Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 12 kwietnia 2012

Jak ofiary wychowują katów?

Schemat tych historii jest zawsze podobny.

Okres miodowy

Początkowo są bardzo mili. Może aż za bardzo. Na pewno jednak nie są do końca naturalni, autentyczni. Pokazują, jak bardzo im zależy. W miarę jak się poznajecie, otwierają się coraz bardziej i bardziej. I nagle okazuje się, że pod lukrowaną powłoczką kryją się głębokie, jątrzące się od lat rany. A to ojciec bił, a to matka wyzywała. A poprzedni faceci dokładali tylko swoje kolejne powody do traum. To budzi Twoją litość i opiekuńczość. Boże, jaki on skrzywdzony - myślisz sobie. To początek Twojego końca.

Okres po tym, jak Cię już zdobędzie

Gdy on upewni się, że jesteś jego i go nie opuścisz, pocznie sprawdzać do jakiego stopnia jest w stanie Cię wytresować. Zaczynają się małe foszki, dąsiki na boku. Myślisz sobie - okej, zdarza się. Jednak pierwsza konkretna awantura mówi Ci, że coś jest nie tak. Awantury z nimi nie są takie, jak z innymi ludźmi. Są na śmierć i życie. Niemniej jednak ważniejsze jest to, co jest PO tych awanturach. Zapada cisza, a jego duma i uniesienie nie pozwalają mu pierwszemu wystawić ręki. Jeśli Ty tego nie zrobisz - on na pewno nie. Poważnym sygnałem ostrzegawczym jest to, że nie on nie chce wyjaśniać tej sprawy, nie chce od niej wracać. Całe nieporozumienie jest zamiatane pod dywan. A każda próba wyjaśnienia, co się tak naprawdę stało, kończy się pretensjami, że chcesz do tego wracać i "rozdrapywać rany". Och tak - księżniczka czuje się skrzywdzona, teraz rany się goją, więc zostaw je w spokoju. To dopiero pierwsze zadrapanie. Ofiara zaczyna gromadzić w sobie poczucie krzywdy.

Okres naporu

Takie incydenty zdarzają się cyklicznie - coraz częściej. Zaczyna się walka, po której nie ma pojednań i prób wyjaśnień. Na drugi dzień dzwoni do Ciebie i zachowuje, jakby się nic nie stało. Jeśli się na to łapiesz - to początek Twojego końca. Z czasem zaczyna z niego wychodzić sarkazm i ironia. Żarty żarciki, że niby zjebałeś mu życie. Że jesteś ciężarem, że go ograniczasz, poniżasz etc. Niepotrzebne skreślić. Zaczyna się żalenie koleżankom i kolegom, zaczyna się narzekanie, przewracanie oczami. Skrzywdzona tożsamość ofiary obudowuje się murem. Ty jesteś złem, przed którym ona musi się bronić.

Wybuch

Ostateczna batalia zaczyna się niewinnie. Od jakiejś pierdoły, od wysypanego cukry albo stłuczonej szklanki. To staje się pretekstem, żeby wyrzucić Ci "miesiące i lata upokorzeń". Jesteś totalnie zaskoczony, nie wiesz, o czym on mówi. Tak, to prawda - od dawna żyje już we własnym świecie. Chcesz spokojnie porozmawiać, ale jest już za późno. Ściana jest tak gruba, że jej nie przebijesz. Musisz zostać chujem, psem, idiotą. Pozornie uratujesz związek, jeśli się przyznasz. Do wszystkiego - co by to nie było. Do zdrad, do poniżania, do wyzwisk, do pobić, wyśmiewania... Co by to nie było - musisz się przyznać, bo jesteś zakłamanym padalcem. Nie liczy się już to, co robiłeś w najszczerszym odruchu serca. W niepamięć idą wspólne kolacje, kąpiele, noce i oglądanie filmów. Okazuje się, że "Ty zawsze" jakiś byłeś, że "Ty nigdy" czegoś nie robiłeś itd. Mur, o który rozbijasz sobie głowę. Jeśli w tym momencie uwierzysz, że coś jest z Tobą nie tak - polegniesz. Przyjmiesz postawę obronną, będziesz się tłumaczył, przepraszał a to będzie Twoja klęska. Nie przyznasz się - jesteś zakłamany.

Wtedy związek się kończy.

Zdziwisz się, jak szybko on znajdzie sobie kogoś nowego. Wtedy cykl polowania się powtarza. Dla niego znów jest kochanym, miłym, niewinnym chłopcem. Znów powtarza się okres miodowy.

***

Ofiary. Ofiary, które zrobią z Ciebie kata. Oskarżą Cię o wszystko i kopną w dupę. Okrutne, zamknięte umysły. I serca. Nieprzyjmujące żadnych innych punktów patrzenia. Niedopuszczające do siebie racji innych ludzi. Żyjące w swoich jedynie słusznych interpretacjach. Początkowo kochane i czułe, szybko pod wpływem byle sprzeczki przeistaczają się w chłodne, betonowe suki nieprzebierające w słowach.

Związek z ofiarą ma dwa finały. Albo rozstanie. Albo męczenie się z kimś w chłodnym, sztucznym, zdystansowanym i toksycznym związku. Ofiara kusi, a potem oskarża. Chce, abyś czuł się winny, gorszy, zestresowany. Bo wtedy łatwiej Cię owinąć wokół palca.

Główną cechą ofiary jest poczucie krzywdy. Ofiarę krzywdzą wszyscy - ludzie, okoliczności zewnętrzne, los, przyroda. Wszyscy i wszystko. Więzienia są pełne ofiar. Wszyscy zabili, bo musieli. Bo życie ich do tego zmusiło. Oni są niewinni.

Poczucie krzywdy całkowicie ich zaślepia i nie pozwala im przyjąć żadnej odpowiedzialności za swoje czyny. Winni są zawsze inni ludzie. A ofiara jest zawsze święta i niewinna.

Nie daj się wciągnąć w te toksyczne gierki. Ofiary nie uzdrowisz ani nie uświadomisz. Nie szukasz pacjentów, ale chłopaka, na którym możesz polegać. Który będzie Cię kochał i wspierał.

Jak rozpoznać ofiarę - nawet gdy się maskuje?

1. Bolesne zwierzenia

Późną nocą chcą wypłakać Ci się w ramię. Jaki to świat okrutny, jacy ludzie straszni. Jak to bardzo zostali zranieni. Nie daj się nabrać - to tylko poza, dzięki której chcą pozyskać od Ciebie współczucie, opiekę, zainteresowanie. Może potem dojść do tego, że gdy będziesz chciał odejść, będą się chcieć wieszać. To też bullshit. Nikt, kto na serio chce się zabić, nie informuje o tym innych ludzi, bo wie, że będą ich powstrzymywać. Ktoś, kto straszy, że się okaleczy lub zabije - nigdy tego nie zrobi. To będą tylko pozory.

2. Brak wyjaśniania sprawy po awanturach i zamiatanie pod dywan


Po awanturze na drugi dzień rozmawia z Tobą jakby się nic nie wydarzyło. Jeszcze wczoraj chciał Cię zabić, dziś - promieniuje uśmiechem. Nie daj się zwieść. Powiedz, że chcesz porozmawiać na spokojnie i szczerze o tym, co się wczoraj stało. Jeśli on będzie się wykręcał - nalegaj aż się ugnie. Nie pobłażaj i nie wybaczaj mu zbyt łatwo. Masz prawo do wyjaśnień - tym bardziej, jeśli nie rozumiesz, dlaczego się na Ciebie rzucił. Jeśli normalna, otwarta rozmowa o tym, co się stało, nie wchodzi w grę, bo on wybucha znów z tą samą siłą, co wczoraj - WYPIERDALAJ. Niech ta awantura będzie ostatnią. Nie zmieni się już. Nie umie się dogadywać i rozwiązywać konfliktów, umie je tylko tworzyć. To nie jest materiał na dobrego faceta i koniec kropka. We wczesnych etapach związku jest jeszcze szansa, że jeśli mu zależy, to się przełamie i nauczy normalnie z Tobą rozmawiać na trudne tematy. Jeśli nie - to zaczyna się koniec związku.

3. Oskarżenia, których nie rozumiesz


Ludzie mogą Cię oskarżać, o co chcą. Mogą Ci zwracać krytyczne uwagi na różne tematy - Twojego zachowania, tego, co mówisz itd. Z normalnym człowiekiem się dogadasz - po prostu powie Ci, co jest wg niego nie tak i co warto, byś u siebie zmienił. Zrobi to z sercem i z troską o Ciebie. Ofiara zrobi to inaczej. Wyleje na Ciebie jad - nagle i bez wyraźnego powodu. Potem może chcieć uciekać. Nigdy jej nie goń. Zawsze ignoruj coś takiego od A do Z. To nie jest informacja o Tobie, lecz o niej. Celem tych jadowitych oskarżeń jest to, byś poczuł się gorszy, winny, poniżony. A summa summarum chodzi o to, by ofiara Cię kontrolowała. Ona tak boi się Ciebie, że jedyne, czego pragnie, to kontroli nad otoczeniem. Głównie nad Tobą, bo jeśli jesteś dla niej bliską osobą, to łatwo możesz ją zranić. Lęk przed zranieniem zaślepia ją całkowicie.

***

Ofiary żyją w wiecznym cierpieniu. To fakt. Ale nie wolno Ci im współczuć. NIGDY. One tym właśnie się żywią. Będą chciały Ci pokazać, jak bardzo cierpią przez Ciebie - byś robił to, co one chcą. Grasz w ich grę, jeśli tylko im współczujesz. Zamiast współczuć - współodczuwaj. Rozum to, co czują, ale nie pomagaj, nie lituj się, bo zrobisz z nich jeszcze większą ofiarę. Ofiary muszą cierpieć tak długo i tak bardzo, aż do nich dotrze, że na NIKOGO to nie działa, że wszyscy mają to w dupie. To jedyna szansa, żeby ktoś wyszedł z roli ofiary i zaczął normalnie funkcjonować. Kompletne olanie z góry na dół jest największym prezentem, jaki możesz zrobić ofierze losu.

Testy wykrywające ofiarę


Gdy zaczynasz się z kimś spotykać, musisz być uważny i sprawdzić, czy przypadkiem nie wpadasz w sidła wiecznie skrzywdzonej ofiary, która najpierw zrobi z Ciebie kata a potem sama się nim stanie. Potrzebne Ci będą testy - czyli wystawianie tej osoby na sytuacje stresowe i konfliktowe po to, aby sprowadzić, jak sobie z nimi poradzi.

Co może być takim testem?

Możesz na przykład celowo spóźnić się na spotkanie, a potem przyjść i udawać obrażonego. Gdy spyta się, co się stało, zignoruj go, a jeśli spyta się ponownie, prychnij i przerzuć oczami. Sprawdź, kiedy wybuchnie. I jak to zrobi. Ważniejsze jednak będzie, jak zachowa się po tym. Będzie chciał się pogodzić? Czy będzie Ci to wypominał w nieskończoność? Oto odpowiedź na Twoje dylematy. Jeśli da się z nim dogadać po awanturze, to jest okej. Jeśli jednak chowa w sobie poczucie krzywdy - to fatalna cecha, która odwróci się przeciwko Tobie.

Ofiary łatwo rozpoznać szczególnie w sytuacjach trudnych, kryzysowych. Będą oskarżać Cię o swoje niepowodzenia, wypominać błędy i dążyć do Twojego upokorzenia i poniżenia. Brak szacunku jest jedną z najbardziej alarmujących oznak tego, że masz do czynienia z ofiarą i rodzącym się w niej kacie. Szkoda czasu na taką osobę. Olej ją i szukaj dalej. Im prędzej i im boleśniej zerwiesz z nią kontakt, tym lepiej. Ona MUSI zacząć mieć refleksje pt. "może to ze mną jest coś nie tak?". Ale takich refleksji nie będzie miała, jeśli nie potraktujesz jej jak szmaty do podłogi. Żadne tłumaczenia i uświadamiania nie wchodzą w grę. Ofiara ma ważny interes, by nie widzieć swoich wad, lecz wszystkich dookoła.

Podsumowując


Znajduj kogoś, kto przyznaje się do błędów. Kto Cię szanuje. Kogoś, komu na Tobie zależy i kto chce Cię zrozumieć i dogadać się z Tobą w razie nieporozumienia. Upewnij się na różne sposoby, że ta osoba faktycznie taka jest, zanim zwiążesz się z nią na stałe. To może Ci oszczędzić miesiące a może nawet lata przykrości.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Ucieczki przed samym sobą - pętle samozagłady i wychodzenie z nich

Piwo, seks, demotywatory, nałogowa masturbacja, obżeranie się słodyczami, uciekanie w duchowość, muzykofilia, kinomania, obsesja na punkcie porno i gier komputerowych, bieganie, towarzystwo innych ludzi... - jako społeczeństwo opracowaliśmy już wiele sposobów, jak poprawić sobie humor. Gdy nachodzi nas emocja, której nie chcemy, uciekamy w to, co jest dostępne i w miarę satysfakcjonujące. Nie zrozum mnie źle - picie piwa, seks, walenie konia itd. to nie są złe rzeczy. Wszystko jest dla ludzi i nie mam nic przeciwko temu. Co innego jednak, gdy przestają być po prostu dodatkiem, a stają się sposobem na ucieczkę, uśmierzenie bólu i cierpienia...

To działa. Problem tylko w tym, że na krótko. Da się uciec na chwilę przed swoimi myślami. Ale nie na zawsze. One wrócą. Będziesz musiał w końcu się z nimi skonfrontować.

Czemu nie dziś?

Zgłębiaj się umysł, ale nie daj mu się prowadzić. Nie podążaj za jego iluzjami. Zaciśnij lewą dłoń na oparciu fotela i złap teraźniejszość, utrzymując tzw. big mind (wielki umysł) - umysł, który jest świadomy tego, że jest tu i teraz w bezpiecznym fotelu i rzeczywistość jest przyjazna. Prawą dłoń wystaw przed siebie i badaj swój small mind (mały umysł) - ten, który fiksuje, który tworzy kiepskie emocje, który pamięta lipne historie. Umysł będzie Ci podpowiadał, byś przerwał, jeśli emocja jest tak fatalna, że trudno ją wytrzymać. Nie daj mu się zwieść, nie poddawaj się swoim ego i mechanizmom obronnym. Zanurz się w niemiłej emocji pamiętając, że nie jesteś nią. Jesteś w niej, jesteś obok niej, ale nie jesteś nią. Następnie zacznij swoim głosem wewnętrznym opisywać, co dokładnie czujesz. Nazwij tę emocję, określ jest cechy - gdzie się znajduje, w którą stronę się porusza i z jaką prędkością. Ile filii pozakładała w Twoim ciele. Odsuń na bok myśli, że tej emocji nie powinno być - powinna się ona pojawić, bo się pojawiła. Założenie, że "nie powinno jej być" nie jest zgodne z faktami - bo ona jest! Więc opisuj ją najdokładniej, jak umiesz. Zastanów się, co byś zrobił, gdybyś jej posłuchał. Do czego Cię ta emocja chce przekonać? Co chce, żebyś zrobił? Jakie byłyby tego skutki? Po co miałbyś mieć takie rezultaty? Kiedy się pojawia ta emocja? W jakich sytuacjach? Obserwuj dokładnie obrazy, które pojawiają Ci się przed oczami, jak również słuchaj dialogów wewnętrznych, które do Ciebie mówią.

Pamiętaj - jeśli będzie tego za dużo (a będzie!), zawsze możesz ścisnąć lewą dłonią oparcie fotela, otworzyć oczy i krzyknąć do swoich myśli: "Zamknijcie kurwa ryj!". I wstrzymać je wszystkie, zastopować obrazy i przypomnieć sobie, że jesteś tu i teraz. Na początku nie jest łatwo, ale z czasem nauczysz się wstrzymywać to coraz skuteczniej.

A potem możesz znów ruszyć na przód na zwiedzanie swojego umysłu, wtapiając się w swoje kiepskie emocje. Pod nimi będą kolejne. Złość może skrywać lęki, rozpacz lub inne rzeczy. Odkryj, jakie emocje kryją się za tymi, które czujesz teraz. Może się okazać, że za zakochaniem kryje się poczucie bycia gorszym człowiekiem, smutek, obawy, poczucie odrzucenia. Odkryj to i trwaj w kolejnych emocjach. W końcu odkryjesz tzw. core feeling - rdzenną emocję, od której wywodzą się inne kiepskie emocje. Skup się na niej, to ona jest tą częścią Ciebie, która generuje problemy. Najczęściej to przykra emocja, której doświadczyliśmy jako dzieci - małe, bezbronne, naiwne.

Ta emocja skrywa kluczową myśl, która zatruwa umysł. Odkryj, co to za myśl. Nie walcz z nią. Jeśli złapiesz się na myślach pt. "Nie powinienem mieć tej myśli, muszę ją wyrzucić" - to oznacza brak akceptacji i walkę, a to z kolei sprawi, że się tej myśli nie pozbędziesz. Twój antagonistyczny stosunek do niej będzie ją wciąż na nowo przywoływał. Dlatego najpierw musisz pracować nad zaakceptowaniem tego, że masz taką a nie inną myśl i emocję. Powinno być tak, jak jest, póki tak jest. Jak będzie inaczej - powinno być inaczej. Akceptacja pozwoli zmienić myśl, odczepić się od niej raz na zawsze. Myśl to nie wróg, tak samo emocja. To narzędzie, to program, to umysłowy algorytm, instrukcja działania. Tak działa Twój umysł - póki tak działa.

Obserwuj siebie, ćwicz uważność swoich myśli. Obserwuj obrazy, słuchaj dialogów wewnętrznych, zatapiaj się w emocjach, które generuje Twój umysł. Obserwuj swoje nawyki i zachowania, odczucia cielesne, podszepty intuicji. To wszystko nie Ty, to tylko programy. To wszystko ma jakieś wspólne wzorce, których nie dostrzegamy. I które dostrzegać zaczniemy, gdy będziemy uważni. I dopiero wtedy będziemy mogli je zmienić.

To bardzo głęboki i intymny kontakt z samym sobą. To prawdziwy rozwój z otwartym sercem. To prawdziwa, głęboka zmiana i zrozumienie siebie. To praca na lata. To jedyna droga, jaką znam, by być coraz szczęśliwszym człowiekiem. To droga warta każdego poświęcenia.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Jak odróżnić prawdziwą miłość od jej imitacji?

Na moment, ale obiecuję - tylko na moment - zbaczam z objętego kursu i akurat w tym poście nie będę pisał o kolejnych ukrytych mechanizmach. Nie będę, bo pojawił się ważniejszy temat. Temat, jak odróżnić prawdziwą miłość od jej imitacji.

No właśnie - jak?

Gdy zamkniesz oczy i pomyślisz o miłości - pojawią się pewne obrazy. 99% ludzi zobaczy dwoje ludzi - całujących się, przytulających się, trzymających się za rękę. To jest to, co umysł może powiedzieć o miłości. To kryteria wejścia - jeśli warunki będą spełnione, umysł rozpozna miłość i zacznie działać (lub nie).

I to właśnie iluzja miłości.

Ten obraz tworzy umysł. A umysł - w całym swym bogactwie i złożoności - nic nie wie o miłości. Wie wiele o społecznych wdrukowaniach miłości, o tym, co instalują nam społeczeństwa, kultury, filmy, wzorce rodzinne. Ale czy to naprawdę miłość? Czy możemy być pewni na 100%? A co, jeśli wszyscy się pomyliliśmy?

Umysł to królestwo ego. Ego, czyli osobowość, to sztuczny twór, zlepek doświadczeń, wniosków, który niczym wirus w systemie, broni się przed destrukcją. Umysł jest mistrzem w oszustwie. Jeśli mu wierzysz - będziesz szedł jak owieczka na rzeź. Bo wszyscy idą. Bo nie myślisz, gdy odtwarzasz. I tylko powtarzasz za innymi.

Ego nigdy nie kocha, nie umie. Ego tylko czegoś chce.

Wiesz, jak sprawdzić, czy ktoś, kto deklaruje Ci miłość, kocha naprawdę?

Odejdź. Bez słowa. Bez wyjaśnień. I zobacz, co będzie się działo. Jak zareaguje, co powie. Prawdziwa miłość zawsze wspiera odchodzącego partnera. Prawdziwa miłość życzy mu wszystkiego najlepszego. Ta imitacja miłości idąca z ego będzie złorzeczyć. Zobaczy w Tobie wszystkie swoje najgorsze cechy. Przejrzy się w Tobie, jak w lustrze, przerazi się i zacznie Cię wyzywać. Przecież to niemożliwe, że ja jestem tak okrutny. To musi być ktoś inny...

Umysł - samooszukująca się maszyna. Ciągle potwierdzająca swoje racje. Niedopuszczająca do siebie niczego, co mogłoby zniszczyć pozytywny obraz ego i "prawdziwy obraz świata". Ego musi być dobre, ego musi być "użyteczne", by przeżyć. Będzie Ci mówić, że Cię chroni, że Cię motywuje, że daje Ci miłość - byle byś tylko go nie wyjebał.

Każda osobowość, w którą wierzysz, że nią jesteś, jest więzieniem.

Uwięziony umysł nie może kochać szczerze. Może tylko udawać, może tylko szukać dowodów na prawdziwość swoich absurdalnych, nieprawdziwych założeń. Powie Ci "Kocham Cię", byś Ty odpowiedział tym samym i żeby wzrosła jego samoocena. Będziesz dziwką w ramionach drugiej osoby, przyrządem do mentalnej masturbacji. Obezwładnianie się wiarą w nieprawdziwe i krzywdzące przekonania blokuje serce. Dopiero kwestionowanie tych przekonań otwiera serce, otwiera drogę do miłości - tej prawdziwej. Bezwarunkowej, akceptującej, radosnej.

Każda wiara jest ograniczeniem.

Nie wierz w nic, co pojawia się w umyśle, a doświadczysz wolności, o której Ci się nawet nie śniło. Poczujesz nieopisaną ulgę. Poczujesz, że Twoje ega umarły. I że kochasz. Siebie, świat, ludzi. A oni kochają Ciebie.

Świat Cię kocha. Serio.

Nie oczekuj jednak, że sobie już to uświadomił. Nie oczekuj, że już Ty sobie to uświadomiłeś. Fałszywe poglądy mogły Ci zastąpić prawdę. To się zdarza. Dlatego kwestionuj, bądź sceptyczny względem każdej myśli. I zastanawiaj się, jak może Ci się ona przydać.

Jak być wolnym w związku?

Zrozumieć, że nie ma związków nigdzie indziej poza naszymi umysłami. W rzeczywistości ludzie się spotykają, sypiają ze sobą, jedzą razem śniadanie. Ale przywiązują się w umyśle. Uzależniają. Robią z kogoś dilera zasobów, których nie potrafią dać sobie sami, bo zablokowali się wiarą w niekorzystne poglądy na swój własny temat.

Myślisz, że to miłość?

To zbiór zachowań, nawyków i chwilowych emocji, które umysł nazywa miłością. A prawdziwa miłość próbuje się przebić przez ten umysłowy syf i stosy uzależnień. Problem w tym, że wciąż jej przeszkadzamy swoimi głupimi myślami.

Prawdziwa miłość bliższa jest czemuś, co mógłbym nazwać bezwarunkową życzliwością. Bez dorabiania sobie historii o krzywdach, zdradach i kłamstwach. Tak po prostu - powalam Ci żyć, pozwalam Ci być takim, jaki jesteś. Niczego nie wymagam. Niczego nie chcę. Po prostu bądź.

To nie wymaga pokazywania. To nie wymaga manifestacji. To nie wymaga udowadniania. To jest ciche tak samo, jak cichy jest oświecony umysł, który to zrozumiał. I to dopiero jest prawdziwe.

W miarę odkrywania kolejnych mechanizmów obronnych ego, zaczynasz rozumieć, jak Twój umysł robi Cię w chuja. I zaczynasz to widzieć też w innych ludziach - choć nie jest Twoją sprawą, jak ludzie wykorzystują swoje umysły. Pozwól im spać, taka jest ich rola na chwilę obecną. Zajmij się sobą. Odkryj, że wszystko, w co wierzyłeś, to nie prawda, ale myśli udające prawdę. Twój opis świata nie jest światem, Twoje wyobrażenie o rzeczywistości nie jest rzeczywistością - tak, jak mapa Warszawy nie jest Warszawą.

Masz tylko opis, który symuluje prawdę.

A prawda jest oczywistą oczywistością. Jest tym, czym jest. Gdy umysł się budzi i każdego dnia staje się choć troszeczkę bardziej świadomy, zaczyna to dostrzegać. Zaczyna widzieć rzeczywistość bez zniekształceń. Bez stresu, bez napięć, które z tego wynikają.

Przytulanie, całowanie, dupczenie - to nie miłość. Jeśli myślisz, że na tym polega miłość - na wręczaniu laurek, kwiatuszków etc. - to możesz tylko uwodzić rozkochany w walentynkowych wizjach umysł. Nie ma w tym nic złego. Ale nie uwiedziesz serca. Serce jest bezwarunkowe. Serce nie tworzy obrazów miłości, nie tworzy opowieści o miłości, bo ma tylko 40 000 neuronów. Nie podlega warunkowaniu jak piesek Pawłowa. Tworzy za to prawdziwą miłość. Poczujesz ją i będziesz wiedział, o co chodzi. To objawia się w tych chwilach, gdy umysł zasypia a Ty czujesz, że niczego nie chcesz, niczego nie potrzebujesz, do niczego nie dążysz i przed niczym nie uciekasz. Pojawia się spontaniczne zaufania, radość, akceptacja.

Pracuj nad swoim umysłem, byś nie umarł śpiąc.

Byś choć raz doświadczył doskonałości Wszechświata. Rozumiał, że wszystko jest na swoim miejscu - takie, jak ma być. Że ludzie robią się w chuja i tak ma być. Że się oszukują - i tak ma być póki tak jest. Ważne, byś Ty nie robił się w chuja i nie oszukiwał się. Byś umiał szczerze powiedzieć sobie, co jest dla Ciebie prawdą.

Weź oddech, zamknij oczy i podróżuj swoim świadomym batyskafem po oceanie własnych myśli. I choćby był sztorm, choćby ocean był zatruty gównianym wyciekiem z Fukushimy - badaj, badaj, badaj. Uświadamiaj sobie prawdę. W końcu się na nią natkniesz. A ona Cię uwolni od nieprawdziwych, krzywdzących schematów.

Czego Tobie i sobie życzę z okazji moich urodzin.

piątek, 15 kwietnia 2011

Ukryte mechanizmy w związkach gejowskich: nauczyciel i uczeń

Dochodzimy do kolejnego ukrytego mechanizmu: nauczyciel i uczeń.

Wchodzisz na czyiś profil i widzisz mądre cytaty, nauki o tym, jak być powinno i o tym, co jest źle. Gość pisze, jakby zjadł wszystkie rozumy świata na śniadanie. On wie lepiej - to podstawowa historia umysłowa kogoś, kto wciela się w nauczyciela.

Chcesz poderwać nauczyciela? Chcesz załapać z nim doskonały kontakt? Uznaj jego historię za prawdziwą. Powiedz: "Tak, Ty wiesz lepiej! Nauczaj mnie". Innymi słowy - bądź jego uczniem.

Podobnie, jak ega w mechanizmie rodzic - dziecko, podobnie tutaj: oba się uzupełniają i jedno nie istnieje bez drugiego. Czy widziałeś kiedyś nauczyciela bez uczniów? Albo ucznia bez nauczyciela?

Są też typowi uczniowie, którzy grają głupków, twierdzą, że na niczym się nie znają i bez najmniejszego oporu intelektualnego przyjmują to, że jesteś od nich mądrzejszy, bardziej wygadany, elokwentny etc. Czyli uznają Cię za nauczyciela.

Inną, nieco bardziej hardcorową formą tego ukrytego mechanizmu jest mechanizm guru - wyznawca. Guru zawsze wie wszystko lepiej, nigdy się nie myli. Wyznawca z kolei podąża za naukami guru i bezdyskusyjnie za prawdę przyjmuje to, co guru rzecze.

Mechanizm nauczyciel - uczeń czasem przebija się w relacjach m-m i nie tylko. Nauczyciel mówi swoim charakterystycznym, dydaktycznym tonem, opieprza, wykłada, robi lekcje, kontroluje postępy w nauce. Uczeń z kolei podlizuje się, by dostać wyższą ocenę. Obserwuj - ten typ mechanizmu przewija się często w relacjach międzyludzkich.

Następny mechanizm: gwiazda - fan

środa, 9 marca 2011

Strategie niewolniczego przywiązywania Go do siebie

Jeb, udało się, cudo. Oto i On. Leży obok Ciebie, czeka na Twoje pocałunki - piękny, ciepły, kochany, niewinnie chłopięco męski. Pół życia zżerał Cię strach, czy znajdziesz Tego Jedynego. A gdy Go masz - zaczyna Cię zżerać inny strach...

... że On mógłby odejść.

Że przecież nie wyobrażasz sobie życia bez niego, że Twoja linia czasu spleciona jest z jego słowami, zamiarami, planami, że rozdzielenie tych reprezentacji byłoby dla Ciebie koszmarem, przedarciem serca na pół. Więc zaczyna się cicha batalia o jego względy. W końcu trzeba coś zrobić, aby on nie odszedł. Szukasz recept, szukasz sposobów, aby uwarunkować jego umysł, aby go przywiązać do siebie. I odkrywasz, że są. Że nasze mózgi, choć rozwinięte najbardziej ze wszystkich, wciąż podlegają pewnym prawidłowościom.

Jak stworzyć tak silny związek, aby nie rozpadł się nawet w obliczy zdrad, kłamstw, oszustw i wszelkich możliwych nikczemności?

Oto przepisy proste i arcy-skuteczne. Ich odkrycie zajęło mi sporo czasu i wysiłku. A dziś podzielę się nimi z Tobą.

1. Stwórz dobrą matrycę otwarcia dla związku. Matryca otwarcia jest jak tytuł książki - przez jej pryzmat będziesz, chcąc, nie chcąc, filtrował treść całej publikacji. To tytuł zdeterminuje to, czego oczekujesz od książki, jakie informacje będziesz filtrował, jakie weźmiesz a jakie odrzucisz. Podobnie jest ze związkiem. Super-silne związki mają super-silne matryce otwarcia. Jakie? Oto pojawiają się historie o przeznaczeniu, które połączyło ich w odpowiednim momencie. Oto los, Bóg, wszechświat i wszelkie siły przyrody dążyły do tego, aby ONI się ze sobą spotkali. Ta magia otwiera cały rozdział. Bez niej związek nie byłby niczym specjalnym. Musisz wierzyć, że to Przeznaczenie.

2. Twórz silne asocjacje w okresie kokainowym. Och, te pierwsze miesiące są takie oszałamiające. On jest piękny, cudowny, kochany. Razem przeżywacie tyle wspaniałych chwil, uniesień, razem się śmiejecie i razem płaczecie. Twoim zadaniem jest tworzyć jak najwięcej pamiątek. Z głupiego wyjścia na zakupy masz robić przygodę życia, podczas której kupujesz porcelanowego aniołka z Chin za 4 złote, który ląduje na półce nad łóżkiem, aby po latach przypomnieć Wam o tym, jak to kiedyś było i ileż w tym neurochemicznej, uzależniającej magii się ćpało. Rób laurki, rób zdjęcia, kręć filmy, słuchaj piosenek. I PRZECHOWUJ to jak relikwie - w specjalnych szkatułach, w szafkach na specjalnych półkach.

3. Miej odpowiednią metaforę związku. Bez tego, ani rusz. Jeśli związek jest dla Ciebie jak wyjście na dyskotekę, jak przebłysk słońca w pochmurny dzień, jak niestrawność - to potrwa to chwilę i powiecie sobie na razie. Jeśli jednak każdy dzień jest jak cegła, której wspólnie używacie do budowania swojego związku-pałacu - to po X dniach, X miesiącach i X latach musisz zburzyć to jeśli chciałbyś nawet odejść - musisz zburzyć to wszystko, co wspólnie zbudowałeś. I będzie żal. X lat przepadnie, prawda? Czy to prawda? Na pewno? Niekoniecznie. Ale to nieważne. Ważna jest uzależniająca metafora, która połączy Wasze umysły. Dlatego też bierz kalendarz i licz, ile razem dni już jesteście. I podkreślaj, że każdy kolejny dzień Waszego związku to kolejna cegła - jakbyście dodawali coś nowego do tego, co już jest. Jak odejdziesz - wszystko, co budowałeś, rozsypie się, jak domek z kart. Bez tej metafory On mógłby potraktować Cię, jak epizod, jak nowe doświadczenie... i odejść!

4. Twórz otoczenie socjalne. To jest mocna rzecz! Miejcie razem jak najwięcej znajomych. Powiedz rodzinie. Integruj się. Spotykajcie się razem, wychodźcie razem, wyjeżdżajcie razem, jednocześnie ciągle deklarując publicznie, jak bardzo się kochacie i że będziecie ze sobą na wieki. Wymagaj od niego tych deklaracji przy innych - koniecznie! Niech zobowiązuje się jak diabli. A umysł, jako że jest tworem społecznym, ma gratis zainstalowaną chęć bycia konsekwentnym. A wszyscy dookoła przecież wiedzą, że lepiej, jeśli będziecie razem, to będzie lepiej, niż jeśli się rozejdziecie. I w razie przypału będą nalegać, będą miedzy Wami negocjować, będą Was nakłaniać, byście się pogodzili. Ekstra!

5. Zamieszkajcie razem. Uzależnijcie się od siebie nawzajem np. prowadząc wspólne finanse, opłacając rachunki. Musicie mieć świadomość, że jeden bez drugiego nie da sobie rady. Jeden musi wbijać gwoździe, drugi gotować. Jedne będzie naprawiał auto, drugi - pomagał pisać CV. Musicie się uzupełniać kompetencjami, abyście budowali wzajemnie przeświadczenie, że sami nie dacie sobie rady w życiu, że potrzebujecie drugiej osoby. Oczywiście łatwiej to wykonać, jeśli razem zamieszkacie. Stąd ta rada.

6. Wystawiajcie się śmiało na próby. Kasować profil na fellow? Co za głupota! Chodzi o to, by wystawiać się na próby, kryzysy, na ciągłe porażki. Najpierw małe, by się upewnić, że to tylko chwilowa niedogodność. Wystarczy kilka małych kryzysów, by otworzyć sobie ścieżkę do tych poważniejszych. Każdy jeden kryzys, który wspólnie przetrwacie, wzmocni Wasz związek. Oto On Cię okłamał, ale Ty mu wybaczasz. Więc teraz sam go okłamiesz i sprawdzisz, czy On też jest taki wspaniałomyślny i wybaczy Tobie. Potem trzeba przejść powoli do hardcoru. Jeśli będziecie się zdradzać, okłamywać, ruchać na boku, wyzywać, grozić sobie a potem znów do siebie wracać - TO JEST TO! Już nic Was nie rozłączy. Choćby jeden z Was chlał na umór, ćpał, dawał dupy za bułkę z masłem - PRAWDZIWA MIŁOŚĆ PRZETRWA WSZYSTKO. Prawda?

7. Twórzcie wspólną linię czasu wybiegającą mocno w przyszłość. Wspólne plany, wspólne marzenia, wspólne przyszłe eteryczne wizje będą w kurwę boleć, jeśli któreś z Was będzie chciało odejść. Odejście będzie się wiązało z posypaniem się wspólnych cudownych planów i marzeń, przekreśli je boleśnie. Pojawi się ogromny ŻAL, że "odszedłem, jestem sam, a będąc z nim mógłbym nadal realizować swoje marzenia". I bam! Macie się nawzajem.

***

A na końcu, gdy już całkowicie zniewolicie wzajemnie swoje umysły, odkryjecie, że serce - jeśli w ogóle w tym całym uzależnieniu ma ono jeszcze cokolwiek do powiedzenia - jest bezwarunkowe. Umysły da się oszukać, umysły da się zwieść, umysły da się zniewolić, zatruć myślami. Ale nie serce. Ono tam wciąż jest i bije - wolne od trylionów asocjacji wciąż tęskni na tym, co kocha najbardziej - za wolnością.

Słuchając serca podjąłem decyzję, z którą mój uzależniony setkami historii umysł nigdy by się nie zgodził. I jeśli mam być szczery - to boli i sprawia, że cierpię. Że nie śpię po nocach, płaczę i tęsknię. Ale to tylko mój uzależniony umysł... Wiara w chore historie. A serce jest pełne radości.

czwartek, 17 lutego 2011

Jak pokochać siebie?

Z biegiem czasu i postępem rozwoju, staje się jasne, że Ktoś pokochać może Cię tylko wtedy, gdy Ty sam pokochasz siebie. Przepis wydaje się więc prosty - wystarczy pokochać siebie i już - faceci zaczną walić pod Twój adres tabunami.

Wiemy zatem, co robić. Pozostaje jednak pytanie: Jak to zrobić?

Brakowało technologii. Czy trzeba przytulać się do siebie? Czy może całować samego siebie, przeglądając się w lustrze? Hm... czy to coś zmieni?

Może tak, może nie. Tak czy inaczej - jest jeden, dobry sposób: przestać siebie nienawidzić/ nie lubić.


  • Czy masz jakieś kompleksy?
  • Czy uważasz, że coś z Tobą nie tak (pod jakimkolwiek względem)?
  • Czy jesteś na siebie za coś zły?
  • Czy wstydzisz się siebie?
  • Czy boisz się, że zrobisz np. coś głupiego lub złego?
  • Czy nie umiesz sobie wybaczyć jakichś błędów z przeszłości?
  • Czy czujesz do siebie obrzydzenie?
  • Itd.
Jeśli na któreś z powyższych pytań odpowiedziałeś "tak" - wytwarzasz względem samego siebie jakąś negatywną emocję. Masz jakieś kiepskie przekonania na swój temat. Nie lubisz samego siebie, a to blokuje Twoją miłość do samego siebie, którą miałbyś automatycznie, gdyby nie to.

Gdy urodziłeś się i byłeś uroczym, radosnym bobaskiem, nie robiłeś sobie w głowie wyrzutów, nie śmiałeś się sam z siebie, nie wytykałeś sobie błędów z przeszłości, nie straszyłeś się okropnymi scenariuszami jutra, nie mówiłeś sobie, że masz jakieś wady... I wtedy właśnie byłeś jedną, spójną, radosną całością.

A potem nauczyłeś się wielu różnych przekonań, które zablokowały w Tobie przepływ miłości.

Jeśli złapałeś się na tym, że sam występujesz przeciwko sobie - spokojnie. Jeśli to robisz - to na chwilę obecną tak ma być. Byłoby głupie, gdybyś zauważył w sobie tę blokadę i jeszcze dodatkowo występował przeciwko niej, bo to w końcu Ty sam blokujesz się na miłość. A więc ponownie wystąpiłbyś przeciwko sobie.

Jeśli masz blokadę - okej. Teraz jeszcze masz, ale pojawia się w Tobie motywacja, by to zmienić. Nie usuniesz blokady. Blokada sama zniknie, kiedy zakwestionujesz przekonania, które ją podtrzymują.

Co to za przekonania?

Odkryj je w sobie, to proste. Bądź ze sobą szczery i napisz, co Ci leży na sercu. Nie bez powodu używamy tego predykatu - "leżeć na sercu". Rzeczy, które tam leżą, przeszkadzają w przepływie miłości. Bo miłość idzie z serca.

  • Czy uważasz, że nie jesteś wystarczająco dobry, by ktoś Cię pokochał?
  • Czy sądzisz, że nie zasługujesz na miłość?
  • Czy uważasz, że coś z Tobą nie tak?
Tak? No to masz historię do przerobienia za pomocą The Work (szukaj na Blogu, co to). Kwestionuj, kwestionuj i jeszcze raz kwestionuj - ciągle z ciekawością badaj prawdziwość i przydatność swoich myśli. Tak długo, aż poznasz prawdę a myśli będą dla Ciebie tylko narzędziem.

Każde podważone lipne przekonanie odblokowuje drzemiącą w Tobie miłość. Tę prawdziwą, bo nie mówię tutaj umysłowych imitacjach miłości, uzależnieniach od drugiej osoby czy walentynkowych, powierzchniowych formach okazywania iluzorycznych potrzeb. Mówię o Miłości przez duże "M" - która nie stawia warunków, która akceptuje i jest bezwarunkowa.

Podsumowując: przepis na miłość do siebie samego jest prosty - wystarczy zakwestionować negatywne przekonania o samym sobie, wyzbywając się kompleksów, uprzedzeń do samego siebie, pojęcia "wad" (i zalet - co za tym idzie). Gdy oduczysz się kiepskich przekonań - miłość przyjdzie sama.

I wtedy, zgodnie z moją widzą i pewnym doświadczeniem w tej materii, druga osoba przestanie Ci być potrzebna do szczęścia. Bo staniesz się szczęśliwy - tak po prostu. I przestaniesz gonić za kimś, bo odkryjesz, że tracisz wtedy siebie. Będziesz spójnie sobą, a to jest chyba najsilniejszym miłosnym magnesem - być idealnym partnerem dla samego siebie! Emanujesz miłością i każdy chce być w Twoim otoczeniu.

Korzystaj i baw się dobrze!

niedziela, 31 października 2010

Przegląd ruchaczy polskich - co się kryje za seksoholizmem

Szukam na seks. Chętnego pasywka. Najlepiej od razu. - takie oto komunikaty bombardują nasze oczy, gdy wchodzimy na gejowskie portale. Sprawdzałem osobiście - największy odzew masz zawsze, gdy dasz swoje nagie zdjęcie i napiszesz, że chcesz się ruchać. Nagle masz dziesiątki fanów!

O co chodzi? Co się za tym kryje?

Moja genetycznie uwarunkowana ciekawość świata nie pozwalała mi przejść obok tego obojętnie. Czyżby chodziło tylko i wyłącznie o hedonistyczne zaspokojenie siebie? O atawistyczne popędy seksualne, które wciąż na nowo eksplodują pomimo wszechobecnej socjalizacji?

Również.

Ale nie tylko. Kryją się za tym najróżniejsze historie.

Przyczyny?

Prawdopodobną przyczyną seksoholizmu jest instalowany społecznie wstyd przed poruszaniem tematu seksu, robienie wokół seksu tematu tabu. Szczególnie wokół seksu gejowskiego. Sprawia to, że wielu gejów swoją seksualność spycha na dalszy plan, próbuje schować w mentalnej piwnicy, związać ją kaftanem bezpieczeństwa. Na co dzień są miłymi, sympatycznymi ludźmi, całkowicie społecznie poprawnymi. I za nic w świecie nie podejrzewałbyś, że ten socjalny wzór ma w sobie ukrytego seksualnego demona, który dojrzewa w ciemności. Niezaspokojone żądze, ciekawość i mnóstwo innych historii narasta w tle i z biegiem czasu daje o sobie znać. I wychodzi przez skórę. Na delegacjach, na sex czatach, na fellow i gayromeo.

Zastanawiające, że tylko ludzie są zdolni do seksoholizmu, że tylko ludzie miewają seksualne zboczenia, fetysze itd. Zwierzęta nie. Dlaczego? Bo z seksu nie robią społecznego tabu, nie okrywają seksu wstydem i nie wypierają się go. Pomyśl, to ma sens.

Jakie funkcje pełni seksoholizm? Czym ekscytują się seksualne ega?

1. Budowanie "szczęścia" - seksoholicy definiują szczęście jako przyjemność. W rzeczywistości szczęście nie jest przyjemnością, bo gdyby tak było, narkomani byliby najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Szczęście jest pojęciem związanym z koherencją serca i czystym umysłem, a nie wiecznym nakręcaniem sobie napięcia (seksualnego też) i szukania sposobów, aby je rozładować.

2. Tworzenie swojej atrakcyjności. Im więcej partnerów przerucham, im więcej kutasów miałem w sobie, im większe były, im częściej i obficiej się spuszczały, tym jestem atrakcyjniejszym facetem - czy to prawda? Na tej historii bazuje cała idea gejowskiej atrakcyjności. Jak w grach RPG - im wyższy "poziom" zdobędziesz, tym większy budzisz respekt. Podważenie tych historii wiąże się z opuszczeniem konceptu atrakcyjności i uniezależnieniem go od ilości przeruchanych facetów.

3. Poszukiwanie czułości. Tak, moi Drodzy, wielu gejów myli seks z czułością - tak, jak ludzie z zaburzeniem odżywiania mylą stres z głodem. Wielu z "ruchaczy" poszukuje przytulenia, czułości, poczucia bliskości, co stanowi poważny problem niemal narkotyczny. Ponieważ uznali, że "zbudowanie czegoś trwałego jest niemożliwe", zaspokajają się na seks randkach. To przykre, bo uzależniające, to nałogowe. No i ryzykowne. To tak, jak zapicie mordy, gdy ma się problem emocjonalny. Działa na chwilę. Po momentu zapalenia papierosa i przewrócenia się na bok. Potem wszystko wraca. Wraca poczucie samotności, poczucie bycia bezwartościowym człowiekiem. To z tym trzeba pracować.

4. Ekscytacja z powodu łamania tabu. Sprawdzanie, kto jest odważniejszy. Gejowski seks jest tak cholernie potępiany społecznie, tak niedopuszczalny, zabroniony, niemile widziany, że uprawianie go budzi u gejów dodatkową ekscytację - że robią coś, co jest zakazane, niedozwolone, niedostępne. W psychologii społecznej zowie się to reaktancją. Lub przekorą.

5. Wiele, wiele innych - jak chociażby cała ideologia dorobiona do "pasywów" czy "aktywów", historie, które za nimi idą (uległość i dominacja), to, co umysł dokleja do konceptów ruchania i bycia ruchanym. Historie na temat SM, upokarzania, poniżania, wąchania białych skarpetek, spijania nasienia itd.

Tego jest mniej więcej tyle, ile kategorii filmów na portalach porno. Gdyby podważyć prawdziwość wszystkich historii, które się za tym kryją, nagle seks byłby niczym więcej, niż wkładaniem chuja w dziurę, czyli tym, czym był pierwotnie - bez dorabiania do tego tożsamości, ideologii, doklejania dodatkowych znaczeń. Byłby sam fakt wzwodu, ejakulacji i chrapania na dobranoc. I nic poza tym.

A wtedy widzielibyśmy w sobie kogoś więcej, niż tylko istoty seksualne, chodzące dupy i penisy, które tylko czekają na to, by coś z nimi zrobić.

wtorek, 12 października 2010

Anihilacja myśli - kolejna genialna technologia zmiany

Drodzy Panowie, Drogie Panie. W dzisiejszym poście chciałbym Wam przedstawić kolejną, jakże genialną i skuteczną technologię zmiany i poszerzania świadomości. Technologię, która wyrosła na gruncie Pracy i która pozwala drążyć naszą nieświadomość jeszcze głębiej i jeszcze dokładniej ją badać.

Technologia zwana anihilacją myśli.

Anihilacja w fizyce to proces, w którym cząstka i antycząstka spotykają się, wzajemnie znoszą i zmieniają w energię promienistą. Podobnie jest z myślami. Gdy teza konfrontuje się z antytezą i znajdujesz dowody na potwierdzenie obu - wzajemnie się znoszą a dana kategoria logiczna, którą tworzą, znika. Anihiluje się. I zmienia w światło. Stąd umysł staje się jaśniejszy.

Procedura jest prosta i logiczna, będziesz zachwycony prostotą tej metody i efektami, jakie przynosi.

1. Weź na tapetę jakąś osobę, najlepiej swojego największego wroga - kogoś, kto Cię nie znosi, nienawidzi, życzy Ci wszystkiego najgorszego. Jeśli nie masz kogoś takiego, znajdź kogoś, kto Cię po prostu nie lubi z jakiegoś powodu, jest na Ciebie obrażony, sfoszony, nie odzywa się. Albo się Tobą brzydzi, unika Cię, uważa Cię za idiotę itd. Cokolwiek.

2. Wejdź w wyobraźni w jego pozycję, jego rolę, jego punkt patrzenia. Spójrz na siebie. Kogo widzisz? Oceń samego siebie. Jaki jesteś? Bądź bezpośredni, szczery i nie próbuj tego cenzurować. Spisz wszystko, co przyjdzie Ci do głowy. Szczególnie te rzeczy, które będą budzić w Tobie największe emocje.

3. Masz już piękną listę "obelg" pod swoim adresem. Teraz czas zacząć je anihilować. Napisz pierwszą z nich, niech to będzie np. "[X] jest nieudacznikiem" (gdzie X to Ty). Znajdź teraz minimum 3 przekonujące Cię dowody, że tak jest. To mają być dowody, które pochodzą z Twojego doświadczenia i które Cię przekonują o tym, że faktycznie tak jest. Po zakończeniu tego dochodzenia masz być serio przekonany, że prawdą jest, że jesteś np. nieudacznikiem lub inną "etykietką".

4. Teraz odwróć myśl o 180 stopni. "X jest nieudacznikiem" -> "X jest człowiekiem sukcesu" albo coś takiego. I znajdź teraz min. 3 dowody, że to odwrócenie faktycznie jest prawdziwe. Gdy zakończysz ten etap, masz być niemal pewien na 100%, że odwrócenie, jakie utworzyłeś, jest dla Ciebie prawdziwe.

5. Anihilacja. Kim jesteś? Czy jesteś nieudacznikiem? Czy człowiekiem sukcesu? Jednym i drugim, bo udowodniłeś sobie obie tezy. Połącz je w jedno. Połóż swój obraz nieudacznika na jednej ręce, na drugiej - obraz człowieka sukcesu. Sprasuj je. Scal w jedność.

Oto prawdziwszy Ty!

Pogratuluj sobie i działaj z kolejną myślą. Aż anihilujesz wszystkie kategorie i zyskasz najbardziej realistyczny obraz siebie, jaki możesz mieć na daną chwilę.

niedziela, 3 października 2010

Kocham ludzi, bo na to zasługuję

Tak, to prawda. Prawda może jeszcze nie dla Ciebie, ale na pewno dla mnie. Czułem się źle, ilekroć źle pomyślałem o kimś. W miarę, jak moja Praca trwa, zaczynam to widzieć coraz wyraźniej. Myślenie źle o innych ludziach nie jest korzystne. A wchodząc głębiej okazuje się, że źle myślimy tylko i wyłącznie nie o ludziach, ale o konceptach. O konceptach pt. "moherowy beret", "fanatyczny katol" lub "obłudnik", "paranoik". Te koncepty nie są osobowe, nie mają imienia i nazwiska. Te koncepty są tylko w umyśle. Są zawsze częścią tego, kto je dostrzega. Bo nie można dostrzec kłamcy, jeśli się nie ma wyobrażenia kłamcy. Czy to wyobrażenie jest prawdziwe? Czy jakiekolwiek jest?

Wczoraj zapukała w moje drzwi pewna starsza pani. Powiedziała, że przyszła w sprawie ... katastrofy Smoleńskiej. Że zbiera podpisy pod petycją o to, aby wszcząć nowe, międzynarodowe dochodzenie w sprawie przyczyn rozbicia prezydenckiego samolotu. Przez głowę przeszły mi myśli, że jest paranoiczką. Że nie ufa państwu, które nawet nie zdążyło skończyć swojego śledztwa, a ona już by chciała nowe. Że pewnie jest jedną z tych fanatycznych moher-bab spod krzyża, że ble ble ble. W żadną z tych opowieści nie mogłem uwierzyć. I pokochałem tę panią od progu. Z całkowitą życzliwością i absolutną serdecznością, tak szczerą i autentyczną, że aż sam się sobie zdziwiłem, odmówiłem jej i życzyłem powodzenia. Niech śni własnym snem. Ma do tego prawo.

Nie musisz się wysilać, aby kochać ludzi. To przyjdzie samo w miarę praktykowania Pracy. W miarę, jak negatywne historie dot. ludzi zaczną się powoli rozpuszczać, Twoje serce samo wskaże Ci kierunek. I tak banalna sprawa, jak życzliwość, stanie się Twoim udziałem.

To niekorzystne i nieprawdziwe myśli przeszkadzają nam kochać.

Pracuj nad sobą, bo nie zasługujesz na to, by kogoś nienawidzić. Nie zasługujesz na to, by zazdrościć, by się stresować, by się smucić. Jesteś warty najwspanialszych uczuć. Ale nie wierz mi na słowo. Doświadcz tego za pomocą Pracy. Za pomocą bycia szczerym z samym sobą.

KPH chce odejścia pani Radziszewskiej. Mówią "Radziszewska musi odejść" i walą w bębny na ulicy. KPH chce tolerancji. Ale czyjejś. Bo na swoją własną ich nie stać. Zaczniesz to rozumieć, jak zaczniesz to rozumieć. Nie wcześniej.

Umysł dojrzewa w ciszy. Przestałem słuchać Lady Gagi, zacząłem słuchać siebie. I gdzieś w ciszy zaczynam słyszeć Mądrość przez duże "M". Ona pozwala mi wyjść poza utarte schematy i dostrzegać prawdę. Prawdę, która brzmi nie inaczej, jak "jest to, co jest". Rozejrzyj się dookoła, zobacz swoje ręce, komputer, przed którym siedzisz, pokój, w którym jesteś. To jedyna prawda. Reszta jest opowieścią Twojego umysłu. Nie będziesz mógł tego nie kochać, jeśli zwątpisz w swój umysł. Bo tylko tak możesz uwierzyć znów w swoje serce.

środa, 29 września 2010

Odkochiwanie się za pomocą Pracy

Świetny case study, jak z problemem zakochania pan X radzi sobie za pomocą Pracy. Jeśli również Ty masz problem z odkochaniem się - wczuj się w ten dialog, być może jego Praca będzie również Twoją.

X: Mam problem. Wielki problem.
DreamWalker: Na czym on polega?
X: Zakochałem się. Nieszczęśliwie. Rok temu. To wciąż trwa.
D: Usiądź proszę. Znasz formularz oceny bliźniego?
X: Nie, co to?
D: W pierwszym punkcie piszesz, jak się czujesz i z czyjego powodu. Potem uzasadniasz to.
X: Okej.
D: W drugim piszesz, co chciałbyś od tej osoby, gdybyś mógł dostać wszystko, o czym marzysz.
X: Brzmi dobrze, co dalej?
D: W trzecim punkcie piszesz, co wg Ciebie ta osoba powinna lub nie powinna robić, myśleć, czuć. W czwartym z kolei piszesz, czego potrzebujesz od tej osoby i dlaczego. W piątym - oceniasz całą tą osobę. W szóstym, ostatnim, wypisujesz to, czego już nigdy więcej nie chcesz doświadczyć od tej osoby. Rozumiesz?
X: Tak, rozumiem.
D: To do dzieła.

***

D: I co napisałeś w pierwszym punkcie?
X: Czuję się źle z powodu Gustawa, ponieważ zakochałem się w nim ponad rok temu, a on mnie wciąż nie chce. Ignoruje mnie. Olewa. Zbywa. Jest dla mnie niemiły, nieczuły. Nie chce się nawet ze mną spotkać. To okropne uczucie.
D: Znakomicie. Teraz będę Ci zadawał pytania Pracy odnośnie każdej z myśli, a Ty będziesz na te pytania odpowiadał tak, jak Ci serce dyktuje. Bądź szczery i autentyczny, nie ma złych odpowiedzi, każda jest dobra jeśli jest zgodna z tym, co czujesz. Rozumiemy się?
X: Tak, chyba tak.
D: Czy chcesz serio poznać prawdę o tym, co się z Tobą dzieje?
X: Tak, bardzo.
D: Więc czy to prawda, że czujesz się źle z powodu Gustawa?
X: [myśli długo] Tak, myślę, że tak.
D: Czy możesz być pewien na 100%, że to z jego powodu czujesz się źle?
X: Nie. W sumie to ja tutaj też ogrywam pewną rolę w tym wszystkim.
D: Dobrze, że zaczynasz to dostrzegać powoli. Jak reagujesz na tę myśl, że z jego powodu czujesz się źle?
X: Obwiniam go w myślach, chcę go zmienić, ale nie wiem jak. Czuję się bezsilny. To beznadziejne uczucie.
D: Tak, to prawda. Za każdym razem, kiedy wierzymy w myśl, że to ktoś jest odpowiedzialny za nasz stan emocjonalny, musimy cierpieć. Bo staramy się wtedy zmieniać kogoś, a nie siebie. To zawsze skazane jest na porażkę. Możemy pracować tylko nad sobą.
X: To prawda.
D: Kim byś był, gdybyś nie mógł uwierzyć w tę myśl, że to przez Gustawa czujesz się źle?
X: Mógłbym winić tylko siebie. Byłbym kimś, kto zauważa, że sam powoduje w sobie w jakiś sposób złe samopoczucie.
D: Znakomicie! Teraz będziemy odwracać pierwotną myśl i sprawdzać, na ile te odwrócenia są prawdziwe. Jesteś gotów?
X: Tak.
D: Myśl brzmi "Przez Gustawa czuję się źle". Odwróć to na przykład zaprzeczając.
X: Hmmm... Nie przez Gustawa czuję się źle.
D: Jak możesz rozumieć tę myśl?
X: Nie wiem do końca... [myśli długo] Sądzę, że sam mogę robić sobie złe samopoczucie. Nie wiem tylko, jak.
D: Dokładnie. Może to nie Gustaw jest przyczyną Twojego złego samopoczucia. Odwróć tę myśl tak, by zamiast jego imienia był zwrot "moje myślenie".
X: Przez moje myślenie czuję się źle.
D: Tak Słonko, to prawda. Myślisz o nim i o sobie w taki sposób, że naprawdę trudno być szczęśliwym, kiedy się w to wierzy. Zaraz zresztą sam to zobaczysz.
X: Nie mogę się doczekać [śmieje się].
D: Co napisałeś w drugim podpunkcie formularza?
X: Chciałbym, aby mnie pokochał tak, jak ja jego. Chciałbym, aby mu na mnie zależało, aby okazywał mi zainteresowanie.
D: Wspaniale. Czy to wszystko jest prawdą?
X: Tak. Jestem tego pewien.
D: Na 100%?
X: Tak.
D: Czy możesz być pewien na 100%, że byłbyś szczęśliwszy, gdyby rzeczywistość z Tobą współpracowała?
X: Hm... Tak naprawdę nie mogę tego wiedzieć.
D: To prawda. Jak reagujesz, gdy pojawia się myśl, że chciałbyś, aby Cię pokochał, podczas gdy rzeczywistość jest taka, że on Cię nie kocha?
X: To potworne uczucie, okropne. Pojawia się pożądanie, pojawia się... chcenie. Ogromne pożądanie, które mnie od środka obezwładnia.
D: Tak jest zawsze, gdy chcemy czegoś, czego nie mamy. Czy ta myśl jest zatem korzystna dla Twojego życia?
X: Nie.
D: Kim byś był, gdybyś nie mógł uwierzyć, że chciałbyś, aby on Cię kochał?
X: Wooow [myśli przez moment]. To byłoby coś. Czułbym się wolny, czułbym, że to wszystko jedno, czy on mnie kocha, czy nie.
D: Tak, to prawda. Zatem jeśli wierzysz w myśl, że chciałbyś, aby on Cię kochał, czujesz się źle. A gdy w nią nie wierzysz, czujesz się dobrze. Czy dobrze to zrozumiałem?
X: Tak. Tak jest.
D: Odwróćmy zatem tę myśl. Zaprzecz jej.
X: Nie chciałbym, aby on mnie kochał. Albo... chciałbym, aby on mnie nie kochał.
D: Dobrze, jak rozumiesz tę myśl.
X: Trudno ją pojąć.
D: Daj sobie czas, niech się rozgości w Twoim umyśle. Chciałbym, aby on mnie nie kochał. - czy to może być prawda? Znajdź jakieś dowody, które to potwierdzą.
X: No... taka jest rzeczywistość. On mnie nie kocha.
D: I to jest dobry powód!
X: Jak to?
D: Jeśli chcesz tego, co dzieje się w rzeczywistości - nie możesz cierpieć. To proste, gdy tego doświadczysz.
X: To prawda.
D: Odwróć tę myśl inaczej, np. odnosząc do siebie.
X: Ja chciałbym siebie pokochać.
D: Doskonale. Nie kochasz siebie, gdy wierzysz w tak krzywdzące myśli. Chciałbyś siebie pokochać bez względu na to, czy Gustaw jest obok Ciebie, czy nie. I przestać to uzależniać od kogokolwiek poza samym sobą.
X: Tak, to ma sens.
D: Odwróć to inaczej jeszcze, odnosząc tę myśl do swojego myślenia.
X: Chciałbym, aby moje myślenie mnie kochało.
D: Świetnie. Rozumiesz, w jaki sposób to odwrócenie jest dla Ciebie korzystne?
X: Tak. Moje myślenie jest wrogie, jeśli wierzę w myśli, że chciałbym czegoś, czego nie ma.
D: Dokładnie. Co napisałeś w punkcie trzecim formularza?
X: Gustaw powinien zrewidować swoje poglądy na związek. - to brzmi śmiesznie [śmieje się]. Przecież to jasne, że ja powinienem.
D: Tak Słonko. Powiedz mi - czy to prawda, że on powinien zrewidować swoje poglądy na związek?
X: Myślę, że tak.
D: A rewiduje?
X: Nie.
D: To czy faktycznie powinien?
X: Tak.
D: Halo, puk puk. Tu rzeczywistość. W rzeczywistości on rewiduje swoje poglądy na związek?
X: Nie.
D: Więc sądzisz, że powinien, skoro tego nie robi?
X: Racja... zaczynam kumać. Ja powinienem to zrobić.
D: Dlaczego?
X: Hm.... bo są negatywne?
D: Bo właśnie to robisz!
X: [śmieje się]. No tak!
D: Witam w rzeczywistości. Tu jest milej, niż w Twoich myślach. Idźmy dalej. Co napisałeś w punkcie czwartym formularza?
X: Potrzebuję, aby Gustaw mnie pokochał, aby się mną interesował, aby chciał ze mną być.
D: Ładnie. Czy to prawda, że tego potrzebujesz?
X: Tak.
D: Możesz być tego pewien na 100%, że tego potrzebujesz?
X: Hm... chyba nie.
D: Jak jest w rzeczywistości? Gustaw Cię kocha? Interesuje się Tobą? Chce być z Tobą?
X: Nie, niestety nie.
D: Więc czy to prawda, że tego faktycznie potrzebujesz?
X: Tak.
D: Raz jeszcze, bo nie dociera [śmieje się]. Czy Gustaw Cię kocha? Czy się Tobą interesuje? Jakie są fakty?
X: Nie kocha mnie, nie interesuje się mną w ogóle. Nie chce nawet słyszeć o tym, że moglibyśmy być razem.
D: Więc naprawdę tego potrzebujesz? Zobacz, rozejrzyj się. Żyjesz. Rozmawiasz ze mną. Może nie czujesz się rewelacyjnie jeszcze w tej chwili, ale istniejesz, oddychasz, patrzysz, słuchasz. Czy on jest do czegokolwiek tutaj potrzebny?
X: Hm... no tak to nie. Ale potrzebuję go, aby czuć się dobrze.
D: Czy to prawda Słonko?
X: Nie, teraz mnie olśniło, że to ode mnie zależy. Mógłbym czuć się dobrze bez niego.
D: Wejdźmy głębiej w tę historię, bo tutaj jest pies pogrzebany. Kim byś był, gdyby Gustaw Cię kochał, interesował się Tobą, chciał z Tobą być?
X: [zastanawia się dłuższą chwilę] Byłbym bardzo, bardzo szczęśliwy.
D: Jak postrzegałbyś samego siebie w takiej sytuacji?
X: Jako kogoś bardzo zadowolonego... atrakcyjnego, kochanego, wartego miłości.
D: A jak nie ma przy Tobie Gustawa - to jak siebie postrzegasz?
X: Jako ofiarę losu błagającą o miłość. To okropne. Widzę siebie jako osobą niewartą miłości, niekochaną, samotną, nieszczęśliwą.
D: I to jest problem - uzależniłeś to, jaki obraz siebie tworzysz, od kogoś innego, niż Ty sam. Rozumiesz?
X: Tak.
D: Jakby to było, gdybyś mógł postrzegać samego siebie jako osobę wartą miłości, kochaną, superatrakcyjną i cudowną cały czas - bez względu na to, czy jest przy Tobie Gustaw, czy go nie ma?
X: To byłoby cudowne uczucie! Niesamowite! To może być aż tak proste?
D: To jest aż tak proste. Właśnie tego doświadczasz. Myślałeś, że jeśli znajdziesz atrakcyjnego partnera, to dopiero wtedy będziesz mógł postrzegać siebie, jako kogoś atrakcyjnego. Podobnie z miłością. Wydawało Ci się, że to ktoś musi Cię pokochać, abyś zobaczył, że jesteś warty miłości. To wszystko nieprawda. Możesz absolutnie śmiało być pewien, że jesteś warty miłości, czułości i wszystkiego, co najlepsze nawet wtedy, gdy nikt na świecie by Cię nie kochał. Dlaczego? Bo myśląc o sobie w dobry sposób - sam sobie okazujesz miłość. Sam siebie doceniasz jako atrakcyjnego partnera. To prawda, że potrzebujesz kochającego oraz interesującego Cię partnera - Ty nim jesteś. Myśląc o Gustawie, okazując mu w myślach swoją miłość i zainteresowanie - przestajesz okazywać ją sobie. Przestajesz interesować się sobą. Jeśli Ty tak o niego dbasz - to kto dba o Ciebie?
X: Kurwa, racja. To wszystko prawda.
D: Prawda jest zawsze dobra, życzliwa. Zawsze wyzwalająca. Co napisałeś w punkcie piątym formularza?
X: Gustaw jest idealny, jest cudownie zbudowany, ma piękne ciało. Śliczną twarz.
D: Czy to prawda?
X: Tak. Jest niezwykle piękny.
D: Czy możesz być tego pewien na 100%?
X: Tak.
D: Czy masz na to jakiś dowód?
X: Ma piękne ramiona. Bardzo męskie.
D: Ma męskie ramiona, bo jest mężczyzną. Więc wg Ciebie to, że ma męskie ramiona świadczy o tym, że jest idealnie piękny?
X: Tak.
D: Czy to prawda, że to o tym świadczy? Czy możesz być tego pewien?
X: Hm... nie na 100%.
D: Jakie jeszcze masz "dowody", że on jest idealnie piękny?
X: Jak dla mnie to ma idealne ciało. Wspaniałe. Mógłbym je podziwiać godzinami. I ma ładnego penisa.
D: Może Ty kochasz jego ciało, a nie jego.
X: Może...
D: To, że ma ładnego penisa dowodzi, że jest idealny. Czy to prawda?
X: Hehe, to brzmi dziwnie... nie do końca.
D: Raz jeszcze zatem: Czy on jest idealny? Czy to prawda?
X: Nie bardzo.
D: Jak reagujesz na myśl, że on ma idealne ciało? Że jest idealnie zbudowany?
X: Chcę się z nim kochać, chcę go przytulać, całować.
D: A gdybyś tak nie myślał?
X: Hm... Zagiąłeś mnie. Serio. To bym nie chciał nic od niego.
D: Więc jak dajesz wiarę myśli, że on ma idealne ciało, to czujesz pożądanie. A ja nie wierzysz tej myśli - to nie czujesz. Tak?
X: Tak.
D: Fajnie byłoby czuć do niego pożądanie, gdyby on też czuł. Fakty są jednak inne. Sam wiesz.
X: Prawda.
D: Odwróć tę myśl.
X: On nie ma idealnego ciała.
D: Znajdź co najmniej 3 bardzo wiarygodne dla Ciebie dowody, że to prawda.
X: To nie jest łatwe.
D: Masz tyle czasu, ile potrzebujesz.
X: [po dłuuuuugiej chwili]. Ma lekki brzuszek. Oponkę.
D: Serio?
X: Tak.
D: Mówiłeś, że jest idealnie piękny [śmieje się]
X: Widać nie jest [też się śmieje].
D: Co jeszcze?
X: Zaczyna łysieć. Robią mu się zakola. To widać.
D: Co jeszcze?
X: Na niektórych zdjęciach wygląda jakby miał 50 lat.
D: Haha, faktycznie - ideał piękna [śmieją się razem]. Zatem raz jeszcze pytam: Czy to prawda, że on jest idealnie piękny?
X: Nie. Brakuje mu co nieco.
D: Świetnie. Teraz już nie czujesz takiego pożądania, jak na początku.
X: To prawda.
D: Odwróć myśl "On jest idealnie piękny" tak, by odnosiło się to do Twojego myślenia.
X: Moje myślenie jest idealnie piękne.
D: Doskonale! Twoje myślenie o nim było idealnie piękne, nie on sam! Witam w rzeczywistości po raz kolejny.
X: To niesamowite.
D: Wiem. To właśnie Praca. Odwróć tę myśl odnosząc ją do siebie.
X: Ja jestem idealnie piękny. To żart.
D: Skąd wiesz? Znajdź kilka dowodów na to, że jesteś idealnie piękny.
X: Nie ma szans.
D: To będzie Twoje lekarstwo. Pomyśl. Zestawiałeś się z nim i widziałeś siebie jako mniej atrakcyjnego. Czas się obudzić. On stracił nieco w Twoich oczach z powodu oponki i łysienia [śmieją się], czas, byś Ty trochę zyskał, abyś mógł poczuć, że jesteś z nim na równi pod względem atrakcyjności.
X: Okej, kumam. No więc.... [długie milczenie]. Wiele osób mówi mi, że mam ładne usta.
D: Okej, to jest dobre.
X: Podobają mi się moje oczy. I włosy, włosy też. Są gęste, mam je po tacie.
D: Super, co jeszcze?
X: Hm... to głupie... [czerwieni się]
D: Mów.
X: Mam ładnego penisa [śmieje się]
D: Może być. Sprawdzimy to potem [śmieje się].
X: Hehe, w ramach zapłaty za pomoc psychologiczną? [śmieje się również].
D: Słonko, pomagasz sam sobie. Ja tu tylko zadaję pytania. Co jeszcze świadczy o tym, że jesteś atrakcyjny?
X: Jestem szczupły. To mi się podoba. Dobrze się ubieram. Mam ładne palce u rąk, wiele osób mi to mówi.
D: Hola hola basta, bo zaraz się w sobie zakochasz [śmieje się].
X: Może o to chodzi?
D: Może o to chodzi. W końcu kto inny ma Ci dać miłość, jeśli nie Ty sam sobie. Jeśli Ty sam siebie pokochasz - cały świat za tym podąży. To wspaniałe.
X: Trudno się doczekać.
D: Jak teraz się miewa Twój obraz siebie? Zobacz siebie i jego. Jak to widzisz?
X: Widzę, że jesteśmy niemal tak samo atrakcyjni, jak i nieatrakcyjni. Bez względu na to, czy razem, czy osobno.
D: Nareszcie Twoje myślenie jest bliższe rzeczywistości. To naprawdę miłe uczucie.
X: Zgadza się.
D: Co napisałeś w punkcie szóstym formularza?
X: Nigdy więcej nie chcę doświadczyć jego obojętności, tego, jak mnie spławia i jak mnie ignoruje.
D: Zdania z szóstego punktu odwracamy w nieco inny sposób. Ty już wiesz, że tak naprawdę to nie chcesz doświadczyć obojętności swojego myślenia, nie chcesz doświadczyć tego, jak Twoje myślenie Cię spławia i ignoruje, co działo się zawsze, gdy zamiast zajmować się sobą w swoich myślach, zajmowałeś się nim. Natomiast te zdania z szóstego punktu odwracamy w sposób taki: "Bardzo chętnie raz jeszcze..." oraz "Nie mogę się doczekać, aż znów...". Zrób to.
X: Hm... Kumam. Bardzo chętnie raz jeszcze doświadczę jego obojętności, tego, jak mnie spławia i mnie ignoruje.
D: Dalej, drugie odwrócenie.
X: Nie mogę się doczekać, aż znów będzie wobec mnie obojętny, jak mnie spławi i będzie ignorował.
D: I co teraz?
X: To brzmi dziwnie. Serio.
D: Dlaczego mógłbyś wierzyć w te myśli?
X: Hm... nie wiem.
D: Pomyśl. Daj sobie czas.
X: Jest w nich jakaś taka... wolność.
D: Tak, zgadza się. W tych myślach, nawet jeśli brzmią dziwnie, jest odrobina wolności, której pragniesz. Mogą być prawdziwe, bo gdy znów doświadczysz jego obojętności, jego spławiania i ignorowania i poczujesz się z tym źle - znów wrócisz do Pracy. Bo będziesz wiedział, że jest coś do sprawdzenia. To wspaniałe, że dzięki niemu możesz uczyć się o sobie coraz więcej i więcej, wciąż stając się coraz bardziej świadomym i wolnym człowiekiem. Gratulacje. Witam w Pracy.

niedziela, 26 września 2010

Kim zajmujesz się w swoich myślach?

Analizując treść swoich myśli i jednocześnie rozwijając swoją wewnętrzną świadomość odkrywasz, że każda myśl może dotyczyć jednego z trzech interesów: Twojego, innych ludzi lub Boga.

Myśli dotyczące Ciebie - to jedyne myśli, w których masz odpowiedzialność. Możesz pracować tylko nad sobą i to jest fakt. Mając odpowiedzialność, możesz wpływać, odzyskujesz poczucie kontroli.

Myśli dotyczące innych osób - zawsze są projekcją. Nie możesz mieć w nich odpowiedzialności, bo za pomocą zaimków osobowych ją sobie odebrałeś. Myślisz "Mietek jest idiotą". Zawsze odwracasz te myśli, aby odzyskać odpowiedzialność, rozpoznać projekcję i mieć kontrolę: "Ja jestem idiotą" albo "Moje myślenie jest idiotyczne" - i znajdujesz dowody, że tak jest. Po co? Byś nabrał pokory przed Mietkiem i mógł się od niego uczyć. Bez pokory nie ma nauki.

Myśli wchodzące w interes Boga - nie musisz w niego wierzyć. Chodzi tutaj o te myśli, które dotyczą spraw, na które nie masz żadnego wpływu, np. "Pada deszcz" albo "Notowanie giełdy spadają na łeb na szyję." - nic nie poradzisz, bo to sprawa Boga/ Wszechświata, jaka jest pogoda i co dzieje się na giełdzie. To Twój sprzeciw wobec tego jest dla Ciebie bolesny, bo za tymi myślami - jeśli sprawiają, że cierpisz - kryje się niejawna "powinność": jest zła pogoda -> pogoda powinna być dobra. I to nad tą myślą pracujesz. I odkrywasz, że lepiej żyje się z myślą, że pogoda powinna być zła, jeśli jest zła. Finito. A odwracając takie myśli, możesz sformułować zdanie: "Moje myślenie powinno być dobre" - i już wiesz, nad czym pracować.

Odwracając myśli odkrywasz, że każda tak naprawdę dotyczy Ciebie. To magiczne, jak potrafimy rzutować własne szaleństwa na otoczenie. Jeśli moje myślenie jest szalone, to będę je rzutował na świat, będę je rzutował JAKO świat i będę widział szalony świat i szalonych ludzi myśląc, że to tam właśnie jest problem. To nie obraz jest zły, to projektor trzeba przeczyścić. Ale wiesz to tylko, jeśli wracasz do swojego interesu i odkrywasz to, odwracając swoje myśli. Rób to często, żyj odwróceniami - one pokażą Ci drogę.

środa, 15 września 2010

Pokaż mi swój profil, a powiem Ci, czego się boisz

Bać się nie wolno, bać się nie wypada, bo kto się boi, ten mięczak - prawda? Takie o to kolektywne przekonanie wbijane jest nam, facetom, do głowy w trakcie socjalizacji. Tworzy to wspaniały grunt do wyhodowania sobie na osobowości lękowej maski twardziela. Twardziela, który tak bardzo oszukał sam siebie, że jest twardy, że nie dopuszcza do głosu swoich lęków.

A szkoda. Bo zamiast je tłamsić, pokonywać czy przemagać, mógłby po prostu nad nimi pracować, np. wychodząc naprzeciw nim ze zrozumieniem.

Jeśli się boisz, to znaczy, że powinieneś. Wiemy to stąd, że się boisz. To proste. Nie uciekniesz przed swoim umysłem, nie zamordujesz części siebie, która się boi. Wyjdź jej naprzeciw, ale nie z alkoholem, tabletkami czy uzależnieniem od seksu, pracoholizmem lub narkotykami. Potraktuj te lękliwe myśli jak dzieci, które domagają się uwagi i które trzeba odpowiednio (czyt. łagodnie i ze zrozumieniem) wychować.

Nie trzeba być twardzielem, jeśli nie jest się najpierw mięczakiem - prawo dualizmu to mówi. I to właśnie u tych osób - "twardzieli" - pozujących na nieustraszonych pogromców, którzy zawsze się przełamują, budzące lęk myśli potrafią się przebierać na różne sposoby. Wchodzisz na profil takiego delikwenta i czytasz, że szuka on osób szczerych i bezpośrednich. Ładna idea, ale tylko z pozoru. Po pierwsze zakłada, że ludzie generalnie są zakłamani. A to nie ludzie są zakłamani, ale osąd, że są. Po drugie zakłada - wkurwię się, jak mnie ktoś okłamie lub nie będzie bezpośredni. Wkurwię się, bo tak naprawdę boję się, że mnie oszukasz, że coś przede mną utaisz i to obróci się przeciwko mnie - oto, co tam się kryje naprawdę. Jednak gość, który mianuje się "twardzielem" nigdy przenigdy nie zdejmie maski pod czyimś naporem i nie przyzna się do swoich obaw. Dlaczego? Bo się boi!

Cóż za mentalne zakleszczenie.

Co jeszcze można tam między wierszami wyczytać?

"Nie szukam do związku, potrzebuję swobody, lubię być singlem" - boję się komuś coś obiecać i nie dotrzymać słowa, boję się być konsekwentnym, bo jak coś obiecam i nie dotrzymam słowa, to mnie ukarzesz i będzie mnie boleć. Związki są więzieniem, są złotą klatką, a ja chcę być wolny, zapominając, że wolność to kwestia nie bycia lub niebycia w związku, ale kwestia świadomości.

"Warunek to duża pałka - od 20 cm wzwyż" - nie chcę uprawiać seksu z kimś, kto ma małą pałę, boję się, że seks będzie beznadziejny z kimś, kto ma mniejszą pałę. Boję się, że będę musiał udawać, że jest mi dobrze, unieszczęśliwiając się w ten sposób jednocześnie. Seks to tylko mechanistyczna zabawa, bez emocji, bliskości. To tylko sport, osiąganie kolejnych rekordów.

"Szukam kogoś, kto wie, czego chce" - bo kurwa sam nie wiem, czego chce. Boję się ludzi, którzy mogą nagle zmienić zdanie, np. wyjechać lub mnie olać. Chcę od razu wiedzieć, czy mnie chcesz, czy nie, bo inaczej nie czuję się spokojny, boję się.

"Szukam kogoś po przejściach" - j.w. - jeśli będziesz po przejściach, to lepiej będziesz wiedział, czego chcesz, więc jest mniejsza szansa, że mnie zostawisz, a tego boję się najbardziej. Szukam podobnego do siebie, bo też jestem po przejściach.

"Nie jestem zabawką" - boję się wykorzystania, że ktoś "zrobi" mi nadzieję, a ja mu uwierzę w jego słowa i potem rozczaruję, co będzie mnie boleć. Tego boję się najbardziej. Weź odpowiedzialność za moje uczucia, bo sam jej nie biorę, lecz oddaję Tobie - zupełnie naiwnie wierząc, że masz nad nimi kontrolę.

"Miłość nie istnieje / nie wierzę w miłość" - chciałbym bardzo nie wierzyć w miłość, żeby już nigdy więcej się nie rozczarować. Przyjdź proszę i udowodnij mi, że miłość wciąż istnieje! Ta prawdziwa! kłóć się ze mną, pokaż mi, że nie mam racji.

"Jestem chamem, gnojem, prostakiem" - nie chcę Cię rozczarować, dlatego uprzedzam. Boję się sytuacji, w których kogoś rozczarowuję.

"Ciotom i przegiętym dziękuję" - wstydzę się ciotowatości, którą ukrywam, której nienawidzę. Boję się, że ktoś o mnie pomyśli "ciota" albo "przegięty". Facet powinien zachowywać się jak facet, nawet gdy się tak nie zachowuje. Opinia innych ludzi jest dla mnie ważniejsza, niż to, byś był sobą.

I oto właśnie są projekcje własnych lęków. A w rzeczywistości wszystko jest okej. Problem nie leży "na zewnątrz" - w za małych fiutach, ludziach, którzy opowiadają bajki czy przegiętych ciotach. Błąd leży w sposobie myślenia. To tylko kwestia świadomości. A jedyną drogą poszerzania świadomości jest medytacja.

niedziela, 12 września 2010

Osoby, z którymi masz problem - Twoi najlepsi nauczyciele

Z faktu, że nasz umysł płata nam figle i wciąż wbija nas w matrix niekończących się projekcji, nie zdajemy sobie często sprawy. Wciąż wielu ludzi jest w stanie poświęcić życie, by dowieść prawdziwości swoich wyobrażeń na temat rzeczywistości. My jednak wybierzemy inną drogę - tym razem drogę zwaną prawdą.

Jeśli czytałeś mojego poprzedniego posta, zapoznałeś się już zapewne z rewolucyjnym i bardzo efektywnym systemem rozwoju zwanym Pracą (The Work) autorstwa Byron Katie. Dziś pokażę Ci bardzo wyśmienity i skuteczny sposób, jak wydobywać z siebie przekonania, nad którymi warto (oj bardzo!) posiedzieć.

Ludzie, którzy Cię otaczają - szczególnie ci, którzy Cię wkurwiają, dołują czy przerażają - to Twoi najlepsi nauczyciele. Dzięki metodzie, którą dziś poznasz, nauczysz się wykorzystywać w pełni nauki, które Ci oferują. To mądre, bo dzięki temu nie musisz zastanawiać się, co jest projekcją Twojego umysłu, a co nie. Po prostu wyjdzie to samo w trakcie Pracy.

Tą metodą jest tzw. Formularz Oceny Bliźniego - autorstwa (a jakże) samej Byron Katie.

Poniżej przedstawiam jego pytania. Pamiętaj, że dotyczą one drugiej osoby. W żadnym wypadku nie oceniaj w nim siebie. Odpowiadając na pytania, bądź szczery, małostkowy, chamski i bezpośredni. To nie miejsce na kulturę. Proszę, nie próbuj być uduchowiony czy subtelny. Pozwól sobie na to, aby napisać wprost to, co naprawdę myślisz na temat drugiej osoby. Paradoksalnie - analizując myśli dot. niej, odkryjesz swoje wnętrze.

1. Z czyjego powodu jesteś zły, smutny, załamany, przestraszony (ogólnie czujesz się źle)? Czego nie lubisz w tej osobie?
2. Co chciałbyś, aby zmieniło się w tej osobie? Co chcesz, aby zrobiła?
3. Jaka ta osoba powinna lub nie powinna być? Co powinna myśleć, czuć, kim być lub nie być? Jaką dałbyś jej radę?
4. Czego potrzebujesz od tej osoby? Co musiałaby zrobić, abyś był szczęśliwy?
5. Co myślisz o tej osobie? Zrób listę.
6. Czego nie chcesz ponownie doświadczyć od tej osoby? Opisz to.

Okej. Teraz przykład.

1. Nie lubię Gienka. Jestem przez niego bardzo, bardzo zły. Nie znoszę, kiedy się wymądrza, gdy mi przerywa i gdy głupio się śmieje, gdy próbuję coś powiedzieć.
2. Chciałbym, aby Gienek spoważniał. Chciałbym, aby w końcu zaczął mnie słuchać.
3. Gienek nie powinien być taki dziecinny. Powinien być bardziej poważny i serio traktować ludzi.
4. Potrzebuję, aby Gienek dał mi skończyć to, co mówię. I żeby w końcu wziął mnie na serio.
5. Myślę, że Gienek jest jak dziecko. Jest infantylny, prostacki, kretyński.
6. Nie chcę już nigdy, aby Gienek mi przerywał moje wypowiedzi. Nie chcę, aby śmiał się z tego, co mówię, gdy mówię o rzeczach, które są dla mnie ważne i które traktuję serio.

I masz wypełniony formularz. Co z nim robisz? Jak pewnie pamiętasz, Praca polega na zadawaniu sobie 4 pytań odnośnie konkretnej myśli, a następnie odwracaniu jej na różne sposoby, celem sprawdzenia, na ile alternatywy również są prawdziwe. Pytania formularza pozwalają Ci wydobyć z siebie historie dotyczące drugiej osoby. Robienie procedury Pracy, którą poznałeś w poprzednim poście, pozwala z kolei te historie zweryfikować. Wiele z nich okazuje się niczym, jak tylko projekcją dotyczącą nas samych. Ale to już pozostawiam do odkrycia Tobie.

Przykład:

"Gienek nie powinien być taki dziecinny."

1. Czy to prawda, że nie powinien? Jak jest w rzeczywistości?
2. Czy możesz być na 100% pewien, że Gienek nie powinien być dziecinny?
3. Jak reagujesz, gdy pojawia się myśl, że Gienek nie powinien być dziecinny, podczas, gdy on jest dziecinny? Czy ta myśl jest dla Ciebie korzystna?
4. Kim byś był, gdybyś nie mógł pomyśleć, że Gienek nie powinien być dziecinny, podczas, gdy jest dziecinny?

Odwrócenia (do każdego znajdź powody, dla którego może być prawdziwe)
- Gienek powinien być dziecinny - Czy to może być prawda?
- Ja nie powinienem być taki dziecinny - Czy to może być prawda?
- Ja powinienem być taki dziecinny - Czy to może być prawda?

I lecisz z kolejnym zdaniem.

Nie wierz mi na słowo - sprawdź to i zobacz, jak niezwykłe to doświadczenie. Wiem to, bo gdy pierwszy raz wypełniłem formularz dot. bliskich mi osób i zacząłem pracować ze swoimi myślami na ich temat, miałem niezwykłe uczucie uwalniania się od wielkiego ciężaru. Do tego stopnia, że popłynęły mi łzy. Absolutnie niezwykłe uczucie.

Standardową Pracę robisz to ze wszystkimi myślami po kolei. Wyjątkiem jest pytanie nr 6 z formularza. Zdania, które są odpowiedzią na pytanie nr 6, odwracasz w inny sposób: "Bardzo chciałbym, aby..." lub "Nie mogę się doczekać, aby...".

Np. "Nie chcę już nigdy więcej słyszeć, jak mi ubliża" -> "Bardzo chętnie posłucham, jak mi ubliża."

Te jednak odwrócenia robisz dopiero, gdy przerobisz zdania z wcześniejszych pytań 1 - 5.

Nie lubisz moherów? Nie znosisz ojca redaktora? Masz dość swojej matki/ ojca? Wkurwia Cię sąsiad? A może Twój facet doprowadza Cię do ostateczności? Opisz ich w formularzu i wykonaj swoją Pracę. To zdumiewające, jak nasi najwięksi wrogowie i osoby, z którymi mamy problem, okazują się być najlepszymi nauczycielami życia. Są niczym lustra, w których się przeglądasz i widzisz swoje przebogate wnętrze. Tak właśnie jest w istocie, ale moje słowa na nic się tutaj nie zdadzą - nie bierz ich na wiarę ani też nie odrzucaj ich pochopnie. Najlepiej wykonaj swoją Pracę i przekonaj się o tym osobiście. Bo wszystkie te moje "oświeceniowe" myśli gówno będą warte, jeśli nie poprzesz ich SWOIM doświadczeniem.

Zatem do dzieła, Mistrzu. Weź na tapetę swoich rodziców najpierw, bo to oni stworzyli w dużej mierze podwaliny Twojej tożsamości. Potem przerób wszystkich swoich ex facetów i - jeśli masz - to aktualnego. Przerób każdą osobę, którą uznasz za wartą swojej uwagi.

O tym, jak pasjonującą zabawą jest odkrywanie prawdy o sobie, dowiesz się w momencie, gdy to wykonujesz. Teraz chwytaj kartkę, długopis i do dzieła.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Jak chcesz być postrzegany? - czyli społeczne niewolnictwo mentalne

To chyba najlepszy sposób na bycie nieautentycznym i niespontanicznym - tworzenie sobie tzw. wizerunku społecznego. Jako istota społeczna być może chcesz być postrzegany w pewien konkretny sposób - np. jako osoba dynamiczna, kreatywna, zabawna etc. etc. I gdzieś podświadomie, im bardziej chcesz taki być, tym mniej jesteś. Bo modalny operator możliwości "chcę być" zakłada, że nie jesteś. I wtedy zaczyna się bardzo stresująca gonitwa za własnym wyobrażeniem samego siebie. Czy to faktycznie wybór wolnego umysłu? Czy już pułapka i forma mentalnego niewolnictwa?

Społeczny matrix dyktuje zasady. Dzięki niemu być może masz w głowie następujące bajki:

- Zależy mi, aby być postrzeganym jako człowiek inteligentny
- ... zabawny
- ... zdrowy
- ... konsekwentny
- ... sukcesu
- ... bogaty
- ... ble ble ble co jeszcze?

Każda z tych historii - jeśli w nią wierzysz - staje się mieczem obosiecznym. Z jednej strony tworzysz sobie cel, do którego chcesz zmierzać. I to jest okej. Jednak często prowadzi to do okropnych konsekwencji. Na przykład pustego szpanerstwa, gdzie ktoś kupuje sobie oryginalne ciuchy, gdy nie stać go na porządny obiad. Albo do pozerstwa - udawania, że wszystko jest okej, podczas gdy np. zdrowie czy emocje szwankują (amerykańskie "keep smiling" itp.).

To sztuczność.

Plastik osobowościowy. Jakże często dotyka to Gejów w małych miastach i mieścinach, gdzie za wszelką cenę próbują wyglądać i zachowywać się zupełnie, jak "normalni ludzie", czyli hetero kumple. Noszą koszule a la drwal, dżinsy, obśmiewają cioty, piją piwo podczas meczu, bekają, oglądają się za dupami. Po co? Aby wypaść w ich oczach dobrze. Może w środku chciałby ubrać różowy fatałaszek, może w środku nie ma ochoty oglądać tego nudnego meczu, może napiłby się owocowego likierku, ale kurwa nie - bo co kumple powiedzą? Wizerun musi być!

Im mniej Ci zależy na tym, jak mają Cię postrzegać inni ludzie, tym bardziej jesteś swobodny, wolny, autentyczny i spontaniczny. Oczywiście, że ryzykujesz odrzucenie - co jawi się jako jeden z najgorszych społecznych scenariuszy. Niemniej to tylko historia do przerobienia. Jeśli ktoś nie chce z Tobą przebywać, bo źle się czuje, gdy zachowujesz się tak, jak się zachowujesz (zakładając, że nie łamiesz ekologii, czyli nie robisz nikomu bubu), to absolutnie jego sprawa i jego ścieżka rozwoju. Wszechświat daje Ci znak - nie potrzebujesz już przebywać z tą osobą.

W momencie, gdy zaczniesz podważać prawdziwość i efektywność historii o postrzeganiu Cię przez innych ludzi - zaczną się dziać rzeczy magiczne. Oto bowiem, podobnie jak ja ostatniej soboty, na imprezie w heteryckim klubie wyjdziesz na środek parkietu i megapedalskim wdzianku zaczniesz tańczyć tak zniewieściale, jak tylko można. I robiąc to spójnie, bez żadnego wewnętrznego "ale", odkryjesz, że inni bawią się tym razem z Tobą - nawet, jeśli stoją pod ścianą i nieśmiało sączą soczek.

Bo ludzie podążają za spójnością.

Wiesz to, bo znasz historię i wiesz, jak np. na Niemców swoją spójnością wpłynął Hitler. Bo wiesz, jak to jest, gdy nieznany artysta uprawia swoją dziwną, nierozumianą przez nikogo sztukę, ale robi to spójnie i konsekwentnie, przez co po latach zostaje uznany ikoną, klasykiem, wydarzeniem itd. Bo wiesz, że jeśli powiesz coś raz spójnie, krótko i mocno, to działa to lepiej, niż elaborat na 50 stron.

Zdejmij swoje społeczne maski. Uwolnij autentycznego siebie. Podważaj prawdziwość swoich myśli, by okazało się, że irracjonalne lęki, destruktywne poczucie winy czy wstydu są po prostu niepotrzebne i oparte na nieprawdziwych przekonaniach.

Baw się i eksperymentuj.

czwartek, 12 sierpnia 2010

2 mózgi w mózgu - czyli historie racjonalne i emocjonalne

Idąc coraz głębiej w zupełnie nieracjonalne acz intuicyjne poznanie swojego umysłu, z czasem dokonujesz zaskakującego odkrycia - że historie, które opowiada Ci Twój umysł możesz - dość racjonalnie zresztą - podzielić na co najmniej 2 typy: historie racjonalne i emocjonalne.

Oczywiście ten podział - jak każdy inny - jest nieprawdziwy, acz bywa pożyteczny. Tak naprawdę większości historii nie da się w 100% sklasyfikować tylko jako racjonalną, ani tylko emocjonalną. Jedynym modelem, który to dobrze opisuje, jest logika rozmyta. Praktycznie każda historia przynależy zawsze do obu zbiorów historii racjonalnych i emocjonalnych jednocześnie, tyle że w różnym stopniu.

Jak już pewnie wiesz z wcześniejszych moich postów, umysł, jako ogół procesów zachodzących w mózgu, to nic innego jak zbiór wdrukowanych historyjek - o tym, co dobre, złe, ważne, nieważne, znane, nieznane etc. Te historie tworzą nasz obraz świata - zwany czasem modelem rzeczywistości. Nasze układy nerwowe tworzą go, abyśmy mogli osiągać w rzeczywistości pewne powtarzalne rezultaty - zdobywać żarcie, kopulować, spać, choć nie tylko, bo z biegiem czasu rozszerzyliśmy naszą paletę celów do tak niedookreślonych wartości, jak samorealizacja czy spełnienie.

Emocjonalna historia to historia wdrukowana w efekcie jednorazowego, najczęściej silnego przeżycia. Te historie to zakochanie, to fobia, to PTSD, lęk przed Bogiem co piorunami w strzechy wali i wiele innych rzeczy. Te historie odpalają emocje silnie skotwiczone z nią samą, często są wyznacznikami dla całych ludzkich tożsamości. Trudno je podważyć - w jej podtrzymywanie włączone są limbiczne części mózgu odpowiedzialne właśnie za emocje i czynności fizjologiczne ciała.

Racjonalne historie to historie wdrukowywane dziesiątki lub setki razy na przestrzeni lat. W ich podtrzymanie włączone są kognitywne części mózgu - bardzo racjonalne i ułożone. Historie te dość łatwo podważyć, gdyż nie łączą się specjalnie z jakimikolwiek silniejszymi emocjami. Te historie to różne generalizacje na temat ludzi, świata, nasze ogólne filozofie myślenia, podejścia do rzeczywistości etc.

Na potwierdzenie historii racjonalnych mamy wiele słabych przykładów. Na potwierdzenie emocjonalnych - najczęściej jedną lub kilka mocnych w sensie emocjonalnym.

I jak wspomniałem na początku - niemal każda historia po części jest racjonalna i po części emocjonalna.

Niemal.

By zrozumieć więcej, pozwól przeprowadzić się po ekstemach tej historycznej fluktuacji.

Ekstremum emocjonalne w przypadku historyjek umysłowych to taka historia, która odpala silne emocje i nie jest w ogóle analizowana racjonalne przed osobę. Najczęściej ma to związek z wypartymi ze świadomości urazami psychicznymi. Taka osoba np. reaguje paniką na pisk opon i - co więcej - jej reakcja wydaje jej się całkowicie prawidłowa, oczywista i normalna. Właściwie to w ogóle nie zastanawia się nad swoją reakcją emocjonalną, lecz tylko nad samym faktem wystąpienia pisku opon. Tak, jakby to pisk opon był problemem, a nie panika.

Ekstremum racjonalne to taka historia, która wiesz, że nie ma ani poparcia w rzeczywistości, ani zaprzeczenia, ale chcesz się nią kierować, bo wiesz, że przynosi to korzystne efekty w Twoim życiu. Np. stwierdzenie "wszystkie zachowania ludzi mają pozytywne intencje" jest tak samo w żaden sposób nie do udowodnienia i potwierdzenia, jak stwierdzenie, że "wszystkie zachowania mają złe intencje". Niemniej jeśli osoba kieruje się tym pierwszym, lepiej komunikuje się ze sobą oraz z innymi ludźmi, niż osoba kierująca się tym drugim przekonaniem. Czy zachowanie ma w ogóle przypisane coś takiego jak intencję? Gwoli ścisłości - nie. To my przypisujemy zachowaniom intencje. Jakie? Zależy od tego, w co wierzymy.

Dwa mózgi w mózgu, czyli mózg kognitywny i limbiczny. W uproszczeniu odpowiadają kolejno racjonalnemu i logicznemu myśleniu oraz emocjom i stanom fizjologicznym. Na pozór dwa odmienne światy, części mózgu mówiące na pozór nieprzetłumaczalnymi dla siebie językami. Pierwszy to słowa, liczby, drogi - symbole, metafory, sny.

Gdzieś pomiędzy tymi światami egzystujemy na co dzień. The Work, jako system zmiany przekonań i wspaniała technologia typu OD (nie przybliża do celów, ale pozwala uniknąć problemów) polega na przesyłaniu informacji z różnych części mózgu (również części limbicznej) do części odpowiedzialnej za przetwarzanie słów, logiki.

Wszystko jednak wymaga cierpliwości i uwagi.

Często podczas podważania prawdziwości swoich przekonań trafia się na moment, w którym rozsądek mówi: "Nie, to przekonanie nie jest prawdziwe", podczas, gdy emocje mówią co innego. Z jednej strony wiesz, że przekonanie, w które wierzysz, nie jest dla Ciebie korzystne, z drugiej - emocje wciąż buzują.

Tu nie ma metody, która dałaby się opisać prostymi słowami. Tutaj zaczyna się właśnie świat poza słowny - pełen niezwerbalizowanych emocji, wrażeń, na które nie ma słów oraz nieopisanych bliżej, bardzo subtelnych doświadczeń. Tutaj sam fakt, że je świadomie obserwujesz, już je zmienia. Świadomość w stosunku do umysłu jest na metapoziomie - bo nie jest funkcją mózgu, ale funkcją Wszechświata. I całe szczęście, bo to pozwala nam się zmieniać.

W przypadku historii bardziej racjonalnych - pytania The Work są doskonałe (poszukaj na blogu). Potrafią problem wyeliminować dość szybko. W przypadku historii bardziej emocjonalnych - warto wspomóc się pracą z ciałem, aby najpierw zapanować nad mózgiem limbicznym (poszukaj na blogu o koherencji serca). Ciało bowiem (a serce w szczególności) wchodzi z nim w sprzężenie zwrotne.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Czy Twój związek się uda? - niezawodna recepta

"Najlepszego przyjaciela mam w sobie,
Sobie nigdy krzywdy nie zrobię,
Najlepszego przyjaciela w sobie mam
I na innych z góry...

... patrzę!"

To, czy Twój kolejny związek się uda, zależy od tego, na ile jakościowy i satysfakcjonujący jest Twój związek z samym sobą.

Naiwnie wierzymy, że mamy jedną, spójną tożsamość. Jednak wystarczy zadawać sobie pytanie "kim jestem?" aby umysł zaczął sypać odpowiedziami: synem, przyjacielem, kumplem, właścicielem firmy, autorem książek, tekstów, człowiekiem, fanem "Przyjaciół" itd.

Niektóre z tych tożsamości mogą stać w konflikcie, ich cele mogą ze sobą kolidować. Np. tożsamość syna i geja. Syn może chcieć być hetero i nie lubić geja, bo dla syna najważniejsza jest relacja z rodzicem. Gej może natomiast chcieć być sobą i swobodnie być autentycznym.

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że są tam kolejne wewnętrzne tożsamości, których sobie nie uświadamiamy. Jeśli np. jedna z tożsamości to syn, to na 100% mamy w sobie wewnętrznego (zinternalizowanego) rodzica lub rodziców. Syn bowiem bez rodzica nie istnieje.

Dziesiątki, setki naszych tożsamości istnieją nieraz w niełatwym przymierzu.

A pytanie "kim jestem?" wciąż pozostaje bez satysfakcjonującej odpowiedzi. Kim jesteś? Każdą z tych tożsamości i jednocześnie żadną z nich. Twój umysł wytwarza obrazy każdej z tożsamości, wytwarza ich systemy wartości, przekonania, sposoby, w jakie wchodzą oni w interakcję ze sobą. Cały ten system skomplikowanych relacji jest matrycą, którą Twój umysł używa do tworzenia związków wszelkiego typu, generowania emocji i podejmowania decyzji o Twoim zachowaniu.

Jeśli kogoś nie znosisz, oznacza to, że jedna Twoja tożsamość nie znosi drugiej. Jeśli kogoś kochasz - to jedna Twoja tożsamość kocha drugą. Dopiero potem za pomocą analogii lub metafory Twój umysł przenosi wewnętrzne doświadczenia na "obiektywną rzeczywistość" - tworząc niekończące się systemy projekcji.

Nie lubisz X? Masz go w sobie! Będziesz zachowywał się tak, jak on i nawet nie będziesz o tym wiedział. Cokolwiek zarzucasz komuś - zarzucasz przede wszystkim sobie. Jeśli masz do kogoś pretensje - masz je do siebie. Jeśli dajesz komuś komplement - dajesz go sobie. Jeśli komuś radzisz - to tylko sobie. Jeśli kogoś wyzywasz - wyzywasz siebie. Jeśli kogoś kochasz - kochasz siebie.

Sens i zrozumienie tych słów leży poza logicznym myśleniem.

Dojrzewam do ich pełnego pojęcia każdego dnia i coraz bardziej mnie to oczarowuje. Powoli wychodzę z matrixa umysłu i dostrzegam, że jestem tylko świadomością. I jedyne, co mogę, to spokojnie, w czystej koherencji serca, obserwować swoje myśli, swoje haluny dot. tożsamości. Widzę ich lęki, widzę, jak straszą się nawzajem. Widzę ich nadzieje i to, jak obiecują sobie wzajemnie różne rzeczy. Widzę, jak się kłócą i jak się godzą, jak stawiają sobie warunki i jak z nich odstępują.

Twój związek z kimś uda się dopiero, gdy Twoje wewnętrzne tożsamości będą żyły w harmonii. Pytanie tylko - jak je do tej harmonii przekonać?

Dopóki sądzisz, że Twoja opinia na swój własny temat jest prawdziwa - masz problem. Sądzisz, że Twoja tożsamość jest czymś obiektywnym, czymś, co da się niemal zmierzyć, zważyć. Takie myślenie to wsadzanie się do więzienia. Jeśli jesteś X, to nie jesteś nie X. Jeśli jesteś dobry, to nie jesteś zły. Jeśli jesteś romantykiem, to nie jestem pozytywistą. Itd. To zamykanie się w szufladkach i stawianie sobie ograniczeń. A Twoja dusza nie zna tego pojęcia - zna je tylko umysł.

Twoje tożsamości będą żyły w harmonii tylko, jeśli będą podlegać sercu. Jeśli sprowadzają się do nieprzeszkadzania Ci w byciu w koherencji serca - żaden problem nie ma prawa zaistnieć. Jeśli celem istnienia tożsamości jest Twoje szczęście, a szczęście to synonim koherencji serca, to każda myśl, którą wyznaje tożsamość, winna być pro-koherentna. Jeśli nie jest - sam sobie robisz kupę do studni, z której potem będziesz pił.

Czy więc istnieje recepta na udany związek z kimś? Tak - udany związek z sobą.

Umysł to śmietnik. Szum informacyjny, steki myśli, które nie mają z prawdziwym Tobą nic wspólnego. Myślisz, że jesteś jakiś, jednocześnie oddzielając się od tego, co rzekomo Tobą nie jest. Tworzenie podziałów to specjalność umysłu. W rzeczywistości wszystko jest jednością. Na świecie jesteś tylko Ty sam. I nikogo więcej nie ma. Myślisz sobie, że te słowa pisze do Ciebie jakiś DreamWalker, ale to Ty sam je tu i teraz tworzysz i myślisz, że to nie Ty. Jesteś tylko Ty sam. I jesteś ciągle tworzącym swój świat Bogiem.

A idąc jeszcze dalej w stronę prawdy - Twój związek nie może się nie udać. Nie może się nie skończyć. Bo jedyny prawdziwy związek to Twój związek z samym sobą. On się nie kończy, on wiecznie się zaczyna. Ciągle na nowo i nowo. Ciągle dajesz sobie nowe szanse robienia z sobą jeszcze bardziej satysfakcjonującego związku.

Jeśli pragniesz czyjejś miłości - pragniesz swojej własnej miłości. Jeśli pragniesz czyjejś akceptacji - pragniesz tylko swojej własnej akceptacji. Jeśli pragniesz by ktoś się zmienił - tak właśnie - pragniesz byś to Ty był tym kimś. Idąc dalej - chcesz czyjejś pokory? Chcesz pokory od samego siebie. Pytanie, czy już to sobie uświadomiłeś czy wciąż żyjesz w matrixie pt. "obiektywny świat istnieje".

Nie istnieje.

To my tylko tworzymy jego iluzję za pomocą czasowników "mieć", "być", za pomocą zaimków osobowych "ja, ty, on, ona, ono, wy etc.", ubierając procesy w maski statycznych obiektów za pomocą rzeczowników itd.

To jedna wielka ściema.

Jeśli mózg pracuje tak samo u osób, które jedzą żółty ser i u osób, które tylko to sobie wyobrażają - to czym jest prawda? Czym jest obiektywna rzeczywistość? Wygląda to tak, jakby rzeczywistością był tylko zbiór obrazów, dźwięków i odczuć, które w danej chwili uznajemy za prawdę.

Gdybym wkleił tu swoje uśmiechnięte zdjęcie - czytałbyś sobie moje słowa miłym tonem wewnętrznego głosu. Jeśli wlepiłbym zdjęcie na którym mam wrogą minę - czytałbyś sobie moje słowa wrogim tonem. Tak samo jak w polemice użyję słowa "kurwa" - przypiszesz mi agresję, wulgarność, zmieniając ton wewnętrznego głosu, którym czytasz moje odpowiedzi. Jeśli NAPISZĘ COŚ DUŻYMI LITERAMI - zaczynasz na siebie krzyczeć w myślach tymi słowami, które dużymi literami SĄ NAPISANE! Podobnie zmienia się ton głosu podczas czytania, gdy "użyję pewnych słów w cudzysłowie, ponieważ sądzisz, że to są słowa już kogoś innego, niż Ciebie".

To zabawne, jak sami siebie robimy w chuja.

Czy jestem w stałym związku na chwilę obecną? Tak, bo nigdy nie byłem poza związkiem. To oszustwo, że nie jesteśmy w związku. Od urodzenia jestem w związku z samym sobą i nie mogę nie być. Traktuję siebie różnie, czasem lepiej, czasem gorzej. Wierzę, że mogę na sobie polegać. Takie słowa, jak się, sobie, sobą etc. - wskazują na wewnętrzne relacje człowieka z samym sobą i zwą się predykatami tożsamości.

Myślisz, że czegoś chcesz. Myślisz, że coś musisz. Że coś trzeba, że czegoś nie wolno, że można to i tamto. To Twoje tożsamości wierzą w takie przekonania. Prawdziwy Ty nie wierzy w nic i wierzy we wszystko naraz. To paradoks, którego logiką nie obejmiesz, dlatego potrzebne Ci serce.

Bo umysł wariuje, jeśli ma pojąć samego siebie.

Niekończąca się rekurencja tożsamości doprowadza do absurdu.

Czym ona jest?

Wyobraź sobie samego siebie np. idącego ulicą. To właśnie rekurencja tożsamości - jesteś jednocześnie treścią, jak i autorem obrazu. Jeśli np. stworzysz obraz siebie żrącego kamienie, to jako autor obrazu, który wierzy, że on sam na nim jest, zaczniesz się krzywić i powiesz, że "nie chcę żreć kamieni". Kto to powiedział?

Wyjdź z siebie i zobacz samego siebie tworzącego obrazy samego siebie. To wielokrotna rekurencja. Ty tworzysz siebie, który tworzy siebie, który tworzy siebie, który... Jak widzisz - nawet pod względem lingwistycznym to nie ma końca.

Umysł nie ogarnia samego siebie, dlatego potrzebuje lustra w postaci serca. To serce informuje nas, czy idziemy dobrą drogą, czy nie. To ono bowiem jest albo nie jest w koherencji i to właśnie po tym możemy poznać, czy nasze myślenie ma cokolwiek wspólnego z prawdziwym Wszechświatem zwanym czasem Bogiem.

Generujesz swoje tożsamości, aby osiągać cele, które nie istnieją (gdyby istniały, to byś nie musiał ich osiągać ani tworzyć), jak również rozwiązywać nieistniejące obiektywnie problemy w relacjach z samym sobą. Póki wszystko, co dzieje się w umyśle, nie służy Twojej koherencji serca - chuj bombki strzelił, spokoju nie uzyskasz. I dlatego ktoś, kto twierdzi, że pierdolę od rzeczy - informuje mnie, że jedno jego wyobrażenie o samym sobie twierdzi coś o drugim wyobrażeniu o samym sobie. A moja reakcja na to informuje mnie o tym, co jedno wyobrażenie o samym sobie sądzi na temat drugiego.

To tylko obrazki, dźwięki, symbole którym nadajemy znaczenie.

A gdzieś pod tym wszystkim kryje się Twoje szczęście - złożone ze spokoju, wdzięczności, miłości, radości, zaufania i akceptacji. To świat, w którym nie ma walki, nie ma stresu, nie ma nienawiści, smutku, podejrzliwości i całego syfu, który generuje umysł wierząc, że uczyni Cię to kimś lepszym, niż byłeś. Że Ci to w czymś pomoże.

czwartek, 22 lipca 2010

Wyciszanie szalonych umysłów - czyli jak nie dać się zwariować

Alkohol, jedzenie, TV, muzyka, Google, iPhone - jest naprawdę wiele sposobów, by zagłuszyć samego siebie.

Zrób eksperyment.

Zamknij się w 4 ścianach na kilka dni - bez telefonu, laptopa, bez dostępu do informacji z zewnątrz. Jesteś tylko Ty i Twoje myśli.

Większość ludzi się schizuje.

To podobno największa kara dla pedofilów, morderców i wszelkiej maści zwyrodnialców - wytrzymać z samym sobą przez X dni. Znieść swoje wykańczające dialogi wewnętrzne, wysłuchać wszystkich zjebanych historii, które ma do opowiedzenia szalony umysł.

O czym świadczy fakt, że nie umiemy wytrzymać ze swoimi umysłami? Że musimy je tłumić za pomocą używek, mediów, bombardowania informacjami?

To rachunek, jaki płacimy za rozwój technologiczny i socjalny. Kiedyś, gdy ludzie pracowali na polu i orali zębami buraki, potrafili skupić się na sobie i swoich odczuciach. Ich umysły były ubogie i proste, więc nie musieli ich doganiać. Tymczasem nasze współczesne umysły zapakowane są wieloma zbędnymi, stresującymi i nieraz sprzecznymi informacjami. W szkole uczymy się o pantofelkach i wpisywaniu koła w kwadrat, telewizja dokonuje nam bezpośrednio iniekcji zbędnych informacji, które niczego nie zmieniają w życiu. W Afganistanie pierdolnęła mina, kaczor znów każe się przepraszać a plama ropy w Zatoce Meksykańskiej jak była, tak jest. A i tak zbierzesz dupę i jutro pójdziesz do pracy, jak gdyby nigdy nic. Co więc kurwa za różnica?

I tak robimy sobie z głów śmietnik, gubiąc się w stosie zbędnych historii, prób racjonalizacji naszych rozhuśtanych emocji i poszukiwania sensu w tym wszystkim.

Wyłączyłem zbędności, odstawiłem używki i zajrzałem wgłąb siebie. Wpadłem do mrocznej studni, która mnie przeraziła. Oto mój umysł wariuje. Bliżej nieokreślony niepokój, chwilę potem - ekscytacja i podniecenie, które pojawiły się tylko po to, bym mógł poczuć potem wypalenie i nudę. Słyszę czyjeś głosy. Słyszę głos swojej matki, która każe mi posprzątać pokój. Odpowiada jej Barack Obama, że zaraz zdejmie tę jebaną plamę ropy. A zaraz potem wyświetla mi się obraz padłej z głodu dziewczynki w Leningradzie podczas oblężenia przez Niemców w czasie II wojny światowej. Akurat dziś oglądałem program o tym.

To bez sensu.

Umysł miele informacje, tasuje je, przerzuca, łączy, mnoży, dzieli. Robi mętlik emocji, obrazów i komentarzy, chcąc poskładać je niczym puzzle w jeden spójny obraz. Jeśli mu się to uda - to mu kurwa pogratuluję.

Jest tylko jedno miejsce, w którym znalazłem spokój. To serce. Te magiczne 40 000 neuronów, które w gęstej sieci je otacza, tworzy mój azyl. Pytam się go, co jest prawdą, a ono odpowiada błogością i odprężeniem.

Mam taki wewnętrzny świat. Świat w którym nie ma żadnych problemów, nie ma nic do osiągnięcia, nie ma żadnych historii. Jest tylko czysta koherencja serca. To Archipelag Przyjemności - kilka przepięknych, malowniczych egzotycznych wysp. Na jednej z nich jest szczególne miejsce - laguna, na której ciągle zachodzi słońce. Zanurzam się w jej krystalicznie czystych wodach, które pachną grejfrutami (?), czuję na ciele, jak dotykają mnie kolorowe wodorosty, i opierając się o skałę podziwiam zachód słońca oraz to, jak jego promienie odbijają się w falach na horyzoncie oceanu.

Mając cudowną świadomość tego, jak wiele pozytywnej chemii wydziela wtedy mój mózg, wracam do świata umysłowego mętliku i wyławiam jedną lub kilka myśli, by móc zastanowić się, na ile są one prawdziwe. Czy są one do czegoś przydatne? Czy może warto je od siebie odsunąć? Czy opisują rzeczywistość? Czy może tylko są czyjąś opinią na jej temat?

Umysł doznaje ukojenia, jeśli staje się sługą serca.

A gdy się od niego odcina, bo wydaje mu się, że wie lepiej - zaczyna się mentalna erozja.

Prawdziwa myśl to taka, z którą czujemy się szczęśliwi. To myśl, względem której nasze serca są w koherencji. Jeśli przestajemy słuchać serca - odcinamy się od rzeczywistości. Bo tylko serce ma z nią kontakt. Umysł ma kontakt tylko z własnym wyobrażeniem rzeczywistości. A to spora różnica. Jak pomiędzy Europą a mapą Europy.

Wyciszanie to sztuka, której warto się nauczyć. A żeby się nauczyć - trzeba ją ćwiczyć. Zacznij teraz, okiełznaj swój umysł.

TOP 10 miesiąca