Doba piąta. Z treści wymiocin wywróżyłem, że wchłonęła się mniej więcej połowa opiatów przeciwbólowych. Z trudem łapiąc ostrość wzroku, spojrzałem na zegarek - była 4:40 rano. Miałem jakieś 1,5-2 godziny, żeby się ogarnąć.
Spokojnie ubrałem się, spakowałem, uporządkowałem rzeczy i położyłem do łóżka. Wyciągnąłem komórkę:
- Pogotowie? To za moment wróci. Ktoś musi mnie stąd zabrać.
- Znów? - zapytał znajomy głos ratownika.
- Znów.