Cofnijmy się do starożytnego Rzymu czy Grecji. Wtedy człowiek był bliżej natury, niż kiedykolwiek. Seks był czymś normalnym, pospolitym i łatwo osiągalnym. Był rozrywką, sportem. Był elementem celebracji życia. Tamci ludzie rozumieli, że rodzimy się nadzy i nagość jest całkowicie naturalna. Facet uprawiał seks z facetem dla czystej przyjemności - bez nadawania aktowi seksualnemu jakichkolwiek poważniejszych znaczeń. Na łożu leżeli dwaj przyjaciele. Kochali się miłością prosto z serca. Ich energie seksualne czasem wzmagały się i nie krępowali się, by dać sobie wzajemnie ogromny prezent - kawał ogromnej przyjemności w postaci kilku mocnych orgazmów. To było takie ekscytująco proste.
Potem pojawił się Kościół Katolicki, który powiedział: "Seks dla przyjemności to zło." I tym samym powołał zło do istnienia w umysłach ludzi. Nagle seks musiał służyć tylko prokreacji. Nagle wszyscy musieli zasłaniać swoje ciała. Krępować swoją energię seksualną. A to jeden z największych grzechów, jaki można popełnić. Pojawiły się gwałty, przemoc - jako efekt krępowania swoich popędów. Małżeństwa nie miały się opierać na miłości, lecz na bezwzględnej wierności, co prowadziło do frustracji. Ktoś pomieszał seks z miłością.
Co więcej - ktoś powołał pojęcie "wierności" i nie wiedział, że jednocześnie powołuje pojęcie "zdrady".
Dziś nowoczesne społeczeństwa dziedziczą to bolesne brzemię.
Leżę z facetem na jednym łóżku. Mam dziką ochotę na seks. Widzę, że on też. Mam trudną do okiełznania ochotę zrobić mu dobrze. A on mnie. Ale do niczego nie dojdzie. Dlaczego? Bo oboje wierzymy w historię pt. "Nie mogę być łatwy. Byłbym kurwą, gdybym mu zaproponował seks. Ośmieszyłbym się."
To smutne, co ze sobą zrobiliśmy.
Zamiast dodawać sobie możliwości, stawiamy sobie zapory. Zamiast wymieniać się przyjemnością bez ograniczeń, stawiamy sobie irracjonalne zapory. Jeszcze.
Gdybyśmy żyli p.n.e. - w ogóle tego typu myśli nie przeszłyby nam przez głowę. Nagość i seks byłyby naturalne i spontaniczne. Powiedziałbym mu po prostu: Słuchaj stary, mam ochotę zrobić nam dobrze. I zacząłbym się do niego dobierać. A on nie stawiałby oporu, bo nie miałby głupiej historyjki, że będzie łatwą dajką, jeśli pozwoli mi się przerżnąć. I mielibyśmy fantastyczny seks - tak o, bez dialogów wewnętrznych. A po fakcie byłoby jasne, że nadal jesteśmy przyjaciółmi. Że nie będę zdychał z zazdrości, jeśli on zrobi to samo z kimś innym. A i on powie, że to okej, jeśli powtórzę to z innym facetem.
A miłość idąca z serca, a więc całkowicie bezwarunkowa (występująca zawsze i wszędzie) po prostu nadal będzie nas łączyć.
Tak bardzo uwierzyliśmy naszym umysłom, że nawet nie podważamy tego, co wydaje nam się takie oczywiste i prawdziwe.
Jako Geje nieudolnie kopiujemy heteryckie i - uwaga! - katolickie wzorce związków do swojego świata. Domagamy się legalizacji małżeństw homo, zakładamy sobie obrączki jako symbole związania, pilnujemy wzajemnie swojej wierności. To nie jest wolność. To jest pomieszanie energii i pojęć.
Moim wielkim marzeniem jest to wszystko uregulować. Najpierw w sobie, potem pokazać innym, jak to robić. To może być prostsze, niż myślimy.
Nie uważam, że mój facet powinien być mi wierny - w sensie nie sypiać z innymi. Wtedy bowiem powołałbym do istnienia pojęcie "zdrady", a więc coś, co mogłoby mi zaszkodzić emocjonalnie. Gdyby przespał się z kimś innym, to jedyne, co mogłoby mnie boleć, to moja historia umysłowa pt. "on nie powinien". Gdy kieruję się nie umysłem, lecz sercem, rozumiem, że on tego pragnął. Że chce przez to uzyskać swoje szczęście. A jego szczęście jest moim.
Nie ma czegoś takiego, jak krzywda i zranienie. Nie ma czegoś takiego, jak wierność i zdrada! To wszystko to tylko iluzje umysłowe. Kiedyś ktoś je wymyślił, być może były przydatne. Dziś to właśnie te koncepcje sprawiają nam najwięcej bólu! Opamiętajmy się.
Leży facet na facecie i robi mu odjazdowego loda. Oblizuje jego wielką pałę aż się błyszczy. Nagle ten jeden przeżywa ogromny orgazm i tryska. Mocno pompuje białą jak śnieg spermę prosto w usta pierwszego. Oboje czują się fantastycznie i wspaniale. Odprężają się, wyciągają i są łagodnie uśmiechnięci. A my nazywamy to "krzywdą", "zdradą", "zranieniem" - bo iluzorycznie uznaliśmy, że jeden z nich jest "naszym" facetem. I produkujemy emocjonalny ból, wierząc w te implikacje.
Łapiesz to?
Żaden facet nie jest "Twój" i nigdy nie będzie. Pojmij to. To tylko zaimek dzierżawczy. Kiedyś ktoś powiedział, że złodziej jest mistykiem, który ma nas uświadomić, że nie ma "moje" i "Twoje". Nie ma nawet "nasze". Rzeczy nie należą do nikogo. Pojęcie własności jest ułudą. Widziałeś kiedyś własność? Leżała sobie na trawniku - taka niewinna, co? Bullshit. Nie ma własności. Rzeczy nie wiedzą, do kogo należą. To Twój umysł rości sobie prawa do tego czy tamtego.
Mówiąc o kimś "to mój facet" - zastawiasz na siebie niewyobrażalnie bolesną pułapkę. On kiedyś może zechcieć odejść. On może kiedyś zechcieć wyjebać kogoś innego. ma taką możliwość i ma takie prawo! I co wtedy? Cała Twoja iluzja jebnie z hukiem. I będzie bolało! Będzie zazdrość, frustracja i rozczarowanie.
Tak samo z seksem - ten seks jest "małżeńskim obowiązkiem", a tamten "zdradą" albo "kurwieniem się". Miej otwarty umysł. Seks jest. I tyle. Zdejmij etykiety, boś zbyt głupi, żeby wiedzieć, czym dany seks jest w istocie. Tego nikt nie wie.
I gdy głębiej się nad tym zastanowisz - zauważysz kolejne etykietki. Że jest "kumpel", że jest "przyjaciel", że jest "kochanek" albo "chłopak". Kurwa, popatrz, jakie to ograniczające. Nazywając kogoś kumplem, zabraniasz sobie uprawiania z nim seksu. Nazywając kogoś chłopakiem, zabraniasz sobie np. rozmawiania z nim o innych dupach czy męskich szczerych rozmów przy piwie (jakie masz z kumplami).
A w rzeczywistości spotykasz się nie z kumplem, przyjacielem czy chłopakiem, lecz z człowiekiem. Możesz z nim robić wszystko, na co masz ochotę. Pomyśl o tym, co teraz przeszło Ci przez głowę. Spytaj swojego Serca, Umysłu i Penisa, co chcesz z nim robić. Serce może Ci powiedzieć - Kochaj go! Albo: Bądź mu wdzięczny! Umysł: Rób z nim interesy! A Penis: "Obciągnij mu".
Gdy wyjdziesz poza iluzje Umysłu - zobaczysz, że nie ma "kurwienia się", nie ma "wierności", "zdradzania", nie ma "bycia w związku" lub "niebycia" w nim. Nie ma "ranienia", nie ma "wybaczania". Jest tylko to, co ludzie robią między sobą i to, jak to nazywają, jak na to reagują.
Wejdziesz w totalną superpozycję - będziesz wszystkim i niczym, każdym i nikim, zawsze i nigdy. Dopuścisz do siebie każdą możliwość bez wyjątku, jednocześnie nie będziesz musiał robić nic. Gdy spotkasz faceta, będziesz mógł z nim gadać o kosmosie, grać w bierki, głaskać go i uśmiechać się do niego godzinami albo dać mu dupy czy wylizać mu jaja. Wszystko to będzie dla Ciebie jakąś opcją. Każda z nich będzie równie prawdopodobna. Nie będziesz miał żadnych emocji względem żadnej z nich (emocje pochodzą z Umysłu!), będziesz to po prostu robił z Sercem - a więc w stanie koherencji.
To jakby zupełnie inny świat niż ten, w którym przyszło żyć przeciętnemu człowiekowi. Przeciętny człowiek nieustannie OCENIA - a więc produkuje emocje: lęk, wściekłość, pożądanie czy potrzeby. Bez oceniania stajesz się koherentny. To dlatego ludzie, którzy jednoznacznie oceniają (świat jest czarno-biały, coś jest albo dobre, albo złe) częściej chorują na serce! To nie przypadek! Bez oceniania, nie unikasz ani nie dążysz. Wybierasz. Bez przywiązania do rezultatów. Bez emocji. Nic na siłę. Wszystko z uczuciem.
To czysty flow. Przepływ, którego doświadczenie - w co głęboko wierzę - jest zarezerwowane tylko dla mistyków. A ponieważ każdy z nas nim jest - jest ono również dla Ciebie. Sam dopiero wchodzę na tę ścieżkę, ale już czuję, że moje życie zmienia się w coś jeszcze bardziej cudownego, niż kiedykolwiek mógłbym podejrzewać.
Wyobraź sobie życie, w którym uprawiasz seks z kim chcesz, kochasz całym Sercem ludzi, którzy Cię otaczają a Twój wspaniały Umysł to wszystko realizuje i pomaga Ci to osiągać.
Był taki moment, przebłysk w półśnie, w którym energie wszystkich moich otwartych i uświadomionych czakr połączyły się w jedno i zobaczyłem
coś, dla czego chcę żyć.
O tym śnie będzie niebawem, bo jest to coś większego ode mnie. Coś tak pięknego, głębokiego, że mój Umysł jeszcze tego nie przetworzył. Ale gdy tylko uda mu się ubrać to w słowa, chcę się z Tobą tym snem podzielić.
Dziś czakra energii seksualnej oczyszczona z lipnych historyjek o seksie nauczyła mnie jednego: Seks jest cudowną celebracją przyjemności. Chcę go uprawiać jak najwięcej, jak najczęściej i jak najmocniej. Chcę się cieszyć ciałem swoim i innych facetów. Bez skrępowania, bez wstydu. Chcę cieszyć się orgazmami facetów i swoimi. Nie wstydzę się tego, nie boję się już, że ktoś nazwie mnie infantylnie "kurwą" albo "puczalskim pedałem". Bo seks jest bardziej mistyczny, niż nam się wydaje. Seks jest modlitwą, jest medytacją i oświeceniem. A połączony z Sercem - jest Świętością.
To głęboka zmiana. Ciekawe co przyniesie. Do napisania!
myslę, że dalajlama tudzież sufici mieli co innego na mysli twierdząc by nie przywłaszczać sobie wszystkiego. to nie kłóci się przecież z wiernościa i oddaniem. kazdy ma jednak prawo interpretować inaczej tę filozofię. co do reszty się zgadzam. gratuluje odkryć ;) one wiele zmieniają w zyciu
OdpowiedzUsuńNigdy nie będziemy mieli pewności, co Dalajlama czy Sufici mieli na myśli - ale możemy mieć pewność, co sami na myśli mamy :)
OdpowiedzUsuńChciałbym otaczać się tak otwartymi ludźmi z takim spojrzeniem na świat jak Ty. Dopiero tak na prawdę zacząłem życie na własną rękę i oczyszczam się z tego, co było mi wbijane zewsząd do głowy przez 20 lat mojego życia. Strasznie podoba mi się Twoje podejście: oczyszczające, wyzwalające i pozwalające spojrzeć na świat jako na coś pięknego, do czego trzeba się dopasować, żeby czerpać z tego przyjemność, a nie postrzegać jak coś, co jest źródłem cierpienia.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne posty ;)
Buziole, K
Bardzo się cieszę i dziękuję za miłe słowa. Korzystaj z bloga i baw się dobrze :) Życzę sukcesów!
Usuń