Twoje ega umarły. I że kochasz. Siebie, świat, ludzi. A oni kochają Ciebie.

Świat Cię kocha. Serio.

Nie oczekuj jednak, że sobie już to uświadomił. Nie oczekuj, że już Ty sobie to uświadomiłeś. Fałszywe poglądy mogły Ci zastąpić prawdę. To się zdarza. Dlatego kwestionuj, bądź sceptyczny względem każdej myśli. I zastanawiaj się, jak może Ci się ona przydać.

Jak być wolnym w związku?

Zrozumieć, że nie ma związków nigdzie indziej poza naszymi umysłami. W rzeczywistości ludzie się spotykają, sypiają ze sobą, jedzą razem śniadanie. Ale przywiązują się w umyśle. Uzależniają. Robią z kogoś dilera zasobów, których nie potrafią dać sobie sami, bo zablokowali się wiarą w niekorzystne poglądy na swój własny temat.

Myślisz, że to miłość?

To zbiór zachowań, nawyków i chwilowych emocji, które umysł nazywa miłością. A prawdziwa miłość próbuje się przebić przez ten umysłowy syf i stosy uzależnień. Problem w tym, że wciąż jej przeszkadzamy swoimi głupimi myślami.

Prawdziwa miłość bliższa jest czemuś, co mógłbym nazwać bezwarunkową życzliwością. Bez dorabiania sobie historii o krzywdach, zdradach i kłamstwach. Tak po prostu - powalam Ci żyć, pozwalam Ci być takim, jaki jesteś. Niczego nie wymagam. Niczego nie chcę. Po prostu bądź.

To nie wymaga pokazywania. To nie wymaga manifestacji. To nie wymaga udowadniania. To jest ciche tak samo, jak cichy jest oświecony umysł, który to zrozumiał. I to dopiero jest prawdziwe.

W miarę odkrywania kolejnych mechanizmów obronnych ego, zaczynasz rozumieć, jak Twój umysł robi Cię w chuja. I zaczynasz to widzieć też w innych ludziach - choć nie jest Twoją sprawą, jak ludzie wykorzystują swoje umysły. Pozwól im spać, taka jest ich rola na chwilę obecną. Zajmij się sobą. Odkryj, że wszystko, w co wierzyłeś, to nie prawda, ale myśli udające prawdę. Twój opis świata nie jest światem, Twoje wyobrażenie o rzeczywistości nie jest rzeczywistością - tak, jak mapa Warszawy nie jest Warszawą.

Masz tylko opis, który symuluje prawdę.

A prawda jest oczywistą oczywistością. Jest tym, czym jest. Gdy umysł się budzi i każdego dnia staje się choć troszeczkę bardziej świadomy, zaczyna to dostrzegać. Zaczyna widzieć rzeczywistość bez zniekształceń. Bez stresu, bez napięć, które z tego wynikają.

Przytulanie, całowanie, dupczenie - to nie miłość. Jeśli myślisz, że na tym polega miłość - na wręczaniu laurek, kwiatuszków etc. - to możesz tylko uwodzić rozkochany w walentynkowych wizjach umysł. Nie ma w tym nic złego. Ale nie uwiedziesz serca. Serce jest bezwarunkowe. Serce nie tworzy obrazów miłości, nie tworzy opowieści o miłości, bo ma tylko 40 000 neuronów. Nie podlega warunkowaniu jak piesek Pawłowa. Tworzy za to prawdziwą miłość. Poczujesz ją i będziesz wiedział, o co chodzi. To objawia się w tych chwilach, gdy umysł zasypia a Ty czujesz, że niczego nie chcesz, niczego nie potrzebujesz, do niczego nie dążysz i przed niczym nie uciekasz. Pojawia się spontaniczne zaufania, radość, akceptacja.

Pracuj nad swoim umysłem, byś nie umarł śpiąc.

Byś choć raz doświadczył doskonałości Wszechświata. Rozumiał, że wszystko jest na swoim miejscu - takie, jak ma być. Że ludzie robią się w chuja i tak ma być. Że się oszukują - i tak ma być póki tak jest. Ważne, byś Ty nie robił się w chuja i nie oszukiwał się. Byś umiał szczerze powiedzieć sobie, co jest dla Ciebie prawdą.

Weź oddech, zamknij oczy i podróżuj swoim świadomym batyskafem po oceanie własnych myśli. I choćby był sztorm, choćby ocean był zatruty gównianym wyciekiem z Fukushimy - badaj, badaj, badaj. Uświadamiaj sobie prawdę. W końcu się na nią natkniesz. A ona Cię uwolni od nieprawdziwych, krzywdzących schematów.

Czego Tobie i sobie życzę z okazji moich urodzin.

piątek, 1 kwietnia 2011

Ukryte mechanizmy w relacjach gejowskich: rodzic - dziecko

Wpływamy wspólnie na suchy przestwór oceanu - oceanu bezkresnej i cudownej wiedzy na temat ukrytych mechanizmów w relacjach gejowskich. Jest to jedna z odpowiedzi, dlaczego ludzie ze sobą są. Są, bo się wiążą. I robią to na bazie nieuświadomionych zasad, wcielając się w role i je odgrywając.

Role te zazwyczaj pozostają głęboko w podświadomości. Wyłażą na jaw dopiero, gdy zaczniemy je wytykać paluchami. A zaczniemy. Bo na jaw wyjść powinny - dla dobra ogółu gejowskiej społeczności. Byśmy byli bardziej wolni, swobodni i mieli wybór, miast żyć w matrixach zwanych "związkami".

Pierwszy na tapetę idzie mechanizm rodzic - dziecko.

Łażąc po fellow czy innych internetowych wytworach ludzkiej wyobraźni łatwo ich zauważyć. Bezradne to to, szczupłe, patrzy w obiektyw internetowej kamerki błagalnym wzrokiem. Są słitaśne i rubaszne, mrygają oczkami. To one...

Dzieciaki.

Nie patrz na ich wiek - nie ma on nic do rzeczy. One szukają rodzica - kogoś, kto da im wsparcie, kto upierze majteczki i zrobi kanapkę do szkoły.

Można być mentalnym dzieciakiem mając np. 30 lat. To zdumiewające, ale widziałem to na własne oczy. 30-latek zachowujący się jak bachor. Nie na okrągło, ale wystarczyło, że przyszedł jego facet, który - choć młodszy o parę lat - odgrywał rolę rodzica. Karmił go łyżeczką jak bobaska a on z radości seplenił. Obserwuj - takie rzeczy dzieją się wokół Ciebie. I to nie tylko w związkach homo. Znasz żony-mamuśki, co robią ze swoich facetów totalnie ciapy? Bingo, to właśnie to.

Dzieciaka łatwo wyrwać. Wystarczy wczuć się w rolę rodzica. Och tak, podjedź furą, ubierz się poważnie. Mów odpowiednim tonem, karm go, przykrywaj w łóżeczku, na dobranoc całuj w pupeczkę. I będzie Cię kochał po wsze czasy - tak długo, jak wierzy, że jest dzieckiem, a Ty - jego rodzicem.

Oczywiście na felku nie brakuje też rodziców! Są tacy męscy, epatują zaradnością, pracowitością. Swoimi profilami mówią - dam Ci wszystko, czego potrzebujesz, dam Ci schronienie, dam Ci miłość, tylko zaklikaj.

Rodzica wbrew pozorom też łatwo wyrwać. Wystarczy wcielić się w dzieciaka, zrobić sobie słit focie i jedziesz z koksem. Bądź bezradny, bądź niezaradny, bądź smutny, dziecinny, słodki, jak aniołek. I masz go w garści.

Rodzic nie istnieje bez dziecka. Dziecko - bez rodzica.

Te dwa ega wzajemnie się definiują. Są jak yin i yang w chińskim znaku równowagi. To samo jest w przypadku wszelkich innych zależnościowych tożsamości. Wszystko jest fajnie, dopóki się dogadują lub przymierzają swoje ega niczym ubrania i wiedzą, że mogą z niego wyjść (tak się dzieje, gdy umiesz odlepiać się od swoich myśli po zrobieniu The Work - szukaj na blogu, o co kaman). Jeśli jednak traktują swoje role serio i się kłócą - przejebane. W przypadku rozejścia, ich ega muszą "umrzeć". Zazwyczaj opisuje się to słowami "jakby on zabrał ze sobą część mnie". Co jest bzdurą, bo po prostu zabraliśmy sobie kawałek naszej halucynacji.

Jeśli w swoim związku rozpoznałeś mechanizm rodzic - dziecko, przyjmij moje wyzwanie do odlepienia się od swoich roli. Do zakwestionowania ich prawdziwości. Będziesz mógł nadal ich używać, jednocześnie nie wierząc, że są prawdziwe - co da Ci komfort i swobodę działania.

W następnym poście kolejny mechanizm: nauczyciel - uczeń.

niedziela, 31 października 2010

Przegląd ruchaczy polskich - co się kryje za seksoholizmem

Szukam na seks. Chętnego pasywka. Najlepiej od razu. - takie oto komunikaty bombardują nasze oczy, gdy wchodzimy na gejowskie portale. Sprawdzałem osobiście - największy odzew masz zawsze, gdy dasz swoje nagie zdjęcie i napiszesz, że chcesz się ruchać. Nagle masz dziesiątki fanów!

O co chodzi? Co się za tym kryje?

Moja genetycznie uwarunkowana ciekawość świata nie pozwalała mi przejść obok tego obojętnie. Czyżby chodziło tylko i wyłącznie o hedonistyczne zaspokojenie siebie? O atawistyczne popędy seksualne, które wciąż na nowo eksplodują pomimo wszechobecnej socjalizacji?

Również.

Ale nie tylko. Kryją się za tym najróżniejsze historie.

Przyczyny?

Prawdopodobną przyczyną seksoholizmu jest instalowany społecznie wstyd przed poruszaniem tematu seksu, robienie wokół seksu tematu tabu. Szczególnie wokół seksu gejowskiego. Sprawia to, że wielu gejów swoją seksualność spycha na dalszy plan, próbuje schować w mentalnej piwnicy, związać ją kaftanem bezpieczeństwa. Na co dzień są miłymi, sympatycznymi ludźmi, całkowicie społecznie poprawnymi. I za nic w świecie nie podejrzewałbyś, że ten socjalny wzór ma w sobie ukrytego seksualnego demona, który dojrzewa w ciemności. Niezaspokojone żądze, ciekawość i mnóstwo innych historii narasta w tle i z biegiem czasu daje o sobie znać. I wychodzi przez skórę. Na delegacjach, na sex czatach, na fellow i gayromeo.

Zastanawiające, że tylko ludzie są zdolni do seksoholizmu, że tylko ludzie miewają seksualne zboczenia, fetysze itd. Zwierzęta nie. Dlaczego? Bo z seksu nie robią społecznego tabu, nie okrywają seksu wstydem i nie wypierają się go. Pomyśl, to ma sens.

Jakie funkcje pełni seksoholizm? Czym ekscytują się seksualne ega?

1. Budowanie "szczęścia" - seksoholicy definiują szczęście jako przyjemność. W rzeczywistości szczęście nie jest przyjemnością, bo gdyby tak było, narkomani byliby najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Szczęście jest pojęciem związanym z koherencją serca i czystym umysłem, a nie wiecznym nakręcaniem sobie napięcia (seksualnego też) i szukania sposobów, aby je rozładować.

2. Tworzenie swojej atrakcyjności. Im więcej partnerów przerucham, im więcej kutasów miałem w sobie, im większe były, im częściej i obficiej się spuszczały, tym jestem atrakcyjniejszym facetem - czy to prawda? Na tej historii bazuje cała idea gejowskiej atrakcyjności. Jak w grach RPG - im wyższy "poziom" zdobędziesz, tym większy budzisz respekt. Podważenie tych historii wiąże się z opuszczeniem konceptu atrakcyjności i uniezależnieniem go od ilości przeruchanych facetów.

3. Poszukiwanie czułości. Tak, moi Drodzy, wielu gejów myli seks z czułością - tak, jak ludzie z zaburzeniem odżywiania mylą stres z głodem. Wielu z "ruchaczy" poszukuje przytulenia, czułości, poczucia bliskości, co stanowi poważny problem niemal narkotyczny. Ponieważ uznali, że "zbudowanie czegoś trwałego jest niemożliwe", zaspokajają się na seks randkach. To przykre, bo uzależniające, to nałogowe. No i ryzykowne. To tak, jak zapicie mordy, gdy ma się problem emocjonalny. Działa na chwilę. Po momentu zapalenia papierosa i przewrócenia się na bok. Potem wszystko wraca. Wraca poczucie samotności, poczucie bycia bezwartościowym człowiekiem. To z tym trzeba pracować.

4. Ekscytacja z powodu łamania tabu. Sprawdzanie, kto jest odważniejszy. Gejowski seks jest tak cholernie potępiany społecznie, tak niedopuszczalny, zabroniony, niemile widziany, że uprawianie go budzi u gejów dodatkową ekscytację - że robią coś, co jest zakazane, niedozwolone, niedostępne. W psychologii społecznej zowie się to reaktancją. Lub przekorą.

5. Wiele, wiele innych - jak chociażby cała ideologia dorobiona do "pasywów" czy "aktywów", historie, które za nimi idą (uległość i dominacja), to, co umysł dokleja do konceptów ruchania i bycia ruchanym. Historie na temat SM, upokarzania, poniżania, wąchania białych skarpetek, spijania nasienia itd.

Tego jest mniej więcej tyle, ile kategorii filmów na portalach porno. Gdyby podważyć prawdziwość wszystkich historii, które się za tym kryją, nagle seks byłby niczym więcej, niż wkładaniem chuja w dziurę, czyli tym, czym był pierwotnie - bez dorabiania do tego tożsamości, ideologii, doklejania dodatkowych znaczeń. Byłby sam fakt wzwodu, ejakulacji i chrapania na dobranoc. I nic poza tym.

A wtedy widzielibyśmy w sobie kogoś więcej, niż tylko istoty seksualne, chodzące dupy i penisy, które tylko czekają na to, by coś z nimi zrobić.

wtorek, 12 października 2010

Anihilacja myśli - kolejna genialna technologia zmiany

Drodzy Panowie, Drogie Panie. W dzisiejszym poście chciałbym Wam przedstawić kolejną, jakże genialną i skuteczną technologię zmiany i poszerzania świadomości. Technologię, która wyrosła na gruncie Pracy i która pozwala drążyć naszą nieświadomość jeszcze głębiej i jeszcze dokładniej ją badać.

Technologia zwana anihilacją myśli.

Anihilacja w fizyce to proces, w którym cząstka i antycząstka spotykają się, wzajemnie znoszą i zmieniają w energię promienistą. Podobnie jest z myślami. Gdy teza konfrontuje się z antytezą i znajdujesz dowody na potwierdzenie obu - wzajemnie się znoszą a dana kategoria logiczna, którą tworzą, znika. Anihiluje się. I zmienia w światło. Stąd umysł staje się jaśniejszy.

Procedura jest prosta i logiczna, będziesz zachwycony prostotą tej metody i efektami, jakie przynosi.

1. Weź na tapetę jakąś osobę, najlepiej swojego największego wroga - kogoś, kto Cię nie znosi, nienawidzi, życzy Ci wszystkiego najgorszego. Jeśli nie masz kogoś takiego, znajdź kogoś, kto Cię po prostu nie lubi z jakiegoś powodu, jest na Ciebie obrażony, sfoszony, nie odzywa się. Albo się Tobą brzydzi, unika Cię, uważa Cię za idiotę itd. Cokolwiek.

2. Wejdź w wyobraźni w jego pozycję, jego rolę, jego punkt patrzenia. Spójrz na siebie. Kogo widzisz? Oceń samego siebie. Jaki jesteś? Bądź bezpośredni, szczery i nie próbuj tego cenzurować. Spisz wszystko, co przyjdzie Ci do głowy. Szczególnie te rzeczy, które będą budzić w Tobie największe emocje.

3. Masz już piękną listę "obelg" pod swoim adresem. Teraz czas zacząć je anihilować. Napisz pierwszą z nich, niech to będzie np. "[X] jest nieudacznikiem" (gdzie X to Ty). Znajdź teraz minimum 3 przekonujące Cię dowody, że tak jest. To mają być dowody, które pochodzą z Twojego doświadczenia i które Cię przekonują o tym, że faktycznie tak jest. Po zakończeniu tego dochodzenia masz być serio przekonany, że prawdą jest, że jesteś np. nieudacznikiem lub inną "etykietką".

4. Teraz odwróć myśl o 180 stopni. "X jest nieudacznikiem" -> "X jest człowiekiem sukcesu" albo coś takiego. I znajdź teraz min. 3 dowody, że to odwrócenie faktycznie jest prawdziwe. Gdy zakończysz ten etap, masz być niemal pewien na 100%, że odwrócenie, jakie utworzyłeś, jest dla Ciebie prawdziwe.

5. Anihilacja. Kim jesteś? Czy jesteś nieudacznikiem? Czy człowiekiem sukcesu? Jednym i drugim, bo udowodniłeś sobie obie tezy. Połącz je w jedno. Połóż swój obraz nieudacznika na jednej ręce, na drugiej - obraz człowieka sukcesu. Sprasuj je. Scal w jedność.

Oto prawdziwszy Ty!

Pogratuluj sobie i działaj z kolejną myślą. Aż anihilujesz wszystkie kategorie i zyskasz najbardziej realistyczny obraz siebie, jaki możesz mieć na daną chwilę.

środa, 29 września 2010

Odkochiwanie się za pomocą Pracy

Świetny case study, jak z problemem zakochania pan X radzi sobie za pomocą Pracy. Jeśli również Ty masz problem z odkochaniem się - wczuj się w ten dialog, być może jego Praca będzie również Twoją.

X: Mam problem. Wielki problem.
DreamWalker: Na czym on polega?
X: Zakochałem się. Nieszczęśliwie. Rok temu. To wciąż trwa.
D: Usiądź proszę. Znasz formularz oceny bliźniego?
X: Nie, co to?
D: W pierwszym punkcie piszesz, jak się czujesz i z czyjego powodu. Potem uzasadniasz to.
X: Okej.
D: W drugim piszesz, co chciałbyś od tej osoby, gdybyś mógł dostać wszystko, o czym marzysz.
X: Brzmi dobrze, co dalej?
D: W trzecim punkcie piszesz, co wg Ciebie ta osoba powinna lub nie powinna robić, myśleć, czuć. W czwartym z kolei piszesz, czego potrzebujesz od tej osoby i dlaczego. W piątym - oceniasz całą tą osobę. W szóstym, ostatnim, wypisujesz to, czego już nigdy więcej nie chcesz doświadczyć od tej osoby. Rozumiesz?
X: Tak, rozumiem.
D: To do dzieła.

***

D: I co napisałeś w pierwszym punkcie?
X: Czuję się źle z powodu Gustawa, ponieważ zakochałem się w nim ponad rok temu, a on mnie wciąż nie chce. Ignoruje mnie. Olewa. Zbywa. Jest dla mnie niemiły, nieczuły. Nie chce się nawet ze mną spotkać. To okropne uczucie.
D: Znakomicie. Teraz będę Ci zadawał pytania Pracy odnośnie każdej z myśli, a Ty będziesz na te pytania odpowiadał tak, jak Ci serce dyktuje. Bądź szczery i autentyczny, nie ma złych odpowiedzi, każda jest dobra jeśli jest zgodna z tym, co czujesz. Rozumiemy się?
X: Tak, chyba tak.
D: Czy chcesz serio poznać prawdę o tym, co się z Tobą dzieje?
X: Tak, bardzo.
D: Więc czy to prawda, że czujesz się źle z powodu Gustawa?
X: [myśli długo] Tak, myślę, że tak.
D: Czy możesz być pewien na 100%, że to z jego powodu czujesz się źle?
X: Nie. W sumie to ja tutaj też ogrywam pewną rolę w tym wszystkim.
D: Dobrze, że zaczynasz to dostrzegać powoli. Jak reagujesz na tę myśl, że z jego powodu czujesz się źle?
X: Obwiniam go w myślach, chcę go zmienić, ale nie wiem jak. Czuję się bezsilny. To beznadziejne uczucie.
D: Tak, to prawda. Za każdym razem, kiedy wierzymy w myśl, że to ktoś jest odpowiedzialny za nasz stan emocjonalny, musimy cierpieć. Bo staramy się wtedy zmieniać kogoś, a nie siebie. To zawsze skazane jest na porażkę. Możemy pracować tylko nad sobą.
X: To prawda.
D: Kim byś był, gdybyś nie mógł uwierzyć w tę myśl, że to przez Gustawa czujesz się źle?
X: Mógłbym winić tylko siebie. Byłbym kimś, kto zauważa, że sam powoduje w sobie w jakiś sposób złe samopoczucie.
D: Znakomicie! Teraz będziemy odwracać pierwotną myśl i sprawdzać, na ile te odwrócenia są prawdziwe. Jesteś gotów?
X: Tak.
D: Myśl brzmi "Przez Gustawa czuję się źle". Odwróć to na przykład zaprzeczając.
X: Hmmm... Nie przez Gustawa czuję się źle.
D: Jak możesz rozumieć tę myśl?
X: Nie wiem do końca... [myśli długo] Sądzę, że sam mogę robić sobie złe samopoczucie. Nie wiem tylko, jak.
D: Dokładnie. Może to nie Gustaw jest przyczyną Twojego złego samopoczucia. Odwróć tę myśl tak, by zamiast jego imienia był zwrot "moje myślenie".
X: Przez moje myślenie czuję się źle.
D: Tak Słonko, to prawda. Myślisz o nim i o sobie w taki sposób, że naprawdę trudno być szczęśliwym, kiedy się w to wierzy. Zaraz zresztą sam to zobaczysz.
X: Nie mogę się doczekać [śmieje się].
D: Co napisałeś w drugim podpunkcie formularza?
X: Chciałbym, aby mnie pokochał tak, jak ja jego. Chciałbym, aby mu na mnie zależało, aby okazywał mi zainteresowanie.
D: Wspaniale. Czy to wszystko jest prawdą?
X: Tak. Jestem tego pewien.
D: Na 100%?
X: Tak.
D: Czy możesz być pewien na 100%, że byłbyś szczęśliwszy, gdyby rzeczywistość z Tobą współpracowała?
X: Hm... Tak naprawdę nie mogę tego wiedzieć.
D: To prawda. Jak reagujesz, gdy pojawia się myśl, że chciałbyś, aby Cię pokochał, podczas gdy rzeczywistość jest taka, że on Cię nie kocha?
X: To potworne uczucie, okropne. Pojawia się pożądanie, pojawia się... chcenie. Ogromne pożądanie, które mnie od środka obezwładnia.
D: Tak jest zawsze, gdy chcemy czegoś, czego nie mamy. Czy ta myśl jest zatem korzystna dla Twojego życia?
X: Nie.
D: Kim byś był, gdybyś nie mógł uwierzyć, że chciałbyś, aby on Cię kochał?
X: Wooow [myśli przez moment]. To byłoby coś. Czułbym się wolny, czułbym, że to wszystko jedno, czy on mnie kocha, czy nie.
D: Tak, to prawda. Zatem jeśli wierzysz w myśl, że chciałbyś, aby on Cię kochał, czujesz się źle. A gdy w nią nie wierzysz, czujesz się dobrze. Czy dobrze to zrozumiałem?
X: Tak. Tak jest.
D: Odwróćmy zatem tę myśl. Zaprzecz jej.
X: Nie chciałbym, aby on mnie kochał. Albo... chciałbym, aby on mnie nie kochał.
D: Dobrze, jak rozumiesz tę myśl.
X: Trudno ją pojąć.
D: Daj sobie czas, niech się rozgości w Twoim umyśle. Chciałbym, aby on mnie nie kochał. - czy to może być prawda? Znajdź jakieś dowody, które to potwierdzą.
X: No... taka jest rzeczywistość. On mnie nie kocha.
D: I to jest dobry powód!
X: Jak to?
D: Jeśli chcesz tego, co dzieje się w rzeczywistości - nie możesz cierpieć. To proste, gdy tego doświadczysz.
X: To prawda.
D: Odwróć tę myśl inaczej, np. odnosząc do siebie.
X: Ja chciałbym siebie pokochać.
D: Doskonale. Nie kochasz siebie, gdy wierzysz w tak krzywdzące myśli. Chciałbyś siebie pokochać bez względu na to, czy Gustaw jest obok Ciebie, czy nie. I przestać to uzależniać od kogokolwiek poza samym sobą.
X: Tak, to ma sens.
D: Odwróć to inaczej jeszcze, odnosząc tę myśl do swojego myślenia.
X: Chciałbym, aby moje myślenie mnie kochało.
D: Świetnie. Rozumiesz, w jaki sposób to odwrócenie jest dla Ciebie korzystne?
X: Tak. Moje myślenie jest wrogie, jeśli wierzę w myśli, że chciałbym czegoś, czego nie ma.
D: Dokładnie. Co napisałeś w punkcie trzecim formularza?
X: Gustaw powinien zrewidować swoje poglądy na związek. - to brzmi śmiesznie [śmieje się]. Przecież to jasne, że ja powinienem.
D: Tak Słonko. Powiedz mi - czy to prawda, że on powinien zrewidować swoje poglądy na związek?
X: Myślę, że tak.
D: A rewiduje?
X: Nie.
D: To czy faktycznie powinien?
X: Tak.
D: Halo, puk puk. Tu rzeczywistość. W rzeczywistości on rewiduje swoje poglądy na związek?
X: Nie.
D: Więc sądzisz, że powinien, skoro tego nie robi?
X: Racja... zaczynam kumać. Ja powinienem to zrobić.
D: Dlaczego?
X: Hm.... bo są negatywne?
D: Bo właśnie to robisz!
X: [śmieje się]. No tak!
D: Witam w rzeczywistości. Tu jest milej, niż w Twoich myślach. Idźmy dalej. Co napisałeś w punkcie czwartym formularza?
X: Potrzebuję, aby Gustaw mnie pokochał, aby się mną interesował, aby chciał ze mną być.
D: Ładnie. Czy to prawda, że tego potrzebujesz?
X: Tak.
D: Możesz być tego pewien na 100%, że tego potrzebujesz?
X: Hm... chyba nie.
D: Jak jest w rzeczywistości? Gustaw Cię kocha? Interesuje się Tobą? Chce być z Tobą?
X: Nie, niestety nie.
D: Więc czy to prawda, że tego faktycznie potrzebujesz?
X: Tak.
D: Raz jeszcze, bo nie dociera [śmieje się]. Czy Gustaw Cię kocha? Czy się Tobą interesuje? Jakie są fakty?
X: Nie kocha mnie, nie interesuje się mną w ogóle. Nie chce nawet słyszeć o tym, że moglibyśmy być razem.
D: Więc naprawdę tego potrzebujesz? Zobacz, rozejrzyj się. Żyjesz. Rozmawiasz ze mną. Może nie czujesz się rewelacyjnie jeszcze w tej chwili, ale istniejesz, oddychasz, patrzysz, słuchasz. Czy on jest do czegokolwiek tutaj potrzebny?
X: Hm... no tak to nie. Ale potrzebuję go, aby czuć się dobrze.
D: Czy to prawda Słonko?
X: Nie, teraz mnie olśniło, że to ode mnie zależy. Mógłbym czuć się dobrze bez niego.
D: Wejdźmy głębiej w tę historię, bo tutaj jest pies pogrzebany. Kim byś był, gdyby Gustaw Cię kochał, interesował się Tobą, chciał z Tobą być?
X: [zastanawia się dłuższą chwilę] Byłbym bardzo, bardzo szczęśliwy.
D: Jak postrzegałbyś samego siebie w takiej sytuacji?
X: Jako kogoś bardzo zadowolonego... atrakcyjnego, kochanego, wartego miłości.
D: A jak nie ma przy Tobie Gustawa - to jak siebie postrzegasz?
X: Jako ofiarę losu błagającą o miłość. To okropne. Widzę siebie jako osobą niewartą miłości, niekochaną, samotną, nieszczęśliwą.
D: I to jest problem - uzależniłeś to, jaki obraz siebie tworzysz, od kogoś innego, niż Ty sam. Rozumiesz?
X: Tak.
D: Jakby to było, gdybyś mógł postrzegać samego siebie jako osobę wartą miłości, kochaną, superatrakcyjną i cudowną cały czas - bez względu na to, czy jest przy Tobie Gustaw, czy go nie ma?
X: To byłoby cudowne uczucie! Niesamowite! To może być aż tak proste?
D: To jest aż tak proste. Właśnie tego doświadczasz. Myślałeś, że jeśli znajdziesz atrakcyjnego partnera, to dopiero wtedy będziesz mógł postrzegać siebie, jako kogoś atrakcyjnego. Podobnie z miłością. Wydawało Ci się, że to ktoś musi Cię pokochać, abyś zobaczył, że jesteś warty miłości. To wszystko nieprawda. Możesz absolutnie śmiało być pewien, że jesteś warty miłości, czułości i wszystkiego, co najlepsze nawet wtedy, gdy nikt na świecie by Cię nie kochał. Dlaczego? Bo myśląc o sobie w dobry sposób - sam sobie okazujesz miłość. Sam siebie doceniasz jako atrakcyjnego partnera. To prawda, że potrzebujesz kochającego oraz interesującego Cię partnera - Ty nim jesteś. Myśląc o Gustawie, okazując mu w myślach swoją miłość i zainteresowanie - przestajesz okazywać ją sobie. Przestajesz interesować się sobą. Jeśli Ty tak o niego dbasz - to kto dba o Ciebie?
X: Kurwa, racja. To wszystko prawda.
D: Prawda jest zawsze dobra, życzliwa. Zawsze wyzwalająca. Co napisałeś w punkcie piątym formularza?
X: Gustaw jest idealny, jest cudownie zbudowany, ma piękne ciało. Śliczną twarz.
D: Czy to prawda?
X: Tak. Jest niezwykle piękny.
D: Czy możesz być tego pewien na 100%?
X: Tak.
D: Czy masz na to jakiś dowód?
X: Ma piękne ramiona. Bardzo męskie.
D: Ma męskie ramiona, bo jest mężczyzną. Więc wg Ciebie to, że ma męskie ramiona świadczy o tym, że jest idealnie piękny?
X: Tak.
D: Czy to prawda, że to o tym świadczy? Czy możesz być tego pewien?
X: Hm... nie na 100%.
D: Jakie jeszcze masz "dowody", że on jest idealnie piękny?
X: Jak dla mnie to ma idealne ciało. Wspaniałe. Mógłbym je podziwiać godzinami. I ma ładnego penisa.
D: Może Ty kochasz jego ciało, a nie jego.
X: Może...
D: To, że ma ładnego penisa dowodzi, że jest idealny. Czy to prawda?
X: Hehe, to brzmi dziwnie... nie do końca.
D: Raz jeszcze zatem: Czy on jest idealny? Czy to prawda?
X: Nie bardzo.
D: Jak reagujesz na myśl, że on ma idealne ciało? Że jest idealnie zbudowany?
X: Chcę się z nim kochać, chcę go przytulać, całować.
D: A gdybyś tak nie myślał?
X: Hm... Zagiąłeś mnie. Serio. To bym nie chciał nic od niego.
D: Więc jak dajesz wiarę myśli, że on ma idealne ciało, to czujesz pożądanie. A ja nie wierzysz tej myśli - to nie czujesz. Tak?
X: Tak.
D: Fajnie byłoby czuć do niego pożądanie, gdyby on też czuł. Fakty są jednak inne. Sam wiesz.
X: Prawda.
D: Odwróć tę myśl.
X: On nie ma idealnego ciała.
D: Znajdź co najmniej 3 bardzo wiarygodne dla Ciebie dowody, że to prawda.
X: To nie jest łatwe.
D: Masz tyle czasu, ile potrzebujesz.
X: [po dłuuuuugiej chwili]. Ma lekki brzuszek. Oponkę.
D: Serio?
X: Tak.
D: Mówiłeś, że jest idealnie piękny [śmieje się]
X: Widać nie jest [też się śmieje].
D: Co jeszcze?
X: Zaczyna łysieć. Robią mu się zakola. To widać.
D: Co jeszcze?
X: Na niektórych zdjęciach wygląda jakby miał 50 lat.
D: Haha, faktycznie - ideał piękna [śmieją się razem]. Zatem raz jeszcze pytam: Czy to prawda, że on jest idealnie piękny?
X: Nie. Brakuje mu co nieco.
D: Świetnie. Teraz już nie czujesz takiego pożądania, jak na początku.
X: To prawda.
D: Odwróć myśl "On jest idealnie piękny" tak, by odnosiło się to do Twojego myślenia.
X: Moje myślenie jest idealnie piękne.
D: Doskonale! Twoje myślenie o nim było idealnie piękne, nie on sam! Witam w rzeczywistości po raz kolejny.
X: To niesamowite.
D: Wiem. To właśnie Praca. Odwróć tę myśl odnosząc ją do siebie.
X: Ja jestem idealnie piękny. To żart.
D: Skąd wiesz? Znajdź kilka dowodów na to, że jesteś idealnie piękny.
X: Nie ma szans.
D: To będzie Twoje lekarstwo. Pomyśl. Zestawiałeś się z nim i widziałeś siebie jako mniej atrakcyjnego. Czas się obudzić. On stracił nieco w Twoich oczach z powodu oponki i łysienia [śmieją się], czas, byś Ty trochę zyskał, abyś mógł poczuć, że jesteś z nim na równi pod względem atrakcyjności.
X: Okej, kumam. No więc.... [długie milczenie]. Wiele osób mówi mi, że mam ładne usta.
D: Okej, to jest dobre.
X: Podobają mi się moje oczy. I włosy, włosy też. Są gęste, mam je po tacie.
D: Super, co jeszcze?
X: Hm... to głupie... [czerwieni się]
D: Mów.
X: Mam ładnego penisa [śmieje się]
D: Może być. Sprawdzimy to potem [śmieje się].
X: Hehe, w ramach zapłaty za pomoc psychologiczną? [śmieje się również].
D: Słonko, pomagasz sam sobie. Ja tu tylko zadaję pytania. Co jeszcze świadczy o tym, że jesteś atrakcyjny?
X: Jestem szczupły. To mi się podoba. Dobrze się ubieram. Mam ładne palce u rąk, wiele osób mi to mówi.
D: Hola hola basta, bo zaraz się w sobie zakochasz [śmieje się].
X: Może o to chodzi?
D: Może o to chodzi. W końcu kto inny ma Ci dać miłość, jeśli nie Ty sam sobie. Jeśli Ty sam siebie pokochasz - cały świat za tym podąży. To wspaniałe.
X: Trudno się doczekać.
D: Jak teraz się miewa Twój obraz siebie? Zobacz siebie i jego. Jak to widzisz?
X: Widzę, że jesteśmy niemal tak samo atrakcyjni, jak i nieatrakcyjni. Bez względu na to, czy razem, czy osobno.
D: Nareszcie Twoje myślenie jest bliższe rzeczywistości. To naprawdę miłe uczucie.
X: Zgadza się.
D: Co napisałeś w punkcie szóstym formularza?
X: Nigdy więcej nie chcę doświadczyć jego obojętności, tego, jak mnie spławia i jak mnie ignoruje.
D: Zdania z szóstego punktu odwracamy w nieco inny sposób. Ty już wiesz, że tak naprawdę to nie chcesz doświadczyć obojętności swojego myślenia, nie chcesz doświadczyć tego, jak Twoje myślenie Cię spławia i ignoruje, co działo się zawsze, gdy zamiast zajmować się sobą w swoich myślach, zajmowałeś się nim. Natomiast te zdania z szóstego punktu odwracamy w sposób taki: "Bardzo chętnie raz jeszcze..." oraz "Nie mogę się doczekać, aż znów...". Zrób to.
X: Hm... Kumam. Bardzo chętnie raz jeszcze doświadczę jego obojętności, tego, jak mnie spławia i mnie ignoruje.
D: Dalej, drugie odwrócenie.
X: Nie mogę się doczekać, aż znów będzie wobec mnie obojętny, jak mnie spławi i będzie ignorował.
D: I co teraz?
X: To brzmi dziwnie. Serio.
D: Dlaczego mógłbyś wierzyć w te myśli?
X: Hm... nie wiem.
D: Pomyśl. Daj sobie czas.
X: Jest w nich jakaś taka... wolność.
D: Tak, zgadza się. W tych myślach, nawet jeśli brzmią dziwnie, jest odrobina wolności, której pragniesz. Mogą być prawdziwe, bo gdy znów doświadczysz jego obojętności, jego spławiania i ignorowania i poczujesz się z tym źle - znów wrócisz do Pracy. Bo będziesz wiedział, że jest coś do sprawdzenia. To wspaniałe, że dzięki niemu możesz uczyć się o sobie coraz więcej i więcej, wciąż stając się coraz bardziej świadomym i wolnym człowiekiem. Gratulacje. Witam w Pracy.

niedziela, 26 września 2010

Kim zajmujesz się w swoich myślach?

Analizując treść swoich myśli i jednocześnie rozwijając swoją wewnętrzną świadomość odkrywasz, że każda myśl może dotyczyć jednego z trzech interesów: Twojego, innych ludzi lub Boga.

Myśli dotyczące Ciebie - to jedyne myśli, w których masz odpowiedzialność. Możesz pracować tylko nad sobą i to jest fakt. Mając odpowiedzialność, możesz wpływać, odzyskujesz poczucie kontroli.

Myśli dotyczące innych osób - zawsze są projekcją. Nie możesz mieć w nich odpowiedzialności, bo za pomocą zaimków osobowych ją sobie odebrałeś. Myślisz "Mietek jest idiotą". Zawsze odwracasz te myśli, aby odzyskać odpowiedzialność, rozpoznać projekcję i mieć kontrolę: "Ja jestem idiotą" albo "Moje myślenie jest idiotyczne" - i znajdujesz dowody, że tak jest. Po co? Byś nabrał pokory przed Mietkiem i mógł się od niego uczyć. Bez pokory nie ma nauki.

Myśli wchodzące w interes Boga - nie musisz w niego wierzyć. Chodzi tutaj o te myśli, które dotyczą spraw, na które nie masz żadnego wpływu, np. "Pada deszcz" albo "Notowanie giełdy spadają na łeb na szyję." - nic nie poradzisz, bo to sprawa Boga/ Wszechświata, jaka jest pogoda i co dzieje się na giełdzie. To Twój sprzeciw wobec tego jest dla Ciebie bolesny, bo za tymi myślami - jeśli sprawiają, że cierpisz - kryje się niejawna "powinność": jest zła pogoda -> pogoda powinna być dobra. I to nad tą myślą pracujesz. I odkrywasz, że lepiej żyje się z myślą, że pogoda powinna być zła, jeśli jest zła. Finito. A odwracając takie myśli, możesz sformułować zdanie: "Moje myślenie powinno być dobre" - i już wiesz, nad czym pracować.

Odwracając myśli odkrywasz, że każda tak naprawdę dotyczy Ciebie. To magiczne, jak potrafimy rzutować własne szaleństwa na otoczenie. Jeśli moje myślenie jest szalone, to będę je rzutował na świat, będę je rzutował JAKO świat i będę widział szalony świat i szalonych ludzi myśląc, że to tam właśnie jest problem. To nie obraz jest zły, to projektor trzeba przeczyścić. Ale wiesz to tylko, jeśli wracasz do swojego interesu i odkrywasz to, odwracając swoje myśli. Rób to często, żyj odwróceniami - one pokażą Ci drogę.

środa, 15 września 2010

Pokaż mi swój profil, a powiem Ci, czego się boisz

Bać się nie wolno, bać się nie wypada, bo kto się boi, ten mięczak - prawda? Takie o to kolektywne przekonanie wbijane jest nam, facetom, do głowy w trakcie socjalizacji. Tworzy to wspaniały grunt do wyhodowania sobie na osobowości lękowej maski twardziela. Twardziela, który tak bardzo oszukał sam siebie, że jest twardy, że nie dopuszcza do głosu swoich lęków.

A szkoda. Bo zamiast je tłamsić, pokonywać czy przemagać, mógłby po prostu nad nimi pracować, np. wychodząc naprzeciw nim ze zrozumieniem.

Jeśli się boisz, to znaczy, że powinieneś. Wiemy to stąd, że się boisz. To proste. Nie uciekniesz przed swoim umysłem, nie zamordujesz części siebie, która się boi. Wyjdź jej naprzeciw, ale nie z alkoholem, tabletkami czy uzależnieniem od seksu, pracoholizmem lub narkotykami. Potraktuj te lękliwe myśli jak dzieci, które domagają się uwagi i które trzeba odpowiednio (czyt. łagodnie i ze zrozumieniem) wychować.

Nie trzeba być twardzielem, jeśli nie jest się najpierw mięczakiem - prawo dualizmu to mówi. I to właśnie u tych osób - "twardzieli" - pozujących na nieustraszonych pogromców, którzy zawsze się przełamują, budzące lęk myśli potrafią się przebierać na różne sposoby. Wchodzisz na profil takiego delikwenta i czytasz, że szuka on osób szczerych i bezpośrednich. Ładna idea, ale tylko z pozoru. Po pierwsze zakłada, że ludzie generalnie są zakłamani. A to nie ludzie są zakłamani, ale osąd, że są. Po drugie zakłada - wkurwię się, jak mnie ktoś okłamie lub nie będzie bezpośredni. Wkurwię się, bo tak naprawdę boję się, że mnie oszukasz, że coś przede mną utaisz i to obróci się przeciwko mnie - oto, co tam się kryje naprawdę. Jednak gość, który mianuje się "twardzielem" nigdy przenigdy nie zdejmie maski pod czyimś naporem i nie przyzna się do swoich obaw. Dlaczego? Bo się boi!

Cóż za mentalne zakleszczenie.

Co jeszcze można tam między wierszami wyczytać?

"Nie szukam do związku, potrzebuję swobody, lubię być singlem" - boję się komuś coś obiecać i nie dotrzymać słowa, boję się być konsekwentnym, bo jak coś obiecam i nie dotrzymam słowa, to mnie ukarzesz i będzie mnie boleć. Związki są więzieniem, są złotą klatką, a ja chcę być wolny, zapominając, że wolność to kwestia nie bycia lub niebycia w związku, ale kwestia świadomości.

"Warunek to duża pałka - od 20 cm wzwyż" - nie chcę uprawiać seksu z kimś, kto ma małą pałę, boję się, że seks będzie beznadziejny z kimś, kto ma mniejszą pałę. Boję się, że będę musiał udawać, że jest mi dobrze, unieszczęśliwiając się w ten sposób jednocześnie. Seks to tylko mechanistyczna zabawa, bez emocji, bliskości. To tylko sport, osiąganie kolejnych rekordów.

"Szukam kogoś, kto wie, czego chce" - bo kurwa sam nie wiem, czego chce. Boję się ludzi, którzy mogą nagle zmienić zdanie, np. wyjechać lub mnie olać. Chcę od razu wiedzieć, czy mnie chcesz, czy nie, bo inaczej nie czuję się spokojny, boję się.

"Szukam kogoś po przejściach" - j.w. - jeśli będziesz po przejściach, to lepiej będziesz wiedział, czego chcesz, więc jest mniejsza szansa, że mnie zostawisz, a tego boję się najbardziej. Szukam podobnego do siebie, bo też jestem po przejściach.

"Nie jestem zabawką" - boję się wykorzystania, że ktoś "zrobi" mi nadzieję, a ja mu uwierzę w jego słowa i potem rozczaruję, co będzie mnie boleć. Tego boję się najbardziej. Weź odpowiedzialność za moje uczucia, bo sam jej nie biorę, lecz oddaję Tobie - zupełnie naiwnie wierząc, że masz nad nimi kontrolę.

"Miłość nie istnieje / nie wierzę w miłość" - chciałbym bardzo nie wierzyć w miłość, żeby już nigdy więcej się nie rozczarować. Przyjdź proszę i udowodnij mi, że miłość wciąż istnieje! Ta prawdziwa! kłóć się ze mną, pokaż mi, że nie mam racji.

"Jestem chamem, gnojem, prostakiem" - nie chcę Cię rozczarować, dlatego uprzedzam. Boję się sytuacji, w których kogoś rozczarowuję.

"Ciotom i przegiętym dziękuję" - wstydzę się ciotowatości, którą ukrywam, której nienawidzę. Boję się, że ktoś o mnie pomyśli "ciota" albo "przegięty". Facet powinien zachowywać się jak facet, nawet gdy się tak nie zachowuje. Opinia innych ludzi jest dla mnie ważniejsza, niż to, byś był sobą.

I oto właśnie są projekcje własnych lęków. A w rzeczywistości wszystko jest okej. Problem nie leży "na zewnątrz" - w za małych fiutach, ludziach, którzy opowiadają bajki czy przegiętych ciotach. Błąd leży w sposobie myślenia. To tylko kwestia świadomości. A jedyną drogą poszerzania świadomości jest medytacja.

niedziela, 12 września 2010

Osoby, z którymi masz problem - Twoi najlepsi nauczyciele

Z faktu, że nasz umysł płata nam figle i wciąż wbija nas w matrix niekończących się projekcji, nie zdajemy sobie często sprawy. Wciąż wielu ludzi jest w stanie poświęcić życie, by dowieść prawdziwości swoich wyobrażeń na temat rzeczywistości. My jednak wybierzemy inną drogę - tym razem drogę zwaną prawdą.

Jeśli czytałeś mojego poprzedniego posta, zapoznałeś się już zapewne z rewolucyjnym i bardzo efektywnym systemem rozwoju zwanym Pracą (The Work) autorstwa Byron Katie. Dziś pokażę Ci bardzo wyśmienity i skuteczny sposób, jak wydobywać z siebie przekonania, nad którymi warto (oj bardzo!) posiedzieć.

Ludzie, którzy Cię otaczają - szczególnie ci, którzy Cię wkurwiają, dołują czy przerażają - to Twoi najlepsi nauczyciele. Dzięki metodzie, którą dziś poznasz, nauczysz się wykorzystywać w pełni nauki, które Ci oferują. To mądre, bo dzięki temu nie musisz zastanawiać się, co jest projekcją Twojego umysłu, a co nie. Po prostu wyjdzie to samo w trakcie Pracy.

Tą metodą jest tzw. Formularz Oceny Bliźniego - autorstwa (a jakże) samej Byron Katie.

Poniżej przedstawiam jego pytania. Pamiętaj, że dotyczą one drugiej osoby. W żadnym wypadku nie oceniaj w nim siebie. Odpowiadając na pytania, bądź szczery, małostkowy, chamski i bezpośredni. To nie miejsce na kulturę. Proszę, nie próbuj być uduchowiony czy subtelny. Pozwól sobie na to, aby napisać wprost to, co naprawdę myślisz na temat drugiej osoby. Paradoksalnie - analizując myśli dot. niej, odkryjesz swoje wnętrze.

1. Z czyjego powodu jesteś zły, smutny, załamany, przestraszony (ogólnie czujesz się źle)? Czego nie lubisz w tej osobie?
2. Co chciałbyś, aby zmieniło się w tej osobie? Co chcesz, aby zrobiła?
3. Jaka ta osoba powinna lub nie powinna być? Co powinna myśleć, czuć, kim być lub nie być? Jaką dałbyś jej radę?
4. Czego potrzebujesz od tej osoby? Co musiałaby zrobić, abyś był szczęśliwy?
5. Co myślisz o tej osobie? Zrób listę.
6. Czego nie chcesz ponownie doświadczyć od tej osoby? Opisz to.

Okej. Teraz przykład.

1. Nie lubię Gienka. Jestem przez niego bardzo, bardzo zły. Nie znoszę, kiedy się wymądrza, gdy mi przerywa i gdy głupio się śmieje, gdy próbuję coś powiedzieć.
2. Chciałbym, aby Gienek spoważniał. Chciałbym, aby w końcu zaczął mnie słuchać.
3. Gienek nie powinien być taki dziecinny. Powinien być bardziej poważny i serio traktować ludzi.
4. Potrzebuję, aby Gienek dał mi skończyć to, co mówię. I żeby w końcu wziął mnie na serio.
5. Myślę, że Gienek jest jak dziecko. Jest infantylny, prostacki, kretyński.
6. Nie chcę już nigdy, aby Gienek mi przerywał moje wypowiedzi. Nie chcę, aby śmiał się z tego, co mówię, gdy mówię o rzeczach, które są dla mnie ważne i które traktuję serio.

I masz wypełniony formularz. Co z nim robisz? Jak pewnie pamiętasz, Praca polega na zadawaniu sobie 4 pytań odnośnie konkretnej myśli, a następnie odwracaniu jej na różne sposoby, celem sprawdzenia, na ile alternatywy również są prawdziwe. Pytania formularza pozwalają Ci wydobyć z siebie historie dotyczące drugiej osoby. Robienie procedury Pracy, którą poznałeś w poprzednim poście, pozwala z kolei te historie zweryfikować. Wiele z nich okazuje się niczym, jak tylko projekcją dotyczącą nas samych. Ale to już pozostawiam do odkrycia Tobie.

Przykład:

"Gienek nie powinien być taki dziecinny."

1. Czy to prawda, że nie powinien? Jak jest w rzeczywistości?
2. Czy możesz być na 100% pewien, że Gienek nie powinien być dziecinny?
3. Jak reagujesz, gdy pojawia się myśl, że Gienek nie powinien być dziecinny, podczas, gdy on jest dziecinny? Czy ta myśl jest dla Ciebie korzystna?
4. Kim byś był, gdybyś nie mógł pomyśleć, że Gienek nie powinien być dziecinny, podczas, gdy jest dziecinny?

Odwrócenia (do każdego znajdź powody, dla którego może być prawdziwe)
- Gienek powinien być dziecinny - Czy to może być prawda?
- Ja nie powinienem być taki dziecinny - Czy to może być prawda?
- Ja powinienem być taki dziecinny - Czy to może być prawda?

I lecisz z kolejnym zdaniem.

Nie wierz mi na słowo - sprawdź to i zobacz, jak niezwykłe to doświadczenie. Wiem to, bo gdy pierwszy raz wypełniłem formularz dot. bliskich mi osób i zacząłem pracować ze swoimi myślami na ich temat, miałem niezwykłe uczucie uwalniania się od wielkiego ciężaru. Do tego stopnia, że popłynęły mi łzy. Absolutnie niezwykłe uczucie.

Standardową Pracę robisz to ze wszystkimi myślami po kolei. Wyjątkiem jest pytanie nr 6 z formularza. Zdania, które są odpowiedzią na pytanie nr 6, odwracasz w inny sposób: "Bardzo chciałbym, aby..." lub "Nie mogę się doczekać, aby...".

Np. "Nie chcę już nigdy więcej słyszeć, jak mi ubliża" -> "Bardzo chętnie posłucham, jak mi ubliża."

Te jednak odwrócenia robisz dopiero, gdy przerobisz zdania z wcześniejszych pytań 1 - 5.

Nie lubisz moherów? Nie znosisz ojca redaktora? Masz dość swojej matki/ ojca? Wkurwia Cię sąsiad? A może Twój facet doprowadza Cię do ostateczności? Opisz ich w formularzu i wykonaj swoją Pracę. To zdumiewające, jak nasi najwięksi wrogowie i osoby, z którymi mamy problem, okazują się być najlepszymi nauczycielami życia. Są niczym lustra, w których się przeglądasz i widzisz swoje przebogate wnętrze. Tak właśnie jest w istocie, ale moje słowa na nic się tutaj nie zdadzą - nie bierz ich na wiarę ani też nie odrzucaj ich pochopnie. Najlepiej wykonaj swoją Pracę i przekonaj się o tym osobiście. Bo wszystkie te moje "oświeceniowe" myśli gówno będą warte, jeśli nie poprzesz ich SWOIM doświadczeniem.

Zatem do dzieła, Mistrzu. Weź na tapetę swoich rodziców najpierw, bo to oni stworzyli w dużej mierze podwaliny Twojej tożsamości. Potem przerób wszystkich swoich ex facetów i - jeśli masz - to aktualnego. Przerób każdą osobę, którą uznasz za wartą swojej uwagi.

O tym, jak pasjonującą zabawą jest odkrywanie prawdy o sobie, dowiesz się w momencie, gdy to wykonujesz. Teraz chwytaj kartkę, długopis i do dzieła.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Jak medytować? - czyli sposób na poznanie swojego umysłu

Pozycja kwiatu lotosu, mistyczna mantra "ooooommmmm" wydobywająca się w ust, zapach kadzideł - oto, jak wyobrażamy sobie medytację. Jednak prawdziwy artysta rozwoju osobistego potrafi medytować zawsze i wszędzie - nawet podczas zmywania naczyń. Po co? By odkrywać swoją wewnętrzną, podświadomą strukturę. To wspaniała inwestycja, bo medytując osiągasz wiele celów:

  • poznajesz szczerze samego siebie - swoje lęki, radości, nadzieje itd.
  • poprawiasz stan swojego zdrowia fizycznego i psychicznego
  • wewnętrznie się uspokajasz, znajdujesz błogość i harmonię
  • poprawiasz jakość swojego życia
  • wywalasz śmieci ze swojego umysłu, co pozwala Ci klarowniej myśleć
  • częściej jesteś tu i teraz, zamiast odpływać w przeszłość czy przyszłość
Na czym jednak polega medytacja? Co trzeba robić w swoim umyśle, aby medytacja spełniała swoją funkcję. Odsuńmy na bok na razie różne szkoły medytacji rozsiane na całym świecie, z których każda ma swoje zalecenia i sposoby, i skoncentrujmy się na jednej z ciekawszych definicji: medytacja to świadome obserwowanie swoich myśli. To osiąganie wglądów.

Tak, to nie wydaje się przekonujące. Bo po co niby to obserwować? Przecież to niczego nie zmieni, prawda? Nie, to nie jest prawda. Świadomość tego, co i jak się myśli, daje Ci dostęp do możliwości dokonywania wyboru. Nieuświadomione myśli są deterministyczne - tworzą Cię i o tym nie wiesz. Uświadomione myśli to myśli, które stają się opcją a nie koniecznością. Nie od razu, ale im dłużej medytujesz, tym lepsze efekty osiągniesz.

Z zeszłym roku na łamach bloga opisywałem metodę zwaną The Work, która w skrócie polega na tym, że zapisujesz swoje myśli i zadajesz im 4 pytania, aby ją podważyć: 1. Czy to prawda? 2. Czy mogę być tego pewien na 100%? 3. Czy wiara w tę myśl jest korzystna dla mojego życia? 4. Kim bym był, gdybym nie mógł w to uwierzyć? A następnie odwracamy myśl, np. zaprzeczając jej lub odwracając relację, która w niej występuje, by sprawdzić prawdziwość tych odwróceń. The Work to wspaniała metoda rozwiązywania problemów, która polega na aktualizowaniu myśli, które rzadko kiedy doganiają złożoność i dynamiczność rzeczywistości.

The Work z czasem zmieniło się dla mnie z systemu rozwiązywania problemów na sposób na medytację i uzyskiwanie wglądów. Kiedyś odpowiadałem na pytania TW szybko i w miarę logicznie, co jednak okazało się nieefektywne w 100%. Gdy zadajesz sobie pytanie dot. danej myśli, najpierw zawsze odpowie dialog wewnętrzny, który - za przeproszeniem - chuja wie. Wciąż powtarzaj pytanie aż POCZUJESZ odpowiedź w ciele. Wtedy masz pewność, że pytanie dotarło do części limbicznej mózgu odpowiedzialnej za emocje i stany fizjologiczne ciała - a więc głęboko w Twoją podświadomość. Na to trzeba czasu i cierpliwości. Bywa, że chodzę z jednym pytaniem kilka dni, zanim w pełni uświadomię sobie, jaką rolę w moim życiu pełni wiara w daną myśl i po co mi ona.

Wgląd to bardzo miła sprawa. Oto bowiem - czasem zupełnie nagle - okazuje się, że Twój problem ma korzenie zupełnie gdzie indziej, niż się tego spodziewałeś i zaczynasz wchodzić w świat swoich myśli i obserwować je, jak latają dookoła Ciebie, jak wnikają w Twoje ciało, jakie reakcje to powoduje, co słyszysz w myślach, co widzisz oczami wyobraźni. Magia i zupełny odlot, szczególnie, gdy Twoje serce jest w stanie koherencji, co pozwala Ci obserwować swoje myśli w zupełnym spokoju i błogości ducha i jednocześnie podchodzić do nich z dużym dystansem.

Wszystkie nieszczęścia ludzi polegają na tym, że uwierzyli, że są swoimi myślami.

Mózg to organ, który reaguje na wszystko. To, co nazywasz myślami o sobie, to nie Ty, ale tylko Twoje myśli o sobie. Zawsze jest jeszcze ten, kto myśli. Stąd zawsze jesteś kimś więcej, niż swoją myślą o sobie.

Naucz się wchodzić w koherencję serca (poszukaj o tym na blogu), uświadamiaj sobie swoje myśli, zadawaj sobie pytania i wczuwaj się w odpowiedzi. Daj sobie czas, daj sobie cierpliwość i luz. Niczego nie zmieniaj, to tylko myśli, które odpłyną, jeśli nie będą już potrzebne. A jeśli są, to znaczy, że są potrzebne. Po co? To dobre pytanie, aby uzyskać wgląd.

Baw się medytacją, do której gorąco zachęcam. Chcesz o sobie świadomie wiedzieć więcej, jednocząc części swojej tożsamości w jedną, spójną całość. A to jedyna tak dobrze sprawdzona droga.

czwartek, 12 sierpnia 2010

2 mózgi w mózgu - czyli historie racjonalne i emocjonalne

Idąc coraz głębiej w zupełnie nieracjonalne acz intuicyjne poznanie swojego umysłu, z czasem dokonujesz zaskakującego odkrycia - że historie, które opowiada Ci Twój umysł możesz - dość racjonalnie zresztą - podzielić na co najmniej 2 typy: historie racjonalne i emocjonalne.

Oczywiście ten podział - jak każdy inny - jest nieprawdziwy, acz bywa pożyteczny. Tak naprawdę większości historii nie da się w 100% sklasyfikować tylko jako racjonalną, ani tylko emocjonalną. Jedynym modelem, który to dobrze opisuje, jest logika rozmyta. Praktycznie każda historia przynależy zawsze do obu zbiorów historii racjonalnych i emocjonalnych jednocześnie, tyle że w różnym stopniu.

Jak już pewnie wiesz z wcześniejszych moich postów, umysł, jako ogół procesów zachodzących w mózgu, to nic innego jak zbiór wdrukowanych historyjek - o tym, co dobre, złe, ważne, nieważne, znane, nieznane etc. Te historie tworzą nasz obraz świata - zwany czasem modelem rzeczywistości. Nasze układy nerwowe tworzą go, abyśmy mogli osiągać w rzeczywistości pewne powtarzalne rezultaty - zdobywać żarcie, kopulować, spać, choć nie tylko, bo z biegiem czasu rozszerzyliśmy naszą paletę celów do tak niedookreślonych wartości, jak samorealizacja czy spełnienie.

Emocjonalna historia to historia wdrukowana w efekcie jednorazowego, najczęściej silnego przeżycia. Te historie to zakochanie, to fobia, to PTSD, lęk przed Bogiem co piorunami w strzechy wali i wiele innych rzeczy. Te historie odpalają emocje silnie skotwiczone z nią samą, często są wyznacznikami dla całych ludzkich tożsamości. Trudno je podważyć - w jej podtrzymywanie włączone są limbiczne części mózgu odpowiedzialne właśnie za emocje i czynności fizjologiczne ciała.

Racjonalne historie to historie wdrukowywane dziesiątki lub setki razy na przestrzeni lat. W ich podtrzymanie włączone są kognitywne części mózgu - bardzo racjonalne i ułożone. Historie te dość łatwo podważyć, gdyż nie łączą się specjalnie z jakimikolwiek silniejszymi emocjami. Te historie to różne generalizacje na temat ludzi, świata, nasze ogólne filozofie myślenia, podejścia do rzeczywistości etc.

Na potwierdzenie historii racjonalnych mamy wiele słabych przykładów. Na potwierdzenie emocjonalnych - najczęściej jedną lub kilka mocnych w sensie emocjonalnym.

I jak wspomniałem na początku - niemal każda historia po części jest racjonalna i po części emocjonalna.

Niemal.

By zrozumieć więcej, pozwól przeprowadzić się po ekstemach tej historycznej fluktuacji.

Ekstremum emocjonalne w przypadku historyjek umysłowych to taka historia, która odpala silne emocje i nie jest w ogóle analizowana racjonalne przed osobę. Najczęściej ma to związek z wypartymi ze świadomości urazami psychicznymi. Taka osoba np. reaguje paniką na pisk opon i - co więcej - jej reakcja wydaje jej się całkowicie prawidłowa, oczywista i normalna. Właściwie to w ogóle nie zastanawia się nad swoją reakcją emocjonalną, lecz tylko nad samym faktem wystąpienia pisku opon. Tak, jakby to pisk opon był problemem, a nie panika.

Ekstremum racjonalne to taka historia, która wiesz, że nie ma ani poparcia w rzeczywistości, ani zaprzeczenia, ale chcesz się nią kierować, bo wiesz, że przynosi to korzystne efekty w Twoim życiu. Np. stwierdzenie "wszystkie zachowania ludzi mają pozytywne intencje" jest tak samo w żaden sposób nie do udowodnienia i potwierdzenia, jak stwierdzenie, że "wszystkie zachowania mają złe intencje". Niemniej jeśli osoba kieruje się tym pierwszym, lepiej komunikuje się ze sobą oraz z innymi ludźmi, niż osoba kierująca się tym drugim przekonaniem. Czy zachowanie ma w ogóle przypisane coś takiego jak intencję? Gwoli ścisłości - nie. To my przypisujemy zachowaniom intencje. Jakie? Zależy od tego, w co wierzymy.

Dwa mózgi w mózgu, czyli mózg kognitywny i limbiczny. W uproszczeniu odpowiadają kolejno racjonalnemu i logicznemu myśleniu oraz emocjom i stanom fizjologicznym. Na pozór dwa odmienne światy, części mózgu mówiące na pozór nieprzetłumaczalnymi dla siebie językami. Pierwszy to słowa, liczby, drogi - symbole, metafory, sny.

Gdzieś pomiędzy tymi światami egzystujemy na co dzień. The Work, jako system zmiany przekonań i wspaniała technologia typu OD (nie przybliża do celów, ale pozwala uniknąć problemów) polega na przesyłaniu informacji z różnych części mózgu (również części limbicznej) do części odpowiedzialnej za przetwarzanie słów, logiki.

Wszystko jednak wymaga cierpliwości i uwagi.

Często podczas podważania prawdziwości swoich przekonań trafia się na moment, w którym rozsądek mówi: "Nie, to przekonanie nie jest prawdziwe", podczas, gdy emocje mówią co innego. Z jednej strony wiesz, że przekonanie, w które wierzysz, nie jest dla Ciebie korzystne, z drugiej - emocje wciąż buzują.

Tu nie ma metody, która dałaby się opisać prostymi słowami. Tutaj zaczyna się właśnie świat poza słowny - pełen niezwerbalizowanych emocji, wrażeń, na które nie ma słów oraz nieopisanych bliżej, bardzo subtelnych doświadczeń. Tutaj sam fakt, że je świadomie obserwujesz, już je zmienia. Świadomość w stosunku do umysłu jest na metapoziomie - bo nie jest funkcją mózgu, ale funkcją Wszechświata. I całe szczęście, bo to pozwala nam się zmieniać.

W przypadku historii bardziej racjonalnych - pytania The Work są doskonałe (poszukaj na blogu). Potrafią problem wyeliminować dość szybko. W przypadku historii bardziej emocjonalnych - warto wspomóc się pracą z ciałem, aby najpierw zapanować nad mózgiem limbicznym (poszukaj na blogu o koherencji serca). Ciało bowiem (a serce w szczególności) wchodzi z nim w sprzężenie zwrotne.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Czy Twój związek się uda? - niezawodna recepta

"Najlepszego przyjaciela mam w sobie,
Sobie nigdy krzywdy nie zrobię,
Najlepszego przyjaciela w sobie mam
I na innych z góry...

... patrzę!"

To, czy Twój kolejny związek się uda, zależy od tego, na ile jakościowy i satysfakcjonujący jest Twój związek z samym sobą.

Naiwnie wierzymy, że mamy jedną, spójną tożsamość. Jednak wystarczy zadawać sobie pytanie "kim jestem?" aby umysł zaczął sypać odpowiedziami: synem, przyjacielem, kumplem, właścicielem firmy, autorem książek, tekstów, człowiekiem, fanem "Przyjaciół" itd.

Niektóre z tych tożsamości mogą stać w konflikcie, ich cele mogą ze sobą kolidować. Np. tożsamość syna i geja. Syn może chcieć być hetero i nie lubić geja, bo dla syna najważniejsza jest relacja z rodzicem. Gej może natomiast chcieć być sobą i swobodnie być autentycznym.

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że są tam kolejne wewnętrzne tożsamości, których sobie nie uświadamiamy. Jeśli np. jedna z tożsamości to syn, to na 100% mamy w sobie wewnętrznego (zinternalizowanego) rodzica lub rodziców. Syn bowiem bez rodzica nie istnieje.

Dziesiątki, setki naszych tożsamości istnieją nieraz w niełatwym przymierzu.

A pytanie "kim jestem?" wciąż pozostaje bez satysfakcjonującej odpowiedzi. Kim jesteś? Każdą z tych tożsamości i jednocześnie żadną z nich. Twój umysł wytwarza obrazy każdej z tożsamości, wytwarza ich systemy wartości, przekonania, sposoby, w jakie wchodzą oni w interakcję ze sobą. Cały ten system skomplikowanych relacji jest matrycą, którą Twój umysł używa do tworzenia związków wszelkiego typu, generowania emocji i podejmowania decyzji o Twoim zachowaniu.

Jeśli kogoś nie znosisz, oznacza to, że jedna Twoja tożsamość nie znosi drugiej. Jeśli kogoś kochasz - to jedna Twoja tożsamość kocha drugą. Dopiero potem za pomocą analogii lub metafory Twój umysł przenosi wewnętrzne doświadczenia na "obiektywną rzeczywistość" - tworząc niekończące się systemy projekcji.

Nie lubisz X? Masz go w sobie! Będziesz zachowywał się tak, jak on i nawet nie będziesz o tym wiedział. Cokolwiek zarzucasz komuś - zarzucasz przede wszystkim sobie. Jeśli masz do kogoś pretensje - masz je do siebie. Jeśli dajesz komuś komplement - dajesz go sobie. Jeśli komuś radzisz - to tylko sobie. Jeśli kogoś wyzywasz - wyzywasz siebie. Jeśli kogoś kochasz - kochasz siebie.

Sens i zrozumienie tych słów leży poza logicznym myśleniem.

Dojrzewam do ich pełnego pojęcia każdego dnia i coraz bardziej mnie to oczarowuje. Powoli wychodzę z matrixa umysłu i dostrzegam, że jestem tylko świadomością. I jedyne, co mogę, to spokojnie, w czystej koherencji serca, obserwować swoje myśli, swoje haluny dot. tożsamości. Widzę ich lęki, widzę, jak straszą się nawzajem. Widzę ich nadzieje i to, jak obiecują sobie wzajemnie różne rzeczy. Widzę, jak się kłócą i jak się godzą, jak stawiają sobie warunki i jak z nich odstępują.

Twój związek z kimś uda się dopiero, gdy Twoje wewnętrzne tożsamości będą żyły w harmonii. Pytanie tylko - jak je do tej harmonii przekonać?

Dopóki sądzisz, że Twoja opinia na swój własny temat jest prawdziwa - masz problem. Sądzisz, że Twoja tożsamość jest czymś obiektywnym, czymś, co da się niemal zmierzyć, zważyć. Takie myślenie to wsadzanie się do więzienia. Jeśli jesteś X, to nie jesteś nie X. Jeśli jesteś dobry, to nie jesteś zły. Jeśli jesteś romantykiem, to nie jestem pozytywistą. Itd. To zamykanie się w szufladkach i stawianie sobie ograniczeń. A Twoja dusza nie zna tego pojęcia - zna je tylko umysł.

Twoje tożsamości będą żyły w harmonii tylko, jeśli będą podlegać sercu. Jeśli sprowadzają się do nieprzeszkadzania Ci w byciu w koherencji serca - żaden problem nie ma prawa zaistnieć. Jeśli celem istnienia tożsamości jest Twoje szczęście, a szczęście to synonim koherencji serca, to każda myśl, którą wyznaje tożsamość, winna być pro-koherentna. Jeśli nie jest - sam sobie robisz kupę do studni, z której potem będziesz pił.

Czy więc istnieje recepta na udany związek z kimś? Tak - udany związek z sobą.

Umysł to śmietnik. Szum informacyjny, steki myśli, które nie mają z prawdziwym Tobą nic wspólnego. Myślisz, że jesteś jakiś, jednocześnie oddzielając się od tego, co rzekomo Tobą nie jest. Tworzenie podziałów to specjalność umysłu. W rzeczywistości wszystko jest jednością. Na świecie jesteś tylko Ty sam. I nikogo więcej nie ma. Myślisz sobie, że te słowa pisze do Ciebie jakiś DreamWalker, ale to Ty sam je tu i teraz tworzysz i myślisz, że to nie Ty. Jesteś tylko Ty sam. I jesteś ciągle tworzącym swój świat Bogiem.

A idąc jeszcze dalej w stronę prawdy - Twój związek nie może się nie udać. Nie może się nie skończyć. Bo jedyny prawdziwy związek to Twój związek z samym sobą. On się nie kończy, on wiecznie się zaczyna. Ciągle na nowo i nowo. Ciągle dajesz sobie nowe szanse robienia z sobą jeszcze bardziej satysfakcjonującego związku.

Jeśli pragniesz czyjejś miłości - pragniesz swojej własnej miłości. Jeśli pragniesz czyjejś akceptacji - pragniesz tylko swojej własnej akceptacji. Jeśli pragniesz by ktoś się zmienił - tak właśnie - pragniesz byś to Ty był tym kimś. Idąc dalej - chcesz czyjejś pokory? Chcesz pokory od samego siebie. Pytanie, czy już to sobie uświadomiłeś czy wciąż żyjesz w matrixie pt. "obiektywny świat istnieje".

Nie istnieje.

To my tylko tworzymy jego iluzję za pomocą czasowników "mieć", "być", za pomocą zaimków osobowych "ja, ty, on, ona, ono, wy etc.", ubierając procesy w maski statycznych obiektów za pomocą rzeczowników itd.

To jedna wielka ściema.

Jeśli mózg pracuje tak samo u osób, które jedzą żółty ser i u osób, które tylko to sobie wyobrażają - to czym jest prawda? Czym jest obiektywna rzeczywistość? Wygląda to tak, jakby rzeczywistością był tylko zbiór obrazów, dźwięków i odczuć, które w danej chwili uznajemy za prawdę.

Gdybym wkleił tu swoje uśmiechnięte zdjęcie - czytałbyś sobie moje słowa miłym tonem wewnętrznego głosu. Jeśli wlepiłbym zdjęcie na którym mam wrogą minę - czytałbyś sobie moje słowa wrogim tonem. Tak samo jak w polemice użyję słowa "kurwa" - przypiszesz mi agresję, wulgarność, zmieniając ton wewnętrznego głosu, którym czytasz moje odpowiedzi. Jeśli NAPISZĘ COŚ DUŻYMI LITERAMI - zaczynasz na siebie krzyczeć w myślach tymi słowami, które dużymi literami SĄ NAPISANE! Podobnie zmienia się ton głosu podczas czytania, gdy "użyję pewnych słów w cudzysłowie, ponieważ sądzisz, że to są słowa już kogoś innego, niż Ciebie".

To zabawne, jak sami siebie robimy w chuja.

Czy jestem w stałym związku na chwilę obecną? Tak, bo nigdy nie byłem poza związkiem. To oszustwo, że nie jesteśmy w związku. Od urodzenia jestem w związku z samym sobą i nie mogę nie być. Traktuję siebie różnie, czasem lepiej, czasem gorzej. Wierzę, że mogę na sobie polegać. Takie słowa, jak się, sobie, sobą etc. - wskazują na wewnętrzne relacje człowieka z samym sobą i zwą się predykatami tożsamości.

Myślisz, że czegoś chcesz. Myślisz, że coś musisz. Że coś trzeba, że czegoś nie wolno, że można to i tamto. To Twoje tożsamości wierzą w takie przekonania. Prawdziwy Ty nie wierzy w nic i wierzy we wszystko naraz. To paradoks, którego logiką nie obejmiesz, dlatego potrzebne Ci serce.

Bo umysł wariuje, jeśli ma pojąć samego siebie.

Niekończąca się rekurencja tożsamości doprowadza do absurdu.

Czym ona jest?

Wyobraź sobie samego siebie np. idącego ulicą. To właśnie rekurencja tożsamości - jesteś jednocześnie treścią, jak i autorem obrazu. Jeśli np. stworzysz obraz siebie żrącego kamienie, to jako autor obrazu, który wierzy, że on sam na nim jest, zaczniesz się krzywić i powiesz, że "nie chcę żreć kamieni". Kto to powiedział?

Wyjdź z siebie i zobacz samego siebie tworzącego obrazy samego siebie. To wielokrotna rekurencja. Ty tworzysz siebie, który tworzy siebie, który tworzy siebie, który... Jak widzisz - nawet pod względem lingwistycznym to nie ma końca.

Umysł nie ogarnia samego siebie, dlatego potrzebuje lustra w postaci serca. To serce informuje nas, czy idziemy dobrą drogą, czy nie. To ono bowiem jest albo nie jest w koherencji i to właśnie po tym możemy poznać, czy nasze myślenie ma cokolwiek wspólnego z prawdziwym Wszechświatem zwanym czasem Bogiem.

Generujesz swoje tożsamości, aby osiągać cele, które nie istnieją (gdyby istniały, to byś nie musiał ich osiągać ani tworzyć), jak również rozwiązywać nieistniejące obiektywnie problemy w relacjach z samym sobą. Póki wszystko, co dzieje się w umyśle, nie służy Twojej koherencji serca - chuj bombki strzelił, spokoju nie uzyskasz. I dlatego ktoś, kto twierdzi, że pierdolę od rzeczy - informuje mnie, że jedno jego wyobrażenie o samym sobie twierdzi coś o drugim wyobrażeniu o samym sobie. A moja reakcja na to informuje mnie o tym, co jedno wyobrażenie o samym sobie sądzi na temat drugiego.

To tylko obrazki, dźwięki, symbole którym nadajemy znaczenie.

A gdzieś pod tym wszystkim kryje się Twoje szczęście - złożone ze spokoju, wdzięczności, miłości, radości, zaufania i akceptacji. To świat, w którym nie ma walki, nie ma stresu, nie ma nienawiści, smutku, podejrzliwości i całego syfu, który generuje umysł wierząc, że uczyni Cię to kimś lepszym, niż byłeś. Że Ci to w czymś pomoże.

czwartek, 22 lipca 2010

Wyciszanie szalonych umysłów - czyli jak nie dać się zwariować

Alkohol, jedzenie, TV, muzyka, Google, iPhone - jest naprawdę wiele sposobów, by zagłuszyć samego siebie.

Zrób eksperyment.

Zamknij się w 4 ścianach na kilka dni - bez telefonu, laptopa, bez dostępu do informacji z zewnątrz. Jesteś tylko Ty i Twoje myśli.

Większość ludzi się schizuje.

To podobno największa kara dla pedofilów, morderców i wszelkiej maści zwyrodnialców - wytrzymać z samym sobą przez X dni. Znieść swoje wykańczające dialogi wewnętrzne, wysłuchać wszystkich zjebanych historii, które ma do opowiedzenia szalony umysł.

O czym świadczy fakt, że nie umiemy wytrzymać ze swoimi umysłami? Że musimy je tłumić za pomocą używek, mediów, bombardowania informacjami?

To rachunek, jaki płacimy za rozwój technologiczny i socjalny. Kiedyś, gdy ludzie pracowali na polu i orali zębami buraki, potrafili skupić się na sobie i swoich odczuciach. Ich umysły były ubogie i proste, więc nie musieli ich doganiać. Tymczasem nasze współczesne umysły zapakowane są wieloma zbędnymi, stresującymi i nieraz sprzecznymi informacjami. W szkole uczymy się o pantofelkach i wpisywaniu koła w kwadrat, telewizja dokonuje nam bezpośrednio iniekcji zbędnych informacji, które niczego nie zmieniają w życiu. W Afganistanie pierdolnęła mina, kaczor znów każe się przepraszać a plama ropy w Zatoce Meksykańskiej jak była, tak jest. A i tak zbierzesz dupę i jutro pójdziesz do pracy, jak gdyby nigdy nic. Co więc kurwa za różnica?

I tak robimy sobie z głów śmietnik, gubiąc się w stosie zbędnych historii, prób racjonalizacji naszych rozhuśtanych emocji i poszukiwania sensu w tym wszystkim.

Wyłączyłem zbędności, odstawiłem używki i zajrzałem wgłąb siebie. Wpadłem do mrocznej studni, która mnie przeraziła. Oto mój umysł wariuje. Bliżej nieokreślony niepokój, chwilę potem - ekscytacja i podniecenie, które pojawiły się tylko po to, bym mógł poczuć potem wypalenie i nudę. Słyszę czyjeś głosy. Słyszę głos swojej matki, która każe mi posprzątać pokój. Odpowiada jej Barack Obama, że zaraz zdejmie tę jebaną plamę ropy. A zaraz potem wyświetla mi się obraz padłej z głodu dziewczynki w Leningradzie podczas oblężenia przez Niemców w czasie II wojny światowej. Akurat dziś oglądałem program o tym.

To bez sensu.

Umysł miele informacje, tasuje je, przerzuca, łączy, mnoży, dzieli. Robi mętlik emocji, obrazów i komentarzy, chcąc poskładać je niczym puzzle w jeden spójny obraz. Jeśli mu się to uda - to mu kurwa pogratuluję.

Jest tylko jedno miejsce, w którym znalazłem spokój. To serce. Te magiczne 40 000 neuronów, które w gęstej sieci je otacza, tworzy mój azyl. Pytam się go, co jest prawdą, a ono odpowiada błogością i odprężeniem.

Mam taki wewnętrzny świat. Świat w którym nie ma żadnych problemów, nie ma nic do osiągnięcia, nie ma żadnych historii. Jest tylko czysta koherencja serca. To Archipelag Przyjemności - kilka przepięknych, malowniczych egzotycznych wysp. Na jednej z nich jest szczególne miejsce - laguna, na której ciągle zachodzi słońce. Zanurzam się w jej krystalicznie czystych wodach, które pachną grejfrutami (?), czuję na ciele, jak dotykają mnie kolorowe wodorosty, i opierając się o skałę podziwiam zachód słońca oraz to, jak jego promienie odbijają się w falach na horyzoncie oceanu.

Mając cudowną świadomość tego, jak wiele pozytywnej chemii wydziela wtedy mój mózg, wracam do świata umysłowego mętliku i wyławiam jedną lub kilka myśli, by móc zastanowić się, na ile są one prawdziwe. Czy są one do czegoś przydatne? Czy może warto je od siebie odsunąć? Czy opisują rzeczywistość? Czy może tylko są czyjąś opinią na jej temat?

Umysł doznaje ukojenia, jeśli staje się sługą serca.

A gdy się od niego odcina, bo wydaje mu się, że wie lepiej - zaczyna się mentalna erozja.

Prawdziwa myśl to taka, z którą czujemy się szczęśliwi. To myśl, względem której nasze serca są w koherencji. Jeśli przestajemy słuchać serca - odcinamy się od rzeczywistości. Bo tylko serce ma z nią kontakt. Umysł ma kontakt tylko z własnym wyobrażeniem rzeczywistości. A to spora różnica. Jak pomiędzy Europą a mapą Europy.

Wyciszanie to sztuka, której warto się nauczyć. A żeby się nauczyć - trzeba ją ćwiczyć. Zacznij teraz, okiełznaj swój umysł.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Gra wstępna z samym sobą - czyli konstruowanie tożsamości

Pogrążona w mrokach pracownia DreamWalkera. Blade światło matrycy laptopa. Stosy mądrych książek, rozsypane na biurku pigułki pesudoefedryny i drotaweryny. Otwarte czerwone wino. Setki kartek i karteczek z pośpiesznie sporządzanymi notatkami.

I DreamWalker we własnej osobie. Myślący, co jeszcze nieokiełznany instynkt każe mu napisać. Może o potężnym orgazmie, który wczoraj miał. Czemu nie?

Powiedzmy sobie szczerze - są orgazmy i ograźmiki. O sile orgazmu decyduje najstarsza gra na świecie - gra wstępna. Jakże często przez napalonych i niecierpliwych samców pomijana, spychana na dalszy plan. Jakże kojąca, gdy w dłuższym związku powoli wygasa żar namiętności i świeżości. Gdy bezlitosna habituacja daje o sobie znak, gdy neurony przestają już reagować na te same bodźce.

Kiedyś ciało partnera było niczym sacrum - można by je podziwiać dniami i nocami. Jednak wierząc swoim umysłom zaczynamy rozumieć, że nawet najładniejszy obrazek w końcu "się nudzi". Dopiero wątpiąc w historie, które mamy w głowach, zaczynamy odkrywać, że może nie ma świeżych obrazów, ale są świeże spojrzenia.

Gra wstępna.

Czyli wyciskanie soczku z cytrynki. To moment, w którym przed konsumpcją wąchasz potrawę i rozkoszujesz się jej widokiem. Robisz w głowie filmy, jak ją zjadasz. Projektujesz w myślach jej konsystencję, aromat, bukiet smaków.

Gra wstępna to napalanie w piecu. Chcesz mieć długą, ciepłą noc? Więc dosyp węgla, niech żar trwa jak najdłużej. Niech ciągnie rurami aż do łóżka.

Gra wstępna to też zabawa w odtwarzanie ról.

Rozpal dziesiątki świec w mroku łazienki, nalej wody o idealnej temperaturze i wsadź swojego faceta w pienistą rozkosz. Powiedz mu, że jego jedynym zadaniem jest się odprężyć a Ty zajmiesz się resztą, mianując się gejem romantykiem, którego życiową misją jest robienie dobrze swojemu facetowi. On tylko zamawia ilość orgazmów, Ty zajmujesz się resztą.

Możesz też zostać gejem łowcą. Upoluj go jak sarenkę, rzuć twarzą do łóżka, atawistycznie przygryź mu lekko kark niczym lew kopulujący na sawannie, zdominuj swoją męską dumą i wsuń swój sprzęt w niego. On ma być Twoim przyrządem do sprawiania Ci przyjemności, Twoją ofiarą, która podda Cię się pokornie i którą po porządnym orgazmie odepchniesz, jakby był zużyty, i odwrócisz się na bok.

To role, to gra, to zabawa.

Póki wiesz, że tożsamości, które tworzysz, to tylko narzędzia w rękach Twojego serca - wszystko jest okej. Póki wiesz, że to iluzja - zabawa trwa.

Gra wstępna nie jest na punkty. Gra podnosi jakość Twoich orgazmów. Baw się.

wtorek, 6 lipca 2010

Gejowskie haremy - czyli eksperyment pt. związki mnogie

Nasza heteronormatywna kultura sprzedaje nam prosty schemat: poznaj kogoś, zakochaj się i bądź z tą osobą do końca życia. Oczywiście to tylko jedna z opcji - do której psychologicznie jesteśmy warunkowani od małego. Są też inne i aby je odkryć, wystarczy zajrzeć do innych kultur, gdzie jeden kolo ma X żon a te jakoś z zazdrości się nie zabijają (u nas byłoby to nie do pomyślenia: on przecież przespał się z inną!).

Zatem - czysto hipotetycznie - można by pokusić się o stworzenie modelu pt. gejowskie związki mnogie - w których byłbyś nie z jednym ale z wieloma facetami na raz. Po co? Dlaczego? Korzyści są jakże ekonomicznie wyrażalne:

- jak Cię zostawi facet - masz innych, więc zabawa trwa nadal (nazywa się to ładnie dywersyfikacją ryzyka)
- koniec z problemami w stylu "dziś zero seksu, boli mnie głowa" - zawsze możesz iść do innego
- tworzysz jakby rodzinę - która lepiej radzi sobie z wyzwaniami życia, niż dwie osoby

Ha! Klawo, co nie? :-) Pytanie tylko - jak kurwa znaleźć kandydatów na takie krejzolstwo? Przecież większość ludzi ucieknie w popłochu, prawda? Tak, ale - uwaga - nie przed związkiem mnogim, ale przed... własnymi historiami na ten temat. Co to za historie?

1. "Można kochać tylko jednego faceta jednocześnie" - heh czy to prawda? Nie! Wiem i po sobie i po innych, że można kochać większą, wręcz dowolną liczbę facetów. To kwestia uwolnienia swojego umysłu z socjalnego matrixa, który wciska nam bajki o "jednym jedynym". Tych jednych jedynych może być więcej.

2. "Związek z wieloma facetami jednocześnie byłby trudny do utrzymania" - być może, ale przy odpowiednim podejściu - wszystko jest możliwe. W końcu to kwestia naszej psychiki, a ona - jak wiemy - może stworzyć dowolne haluny podtrzymujące nasze rzeczywistości i zachowania. Fakt - dwóch facetów często nie może się dogadać - ale pamiętaj, że nie między sobą, ze ZE sobą. Chodzi o to, że jak znajdziesz delikwenta, który komunikuje się sam ze sobą w doskonały sposób - to problem niedogadywania się w związku jest bardzo mocno rozwiązany już na wstępie. To ludzie przepełnieni wątpliwościami, niespójni i oczekujący od innych miast od siebie tworzą lipne związki, są chwiejni i labilni.

3. "To jest społecznie niedopuszczalne." - przejmować się nie ma czym, bo samo bycie gejem jest już społecznie jebane z góry na dół, zatem - mówiąc krótko - co Ci szkodzi? Wiem, wiem - gej-środowisko może przykleić Ci łatkę pt. "mega kurwiarz" albo coś takiego, czym Ty się oczywiście przejmiesz, bo gej-środowisko jest tak opiniotwórcze i nieomylne... ;-)

Z góry możemy przewidzieć, że kilku gejów będących z związku mnogim mogłoby na trafić na czysto psychologiczne bariery i mankamenty, którym czoła stawić by musieli. Pierwszym z nich najpewniej byłaby:

Zazdrość

Oj - mój facet jebał się z innym. Ale moment - mój facet jebał się z innym moim facetem! Zatem..? Jeśli kochasz jednego i drugiego - chcesz ich szczęścia. Szczęścia, którego jednym z elementów jest też przecież czysta fizyczna rozkosz, prawda? Zatem czemu nie pozwolić im robić tego - nawet bez Ciebie? Zazdrość, która pojawia się często w kontekście seksu, może być zmieniona na absolutnie koherentne, serdeczne życzenie "wszystkiego naj".

Zakochanie

To dopiero miazga! Zakochujemy się, w mózgu szaleje chemia i... chcemy mieć tylko tego jednego dla siebie. Pojawia się zaborczość, poczucie odrzucenia w przypadku... odrzucenia (heh) i cała paleta innych, zaskakująco przedziwnych emocji. Zakochanie to forma psychicznego zaburzenia, które jest społecznie akceptowalne, choć w tomografie komputerowym prezentuje się identycznie, jak schizofrenia paranoidalna. Związki, które zaczynają się od gwałtownego zakochania, trwają krócej, bo halun opada i na wierz wychodzi to, czego nasz euforyczny stan emocjonalny dostrzec nam nie pozwolił. Dłużej trwają związki, w których ludzie zaczynają powoli, małymi krokami, przekonując się do siebie etapami, przywiązując się do siebie etc. Zatem - droga do trwałego związku mnogiego stoi otworem. Nie musisz czekać, aż zakochasz się jednocześnie w 5 facetach - wystarczy wiedzieć, co trzeba robić, aby pobudzać emocje, przywiązywać się itd. Wszelkie nagłe porywy serca są wręcz niewskazane, bo tworzą podziały, zaborczość, zazdrość itd.

Związek mnogi zatem bardziej przypominałby kumplowską paczkę gejów z otwartymi sercami, którzy uprawiają ze sobą seks, wzajemnie o siebie dbają, pomagają sobie.

Aby wyeliminować zazdrość, zaborczość i inne emocje, które tworzyłyby podziały - musieliby mieć przepracowane historie dotyczące posiadania i własności (to jest "mój" facet!), poczucia lepszości i gorszości, straty i zysku itd. To spora praca, wiem. Niemniej przed podobnym wyzwaniem stoi każdy, kto chce tworzyć jakikolwiek szczęśliwy związek - nawet z tą jedną osobą czy też z samym sobą. Więc droga ta tylko iluzorycznie może wydawać się trudniejsza w związkach mnogich.

To, co warto sobie uświadomić już teraz, to fakt, że w pewien sposób już tworzysz związki mnogie - masz przecież wielu gej kumpli, tylko z częścią z nich nie uprawiasz seksu, w części z nich się nie podkochujesz, z częścią z nich nie masz fantazji seksualnych itd. Wszystko, co uważasz za sprzyjające i ograniczające w tym kontekście, jest tylko i wyłącznie niepisaną umową społeczną, której warunki zawsze możesz negocjować na nowo.

Pomimo tysięcy "ale", które pewnie masz teraz w głowie, cieszę się, że choć trochę otworzyłeś swój umysł na coś zupełnie nowego i jakże społecznie niedopuszczalnego ;-) Baw się i do napisania!

TOP 10 miesiąca