Witajcie drodzy Czytelnicy. Z maili i komentarzy wynika jasno, że temat cierpienia i konfrontacji z nim poruszył Was dogłębnie. Dlatego temat też będę kontynuował i zgłębiał - byśmy wszyscy wspólnie skorzystali.
Gdy cierpimy - pragniemy coś zmienić w swoim życiu. Jednak praktyka pokazuje, że często ta zmiana nie następuje. Tkwimy w toksycznych związkach, choć wiemy, że serce nam od nich wysiada. Bywamy nieszczęśliwie zakochani, idealizujemy obraz drugiej osoby, choć mamy jawne dowody na jej obojętność albo nawet wrogość. Latami chodzimy do pracy, której nie znosimy i wysłuchujemy docinek, tłamsząc w sobie gniew lub smutek. Chowamy przed światem wstydliwe choroby ciała i umysłu, bo boimy się odrzucenia i niesprawiedliwych osądów.
Tak naprawdę jednak w głębi serca nie chcemy zmiany. Boimy się zmiany. Bo zmiana to ZAWSZE ryzyko. Jeśli nie ma ryzyka, to nie ma zmiany.
W tym celu nasze ego, przez które rozumiem wszelkie przekonania zaczynające się od "jestem...(jaki? kim?)", wytwarza skomplikowane mechanizmy mające na celu ochraniać nas przed cierpieniem. Mechanizmy te - zwane w psychologii mechanizmami obronnymi - to złożony system myśli, emocji i zachowań, które mają jeden cel - pozwolić nam zagłuszyć własne cierpienia, odsunąć je choć na chwilę, na moment o nich zapomnieć.
Jeśli zatem na którymś poziomie pragniesz zmiany - szczerze - a mimo to zmiana nie zachodzi, to oznaka, że tkwisz w głębi nieuświadomionego mechanizmu obronnego, który bojkotuje Twoje starania. Nie zrobisz tutaj nic na siłę - umysł jest szybszy niż Twoja świadomość, podejmuje decyzje "za Ciebie" - w tle, obok, zanim zdążysz się połapać.
Mechanizm obronny zakłada, że coś Cię atakuje. Jedyne, co Cię atakuje, to Twoja własna wiara w myśli, które są dla Ciebie niekorzystne. Jednak póki nie rozpoznałeś prawdy, wierzysz myślom, w które wierzysz, i choćby prawda stała przed Tobą w całej okazałości, umysł będzie Cię zaślepiał na wszelkie sposoby, by utrzymać swoją iluzję, która rzekomo ma Cię chronić.
Postanowiłem zatem omówić najważniejsze mechanizmy obronne i pokazać Ci sposoby, jak te mechanizmy porzucić, aby móc skonfrontować się z prawdą. To nie żart - gdy ją poznasz, naprawdę Cię ona wyzwoli. Ale trudno ją poznać, gdy się człowiek przed nią broni, myśląc, że "prawda może być bolesna". Prawdziwa prawda nie jest nigdy bolesna. Bolesne są zawsze tylko myśli, w które wierzymy i które za prawdę uznaliśmy. Tak mówi mi moje doświadczenie. I zmiany, których doświadczam od kilku miesięcy.
Ok, jedziemy z koksem. Jakie mechanizmy obronne wytwarzają ludzie, aby chronić siebie i swoje status quo?
1. Wyparcie
Każda myśl, w którą wierzysz - podkreślam: KAŻDA - dokonuje wyparcia. Jeśli uważasz, że "Gienek jest spoko gościem" - to wypierasz doświadczenia, gdy nie był spoko. Gdy uważasz, że "Gienek to chuj" - wypierasz doświadczenia, w których Gienek był spoko. Itd. Będą myśli, które łatwo podważysz. Powiesz komuś "popatrz na to z drugiej strony" - a on po prostu popatrzy i stanie się bardziej świadomy. Będą jednak przypadki, gdy ktoś ewidentnie będzie trzymał się swojego przekonania, że "Gienek jest (jakiś)". Lub jakiegokolwiek innego. Po co? Po to, że to przekonanie jest mu do czegoś potrzebne. Ano do czego? Pomyślmy. Po co ktoś miałby utrzymywać ewidentnie złą lub ewidentnie dobrą opinię na czyiś temat? Dlaczego matki bronią swoich synów morderców i złodziei i twierdzą, że są oni niewinni pomimo nieraz oczywistych dowodów? Dlatego są przypadki, że mąż leje żonę, a ona nadal uważa go za "ideał"? Po co im to? Po co im te przekonania?
To proste: chcą chronić swój własny dobry obraz.
To działa na dwa sposoby.
W pierwszym przypadku ktoś utrzymuje o kimś (czymś) jednoznacznie negatywną opinię, ponieważ w ten sposób na jego (tego) tle czuje się lepszy. Standardowy przykład: zazdrość. Gdy ktoś z naszych bliskich, równych nam "ziomów" nagle ni stąd ni zowąd, bez pracy, bez wysiłku, osiąga sukces - przez co rozumiem to, co my sami wyznaczyliśmy sobie jako życiowe cele - nie sposób tego ominąć. Zaczynamy zazdrościć. Dobra zazdrość to taka, w której czyiś sukces mówi nam: "Ooo, super, to znaczy, że ja też mogę!". Destruktywna zazdrość ma jednak w tle przekonanie pt. "jestem kimś gorszym". Trudno się pozbyć takiej zazdrości, toteż wpadamy łatwo w mechanikę obronną pt. "To głupi chuj, udało mu się! Farciarz pieprzony". I oczywiście wszystko zaczyna się potwierdzać. A gdy robimy The Work i szukamy dowodów na potwierdzenie tezy przeciwnej ("To spoko gość") - nagle okazuje się, że wszystkie te "dowody" są jakieś takie... nieprzekonujące. Oczywiście! Przyznanie się przed samym sobą, że "tak, oto jestem kimś gorszym, bo mi się nie udało, a jemu tak, a on nadal jest spoko gościem" - powoduje cierpienie, które intuicyjnie chcemy od siebie odsunąć. To własnie wyparcie (choć jest tam wiele innych jeszcze mechanizmów).
Drugi przypadek wyparcia to utrzymywanie pozytywnego obrazu czegoś lub kogoś. Wspomniana żona utrzymuje pozytywny obraz męża pijaka, bo gdyby przyznała szczerze, że to najgorszy gamoń w kosmosie, to musiałaby dopuścić do siebie straszną myśl, że ma przejebane, zmarnowane życie i jest kimś beznadziejnym, skoro tylko zapluty pijak ją chce. Taka myśl, której bardzo ludzie nie chcą mieć w głowie, choć miewają, powoduje takie cierpienie, że trzeba je jakoś minimalizować - np. poprzez wypieranie negatywnej opinii o mężu. Och, mamy to samo, co ta biedna kobieta! "Ta praca wcale nie jest taka zła...". "Myślę, że wcale tak bardzo nie jestem kiepski w łóżku...". "Mój fiut jest większy... niż mój fiut."
Wypieramy. Cały czas. Filtrujemy rzeczywistość i łapiemy się opinii, które nam służą do tego, byśmy maskowali swoje cierpienia. W ten właśnie sposób tkwimy w gównie po uszy nieraz latami. Ciągle utrzymując fałszywe opinie - bo ich zdestabilizowanie wiązałoby się z tak wielkim cierpieniem, że NATYCHMIAST musielibyśmy podjąć kroki, aby całkowicie zmienić swoje życie. A to wysiłek. A to lęk. To ryzyko, którego tak naprawdę boimy się najbardziej. Nie boimy się dostać po ryju tak, jak dostawaliśmy już wiele razy. Nie boimy się raz jeszcze nieszczęśliwie zakochać. Nie boimy się umrzeć z głodu na ulicy, błagając o 3 grosze na bułkę. Boimy się nieznanego.
Jak z tego wyjść?
Zrób listę osób, które uważasz za zajebiste. I listę osób, które uważasz za wrogów/ wieśniaków itd. Następnie odpowiedz sobie szczerze - po co Ci dobra i zła opinia o tych ludziach? Jaki obraz siebie próbujesz w ten sposób ochronić? Jaki obraz siebie próbujesz wykreować?
Krytykujesz kogoś, kto ma kasę? Może masz przekonanie, że sam nigdy niczego się nie dorobisz, bo nie jesteś wystarczająco dobry? Krytykujesz głupią, naiwną miłość? Zakochanie? To może sam cierpisz z powodu nieszczęśliwej miłości? Otaczasz się tylko ludźmi, którzy mają jakąś cechę? Może sam jej nie masz?
Następnie ustal fakty. Z ręką na sercu, w pełnej otwartości umysłu, na spokojnie, szczerze odnajdź w tym wszystkim FAKTY - niezaprzeczalne fakty, które mówią same za siebie. Jacy oni naprawdę są? Czy naprawdę są tacy, jakimi widzi je Twoje skrzywdzone ego? W obliczu realnych faktów trudno polemizować. Rzeczywistość nie jest kwestią negocjacji. Modele rzeczywistości są. Myśli są. Ale nie rzeczywistość.
Na końcu ważny krok: określ nowe działania. Co nowego zamierzasz zrobić w tej sprawie? Zamierzasz nadal wchodzić w mechanizmy obronne? Zamierzasz nadal utrzymywać za wszelką cenę te super dobre i super złe opinie na czyiś temat? Czy może na bazie faktów chcesz podjąć nowe zachowania? Jeśli tak - to jakie?
DreamWalker: Jaki jest Twój szef?
Kumpel: To niekompetentny ciołek.
DW: Co Ci daje ta opinia?
K: Hm... Nie wiem.
DW: Po co ją masz? Jaki obraz Ciebie jako pracownika chroni?
K: Szczerze?
DW: Nie, możesz kłamać przed światem dalej. Ale jest jedna osoba, której nigdy nie okłamiesz...
K (śmieje się): Samego siebie?
DW: Bystrzak jesteś. A teraz do rzeczy. Jaki obraz siebie chronisz, wierząc w myśl, że Twój szef jest "niekompetentnym ciołkiem"?
K: Siebie jako... hm... mogę być leniwy. Nie muszę nic robić w pracy, bo skoro szef jest ciołkiem, to dlaczego ja mam się starać?
DW: Bingo. Masz to. Jakie są fakty? Czy twój szef serio jest aż takim niekompetentnym ciołkiem?
K: Heh, aż takim nie...
DW: Twoje ego negocjuje. Może nie jest AŻ takim ciołkiem, ale takim malutkim jest, co nie?
K: Haha.
DW: Znajdź fakty o nim.
K: Umie prowadzić spotkania biznesowe... o ile się na nie nie spóźnia.
DW: Patrz! Ego widzę walczy dalej i MUSI dojebać, co nie? Powiedz: "Umie prowadzić spotkania." I kropka.
K: Umie, umie, masz rację. Umie.
DW: Co jeszcze?
K: Umie walczyć o nasz zespół. Umie rozmawiać z zarządem firmy i walczyć o nasze prawa i nasze sprawy.
DW: Co jeszcze?
K: Hmmm... Umie powiedzieć wprost, co myśli.
DW: Ty nie umiałeś. Teraz się dopiero uczysz. Masz więc fakty, które w jawny sposób przeczą, że on jest niekompetentnym ciołkiem". Co z tym zrobisz? Będziesz nadal utrzymywał opinię, że jest niekompetentny? Czy może podejmiesz nowe działania?
K: Ale on... naprawdę jest nie do końca...
DW: Ile lat jest szefem Twojego działu?
K: Bodaj 3 albo 4.
DW: Serio jedzie 3-4 lata na dobrej opinii?
K: Masz rację...
DW: Jakie nowe działania podejmiesz?
K: Ok... skończę z tym. Skończę z krytykowaniem go. Wezmę się bardziej do roboty.
DW: Gratuluję. Przestałeś się oszukiwać.
Tak to działa. Zatem do roboty! Zrób ćwiczenie. ZRÓB je. ZRÓB JE TERAZ. Inaczej NIC nie zmienisz. NIC. Samo przeczytanie tego posta gówno Ci da. Ego Ci powie: "Tak, tak, ładny przykład, ALE..." + bełkot. Nie daj się nabrać. Ego będzie się bronić, bo myśli, że nie da rady znieść cierpienia związanego z rozpoznaniem prawdy. Ono nie da rady.
Ale Ty dasz.
To tylko cierpienie. To tylko emocje. Mogą boleć na początku, ale potem je "rozchodzisz". Okiełznasz je pod warunkiem, że nie oddasz ich ego, ale swojej świadomości. I pozwolisz je sobie przeżyć. Przepuścisz to cierpienie przez swoje ciało i umysł. Obserwuj je, gdy się pojawia. I nie próbuj go zmieniać, nie próbuj na nie wpływać. Masz do odrobienia lekcję z życia. Znów uciekniesz na wagary? Czy może w końcu zmierzysz się z faktami? Gdy uciekasz, dajesz sobie sygnał, że jesteś słabszy niż cierpienie. A ono dzięki temu rośnie. Gdy się konfrontujesz, wysyłasz sobie samemu jasny sygnał: dam radę. Bo dasz. Jesteśmy wymyśleni tak, by dawać radę. By przeżyć to, co mamy do przeżycia.
Dlatego zrób ćwiczenie. Szczerze i namiętnie, z otwartym sercem i umysłem. Dla siebie. Dla swojej prawdziwej wolności. Na bazie Twojego cierpienia wyrośnie nowy, lepszy Ty. Do dzieła!