Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą seks. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą seks. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 31 października 2010

Przegląd ruchaczy polskich - co się kryje za seksoholizmem

Szukam na seks. Chętnego pasywka. Najlepiej od razu. - takie oto komunikaty bombardują nasze oczy, gdy wchodzimy na gejowskie portale. Sprawdzałem osobiście - największy odzew masz zawsze, gdy dasz swoje nagie zdjęcie i napiszesz, że chcesz się ruchać. Nagle masz dziesiątki fanów!

O co chodzi? Co się za tym kryje?

Moja genetycznie uwarunkowana ciekawość świata nie pozwalała mi przejść obok tego obojętnie. Czyżby chodziło tylko i wyłącznie o hedonistyczne zaspokojenie siebie? O atawistyczne popędy seksualne, które wciąż na nowo eksplodują pomimo wszechobecnej socjalizacji?

Również.

Ale nie tylko. Kryją się za tym najróżniejsze historie.

Przyczyny?

Prawdopodobną przyczyną seksoholizmu jest instalowany społecznie wstyd przed poruszaniem tematu seksu, robienie wokół seksu tematu tabu. Szczególnie wokół seksu gejowskiego. Sprawia to, że wielu gejów swoją seksualność spycha na dalszy plan, próbuje schować w mentalnej piwnicy, związać ją kaftanem bezpieczeństwa. Na co dzień są miłymi, sympatycznymi ludźmi, całkowicie społecznie poprawnymi. I za nic w świecie nie podejrzewałbyś, że ten socjalny wzór ma w sobie ukrytego seksualnego demona, który dojrzewa w ciemności. Niezaspokojone żądze, ciekawość i mnóstwo innych historii narasta w tle i z biegiem czasu daje o sobie znać. I wychodzi przez skórę. Na delegacjach, na sex czatach, na fellow i gayromeo.

Zastanawiające, że tylko ludzie są zdolni do seksoholizmu, że tylko ludzie miewają seksualne zboczenia, fetysze itd. Zwierzęta nie. Dlaczego? Bo z seksu nie robią społecznego tabu, nie okrywają seksu wstydem i nie wypierają się go. Pomyśl, to ma sens.

Jakie funkcje pełni seksoholizm? Czym ekscytują się seksualne ega?

1. Budowanie "szczęścia" - seksoholicy definiują szczęście jako przyjemność. W rzeczywistości szczęście nie jest przyjemnością, bo gdyby tak było, narkomani byliby najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Szczęście jest pojęciem związanym z koherencją serca i czystym umysłem, a nie wiecznym nakręcaniem sobie napięcia (seksualnego też) i szukania sposobów, aby je rozładować.

2. Tworzenie swojej atrakcyjności. Im więcej partnerów przerucham, im więcej kutasów miałem w sobie, im większe były, im częściej i obficiej się spuszczały, tym jestem atrakcyjniejszym facetem - czy to prawda? Na tej historii bazuje cała idea gejowskiej atrakcyjności. Jak w grach RPG - im wyższy "poziom" zdobędziesz, tym większy budzisz respekt. Podważenie tych historii wiąże się z opuszczeniem konceptu atrakcyjności i uniezależnieniem go od ilości przeruchanych facetów.

3. Poszukiwanie czułości. Tak, moi Drodzy, wielu gejów myli seks z czułością - tak, jak ludzie z zaburzeniem odżywiania mylą stres z głodem. Wielu z "ruchaczy" poszukuje przytulenia, czułości, poczucia bliskości, co stanowi poważny problem niemal narkotyczny. Ponieważ uznali, że "zbudowanie czegoś trwałego jest niemożliwe", zaspokajają się na seks randkach. To przykre, bo uzależniające, to nałogowe. No i ryzykowne. To tak, jak zapicie mordy, gdy ma się problem emocjonalny. Działa na chwilę. Po momentu zapalenia papierosa i przewrócenia się na bok. Potem wszystko wraca. Wraca poczucie samotności, poczucie bycia bezwartościowym człowiekiem. To z tym trzeba pracować.

4. Ekscytacja z powodu łamania tabu. Sprawdzanie, kto jest odważniejszy. Gejowski seks jest tak cholernie potępiany społecznie, tak niedopuszczalny, zabroniony, niemile widziany, że uprawianie go budzi u gejów dodatkową ekscytację - że robią coś, co jest zakazane, niedozwolone, niedostępne. W psychologii społecznej zowie się to reaktancją. Lub przekorą.

5. Wiele, wiele innych - jak chociażby cała ideologia dorobiona do "pasywów" czy "aktywów", historie, które za nimi idą (uległość i dominacja), to, co umysł dokleja do konceptów ruchania i bycia ruchanym. Historie na temat SM, upokarzania, poniżania, wąchania białych skarpetek, spijania nasienia itd.

Tego jest mniej więcej tyle, ile kategorii filmów na portalach porno. Gdyby podważyć prawdziwość wszystkich historii, które się za tym kryją, nagle seks byłby niczym więcej, niż wkładaniem chuja w dziurę, czyli tym, czym był pierwotnie - bez dorabiania do tego tożsamości, ideologii, doklejania dodatkowych znaczeń. Byłby sam fakt wzwodu, ejakulacji i chrapania na dobranoc. I nic poza tym.

A wtedy widzielibyśmy w sobie kogoś więcej, niż tylko istoty seksualne, chodzące dupy i penisy, które tylko czekają na to, by coś z nimi zrobić.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Gra wstępna z samym sobą - czyli konstruowanie tożsamości

Pogrążona w mrokach pracownia DreamWalkera. Blade światło matrycy laptopa. Stosy mądrych książek, rozsypane na biurku pigułki pesudoefedryny i drotaweryny. Otwarte czerwone wino. Setki kartek i karteczek z pośpiesznie sporządzanymi notatkami.

I DreamWalker we własnej osobie. Myślący, co jeszcze nieokiełznany instynkt każe mu napisać. Może o potężnym orgazmie, który wczoraj miał. Czemu nie?

Powiedzmy sobie szczerze - są orgazmy i ograźmiki. O sile orgazmu decyduje najstarsza gra na świecie - gra wstępna. Jakże często przez napalonych i niecierpliwych samców pomijana, spychana na dalszy plan. Jakże kojąca, gdy w dłuższym związku powoli wygasa żar namiętności i świeżości. Gdy bezlitosna habituacja daje o sobie znak, gdy neurony przestają już reagować na te same bodźce.

Kiedyś ciało partnera było niczym sacrum - można by je podziwiać dniami i nocami. Jednak wierząc swoim umysłom zaczynamy rozumieć, że nawet najładniejszy obrazek w końcu "się nudzi". Dopiero wątpiąc w historie, które mamy w głowach, zaczynamy odkrywać, że może nie ma świeżych obrazów, ale są świeże spojrzenia.

Gra wstępna.

Czyli wyciskanie soczku z cytrynki. To moment, w którym przed konsumpcją wąchasz potrawę i rozkoszujesz się jej widokiem. Robisz w głowie filmy, jak ją zjadasz. Projektujesz w myślach jej konsystencję, aromat, bukiet smaków.

Gra wstępna to napalanie w piecu. Chcesz mieć długą, ciepłą noc? Więc dosyp węgla, niech żar trwa jak najdłużej. Niech ciągnie rurami aż do łóżka.

Gra wstępna to też zabawa w odtwarzanie ról.

Rozpal dziesiątki świec w mroku łazienki, nalej wody o idealnej temperaturze i wsadź swojego faceta w pienistą rozkosz. Powiedz mu, że jego jedynym zadaniem jest się odprężyć a Ty zajmiesz się resztą, mianując się gejem romantykiem, którego życiową misją jest robienie dobrze swojemu facetowi. On tylko zamawia ilość orgazmów, Ty zajmujesz się resztą.

Możesz też zostać gejem łowcą. Upoluj go jak sarenkę, rzuć twarzą do łóżka, atawistycznie przygryź mu lekko kark niczym lew kopulujący na sawannie, zdominuj swoją męską dumą i wsuń swój sprzęt w niego. On ma być Twoim przyrządem do sprawiania Ci przyjemności, Twoją ofiarą, która podda Cię się pokornie i którą po porządnym orgazmie odepchniesz, jakby był zużyty, i odwrócisz się na bok.

To role, to gra, to zabawa.

Póki wiesz, że tożsamości, które tworzysz, to tylko narzędzia w rękach Twojego serca - wszystko jest okej. Póki wiesz, że to iluzja - zabawa trwa.

Gra wstępna nie jest na punkty. Gra podnosi jakość Twoich orgazmów. Baw się.

wtorek, 15 czerwca 2010

Obciąganie heterykowi i seks z bliźniakami - czyli gejowskie fantazje seksualne



Nie jest to zadanie łatwe, ale na pewno dziko ekscytujące - sklasyfikować gejowskie fantazje seksualne i wskazać ich wspólne źródła. To zaiste wielkie osiągnięcie. I jakże pouczające, gdy już wiesz, czemu Twój mózg rozkazał pompować krew do Twojego fiuta.

1. To, co niedostępne i zakazane

Pierwszym typem fantazji seksualnych są fantazje na temat tego, co niedostępne lub trudno dostępne. Nasz społeczny umysł bowiem kalkuluje, że skoro coś jest ciężkie do zdobycia - to pewnie jest wartościowe (co wcale prawdą być nie musi).

Jest to typ fantazji, który często pojawia się w związkach, szczególnie tych takich, w których partnerzy stawiają sobie wzajemnie mocne ograniczenia co do seksu z innymi, nie wiedząc, że po pierwsze - ograniczenia robią sobie sami, po drugie - tworzą chęć posiadania tego, co niedostępne i zakazane. Wtedy też pojawiają się fantazje na temat seksu z kimś innym, seksu z kimś nieznajomym (przecież to takie niedozwolone, prawda?), seksu bez gumy i ogólnie takie seksu, który sobie zakazują.

Przepis jest więc prosty - chcesz się zmotywować do czegoś - to sobie tego stanowczo ZAKAŻ.

Podobnym, ale trochę innym wzorcem, który podpisuje się pod tę kategorię, jest marzenie o tym, co jest nie tyle zakazane, co po prostu niedostępne, rzadkie, mało prawdopodobne. W tę kategorię wpisują się fantazje o np. przeleceniu hateryka - obciągnięciu mu lub wyruchania go tak, żeby był zadowolony. Co - jeśli wziąć pod uwagę jego orientację - byłoby naprawdę trudne. Ale jakże satysfakcjonujące dla ego, które pomyślałoby przecież: "Kurwa, ale muszę być dobry w łóżku, skoro nawet heteryk chciał się ze mną przespać." Hehe, wiesz o co chodzi.

Tutaj podchodzi też wszelkie łamanie tabu - nie na tyle daleko, aby zostać ukamienowanym, ale jednak na tyle, by wzbudzić podziw u innych - np. uprawiając seks z bliźniakami, uprawiając seks w tak młodym wieku, żeby inni byli zaskoczeni, uprawiając seks w takim miejscu, że to właściwie nie wypada itd.

2. Społeczny dowód słuszności



Drugi typ fantazji opiera się o tzw. społeczny dowód słuszności. Nasze społeczne umysły wierzą, że tym jesteśmy bardziej wartościowi, im więcej osób jest z nas zadowolonych. Na przykład w kontekście łóżka.

Stąd biorą się fantazje o zaliczeniu wielu facetów, trójkątach, obciąganiu dziesiątkom facetów, z których każdy spuszcza się z ulgą i jest głęboko zadowolony z naszej "obsługi". Stąd biorą się marzenia, w których kolejka przystojnych facetów ustawia się do naszego dupska i po kolei je zaliczają. To by świadczyło, że jesteśmy dobrzy w łóżku, a więc z znów ego może powiedzieć: Łał, ale jestem dobry, skoro tylu facetów chce mnie przeruchać.

Ten sam wzorzec odpowiada za teksty na profilach w stylu "zostawcie komentarz" (bo przecież im więcej komentarzy, tym bardziej jesteśmy lubiani), jak oczywiście również za ilość partnerów - bo im więcej facetów zaciągniemy do łóżka, tym jesteśmy lepszymi kochankami.

3. Nowości i eksperymenty



Ten typ fantazji bierze się głównie z istnienia habituacji, a więc powolnego nudzenia się powtarzalnymi bodźcami. Po jakimś czasie nawet najbardziej wyuzdane pozycje się nudzą i ludzie w sposób naturalny szukają nowych wrażeń - czy to ćwicząc nowe pozycje, uprawiając seks w nowych miejscach, w inny sposób itd. itd.

W tę kategorię wpisują się marzenia o seksie w windzie, o dzikich pozycjach, o robieniu sobie samemu loda nawet kosztem zwichnięcia kręgosłupa, o seksie z użyciem zabawek wszelkiej maści, kostiumów itd. No i wszelkie odpowiedzi na odwieczne pytanie - co jeszcze mogę sobie wsadzić w dupę? :)

To chyba jedyny typ fantazji, który sam w sobie nie ma na celu budowania ego, lecz po prostu unikanie nudy. Bo gdy w łóżku pojawia się nuda, wtedy nawet wielki ogórek na straganie warzywnym zaczyna wyglądać ciekawie, podobnie jak butelka po mleku.

4. Ekspert od seksu



Szybko jednak wracamy do pompowania swojego ego - oto bowiem pojawiają się fantazje oparte na chęci dowartościowania siebie i robienia z siebie eksperta od seksu. Bo ekspert, to ktoś bardzo doświadczony a więc - w domyśle - lepszy od innych w danej dziedzinie. Któż o tym nie marzy, by otoczył nas wianuszek zafascynowanych fanów, którzy pytają: naprawdę TO robiłeś w TAKI sposób? Jak to jest? Opowiedz nam, poooosimy... :)

W tę kategorię wpisują się marzenia o wielokrotnych orgazmach, o orgazmach tak silnych, że aż rozrywających ciało, o odlotach w inne wymiary, jak również te oparte o dzikie, przerysowane doświadczenia - ssania murzyńskich, uginających się pod swoim własnym ciężarem masywnych kutasów, wielokrotne przyjmowanie wytrysków na klatę, długich i obfitych spustach, dawania dupy dwóm naraz (double anal - anatomicznie ciężkie do wykonania), robienia pociągów, całonocnych orgii albo nawet takich, które trwają kilka dni w połączeniu z piciem alkoholu, jedzeniem i Bóg raczy wiedzieć, czym jeszcze.

A wszystko to po to, abyśmy kiedyś przy ognisku mogli zostać pewnymi siebie erotomanami - gawędziarzami, którzy opowiadają o swoich wyczynach, rekordach, osiągnięciach, przygodach z wielkimi finałami itd. I mogli do woli pompować swoje ego.

Finał finałów

Żadna z fantazji nie przynależy tylko do jednego w wyżej wymienionych wzorców - każda jest słodką i ekscytującą mieszanką ich wszystkich po trochę. Znając zasady, można nauczyć się generować fantazje tak dzikie, że aż ciary przechodzą po dupie.

Pewien nastolatek (bardzo atrakcyjny) opowiadał mi kiedyś, że uczestniczył w pewnej imprezoorgii na siłowni, gdzie naraz jebało go kilku facetów z naprawdę gigantycznymi fiutami - Murzyn, jakiś latynos i kilku białasów, w tym dwóch bliźniaków. Wszyscy wspaniale zbudowani. Co ciekawe - tylko jeden z nich był gejem, pozostali (w tym jeden bliźniak też) byli hetero i chcieli po prostu poeksperymentować. Dwóch pchało go od tyłu, dwóm obciągał a pozostali lizali mu jaja i robili loda, wzajemnie wyrywając sobie z ust jego wielkiego fiuta. Potem była zmiana. On sam przestał liczyć, ile miał orgazmów tej nocy (na oko koło 12-15), ilu facetów go jebało i ilu sam wyjebał. Po wszystkim cały był pokryty i opity spermą. Ponaciągał sobie wszystkie mięśnie z powodu ciągłych zmian pozycji, ale był szczęśliwy i chce to powtórzyć.

Haha - łapiesz wzorzec?

Fantazje seksualne są fajne, by podkręcić swoją energię seksualną. Stają się jednak problemem, gdy powoli chcemy coraz więcej i więcej, a naszych kolejnych fantazji spełnić się już nie da. Wtedy warto zacząć podważać prawdziwość historii, które budują te fantazje:

"Im więcej przeleciałem kolesi, tym jestem lepszy/ atrakcyjniejszy."

Czy to prawda? Jeśli mierzyć Twoją zdolność do robienia szpagatów i innych wygibasów w łóżku - tak. Inwestujesz w rozwój umiejętności pt. jak sprawiać sobie oraz innym przyjemność. Jednak sam rozwój umiejętności nie musi oznaczać, że jesteś lepszy jako człowiek. BA! W ogóle tego nie oznacza. Jeśli ktoś jest dupkiem, to nawet, jak go pół Polski przeleci, to nadal będzie dupkiem i wiesz, co mam na myśli. Co więcej - za tym wzorcem kryje się próba leczenia swoich "wad". Ktoś uznaje, że jest beznadziejny w seksie i dąży do tego, aby świat zewnętrzny (społeczne otoczenie) go pochwaliło, podziwiało, rozdymało jego ego. Sam nie umie się pozytywnie ocenić - więc robi, co w jego mocy, aby inni go tak ocenili. Stąd niektórzy zaliczają jednego kolesia po drugim, aby udowodnić światu (a w rzeczywistości sobie!), że wszystko z nimi okej pod względem seksualnym. Co ciekawe - wielu się na to nabiera.

"Im coś trudniejsze do osiągnięcia, tym bardziej wartościowe, lepsze."

Czy to prawda? Nie! Gówno okapi (gatunek na wymarciu - zostało tylko 50 sztuk w Afryce) jest bardzo rzadkie. I nie chodzi mi o konsystencję, ale trudność w zdobyciu takiego gówna. Jednak czy jest cokolwiek warte?? NIE!!! Niektórzy myślą, że seks z heterykiem byłby lepszy, niż z gejem, bo gej chce, a heteryka trzeba już dodatkowo motywować. Co za padaka. Naprawdę chcesz uprawiać seks z kimś, kto tego nie chce? Pomyśl. Podobnie z zakazami - jeśli ktoś Ci czegoś zakazuje (oczywiście tylko Ty sam możesz sobie czegoś zakazać), to czy to oznacza, że to jest w jakiś sposób lepsze, bo niedozwolone? Nonsens. Zabijanie ludzi też jest zakazane - ale czy to oznacza, że to coś fajnego?

"Im bardziej jestem doświadczony w seksie, tym jestem lepszy."

Kolejny bullshit. Im bardziej jesteś doświadczony w seksie, tym... jesteś bardziej doświadczony w seksie. A to, że ktoś sobie tym ego reperuje, to inna sprawa. Są też goście, którzy jebią się na potęgę i wcale nie są dobrzy z łóżku (nie pytaj, skąd wiem). A raz zdarzyło mi się kręcić z gościem, który wcale nie był jakiś specjalnie doświadczony, ale w łóżku był prawdziwym demonem seksu i to jest coś, czego się nie zapomina. A to, jacy byli ludźmi na co dzień (przecież nie będziesz się z nimi jebał 24 h na dobę!), to już była zupełnie inna bajka.

Pozostawiam to do przemyślenia. Baw się Słonko ;-* ;-)
DreamWalker

niedziela, 25 października 2009

Wierność nie istnieje - czyli znów wyłazimy poza socjalny model

Oto kolejny lipny koncept, który czyni nas niewolnikami własnych umysłów. Ludzie powołali instytucję wierności, nie wiedząc, że jednocześnie budzą demona zwanego zdradą.

Kłania się świeżynka w świecie rozwoju osobistego, a więc prawo dualizmu, które mówi, że jeśli powołujesz coś do istnienia w umyśle, tworzysz jednocześnie anty-coś.

Pierwsza haluna - wierność - daje całkowicie bezpodstawne i iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa, które może się dramatycznie posypać w każdej chwili: "Partner będzie tylko ze mną, jest dla mnie na wyłączność, bo przecież obiecał mi, że tak będzie." - jesteś kurwa pewien? Ludzie obiecują coś i nie dotrzymują słowa - tak było, jest i będzie, bo wszyscy się zmieniamy. Możesz z tym walczyć i z frustracji chujem sobie oko wybić. A możesz po prostu zaakceptować ten stan rzeczy i zacząć rozumieć, że rzeczywistość prawdopodobnie ma w dupie, co Ty sądzisz o tym, jaka być powinna .

Wierząc w ułudę wierności, oddajesz swoje samopoczucie drugiemu człowiekowi. Mówisz sobie, że on będzie Ci wierny, a on na drugi dzień idzie ze swoim kumplem na lody. I chuj trafił Twoje samopoczucie - oddałeś je bowiem jemu.

Nie ma wierności. Wierność to ułuda. Widziałeś kiedyś wierność np. leżącą na trawniku i pięknie połyskującą w słońcu? Pomyśl - ludzie są ze sobą, bo tego chcą na którymś poziomie. A jeśli nie chcą, to nie są. Łapanie kogoś w pułapki pt. "obiecaj mi, że ze mną będziesz", jest produktem nie miłości, ale lęku - lęku przed samotnością, porzuceniem, zranieniem (kolejnymi halunami). Wydaje się, że to dobre rozwiązanie - bo jak będzie chciał odejść, to powiesz mu: "Przecież obiecałeś mi, że ze mną będziesz!" i zrobisz mu poczucie winy, tudzież wstyd. I co? Fajnie, będziesz z przepełniony owymi lipnymi emocjami fantomem, który jest z Tobą nie z miłości, ale z powodu lipnych emocji. Gratuluję. Zapowiada się fajny związek.

Tak samo - co za tym idzie - nie istnieje zdrada. Ludzie z natury są istotami obdarzonymi wolną wolą - wolną! A więc bez względu na to, co powiedzą czy powiedzieli kiedyś w przeszłości - mogą robić, co chcą i z kim chcą. Jeśli masz pogląd, że "on nie powinien/ on powinien" - będzie Cię to wiele kosztować. To nie jest prawdziwe. Tworzy frustracje, bo on może mieć w dupie, co Ty sądzisz, że wg. Ciebie on powinien lub nie.

Nie ma wierności = nie ma zdrady.

Zaczynasz już pewnie dostrzegać, że pojęcia "wierność" oraz "zdrada" to nie doświadczenia, ale etykiety na doświadczenia, a więc próba kategoryzowania przez umysł tego, co widzisz, słyszysz i czujesz. A to każdy robi inaczej. Wiesz o tym dobrze, jeśli ze swoim facetem nie mogłeś ustalić, czy pocałowanie kogoś innego w usta jest już zdradą czy nie.

Rzeczywistość jest następująca: ludzie nie są ani sobie wierni, ani się nie zdradzają. Kolejny paradoks, którego zrozumienie da Ci absolutnie jakościowe życie osobiste. Wyjście poza koncept pt. "mój partner jest moją własnością" jest uwolnieniem jego, jak i siebie z ogromnej pułapki, która sprzedaje Ci czasem fajne a czasem kiepskie - ale zawsze nieprawdziwe - emocje.

A to nie emocjami, które idą z umysłowych historii, robi się związek, ale uczuciami - bo one idą z serca i są bezwarunkowe. Weź to sobie do serca.

poniedziałek, 12 października 2009

Największy cios, który zadaliśmy czakrze energii seksualnej

Cofnijmy się do starożytnego Rzymu czy Grecji. Wtedy człowiek był bliżej natury, niż kiedykolwiek. Seks był czymś normalnym, pospolitym i łatwo osiągalnym. Był rozrywką, sportem. Był elementem celebracji życia. Tamci ludzie rozumieli, że rodzimy się nadzy i nagość jest całkowicie naturalna. Facet uprawiał seks z facetem dla czystej przyjemności - bez nadawania aktowi seksualnemu jakichkolwiek poważniejszych znaczeń. Na łożu leżeli dwaj przyjaciele. Kochali się miłością prosto z serca. Ich energie seksualne czasem wzmagały się i nie krępowali się, by dać sobie wzajemnie ogromny prezent - kawał ogromnej przyjemności w postaci kilku mocnych orgazmów. To było takie ekscytująco proste.

Potem pojawił się Kościół Katolicki, który powiedział: "Seks dla przyjemności to zło." I tym samym powołał zło do istnienia w umysłach ludzi. Nagle seks musiał służyć tylko prokreacji. Nagle wszyscy musieli zasłaniać swoje ciała. Krępować swoją energię seksualną. A to jeden z największych grzechów, jaki można popełnić. Pojawiły się gwałty, przemoc - jako efekt krępowania swoich popędów. Małżeństwa nie miały się opierać na miłości, lecz na bezwzględnej wierności, co prowadziło do frustracji. Ktoś pomieszał seks z miłością.

Co więcej - ktoś powołał pojęcie "wierności" i nie wiedział, że jednocześnie powołuje pojęcie "zdrady".

Dziś nowoczesne społeczeństwa dziedziczą to bolesne brzemię.

Leżę z facetem na jednym łóżku. Mam dziką ochotę na seks. Widzę, że on też. Mam trudną do okiełznania ochotę zrobić mu dobrze. A on mnie. Ale do niczego nie dojdzie. Dlaczego? Bo oboje wierzymy w historię pt. "Nie mogę być łatwy. Byłbym kurwą, gdybym mu zaproponował seks. Ośmieszyłbym się."

To smutne, co ze sobą zrobiliśmy.

Zamiast dodawać sobie możliwości, stawiamy sobie zapory. Zamiast wymieniać się przyjemnością bez ograniczeń, stawiamy sobie irracjonalne zapory. Jeszcze.

Gdybyśmy żyli p.n.e. - w ogóle tego typu myśli nie przeszłyby nam przez głowę. Nagość i seks byłyby naturalne i spontaniczne. Powiedziałbym mu po prostu: Słuchaj stary, mam ochotę zrobić nam dobrze. I zacząłbym się do niego dobierać. A on nie stawiałby oporu, bo nie miałby głupiej historyjki, że będzie łatwą dajką, jeśli pozwoli mi się przerżnąć. I mielibyśmy fantastyczny seks - tak o, bez dialogów wewnętrznych. A po fakcie byłoby jasne, że nadal jesteśmy przyjaciółmi. Że nie będę zdychał z zazdrości, jeśli on zrobi to samo z kimś innym. A i on powie, że to okej, jeśli powtórzę to z innym facetem.

A miłość idąca z serca, a więc całkowicie bezwarunkowa (występująca zawsze i wszędzie) po prostu nadal będzie nas łączyć.

Tak bardzo uwierzyliśmy naszym umysłom, że nawet nie podważamy tego, co wydaje nam się takie oczywiste i prawdziwe.

Jako Geje nieudolnie kopiujemy heteryckie i - uwaga! - katolickie wzorce związków do swojego świata. Domagamy się legalizacji małżeństw homo, zakładamy sobie obrączki jako symbole związania, pilnujemy wzajemnie swojej wierności. To nie jest wolność. To jest pomieszanie energii i pojęć.

Moim wielkim marzeniem jest to wszystko uregulować. Najpierw w sobie, potem pokazać innym, jak to robić. To może być prostsze, niż myślimy.

Nie uważam, że mój facet powinien być mi wierny - w sensie nie sypiać z innymi. Wtedy bowiem powołałbym do istnienia pojęcie "zdrady", a więc coś, co mogłoby mi zaszkodzić emocjonalnie. Gdyby przespał się z kimś innym, to jedyne, co mogłoby mnie boleć, to moja historia umysłowa pt. "on nie powinien". Gdy kieruję się nie umysłem, lecz sercem, rozumiem, że on tego pragnął. Że chce przez to uzyskać swoje szczęście. A jego szczęście jest moim.

Nie ma czegoś takiego, jak krzywda i zranienie. Nie ma czegoś takiego, jak wierność i zdrada! To wszystko to tylko iluzje umysłowe. Kiedyś ktoś je wymyślił, być może były przydatne. Dziś to właśnie te koncepcje sprawiają nam najwięcej bólu! Opamiętajmy się.

Leży facet na facecie i robi mu odjazdowego loda. Oblizuje jego wielką pałę aż się błyszczy. Nagle ten jeden przeżywa ogromny orgazm i tryska. Mocno pompuje białą jak śnieg spermę prosto w usta pierwszego. Oboje czują się fantastycznie i wspaniale. Odprężają się, wyciągają i są łagodnie uśmiechnięci. A my nazywamy to "krzywdą", "zdradą", "zranieniem" - bo iluzorycznie uznaliśmy, że jeden z nich jest "naszym" facetem. I produkujemy emocjonalny ból, wierząc w te implikacje.

Łapiesz to?

Żaden facet nie jest "Twój" i nigdy nie będzie. Pojmij to. To tylko zaimek dzierżawczy. Kiedyś ktoś powiedział, że złodziej jest mistykiem, który ma nas uświadomić, że nie ma "moje" i "Twoje". Nie ma nawet "nasze". Rzeczy nie należą do nikogo. Pojęcie własności jest ułudą. Widziałeś kiedyś własność? Leżała sobie na trawniku - taka niewinna, co? Bullshit. Nie ma własności. Rzeczy nie wiedzą, do kogo należą. To Twój umysł rości sobie prawa do tego czy tamtego.

Mówiąc o kimś "to mój facet" - zastawiasz na siebie niewyobrażalnie bolesną pułapkę. On kiedyś może zechcieć odejść. On może kiedyś zechcieć wyjebać kogoś innego. ma taką możliwość i ma takie prawo! I co wtedy? Cała Twoja iluzja jebnie z hukiem. I będzie bolało! Będzie zazdrość, frustracja i rozczarowanie.

Tak samo z seksem - ten seks jest "małżeńskim obowiązkiem", a tamten "zdradą" albo "kurwieniem się". Miej otwarty umysł. Seks jest. I tyle. Zdejmij etykiety, boś zbyt głupi, żeby wiedzieć, czym dany seks jest w istocie. Tego nikt nie wie.

I gdy głębiej się nad tym zastanowisz - zauważysz kolejne etykietki. Że jest "kumpel", że jest "przyjaciel", że jest "kochanek" albo "chłopak". Kurwa, popatrz, jakie to ograniczające. Nazywając kogoś kumplem, zabraniasz sobie uprawiania z nim seksu. Nazywając kogoś chłopakiem, zabraniasz sobie np. rozmawiania z nim o innych dupach czy męskich szczerych rozmów przy piwie (jakie masz z kumplami).

A w rzeczywistości spotykasz się nie z kumplem, przyjacielem czy chłopakiem, lecz z człowiekiem. Możesz z nim robić wszystko, na co masz ochotę. Pomyśl o tym, co teraz przeszło Ci przez głowę. Spytaj swojego Serca, Umysłu i Penisa, co chcesz z nim robić. Serce może Ci powiedzieć - Kochaj go! Albo: Bądź mu wdzięczny! Umysł: Rób z nim interesy! A Penis: "Obciągnij mu".

Gdy wyjdziesz poza iluzje Umysłu - zobaczysz, że nie ma "kurwienia się", nie ma "wierności", "zdradzania", nie ma "bycia w związku" lub "niebycia" w nim. Nie ma "ranienia", nie ma "wybaczania". Jest tylko to, co ludzie robią między sobą i to, jak to nazywają, jak na to reagują.

Wejdziesz w totalną superpozycję - będziesz wszystkim i niczym, każdym i nikim, zawsze i nigdy. Dopuścisz do siebie każdą możliwość bez wyjątku, jednocześnie nie będziesz musiał robić nic. Gdy spotkasz faceta, będziesz mógł z nim gadać o kosmosie, grać w bierki, głaskać go i uśmiechać się do niego godzinami albo dać mu dupy czy wylizać mu jaja. Wszystko to będzie dla Ciebie jakąś opcją. Każda z nich będzie równie prawdopodobna. Nie będziesz miał żadnych emocji względem żadnej z nich (emocje pochodzą z Umysłu!), będziesz to po prostu robił z Sercem - a więc w stanie koherencji.

To jakby zupełnie inny świat niż ten, w którym przyszło żyć przeciętnemu człowiekowi. Przeciętny człowiek nieustannie OCENIA - a więc produkuje emocje: lęk, wściekłość, pożądanie czy potrzeby. Bez oceniania stajesz się koherentny. To dlatego ludzie, którzy jednoznacznie oceniają (świat jest czarno-biały, coś jest albo dobre, albo złe) częściej chorują na serce! To nie przypadek! Bez oceniania, nie unikasz ani nie dążysz. Wybierasz. Bez przywiązania do rezultatów. Bez emocji. Nic na siłę. Wszystko z uczuciem.

To czysty flow. Przepływ, którego doświadczenie - w co głęboko wierzę - jest zarezerwowane tylko dla mistyków. A ponieważ każdy z nas nim jest - jest ono również dla Ciebie. Sam dopiero wchodzę na tę ścieżkę, ale już czuję, że moje życie zmienia się w coś jeszcze bardziej cudownego, niż kiedykolwiek mógłbym podejrzewać.

Wyobraź sobie życie, w którym uprawiasz seks z kim chcesz, kochasz całym Sercem ludzi, którzy Cię otaczają a Twój wspaniały Umysł to wszystko realizuje i pomaga Ci to osiągać.

Był taki moment, przebłysk w półśnie, w którym energie wszystkich moich otwartych i uświadomionych czakr połączyły się w jedno i zobaczyłem

coś, dla czego chcę żyć.

O tym śnie będzie niebawem, bo jest to coś większego ode mnie. Coś tak pięknego, głębokiego, że mój Umysł jeszcze tego nie przetworzył. Ale gdy tylko uda mu się ubrać to w słowa, chcę się z Tobą tym snem podzielić.

Dziś czakra energii seksualnej oczyszczona z lipnych historyjek o seksie nauczyła mnie jednego: Seks jest cudowną celebracją przyjemności. Chcę go uprawiać jak najwięcej, jak najczęściej i jak najmocniej. Chcę się cieszyć ciałem swoim i innych facetów. Bez skrępowania, bez wstydu. Chcę cieszyć się orgazmami facetów i swoimi. Nie wstydzę się tego, nie boję się już, że ktoś nazwie mnie infantylnie "kurwą" albo "puczalskim pedałem". Bo seks jest bardziej mistyczny, niż nam się wydaje. Seks jest modlitwą, jest medytacją i oświeceniem. A połączony z Sercem - jest Świętością.

To głęboka zmiana. Ciekawe co przyniesie. Do napisania!

środa, 2 września 2009

Generator idealnego faceta

Dziś zdradzę Ci pewną technikę, która zrodziła się niedawno w moim umyśle i nie tylko. Technika ta pozwala efektywnie stworzyć wizję Twojego idealnego faceta. Po raz kolejny będziemy odwoływać się w niej do Twoich najcenniejszych energetycznych części składowych.

Marzysz o facecie, który będzie Ci dawał satysfakcję na każdym poziomie Twojego życia. Pytanie tylko - co to konkretnie znaczy? Będzie Ci dawał kasę? Dupę? Przytulał Cię? O to właśnie będziesz pytał dziś najmądrzejszą osobę, jaką znasz - siebie.

Na początek odpręż się, weź kilka głębszych wdechów, by się dotlenić, pomyśl o czymś miłym i zapnij pasy - oto bowiem wchodzisz w kwantową krainę bez granic, w której możesz wykreować wszystko, o czym marzysz.

1. Spytaj swojego fiuta

Dziś skorzystasz ze swoich genitaliów inaczej, niż dotychczas. Często mówi się, że ktoś "myśli główką a nie głową" - najczęściej w negatywnym znaczeniu. Ale może ten styl myślenia można do czegoś wykorzystać?

Spytaj swojego penisa, o czym marzy... :)

Czujesz reakcję? Właśnie do Twojego krwiobiegu jaja wstrzeliły odrobinę testosteronu. O czym marzy Twój penis? Pozwól mu się wypowiedzieć i nakręcić w Twojej głowie ogromny, trójwymiarowy, barwny i dynamiczny film z systemem orgazm surround 5.1.

Zobacz w tym filmie swój erotyczny ideał - faceta, który działa ekstremalnie na wszystkie Twoje zmysły. Zobacz, jak wygląda, jak cudownie się porusza, jak się uśmiecha i patrzy na Ciebie tak, że o miało nie masz już ksielu w majtach.

Umysł miałby problemy ze stworzeniem tego obrazu, ale Twój penis (no i jaja - jako że to one robią hormony) z dziką rozkoszą pokaże Ci, co by z tym facetem zrobił. Poczuj to i sprawdź, czy czujesz się z tym okej. Te odczucia będą Twoim drogowskazem w poszukiwaniu Twojego erotycznego ideału - faceta, który pod względem łóżkowym da Ci to, o czym od zawsze marzyłeś, ale wstydziłeś się przyznać nawet przed samym sobą...

2. Spytaj swojego umysłu

Okej, masz już w głowie swój erotyczny ideał, czyli obraz najbardziej kręcącego Cię faceta, jaki na chwilę obecną umiesz wygenerować. Teraz podziękuj swoim genitaliom - zrobiły dla Ciebie kawał dobrej roboty.

Teraz przejdziemy do siły Twojego umysłu, by ten obraz odpowiednio... skomentować! Umysł kocha narrację, dialogi wewnętrzne i historie. Spytaj go więc, co takiego musi mieć Twój idealny facet?

Umysł kieruje się kalkulacją zysków i strat. Niewątpliwie odpowie Ci coś w tym stylu:

- Twój facet musi się zajmować w życiu czymś w miarę poważnym - bycie dozorcą w szalecie miejskim nie wróży mu kariery, ale np. praca w kancelarii adwokackiej - tak (choć oczywiście WSZYSTKO zależy od Twoich preferencji)

- Twój facet musi się zdrowo odżywiać - wyobraź sobie: spotykasz się z nim a on Cię ciągnie do McDonalda i zamawia 4 WieśMaki, 2 porcję frytek i do tego dietetyczną colę. Teraz jest szczupły. Za 5 lat może już nie być w stanie zobaczyć swoich jaj.

- Twój facet nie może palić - ta sugestia pochodzi z mojego modelu rzeczywistości, ale jeśli chcesz być z kimś, kto 1) będzie Cię codziennie truł dymem, 2) na 50% umrze na jakąś chorobę wywołaną paleniem papierosów (takie są statystyki), 3) mało tego - nie umrze, tylko będzie umierał 10 lat na nowotwory albo coś tam (dzisiaj lekarze nie pozwalają ludziom tak łatwo umrzeć) - Twój wybór. Mnie to nie pasi, więc z Basi.

- Twój facet musi umieć zarabiać kasę - byś np. nie musiał mu wiecznie pożyczać na piwo. Poza tym kasa też o czymś świadczy - chociażby o tym, że gość jest zaradny, inteligentny itd. Posiadanie - jakkolwiek krytykowane wśród romantyków - jest obietnicą lepszego życia w przyszłości.

Umysł będzie Ci podpowiadał przede wszystkim głosem społecznym i doskonale uzupełniał obraz Twojego erotycznego ideału. Pod koniec tego etapu oczywiście podziękuj swojemu umysłowi, że tak się dla Ciebie wysilił.

3. Spytaj swojego serca

Teraz przechodzimy do najważniejszego etapu - do serca. Serce, jak już wielokrotnie o tym pisałem, jest odpowiedzialne za tworzenie relacji. Produkuje takie bezcenne uczucia, jak akceptacja, miłość, radość, wdzięczność, pewność, spokój i zaufanie. Bez tych siedmiu uczuć zbudujesz kupę a nie związek, więc serce jest konieczne, by pójść... za jego głosem.

Spytaj swojego serca:

Jakiego partnera chciałoby ono pokochać?

Odpowiedzi mogą być naprawdę różne. Może męskiego, chłodnego drania z ciepłym sercem? Może kogoś, kto będzie niezależny i będzie Ci imponował? A może kogoś opiekuńczego, kto będzie Cię wspierał? Jedni wolą kogoś perfekcyjnego, mocnego i niezależnego - serce innych podpowiada im, że najlepiej pokochac kogoś niesfornego, zabawnie niezaradnego i ciepłego. Tutaj nie ma przepisu, bowiem serce ma swoje reguły, których ani umysł, ani żadna inna część Twojego ciała, nie zna. Z jakiś kosmicznych powodów wybierze dla Ciebie tego kogoś a nie nikogo innego. Zaufaj mu - ono wie, co robi.

Pozwól sercu się wypowiedzieć a następnie wyobraź sobie, że Twój obraz idealnego faceta, który do tej pory malowałeś penisem, jajami i umysłem, posiada te właśnie cechy, które podszeptuje Ci Twoje serce. Czujesz, że mógłbyś kogoś takiego pokochać? Tak więc to jest to.

Na koniec...

Pozwól wszystkim trzem ośrodkom przejść w stan całkowitej spójności. Niech połączą się obrazy, dźwięki i odczucia, które płyną z genitaliów, umysłu i serca w jedną, mocną, spójną całość, aż ze wszystkimi szczegółami dojrzysz tego, z kim mógłbyś być po kres swoich dni.

Oto, jakie zasoby wysyłają w Twoim kierunku różne Twoje części:
  • Genitalia -> napęd życiowy, czyli emocje (np. podniecenie, zakochanie, fascynacja), obraz erotycznego ideału
  • Umysł -> racjonalne myślenie, rozsądek, kalkulacja zysków i strat
  • Serce -> uczucia (miłość, radość, wdzięczność, zaufanie, akceptacja, spokój, pewność)
Dlaczego ta tachnika jest taka ważna?

W procesie rozwoju nauczyliśmy się preferować jedną z tych części a czasem nawet niektóre blokować. Spotykasz ludzi, którzy wybierają partnerów umysłem, odrzucając podszepty serca czy genitaliów. Albo takich, którzy wyłączają serce i umysł, a myślą tylko fiutem. Albo takich, którzy kierują się tylko sercem, choć pozbawione jest to kompletnie rozsądku - i wiążą się np. z alkoholikami.

Technika ta pozwala Ci dotrzeć do wszysktich Twoich części i je zrównoważyć - by zamiast rywalizować, zaczęły ze sobą współgrać.

Co więcej - umiejętnie aktywując pewne ośrodki i deaktywując inne, jesteś w stanie mądrze zarządzać swoimi relacjami. Np. uruchamiając względem kogoś tylko umysł, a zamykając serce i genitalia - tworzysz z kimś relację, która ma jakiś wspólny cel - np. przeprowadzenie transakcji. Z kolei otwierając umysł i serce, jednocześnie zamykając genitalia - tworzysz przyjaźń.

Proste jak chuj w erekcji :)

Bo związek na najwyższym poziomie tworzysz, synchronizując ze sobą serce, umysł i genitalia. Jeśli jeszcze nie wierzysz, prześledźmy, co się dzieje, gdy któraś z części jest niezadowolona w związku z drugą osobą:

Przypadek 1

Partnerzy wspaniale się dogadują, mają podobne cele i poglądy na rzeczywistość (zgodność umysłów), kochają się (zgodność serc), niemniej nie potrafią się erotycznie zrealizować (niezgodność genitaliów). Pomijam fanaberie energi seksualnej, która potrafi nagle rosnąć i opadać - czasem po prostu partnerzy nie do końca pociągają się seksualnie.

Przypadek 2

Partnerzy się kochają (zgodność serc), są na siebie wzajemnie napaleni, jak reaktory jądrowe (zgodność genitaliów), ale nie potrafią się dogadać - mają inne poglądy, cele, plany, marzenia, zainteresowania... (niezgodność umysłów). I zonk. Podobnie, jak poprzednio - taki związek może się szybko rozpaść.

Przypadek 3

Partnerzy potrafią znakomicie się dogadać (zgodność umysłu), lecą na siebie (zgodność genitaliów), niemniej ich serca poszukują kogoś innego - np. kogoś bardziej męskiego, niezależnego albo bardziej czułego - albo jeszcze kogoś innego (niezgodność serc).

To oczywiście przypadki "doskonale niedoskonałe" - w życiu najczęściej spotyka się niezgodności występujące na wielu różnych poziomach w różnych momentach - to relacja dynamiczna i ciągle zmieniająca się.

Aby uniknąć rozczarowań, po prostu słuchaj wszystkich swoich energetycznych części. Każda z nich ma mądrość, której nie mają pozostałe. Z pewnością większe korzyści odniesiesz synchronizując wszystkie te części, niż z nimi walcząc czy też przeciwstawiając je wzajemnie. Żadna z nich nie jest mądrzejsza od pozostałych. Umysł ma wiedzę, serce uczucia a genitalia - moc napędu.

Ponadto wiedz, że warto z każdą z tych części budować solidne relacje. Jeśli będziesz miał postawę pt. "powiedz, co myślisz i spadaj" - nie uzyskasz tak dobrych rezultatów, jak naprawdę mocno wczuwając się w swoje serce, genitalia i umysł.

Powiem Ci, jak było u mnie. Najmocniej od zawsze byłem związany z umysłem. To obszar, na którym czuję się bardzo kompetentny i totalnie wszechmocny.

Od jakiegoś czasu buduję mocną relację z moim sercem i korzyści są po prostu spektakularne. Z jakiś nie do końca wyjaśnionych przyczyn potrafię nagle wzruszyć się radośnie z byle powodu, czerpać radość z prostych czynności, zwykłych chwil. Nauczyłem się być wdzięcznym za wiele rzeczy - szczególnie tych codziennych. Znów uczę się kochać naiwnie i bezwarunkowo - jak zza starych dobrych czasów :)

Najgorszą relację miałem z genitaliami - mój umysł je odrzucał, bo twierdził, że kierowanie się chujem jest złe i sprowadzi mnie na złą drogę. Co za bullshit. Teraz pracuję nad relacją z własnym fiutem i jajami - co z pewnością da mi kolejne korzyści i rozwinie mnie jako człowieka. I z pewnością opiszę to tutaj.

Niech dzisiejsza technika będzie elementem Twojej codziennej postawy. Nie musi ona być skoncentrowana na idealnym partnerze - możesz nią tworzyć cokolwiek, chociażby lepsze wizje przyszłości. Baw się!

środa, 12 sierpnia 2009

Najczęstszy i największy konflikt w związkach gejowskich

Związki gejowskie uchodzą - w opinii samych Gejów zresztą - za nietrwałe. Mówi się, że 1 rok związku gejowskiego to 7 lat "po heteryckiemu". Statystyki mówią, że ok. połowa z nas żyje w stałym związku. W porównaniu z heterycką większością to dość mało, nie sądzisz?

Co jest przyczyną tego stanu rzeczy?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, będę musiał zgłębić się w temat dość kontrowesrysjny (po raz kolejny), ale - jak już pewnie to zauważyłeś - dla mnie nie jest to problemem :) Na wstępie zaznaczę od razu, że możesz się ze mną nie zgodzić w pewnych kwestiach - niemniej zatrzymaj je w głowie i poczyń własne obserwacje. Wtedy też być może pod stwierdzeniami, z którymi się początkowo nie zgadzałeś, zauważysz drugie dno i kilka rzeczy, które naprawdę warto zrobić.

Powróćmy do pytania: co jest przyczyną tego, że związki gejowskie wydają się takie nietrwałe?

Odpowiedź jest następująca: jest to konsewkencja przejęcia heteryckiego modelu związku i próby zaadaptowania go w kontekście relacji gej-gej.

Związek hetero jest subtelnym, nieraz niełatwym balansem między energią żeńską i męską, które się uzupełniają. W przypadku Gejów jest podobnie (my, Geje, równiez mamy różne wewnętrzne balanse energii męskiej i żeńskiej), jest jednak spora różnica biologiczna między ludźmi hetero i homo. Jaka?

Ich podniecają antomiczne różnice, nas - podobieństwa.

Facet hetero, patrząc w lustro, widzi po prostu faceta. Gej, widząc swe odbicie, widzi kogoś, kto potencjalnie jest dla niego samego atrakcyjny pod względem seksualnym. Następuje seksualne sprzężenie zwrotne. Oto ja, Gej, mogę podniecić sie swoim własnym ciałem. To uczucie, które niedostępne jest heterykom.

To różnica, która czyni różnicę.

Będąc tak odmiennymi pod tym względem od heteryckiej większości, staje się jasne i oczywiste, że próby zaadoptowania modelu związku ze świata heteryckiego mogą po prostu nie wypalić.

Rozgryźmy to na drobne kawałki.

Wielu Gejów ma w sobie dwie, pozostające często w niełatwym przymierzu części.

Pierwsza to część biologiczna. Kieruje się instynktami i hormonalnymi impulsami. To ona odpowiada za wzwód, orgazm, wytrysk, całą przyjemność z tym związaną. To ona każe Ci poczuć coś niezwykłego, gdy widzisz nagiego, pięknie zbudowanego faceta, który patrzy na Ciebie pożądliwym wzrokiem. Ta część jest wzrokowo-kinestetyczna. Oznacza to, że obiera informacje drogą wzroku (widzisz atrakcyjnego faceta) i reaguje kinestetycznie (czujesz podniecienie). Jej celem jest danie Ci przyjemności fizycznej. Ta część uważa, że po to właśnie żyjesz - by sprawiać sobie przyjemność zmysłową! (nazywa się to hedonizmem).

Druga to część społeczna. Wdrukowali nam ją głównie nasi hetero-rodzice, jak również TV, filmy i wszelkie objawy kultury masowej. Część ta mówi Ci: "Masz być wierny, uprawiać seks tylko z jedną osobą, jej masz się oddać całkowicie, nie wolno Ci myśleć o innych facetach etc." Ta część jest głównie słuchowa, co w praktyce oznacza, że produkuje Ci dialog wewnętrzny. Czy przyjemny czy też nieprzyjemny - zależy od tego, KTO Ci go wdrukował. Jeśli miałeś matkę, która robiła awantury Twojemu tacie, że ogląda się za innymi, to właśnie jej głosem będzie przemawiała Twoja część społeczna. To, czy jesteś zgodny z tym głosem, czy spolaryzowany względem niego, to inna bajka. Część społeczna zawstydza, ochładza, tamuje. Ma w tym cel i wierz mi - nie głupi - chce Cię uchoronić przed 1) opinią kurwy, 2) chorobami wenerycznymi, 3) dać Ci życiową stabilność, poczucie pewności i bezpieczeństwa - co daje stały związek z kimś.

I tu, Drodzy Panowie, zaczyna się jazda między tymi dwoma sprzecznościami. Przejrzałem swoje związki, bacznie obserwowałem cudze. I wiem jedno - zawsze, gdy zaspokoisz jedną część, druga zacznie dawać o sobie znak.

Zauważ - są Geje, którzy bardziej utożsamiają się z częścią biologiczną (zapraszam na czaterię), są też tacy, którzy utożsamiają się bardziej z częścią społeczną. Który wybór jest lepszy? ŻADEN. Póki te dwie części nie potrafią się dogadać ze sobą - każdy jeden wybór będzie porażką. Bo gdy go dokonasz, strona przeciwna da Ci popalić.

Gdy ruchasz się na potęgę, może Ci brakować bliskości, poczucia stabilności życiowej, bezpieczeństwa.

Gdy jesteś w kimś w stałym związku - może Ci brakować przygód, zdobywania, energii seksu w najczystszej postaci.

Uważam, że to zbyt ważna sprawa, by ją ignorować. Tak, jak nie chcesz na łożu śmierci mieć uczucia, że całe życie ruchałeś i nigdy nie kochałeś, tak samo możesz nie chcieć mieć uczucia, że całe życie kochałeś, ale nigdy nie ruchałeś.

Oczywiście, że w Twojej obecnej perspektywy taki konflikt może wydawać Ci się nieprawodpodobny. Jeśli jesteś ruchaczem sportowcem i siedzisz na necie, by "łowić dupy", poczekaj, aż się do kogoś emocjonalnie przywiążesz, a ta osoba odejdzie. A gdy jesteś bardziej połączony z częścią społeczną - zakochaj się w kimś, kto nie będzie chciał się z Tobą ruchać za żadne skarby.

Efekt murowany.

Jakie masz wyjścia?

Są 3 wyjścia z tego konfliktu. Sam zadecydujesz, z którym na chwilę obecną wyborem będziesz czuł się najlepiej.

1. Utożsamić się z częścią biologiczną, a część społeczną wywalić.

Korzystasz ze swojej cielesności i seksualności w 100%. Zero zobowiązań, liczy się proces potęgowania przyjemności seksualnej. To potrafi być nieprawodopodobnie przyjemne, gdy widzisz przed sobą pięknie wyrzeźbione ciało i słyszysz jego jęki, czując, jak coraz większa przyjemność kumuluje się w Twojej czakrze seksu, by wybuchnąć, tak błogo kurcząc się i rozkurczając. Ludzie, dlaczego nie? Tak działamy, tak jesteśmy skonstruowani. Wyjebując część społeczną, pozbawiasz się poczucia wstydu i winy. Po chuj Ci one? Potrafisz się rozebrać przed kimś, kogo znasz 10 minut, i robić z nim takie rzeczy, jakie widziałeś na najlepszych pornolach - bez żadnego skrępowania, czysto hedonistycznie, narkotycznie, w transie. Masz wtedy dziką satysfakcję, że oto Ty, megaatrakcyjny samiec, zdobyłeś świeże ciacho i go obracasz - bez oporu, bez wstydu. Jest w tym tyle męskiej energii, że aż brak słów. Zdobywasz trofeum. Masz w głowie film, w którym potrafisz przekonać atrakcyjnego faceta do seksu podczas picia kawy. Wiesz, jak to buduje koncepcję Twojej atrakcyjności? Wiesz, jak to dmucha Twoje ego? Ile wypływa z tego gęstej, samczej dumy? Masz przygody, masz dreszcz adrenaliny, masz niebezpieczeństwo, które sprawia, że czujesz, że żyjesz.

Czyżby więc ta pierwsza opcja była aż taka atrakcyjna i pozbawiona wad? Niekoniecznie! Sam dobrze wiesz - nawet, jeśli nie z autopsji - że tego typu przygody kończą się w momencie wytrysku. Że na koniec pozostaje wam tylko dopicie kawy i chłodne pożegnanie, by wrócić potem do pustego mieszkania. Że idąc tą drogą będziesz musiał się zmierzyć z perfidną myślą, że tak naprawdę dla nikogo nic specjalnego nie znaczyłeś i nie znaczysz.

2. Utożsamić się z częścią społeczną, a wywalić część seksualną.

Scenariusz rodem z romantycznej komedii. Oto on cnotliwie czeka na księcia z bajki. Nigdy nic z nikim, no może jako nastolatek pod prysznicem z kolegą, ale tak generalnie to oszczędza się dla kogoś wyjątkowego. Potem działa efekt oczekiwania - zjawia się ktoś, z kogo robi on kogoś wyjątkowego. Są zakochani, pieprzą się, jak dwa króliki, świata poza sobą nie widzą. Love story, które każdy zna choćby z telewizji. Tworzą się fantastyczne uczucia i emocje - przywiązanie, oddanie, troska, wdzięczność, radość, spokój, pewność. Dwa gołąbki siedzące w swoim małym, przytulnym gniazdku, które nawzajem się iskają. Jedno dba o drugiego, robi mu masaże pleców, razem się kąpią, śpią, gotują, robią zakupy. Wspierają się nazwajem, będąc sobie wdzięczni za to, że są (epickie "Dziękuję, że jesteś"). I jest tu sporo miejsca na kizianie, mazianie, buziaczki, pierdzenie pod wspólną kołdrą, opiekuńczość i wiele, wiele więcej.

Czy zatem ten sceariusz nie jest w ogóle pozbawiony wad? Niestety - życie to nie bajka i nie da się tutaj postawić jakże eleganckiego "I żyli długo i szczęśliwie" na koniec. Dlaczego? Bo bajka się kończy, a życie trwa dalej. Pewnego dnia płomień seksu się wypala. Jesteście do siebie przywiązani, oczywiście, choć do waszych głów wkradają się niepostrzeżenie myśli o innych facetach. I ich chujach, o ich mięśniach. I o tych wszystkich podbojach seksualnych, do których nigdy nie dojdzie - bo przecież jesteście już razem aż do śmierci, prawda? On się Tobą już tak nie interesuje, jak kiedyś. Nie mówi Ci już z zachwytem: "Boże, on jest taki duży. Jak on się we mnie zmieści?". Energia seksualna opada. Seks, kiedyś tak pożądany, teraz jest banałem. Swojego partnera masz na wyciągięcie chuja - no chyba, że akurat boli go dziś głowa... Chociaż... czy to ostatnio nie dzieje się zbyt często? - zadajesz sobie pytanie... I pada w końcu mistrzowskie: "A może to ze mną jest coś nie tak?". I zaczyna się wyścig zbrojeń. Siłownie, kosmetyki, prężenie muskułów - aby desperacko dostać potwierdzenie od partnera: "Tak, nadal jesteś atrakcyjny - pomimo upływu czasu..." Mała reanimacja za pomocą pornola - tak, oni tam się nieźle bawią. Widzisz te wszystkie majestatyczne wytryski w zwilnionym tępie. Słyszysz te głębokie westchnięcia. Widzsz tych nagich facetów, którzy naprawdę czują, że są atrakcyjni... A wy? ... A Ty? Czy nadal jesteś atakcyjny? Jakie masz na to dowody...? On dziś znów obejrzał się za innym na ulicy. A Ty czujesz, że Twoje akcje spadają. Z zazdrością patrzysz na nowego współlokatora. Tak cudownie wyciska hantle. On też na Ciebie patrzy. Twój partner - na was obu. I wszyscy myślą o tym samym... ale nic z tego. Musicie być sobie wierni aż do śmierci, więc wszelkie brudne myśli należy wyrzucić z siebie. To jest przecież złoooooooo... Może coś byś chciał, ale jesteś związany...

Zanim przejdziemy do jakże kontrowersyjnej i nie mieszczącej się jeszcze w głowie koncepcji nr 3 - porównajmy oba pomysły, które dotychczas omówiliśmy. Każdy z nich zawiera coś, czego nie ma ten drugi.

Opcja nr 1 - seksualna

Zalety:
- wolność, swoboda,
- mnóstwo przyjemności,
- poczcie, że jest się bardzo atrakcyjnym,
- dreszczyk adrenaliny, przygody, zdobywanie,

Wady:
- samotność,
- poczucie, że dla nikogo nic się nie znaczy,
- pustka życiowa,
- niepewność,

Opcja nr 2 - społeczna (romantyczna)

Zalety:
- zakochanie,
- poczucie bycia kimś wyjątkowym dla kogoś,
- bezpieczeństwo, stabilizacja życiowa,
- opieka, troska ze strony partnera,

Wady:
- nuda,
- wypalenie,
- poczucie, że jest się nieatrakcyjnym,
- uczucie bycia, zamkniętym w klatce, związanym... cóż za wymowna dwuznaczność!

Jakież więc operacje można wykonać na swoich energiach, aby spotęgować korzyści i wyeliminować wady...?

3. Naucz się oddzielać seks od miłości.

Czy uprawianie z kimś seksu oznacza, że się tego kogoś kocha? Czy kochanie kogoś oznacza, że od razu uprawia się z nim seks? Nie, ponieważ energia seksualna i energia serca (czyli miłości również) to dwie różne sprawy.

Energia seksualna chce zdobywać, przeżywać przygody, potwierdzać swoją atrakcyjność. Jest egoistyczna, zmienna i krótkotrwała. Może się nagle pojawić i nagle - wiadomo w jakim momencie - przemija. Potrafi być burzliwa i intensywna. Odpowiada nie tylko za seks, ale też za np. zdobywanie nowych gażetów, bawienie się nimi, jak zabawakami, a następnie porzucaniem ich (po tym poznasz osobę seksualną - ciągle poluje na nowe komórki, auta, ciuchy etc. - musi zdobywać trofea)

Energia serca jest stała i niezmienna. Trwa cały czas. Nie można nie kochać - moża to tylko robić na wiele różnych sposobów. Energia serca przywiązuje do kogoś, pozwala Ci być wdzięcznym drugiej osobie za to, że jest. Jest bardzo altruistyczna, choć to tylko pogląd umysłu na tę sprawę (nie ma altruizumu ani egoizmu dla serca, bo wszystko jest Jednością - dawanie i branie to to samo, bo zawsze dajesz i dostajesz jednocześnie). Mówi się, że niektórzy są bardzo serdeczni - to oznacza, że mają otwartą czakrę serca.

Do stworzenia cudownego związku pełnego najlepszych uczuć, nie potrzebuejsz w ogóle energii seksualnej - wystarczy energia serca. Tak się tworzą przyjaźnie, tak się ludzie do siebie przywiązują i tęsknią za sobą. A energia seksualna - w przypadku mężczyzn - idzie z jąder, nie z serca. Stąd też możemy się z kimś ruchać i nie czuć do tej osoby żadnych specjalnych uczuć.

Dwa świat. Ruchać bez serca. Kochać bez jaj.

Jednak w trakcie swojego życia nieźle namotaliśmy. Jedna energia pomieszała nam sie z drugą - na wiele róznych sposobów, w różnych proporcjach. Mówimy, że nie umiemy się pieprzyć z kimś, do kogo nic nie czujemy. A co, jeśli czujesz do kogoś pociąg fizyczny? Też nie umiesz? To przecież COŚ, jakieś uczucie, co nie?

Aby zobrazować Ci opcję nr 3 i zrobić to w naprawdę bezpieczny sposób, posłużę się hisotorią Adama i Krzyśka. Poznali się jak wszyscy - przez internet. Scenariusz potoczył się tak, jak to opisałem w opcji nr 2. Zakochanie, przywiązanie, opad energii seksualnej, frustracja, pustka. Wtedy, w krytycznym momencie, wprowadził się do ich mieszkania przystojny współlokator - Michał. Oboje patrzyli na niego z błyskiem w oku. Miał fantastyczną klatę, na którą obaj zerkali - niby przypadkiem - gdy wpadał bez koszulki do kuchni nalać sobie mleka.

To zrodziło w Adamie i Krzyśku ogromną frsutrację i zazdrość. Zdali sobie sprawę bowiem, że mimo, iż nadal się kochają, to nie czują już względem siebie takie pożądania, jakie czuli w tamtej chwili do Michała.

Pewnej nocy Adam nie wytrzymał i przyznał się Krzyśkowi, jak wygląda sprawa. Że widział przez przypadek Michała, jak wychodził spod prysznica, i że obraz jego wielgachnego penisa wyrył mu się na siatkówce. Że nic z tym nie poradzi, rozkłada ręce. Zapewniał: "Nadal kocham Cię całym sercem... (sercem!), choć na myśl o Michale krew odpływa mi od mózgu". Tłumaczył Krzyśkowi, że to wcale nie oznacza, że jest on dla niego nieatrakcyjny... że nadal w jakiś sposób go pociąga...

99,99% osób, które usłyszałoby coś takiego od swoich życiowych partnerów, załamałoby się.

Co zrobił Krzysiek?

Uśmiechnął się tylko. Powiedział: "Zrób to". Te dwa słowa były prosto z serca. Szczere i prawdziwe. Wtedy zrozumiałem w pełni, że tylko osoba, która naprawdę kocha, mogłaby pozowlić swojemu partnerowi przelecieć kogoś innego. Że jak? Że tak - że prymitywny, plemienny koncept "mój partner to moja własność" przeszedł w ich związku do lamusa. Że oto jesteś wolnym człowiekiem. Że nie muszę Cię trzymać na siłę, bo i tak jesteśmy nierozweralnie związani ze sobą - na wieki wieków - sercem. Że szczęście partnera jest moim szczęściem - nawet, jeśli to oznacza, że przeleci kogoś innego.

Adam nie mógł uwierzyć. Spodziewał się, że dostanie ochrzan, że Krzysiek odejdzie, trzaśnie drzwiami i był na to gotowy. A tu... po prostu "Zrób to".

- Co?
- Prześpij się z nim...
- Nie będziesz zazdrosny...?
- Będę. I będę też z Ciebie dumny... - odparł Krzysiek.

Zapadła cisza. Prawie godzinę Adam siedział w osłupieniu. Panował spokój. W końcu Adam powiedział:

- Nie zrobię tego...

A po chwili dodał:

- Zrobimy to razem!

I ta, jakże społecznie niedopuszczalna myśl, stała się dla nich wybawieniem. Zrozumieli, że seks to nie miłość, że miłość to nie seks. Że bez względu na to, w kim jest teraz Twój chuj, o wiele ważniejsze jest to, przy kim jest teraz Twoje serce.

Zalała ich nieprawdopdobna satysfakcja, że te poplątane energie udało się tak elegancko rozgraniczyć.

Zanim to zrobili, najpierw uzgodnili szczegóły - co dokładnie zamierzają zrobić z Michałem, gdy go dorwą w swoje ręce. Wiedzieli już, że cokolwiek, co na oboje się zgodzą, jest ok. Planowali to tak, jak z miłością zakochani planują wspólne mieszkanie czy wakacje. I wiesz, co było najciekawsze? Zgodzili się, że mogą zrobić Michałowi loda, że on może zrobić loda im, że mogą pozwolić sobie na anal, pociąg itd. Oczywiście wszystko bezpiecznie, w gumie. Ale nie jedno - nie chcieli się z nim całować. "To było by najgorsze, jak największa zdrada" - stwierdzili. Chcieli się całować tylko ze sobą.

Zrobili to.

Nie wiem, jak dokładnie przekonali Michała do tego, ale za to spytałem, co działo się w ich głowach, gdy to robili. Krzysiek, tak, jak mówił, z dumą podziwiał, jak Adam rżnął przystojnego Michała. Nie sądził, że jego chłopak jest w stanie zdobyć takie ciacho. Czerpał z jego radości, wiedział, że ma bardzo atrakcyjnego chłopaka. Dopingował im! Czuł się tak, jakby wiedział, że wszyscy jesteśmy Jednością na którymś poziome i czyiś orgazm jest moim, a mój orgazm jest orgazmem każdego Geja na świecie. Z kolei Adam, po miesiącach wątpliwości, poczuł ponownie, że jest atrakcyjny. Bez względu na to, w jakich konfiguracjach to robili, kto w kogo wchodził i jak - to, co było problemem, stało się roziązaniem. Adam z Krzyśkiem pocałowali się po tym seksie tak namiętnie, jak podobno nie czynili już od miesięcy. A co z Michałem? Po jakimś czasie znudzili się nim - bo taka jest nautra energii seksualnej. Przychodzi i znika po wyładowaniu. A miłość, która płynie z serca, trwa na zawsze. Dlatego ich związek przetrwał.

***

Społeczeństwo dyktuje nam normy. W którymś momencie uznajemy je za własne. Gdy je łamiemy, czujemy wstyd i mamy poczucie winy. Niektórzy z nas mówią tak, jakby te normy były prawdziwe. A nie są. To zbiorowe halucynacje. Są tylko niepisaną umową. Umową, która w pewnych sytuacjach zapewnia nam bezpieczeństwo, a w innych - ogranicza nas. Umową, która niekoniecznie musi mieć mądre warunki. Kto powiedział, że całe społeczeństwa się nie mylą? Mylą! 99% Niemców popierało Hitlera. Być może również popieranie np. absolutnej monogamii jest równie ślepą uliczą w ewolucji?

Są kultury, gdzie faceci mają haremy pełne żon. To u nich normalne. Facet na którymś poziomie swojego biologicznego istnienia (na poziomie jaj) czuje potrzebę potwierdzania swojej atrakcyjności seksualnej - ciągle zdobywając kogoś nowego. Na poziomie serca czuje jednak chęć stworzenia bliskiej relacji.

Jak to wszystko pogodzić ze sobą, jeśli społeczeństwo dyktuje nam sztywne normy? ... że możemy uprawiać seks tylko z osobą, którą kochamy? A co, jeśli obie nasze, jakże ważne, energie - seksualna i serca - zaczną dyktować swoje warunki?

Przeraża mnie perspektywa bycia zaliczaczem. Ruchania bez serca obcych ludzi, by zostać tylko narzędziem do masturbacji w ich rękach. By miarą mojego życia byli tylko faceci, których przeleciałem. Czułbym się jak w sklepie mięsnym.

Przeraża mnie też celibat do końca życia, będąc zamkniętym w złotej klatce zwanej "szczęśliwym związkiem". Partner, który obsesyjnie żąda ode mnie bycia wiernym, bo jego umysł - przepełniony lękami - stawia mi ograniczenia i przeszkadza poczuć swojemu sercu zaufanie. Partner, który nic z siebie nie daje, bo myśli, że nie ma konkurencji. Przeraża mnie, że będąc z kimś, kto mnie kocha, poczuję pociąg do kogoś innego i to wszyscy zniszczy - bo takie warunki stawiamy naszym relacjom.

Prawdziwa miłość nie stawia warunków.

Serce tego nie potrafi. Serce ufa, akceptuje wszystko, co jest - bezwarunkowo.

Tylko umysł, który się boi, stawia warunki. Bo myśli, że seks z kimś innym może rozjebać coś, co jest absolutnie niezniszczalne - związek dwóch serc.

Ja już nie mam wątpliwości. Mogą się rozstać tylko umysły, które stawiają sobie wzajemnie warunki. Serca nie mogą się rozstać nigdy.

Umysł (i społeczeństwo, które go zaprogramowało) nie wie wszystkiego. Prócz niego mamy też serca i jaja. I każda z tych cześci domaga sie swojego. Każda z nich wie coś, czego nie wie pozostała. Jesteśmy naprawdę złożoną kolonią komórek, konglomeratem nieraz sprzecznych pragnień - dlatego wymagamy nieraz nietypowych rozwiązań. Stawianie sobie ograniczeń, które wynika tylko z obaw podsycachych głupimi filmami tworzonymi w głowie, nie jest dla mnie sposbem na odnalezienie spełnienia. Za to dawanie Wolności - sobie i innym - tak.

Wierzę, że właśnie tak można rozpoznać prawdziwą miłość. Że każdy robi to, na co ma ochotę, a i tak wszystko jest ok.

Wierzę też w to, że możemy osiągnąć pełną satysfakcję na każdym poziomie. Że możemy mieć absolutnie cudowny seks, kochać się a umysł może tam podpowiadać, jak to wszystko zorganizować, osiągać i podtrzymywać. Cokolwiek to znaczy.

Gejowskie związki są nietrwałe, bo stawiamy sobie warunki, zamiast akceptować przepływ naszych energii. Walcząc z energiami, tamujemy je. Z rwącej, czystej rzeki, zmieniamy się w zgniły, zapadły staw porośnięty rabarbarem. Pozwól przepłynąć temu, co niesie życie, zamiast usilnie próbować to zatrzymać to, co najlepsze, lub tamować nadpływające kłopoty - bo z nimi zostaniesz.

To się nazywa flow. Korzystaj.

czwartek, 2 lipca 2009

Metafory seksu - czyli jak można myśleć o seksie?

Gdy pomyślę o ilości konfiguracji, w jakich facet z facetem mogą uprawiać seks, to aż robi mi się miło, że urodziłem się Gejem :) Kobieta hetero może tylko w zasadzie leżeć i nara, nigdy się nie dowie, jakie to fantastyczne uczucie kogoś przelecieć, po męsku kogoś zdobyć i - za przeproszeniem - wyjebać aż mu się uszy będą trzęsły. Z kolei facet hetero nigdy nie poczuje, jak to fajnie być przeleconym, jak to jest ... się przed kimś otworzyć ;-) , oddać się komuś w całości. I choć pewnie powiesz, że moje przemyślenia są dość oryginalne, ale heterycki seks jest totalnie atawistyczny - uprawiają seks, by się mnożyć. Jak zwierzęta :P

Seks to jedno z paliw, jakimi napędzana jest nasza kultura - również kultura gejowska. Warto więc na moment pomedytować nad tym, jak o seksie myśleć, by czerpać z niego jeszcze więcej satysfakcji.

Zaobserwowałem kilka fajnych stylów myślenia o seksie, których używają Geje, by w kontekst łóżka przenosić zasady i wartości z innych światów. Żaden z tych stylów myślenia (metafor) nie jest ani dobry, ani zły - jest po prostu użyteczny. I - co najważniejsze - możesz zmieniać swoje myślenie o seksie, by uzyskiwać w tej dziedzinie zupełnie nowe rezultaty.

Zanim jednak przejdziemy do omówienia metafor - chciałbym Ci zdradzić w tajemnicy, że trochę obawiałem się tego tematu. Oto bowiem pisarska fantazja łączy się z tak wrażliwym i emocjonującym tematem, jakim jest seks. Co z tego wyszło..? Strach się bać, ale ciekawość jest i tak większa :)

Zatem seks jest jak... co?

Seks jak sport.

Znasz to? Metafora ta obowiązuje chyba od starożytnej Grecji. Kiedyś goście nacierali się olejkami i uprawiali zapasy, by potem przelecieć przegranego. Dziś wygląda to nieco inaczej. Jest sobie paker, ma foto strzelone z koma w lusterku, najlepiej pod prysznicem, ciałko umięśnione, ogolone. Od razu widać, że chuj jest dla niego jak sztanga; pchanie, niczym wyciskanie hantli. Hehe, choć to, co piszę, brzmi pewnie nieco sarkastycznie, uważam, że myślenie o seksie, jak o sporcie, otwiera całkiem interesujące możliwości. Pomyśl: bijecie razem rekordy, ociekając potem i ćwicząc jednocześnie mięśnie pośladków; robicie razem parę rundek, pchacie młotem (loool :) i takie tam.

Ten dość kontaktowy sport ma dwa warianty. Pierwszy - gdy współpracujecie, by razem osiągnąć metę (ja np. w kajakarstwie) lub gdy rywalizujecie, by stanąć wyżej na podium (jak np. w zapasach). Zauważ, że oba te warianty mogą dać interesujące rezultaty w seksie. Począwszy od idealnej współpracy, skończywszy na gwałcie i porzuceniu w rowie (zwycięzca pokonuje przegranego:)

Oczywiście myślenie o seksie w taki sposób ma tez kilka minusów - przede wszystkim jest to seks czysto techniczny, bezduszny, gdzie nie ma miejsca na czułości i gdzie liczą się tylko wyniki: jak najwięcej, jak najdłużej, jak najbardziej. Trzeba też liczyć się, że Twój kolega może też mieć kogoś innego na ławce rezerwowych, używać dopingu albo łamać reguły gry. Ten styl jest natomiast świetny, jeśli chcesz się z kimś spotkać raz i raczej się do niego nie przywiązywać. Możesz też go stosować, gdy jesteś w związku i znudziło wam się to, co robiliście do tej pory - ot, dla fun'u.

Kogoś, kto myśli o seksie, jak o sporcie, dość łatwo rozpoznać po języku, jakim używa: mówi o seksie czysto technicznie, opisując jego mechanizmy, koncentrując się na osiągnięciach, wynikach, rankingach (kto lepszy itd.). Zupełnie, jakby studiował atlas anatomii lub był po wykładzie z fizjologii człowieka.

Seks jak uczta.

To bardzo smaczna metafora seksu, której ludzie używają równie często, jak poprzedniej. Często słyszy się "ale ciacho, chętnie bym go schrupał" albo "zjadłbym Cię" itd. Podobnie, jak poprzednia metafora - ta również aktywuje ośrodek nagrody w mózgu. W seksie kulinarnym osoby traktują się, jak pyszne danie ("mój Ty baleronku, moja truskaweczko" :) Najpierw danie to trzeba odpowiednio przyrządzić (widzisz już tą bitą śmietanę na jego... ekhm:), odpowiednio zarumienić, by była smaczna i zdrowa. A potem naturalnie zjeść. Należy też na końcu polać ofiarę sosem, by smakowała jeszcze lepiej :)

I jest w tej metaforze coś ze sztuki, bo przecież gotowanie jest prawdziwą sztuką - jak najbardziej użytkową. I podobnie, jak w seksie - jej efekty często lądują w naszych ustach :)

Kiedyś opublikowano badania, że faceci jedzą w podobny sposób, jak się kochają. Możesz więc obserwując gościa w restauracji odkryć, jak uprawia seks. Jeśli wpierdala szybko, byle jak, byle co - to komentarza nie wymaga. Jeśli natomiast delektuje się posiłkiem, każdy kęs powoli żuje w ustach, to wróży ciekawą przygodę :)

Seks potraktowany jak wspólna uczta może być wręcz rytuałem czy obrzędem - ma swoje reguły, kolejność, porę dnia (lub nocy). Będą tam pewne rzeczy, które wypada i których nie wypada robić. I błagam - zróbcie to szarmancko, z kulturą, Panowie, a nie jak świnie przy korycie :)

Metafora ta jest doskonała dla ludzi, którzy są w związku - jest zarówno wyrafinowana, jak i wyszukana.

Seks jak polowanie.

Wersja dla odważnych, bo nieco brutalna. Kochanka traktujesz, jak zwierzynę, którą trzeba upolować. Oczywiście najpierw się ona ukrywa, broni, ale w końcu łapiesz ją w pościgu a potem delikatnie wgryzasz się w jej gardło, niczym lew sarence, pokazujesz, kto tu rządzi, kto jest górą. Oczywiście zwierzyna się wyrywa, więc Twoim zadaniem jest ją ujarzmić i zrobić jej dobrze pomimo braku chęci współpracy z jej strony. Zwierzyna jest ujarzmiona dopiero wtedy, gdy jest już totalnie zmęczona, pada na kolana i błaga o litość :) Oczywiście im bardziej się wyrywa podczas prób ujarzmienia jej, tym większe atrakcje nas czekają i tym większa potem satysfakcja, gdy już dojdzie do soczystego i spektakularnego zagryzienia jej:)

Proponuję też, by potem zamienić się rolami buhahaha. Bycie ofiarą też może być fajne :) I oczywiście apeluję o zdrowy rozsądek - niech to wszystko będzie ujęte w nawias dobrej zabawy, żebym potem w gazetach nie czytał, że jakiś facet zagryzł drugiego w łóżku, bo wziął sobie moje słowa za bardzo na poważnie:)

Seks jak taniec.

Gdy łóżko staje się Waszym parkietem, Wy tancerzami, seks jest tańcem a muzyka wyznacza tempo i puls waszej rozgrzanej do białości krwi. Tańcząc, jesteśmy w transie. Zapominamy o świecie, skupiamy się na powtarzalnych ruchach ciała, odlatując gdzieś daleko umysłem. Podobnie tutaj. W tego typu seksie finał nie jest aż tak ważny, jak proces - tulenie się, przybliżanie i oddalanie, harmonia ciała, wspólne tempo i rytm, lizanie się, dotykanie. Nie ma tu miejsca na rozmowy, na ustalanie szczegółów czy rytualizację - jak w metaforze kulinarnej - tu chodzi o 100%-owy spontan, zapomnienie. Nawet, gdy oboje osiągnęli już szczyt, tańczą nadal, zupełnie, jakby nic się nie wydarzyło, wzajemnie nasiąkając swoimi wydzielinami. Chodzi o rytm, nie finały. Na dyskotece nie ma finałów - wszyscy tańczą, aż opadną z sił i zasną gdzieś pod stolikiem.

Czy takie coś można zaplanować? Sądzę, że tak, ale to nie ma sensu - po prostu idziesz na żywioł. Warto mieć tutaj zaufanego, sprawdzonego partnera, bo poniekąd wyłączasz umysł, a więc różnie może być.

Seks jak akcja ratunkowa.

Pełen odlot :) Gdy ktoś nagle znajdzie się w ciężkim stanie - potrzebuje pomocy. I oto przybywa przystojny pan ratownik. Heroicznie rozdziera kamizelkę ratunkową i robi nieprzytomnemu usta-usta. On wciąż jednak osuwa się bezwiednie na poduszkę. Wtedy ratownik wyciąga swój nowoczesny sprzęt i reanimuje go - aż do utraty tchu. Nie zważa na nic, na siebie i na swoją przyjemność - przyjemność poszkodowanego jest najważniejsza. Trzeba zrobić wszystko, by znów miał orgazm jak zza starych, dobrych czasów :)

A potem oczywiście trzeba dać zastrzyk prosto w dupę, by wstrzyknąć mu trochę substancji odżywczych. Albo - gdy zajdzie taka konieczność - wpuścić sondę do przełyku lub odbytu, by szczegółowo zdiagnozować stan pacjenta. Taka gestro- lub kolonoskopia może bowiem uratować życie choremu i ujawnić szczegóły, które będą przydatne w celu postawienia ostatecznego rozpoznania i dalszego toku intensywnej terapii. A terapię trzeba oczywiście przeprowadzać regularnie i bardzo, bardzo intensywnie :)

Seks w stylu medycznym! Tego jeszcze nie grali, co nie? :) Już wiesz, skąd w heteryckim świecie biorą się dzikie fantazje o seksownych pielęgniarkach z wielkimi strzykawkami. W świecie gejowskim brakuje nam takich archetypów, więc niech będzie to zalążek - Pan Ratownik. Wystarczy zadzwonić (czynne całą dobe) by przyjechał na sygnale i uratował Cię od samotności, smutku i masturbacji.

Seks jak korepetycje.

Oto w drzwiach pojawia się Mieciu - niesforny uczeń. Jego nauczyciel jest, poza tym, że świetnie zbudowany i pociągający, oczywiście bardzo surowy i wymagający. Dziś będzie uczył go przyjemności - w czym naturalnie ma doktorat. Zadaniem Miecia jest uważne słuchanie i wykonywanie poleceń swojego nauczyciela - bo, jak nie to... pała :)

Nauczyciel uczy Miecia, jak dokonywać głębokich ANALiz, jak rozkładać się na pierwiastki i na łóżku, szukać wspólnego mianownika, konstruować trójkąty rozwartokątne itd. Mieciu jest ambitny i bierze sobie do serca i do buzi wszystkie wskazówki nauczyciela. Na koniec semestru bowiem Miecia czeka bardzo surowy egzamin ustny (i nie tylko ustny) z materiału, który został wyłożony. Mieciu musi mieć piątkę z różnych przedmiotów, takich, jak [tutaj wstaw najbardziej wyuzdane nazwy czynności seksualnych, jakie przychodzą Ci do głowy]. Sesja ma być długa i męcząca, ale czego się nie robi dla dobrych ocen :)

Poza oczywiście elementem śmieszności, jaki posiada ta metafora, ma ona też swoje drugie dno - dzięki niej możesz uczyć się, jak sprawiać swojemu facetowi przyjemność tak, by oceniał Cię jeszcze lepiej, niż dotychczas. Stajesz się profesjonalistą, zdobywając kolejne stopnie wtajemniczenia. Partnera traktujesz, jak Twojego nauczyciela w dziedzinie jego przyjemności. Może być ciekawie. Metafora dobra dla stałego związku - by obie strony mogły się uczyć, jak być lepszym w te klocki.

***

Czy to wszystko? Oczywiście, że nie. Miałem niezły ubaw, pisząc ten tekst. A Twoja wyobraźnia nie ma granic, zatem działaj - twórz własne metafory i baw się :)

środa, 17 czerwca 2009

Największy gejowski mit - "Geje myślą tylko o seksie"

Wg jakiejś tam zapomnianej mitologii, żył kiedyś król o imieniu Pigmalion (uroczo, prawda?). Pigmalion, prócz dzierżenia insygnii królewskich, uwielbiał rzeźbić. Pewnego dnia naszła go wena i wyrzeźbił z marmuru piękną kobietę (lub faceta - to mit w wersji gejowskiej). Była ona tak porażająco piękna, że się w niej zakochał. To oczywiście doprowadziło go do depresji, bowiem wyrzeźbiona panna, mówiąc metaforycznie i dosłownie, miała serce z kamienia i była chłodna, jak głaz.

Bogowie, widząc rozpacz Pigmaliona, postanowili ożywić posąg kobiety, by król mógł zaznać smaku prawdziwej miłości. Potem naturalnie żyli długo i szczęśliwie. Czy to nie romantyczne?

Opowieść ta jest metaforą tzw. zjawiska samospełniającej się wyroczni - czasem zwanego też właśnie efektem Pigmaliona. Zjawisko to polega na tym, że zazwyczaj dostajemy to, czego się spodziewamy. Zakładając z góry, jakie będą efekty np. naszej komunikacji z szefem w sprawie podwyżki, tworzymy rezultaty. Gdy pracownik idzie do przełożonego z zaciśniętymi zębami i z myślami w stylu "Pewnie mi skurwiel nie da, więc idę się tylko upewnić, że jest skurwielem" - szef na nieświadomym poziomie wyłapie, co myśli o nim pracownik, i odeśle go z kwitkiem. Bo niby dlaczego miałby mu płacić, jeśli delikwent tak o nim myśli?

Fakt, że nasze losy kształtują się zgodnie z tym, co sądzimy, że się wydarzy, burzy niektórym krew w żyłach. Z jednej strony jest to cholernie wyzwalające - "oczekuj najlepszego" to dobra rada w tym momencie - z drugiej mało kto chce przyznać, że wszystkie te porażki, które ma na koncie, są jego autorstwa. Niemniej jak inaczej można się uczyć, jeśli nie bierze się odpowiedzialności za swoje porażki?

Przejdźmy jednak do sedna, a więc do totalnie fałszywego, zubażającego myślenia, że "geje myślą tylko o seksie".

Ten okrutny stereotyp powstał wieki temu. W każdym społeczeństwie Geje tworzyli undergroundowe struktury - kluby, sauny etc. - w których się spotykali. W czasach, gdy homoseksualizm był takim tabu, że nawet nikomu nie przyszło na myśli, by ten temat wywlekać publicznie (prawie, jak dziś), Geje żyli w wiecznym strachu. Spotykając się z facetami, ryzykowali swój status, reputację, posady, czasem nawet życie. W takich warunkach nie było mowy o stworzeniu żadnej stałej relacji opartej na uczuciach. Pewnie zdarzały się zakochania i to nieraz. Niemniej przeciętny Gej tak silnie był zdominowany głosem społecznym (czyli Matrixem), że wybijał sobie z głowy marzenia o wspólnym mieszkaniu z facetem. Uciekał więc po nocach od żony i dzieci, by bzyknąć jakiegoś kolesia w bardzo romantycznych miejscach, jak nieczynne fabryki czy podziemne przejścia.

Myślisz, że to było dawno?

Jeszcze zza komuny takie coś było - powiedzmy - normalką. Pomyśl - nie było Internetu i komórek. Anonse towarzyskie Geje pisali na ścianach szaletów miejskich, o której chcieliby się spotkać. Oczywiście był to sport dla tych bardziej odważnych zawodników, bo Ci z tzw. dobrych domów siedzieli na tyłku i wybijali sobie z głowy myśli o nagich facetach.

Dziś czasy się zmieniły. Za sprawą potęgi Internetu coraz więcej osób decyduje się założyć profil i poszukać swojej drugiej połówki. Oczywiście, że pierwsi, którzy to zrobili, to sportowcy, którzy szukają na raz, góra dwa - stąd wrażenie, że jest ich tak wielu. Przynajmniej takie wrażenie było kilka lat temu, gdy 90% anonsów miał w temacie "sex", a nawet, jeśli nie miał, to i tak o seks chodziło.

Ja jednak zawsze w głębi serca wierzyłem, że sprowadzanie relacji męsko-męskich tylko do seksu jest objawem lęku - lęku, przed stworzeniem związku i trudną walką o utrzymanie go w naszym dość konserwatywnym społeczeństwie. Umawianie się na seks jest też często nieudolnym wrażaniem potrzeby bliskości. Ktoś mówi, że chce na seks, a w głębi siebie nawet nie potrafi się przyznać przed sobą, że chciałby po prostu się przytulić. Bo to takie "niemęskie", co nie?

Niemniej - jak to bywa z ludźmi - odświeżanie mózgu idzie im nieco gorzej niż odświeżanie powietrza w kiblu czy okienek Windowsa. Dlatego zubażający stereotyp pt. "Geje myślą tylko o seksie" nadal - niestety - jest podtrzymywany przez sporą rzeszę sfrustrowanych, zgnuśniałych kolesi. Pomyśl - do czego może prowadzić takie myślenie?

Pamiętam moment, gdy przyznałem się swojej koleżance do tego, że jestem gejem. Przyjęła do wiadomości, jednocześnie przyklejając mi łatkę "erotomana", który za wszelką cenę chce się ruchać. Nie powiedziała oczywiście tego wprost - wypływało to z jej pół śmiesznych, pół ironicznych tekstów, że ja się "dość często spotykam z facetami" itd. Oczywiście, że się spotykam dość często. I co z tego? Co to znaczy?

Co tu zaszło, uważny obserwatorze? Otóż to - efekt Pigmaliona. Spodziewała się zobaczyć erotomana napaleńca - i zobaczyła. Pozdrawiam Cię Madziu.

Mało, że takie łatki przyklejają nam heterycy - to robimy to sami sobie. Non stop przecież doszukujemy się dowodów, że inni Geje ruchają się na lewo i prawo, w każdym spojrzeniu, dotyku widzimy "coś zbereźnego". Kurwa mać - dajmy se słomy. Jesteśmy facetami i - podobnie, jak heterycy obu płci - myślimy o seksie jakieś 12489792384798 razy dziennie albo nawet więcej.

Co wcale nie znaczy, że stereotyp "Geje myślą tylko o seksie" jest prawdziwy. Zadajmy kilka mądrych pytań, aby się z tym mitem rozprawić:

Wszyscy Geje myślą tylko o seksie? Nie ma takiego, który by nie myślał?

Geje myślą tylko o seksie ... cały czas? 24 h na dobę, 7 dni w tygodniu? Wątpię! Nawet ja robię sobie 5-cio minutowe przerwy :)

Poza tym, skąd możemy wiedzieć, co myślą wszyscy Geje na świecie? Ja nie wiem, bo nie mam kryształowej kulki i nie wróżę z fusów.

A nawet, jeśli myślą o seksie - to w jaki sposób? Czy myślą o nim, jak o np. sporcie, sztuce, zabawie, sposobie wyrażania uczyć, sposobie na zmanipulowanie kogoś? Na pewno style myślenia o seksie wśród gejów różnią się diametralnie w każdym przypadku, ponieważ każdy z nas ma inne doświadczenia, wartości, przekonania etc.

Więc kurwa, zanim ktoś jebnie tekst "Geje myślą tylko o seksie" - niech puknie się w swoją czakrę umysłu - tj. w czoło - i zastanowi się 2 razy.

Prócz tego, że jesteśmy Gejami, jesteśmy też ludźmi. Mamy swoje zajęcia, stanowiska, firmy, szkoły, hobby, ulubione programy w TV, strony internetowe, pasje, sporty etc. Sprowadzanie nas do roli automatów do robienia lodów jest nawet nie tyle zubażające, co prostackie i tak wyrafinowane, jak sałatka z buraka pastewnego.

A na koniec pewna ciekawostka. Wg pewnych badań, które jakieś pół roku temu opublikował Newsweek, ponad 90% Gejów w Polsce ma przekonania konserwatywne - chcą mieć jednego partnera, stałego, bez (s)ekscesów, zdrad i przygód na boku. Zaskoczony? Bo ja nie.

To było raczej dla mnie oczywiste. Paranoja, że wszyscy się ruchają za bułkę z masłem, to efekt myślenia, które degraduje ludzi do miotanych prymitywnymi instynktami zwierzątek, dymających się surykatek. Ja już wiem, że ludzie mają więcej wymiarów, niż wymiar kutasa. O wiele więcej... Tylko czy umiesz je już dostrzec?

czwartek, 2 kwietnia 2009

Najlepszy na świecie, gejowski seks

Ocho, już widzę, jak Twoje jaja zaczynają produkować testosteron :) Oto nareszcie, po tygodniach wyczekiwań, DreamWalker pisze o seksie :)

Jak już pewnie zdążyłeś zauważyć - faceci różnią się od kobiet :) Kobiety hetero pilnują swoich picz o wiele bardziej, niż my, Geje. Jest to spowodowane nie tylko tym, że my nie będziemy musieli potem przez 9 miesięcy po seksie taszczyć brzucha, lecz również... naszymi hormonami.

Faceci, zarówno homo, jak i hetero, pierwotnie nie widzą korelacji pomiędzy seksem a uczuciami wyższymi. Dopiero potem, w miarę tzw. socjalizacji, zaczynają kumać, że pieprzenie to sposób wyrażania tychże emocji.

Jedni łapią to wcześniej, inni później.

Stąd też w branży możesz spotkać często tzw. sportowców, dla których jebanie w odbyt jest kolejną dyscypliną olimpisjką, zaraz po rzucie młotem i wyciskaniem sztangi.

Żebyśmy jednak mieli jasność - to jest okej, nie mam nic przeciwko, ponieważ nie zamierzam poświęcać nawet pół kalorii swojej energii, by to oceniać. Po prostu akceptuję fakt, że niektórym w mózgu nie połączyły się pewne ośrodki tak, jak mnie przykładowo, i zapewne trafi swój na swego.

Tak, przyznam - jebałem się bez emocji i było to takie uczucie, jakbym kąpał się w czyiś zimnych widzielinach. Czułem się, jak wibrator w czyiść rękach, przyrząd do masturbacji. Nigdy więcej, dziękuję, do widzenia. Nigdy bym nie przypuszczał, że jestem w stanie sam siebie zgwałcić i to na dodatek mentalnie (fizycznie byłoby przyjemniej, jak mniemam).

Z czasem wszyscy zaczynamy kumać, że seks jako sport, gdzie bijesz kolejne rekordy, staje się pusty i smutny, nie daje satysfakcji a nawet gorzej - potrafi przybić. Bo zamiast w jakość, idzie się w ilość.

Osobiście ani nie podnieca mnie ani nie bawi kontakt fizyczny z kimś obcym, jeśli nawet nie wiem, czy on się umył dobrze (czy w ogóle?!) ani gdzie trzymał kutasa zaraz zanim zacznie próbować wsadzać mi go w japę. A ponieważ nie chcę mieć między zębami serka feta spod napleta ani innych wydzieln czyjegoś ciała - podchodzę do sprawy inaczej.

Śmieszy mnie, że jak facet hetero wyrywa laski, to jest maczo, a jak gej wyrywa innych gejów - to jest kurwą :) Jeśli uważasz podobnie - wyjdź proszę z poziomu naklejania ludziom etykiet, jak to robią dzieci w piaskownicy, i spójrz dalej - faceci są przystosowani do częstego, szybkiego seksu. Taka już jest biologia i możesz się z tym nie zgadzać, choć myślę, że na własną niekorzyść.

Uważam też, że skoro jestem facetem i biologicznie jestem przystosowany do podniecania się w 15 sekund na widok niezłego ciacha, to dlaczego więc miałbym nie wkorzystać tego daru przyrody do sprawiania sobie przyjemności - w mądry i bezpieczny sposób, oczywiście.

Problemem było jednak to, że brak emocji w stosunku do obcych osobników, nie pozwalał mi cieszyć się seksem w pełni. Po orgaźmie zostaje gorzka pustka i najlepiej, by koleś wziął zabawki i spieprzał czym prędzej.

Zatem seks zarezerwowany jest u mnie dla gości, którzy zbudowali ze mną zajebistą relację opartą na fajnych emocjach i energiach. Nie oznacza to, że jest od razu moim facetem na resztę życia, ale nie jest też facetem, którego przez resztę życia już nigdy nie zobaczę. Czuję do niego sympatię, pociąg i wtedy mam motywację, która pozwala mi zajrzeć mu w majtki i czuć się z tym spójnie. Bo wtedy nautralnie chcę mu dać coś więcej, bo tak i już.

Zatem, co trzeba zrobić, by mieć najlepszy seks na świecie?

1. Bądź autentyczny. Pozbądź się masek i udawania kogoś, kim nie jesteś. Jest to możliwe dzięki dobrej relacji z samym sobą - wiesz, co czujesz, wiesz, co myślisz, jesteś tego świadomy i reagujesz na to z zaciekawieniem i akceptacją.

2. Gdy spotykasz kogoś i poznajesz - sprawdzasz, jakie energie są między wami. Czy czujesz serdeczność? Przyjacielskość? Czy czujesz energię seksu? - zarówno po jego, jak i Twojej stronie? Te energie mogą rozwijać się z czasem, więc go sobie dajcie - nic w pośpiechu, wszystko ma swoją dynamikę.

I tu tajemnica - jeśli czujecie między sobą fajne emocje - nic już nie musisz specjalnego robić. Po prostu wchodząc swobodnie w taką relację, wcześniej czy później dojdzie to seksu i będzie on zbudowany nie tylko na chęci zaspokojenia swojej chuci, ale też na bazie Twojej empatii i chęci wyrażenia swoich emocji względem drugiej osoby.

Seks jest bowiem naturalną konsekwencją emocji, które są między wami.

I wtedy jest to seks najlepszy z możliwych. Inne sytuacje, czyli tzw. spotykanie się na seks i jebanie, "bośmy się tak umówili", gasi emocje, które są naturalnym paliwem dla seksu, i sprawia, że staje się on mechanistyczny oraz bezduszny. Równie dobrze możesz jebać goryla, bo też ma otwór a oporu - po kilku bananach - stawiać nie powinien.

Zatem by mieć fajny seks - nie musisz stawać na głowie i klaskać pośladkami. Wystarczy Twoja autentyczność, osoba, która wejdzie z Tobą w odpowiedni kontakt, fajne emocje między wami, atmosfera i wszystko samo się stanie. I będzie to coś, do czego oboje dojrzeliście i czego oboje chcieliście.

A jeśli nie - to nie. Na siłę nic nie zrobisz, więc wyluzj podślady, bo frustracja szkodzi na nerki :)

TOP 10 miesiąca