Jak wspomniałem wcześniej, prawo dualizmu mówi, że ilekroć powołujemy w swojej jaźni jakieś pojęcie, natychmiast tworzymy anty-pojęcie. Umysł jest logiczny a to prawo jest jak najbardziej logiczne. Pomyśl - abyś wiedział, czym jest dobro, musiałeś zaznać zła. Bez zła dobro nie istnieje i pewnie zaraz znajdzie się dziesięciu mądrych, którzy powiedzą "a nieprawda!". A kurwa prawda, bo to jest jak yin i yang - dwie energie, które definiują się wzajemnie.
Idźmy dalej.
Ludzie powołali instytucję "wybaczania", aby oczyszczać się z syfu, jaki mają w głowie. W sumie nikt tak naprawdę nie wie, co to kurwa jest to wybaczanie, na czym dokładnie polega i co więcej - nikt specjalnie nie ma ochoty, aby wybaczać innym swoje krzywdy. A przecież wszyscy powtarzają jak katarynki, że "trzeba wybaczać".
Nie trzeba! Ba, powiem więcej, to niemożliwe!
Dlaczego?
Powód jest prosty - w rzeczywistości nie ma czegoś takiego, jak zranienie. Nie wierzysz?
Przyjrzyj się np. Mietkowi. Mietek spotkał Adama i zakochał się w nim. Natychmiast postanowił usidlić Adama, obiecując sobie samemu, że Adam nigdy go nie zostawi (lol - pamiętaj, że możemy obiecywać tylko samemu sobie, nigdy komuś - to niemożliwe!). Adam - mówiąc delikatnie - nie odwzajemnił uczucia i zwiał prędzej, niż Mietek zdążył cokolwiek zrobić.
I czuł się zraniony.
Łapiesz strukturę owego "zranienia"?
Czy zatem zranienie istnieje? Nie! Jest tylko to, co ludzie robią w swoich głowach i jak się potem z tym czują, gdy rzeczywistość - jako że jest położona poziom logiczny wyżej, niż nasz umysł - odkrywa swoje karty i musimy się z tym godzić.
I teraz zabawny epizod: Mietek chciałby wybaczyć Adamowi, ale nie umie, bo czuje się zraniony. Prawda jest taka, że nikt nigdy Mietka nie zranił, więc Mietek nie ma komu wybaczać. To, co Mietek nazywa "zranieniem", jest informacją zwrotną z jego umysłu, która mówi mu, że uwierzył w coś, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, mianowicie, że "Adam z nim będzie".
Kierując się sercem w relacjach międzyludzkich i nieustannie wywalając z głowy lipne historie, które sprzedaje nam umysł (za pomocą 4 pytań, które przedstawiałem w poprzednich postach dot. pracy z historiami) - nie możesz być zraniony w żaden sposób i nie musisz nikomu nic wybaczać.
Kiedyś sam obijałem się jak gówno od brzegu pomiędzy tymi ideami. Ciągle ktoś mnie ranił, rozczarowywał, zdradzał - a teraz, gdy zrozumiałem, że oni nigdy nic mi nie zrobili, lecz to ja sam zastawiłem na siebie mentalną pułapkę bezpodstawnych oczekiwań - nie musiałem im nawet wybaczać. Płaczem oczyściłem się mentalnie, podważyłem swoje myśli i okazało się, że zostałem z ogromną miłością, wyrozumiałością i akceptacją, która pozwoliła mi spojrzeć na wszystko z zupełnie innej strony.
Kocham ludzi, których spotkałem w swoim życiu. Dziękuję im za to, że byli tacy, jacy byli dokładnie wtedy, kiedy ich spotkałem.
Jestem wdzięczny mojemu byłemu facetowi, że mnie zostawił, gdy tak bardzo go potrzebowałem i tak bardzo go kochałem - gdyż tylko wydawało mi się, że go potrzebuję i nigdy nie odkryłbym tej iluzji, gdyby mnie nie zostawił w tamtej chwili.
Dziękuję mojemu kolejnemu facetowi, który pił, nie miał do mnie szacunku i olewał mnie totalnie - dzięki niemu nauczyłem się szacunku do samego siebie i odkryłem, co to znaczy kochać prawdziwego człowieka, który kryje się pod etykietami "pijak", "cham" itd.
Dziękuję mojemu następnemu facetowi za to, że podejrzewał mnie - zupełnie bezpodstawnie - że go zdradzam. Nauczyłem się, że prawda obroni się sama i nie muszę nikomu nic udowadniać. Dziękuję, że mnie "zdradził" 2 razy - nauczyłem się, że drugi człowiek, bez względu na to, co obiecał, nadal ma wolną wolę i może zmienić zdanie w każdej chwili. I nigdy nie będzie moją własnością.
Dziękuję kolejnym, których spotkałem na swojej drodze. Nauczyli mnie, że ich fochy i pretensje są wołaniem o pomoc, poszukiwaniem miłości i akceptacji. Bo uwierzyli w historie, że nie posiadają tych zasobów.
Tyle się nauczyłem, że aż rozpiera mnie energia, gdy pomyślę, ile jeszcze się nauczę!
Nie muszę nikomu nic wybaczać, bo nikt nigdy mnie tak naprawdę nie zranił. To ja zraniłem siebie - mając ogromne i kompletnie bezpodstawne oczekiwania, oszukując się, że mam potrzeby w związku, że nie ma wystarczająco dużo miłości w moim życiu. To bajdy. Teraz już wiem. Otworzyłem oczy.
"Zranienie" polega tylko na tym, że uwierzyliśmy w myśl, która jest niezgodna z rzeczywistością. Jeśli zweryfikujemy swoje myśli, podważymy je, zwątpimy w nie - nagle okaże się, że wszystko jest w porządku. I już nie ma wrogów, nie ma komu wybaczać. Ani też czego.
I wtedy otwieramy serce, zalewając innych ciepłem, empatią, akceptacją i miłością. I to jest piękne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
KOMENTARZE SĄ ŚCIŚLE MODEROWANE. Obowiązują proste zasady: bądź miły, pomocny i konstruktywny. Rozmawiaj na temat. ZERO homofobii, hejtu, ogłoszeń towarzyskich i fejk newsów. Akceptujesz REGULAMIN :*