Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kościół. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kościół. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Homoseksualizm a wiara w Boga - czy to się da pogodzić?


Uwaga: ten post będzie skrajnie kontrowersyjny - szczególnie dla osób, które uważają się za wierzące.

Kontrowersja ta jednak nie ma na celu podbijania kliknięć (no może trochę :), ale jest po prostu autentycznym wyznaniem mojej głębokiej niewiary. I tego, jak wiarę w Boga itd. porzucałem - aż ostatecznie stałem się totalnym Bezbożnikiem :)

Piszę to, bo wiem, że wielu z Was zmaga się z tematem wiary i jej rzekomej "sprzeczności" z homoseksualizmem. I być może moja opinia - w całej swojej subiektywności - pomoże komuś w jego sytuacji.

Czytasz na własną odpowiedzialność :)

środa, 19 maja 2010

3 formy walki o tolerancję LGBT w Polsce

2 formy przyjmuje najczęściej walka o tolerancję homoseksualizmu w Polsce. Albo innym nakazujemy - "macie nas tolerować i basta!" - co z pewnością powoduje ogromny opór heteronormatywnej większości. Albo ich błagamy - "prosimy was, zaakceptujcie nas, bo sami siebie nie znosimy" - co powoduje litość i powoduje postawę agresywną (skoro jest ofiara, to i kat się znajdzie).

A zabawne, bo jest i 3 forma.

Mieć opinię heteronormatywnej większości w dupie i zająć się sobą.

Sami się Koledzy i Koleżanki najpierw tolerujmy, reszta stanie się sama. Na co drugim profilu na portalu na f. jęczenie i narzekanie - że wszyscy geje to kłamliwe, zdradliwe cioty + wielkie wylewy urazów psychicznych, wręcz powódź sloganów pt. "nie znoszę kłamstwa" itd. Gdyby się autor takich słów zorientował, że kłamstwo nie istnieje a są tylko słowa, którym zawierzył, budując sobie oczekiwania niezgodne z rzeczywistością, które są potem wspaniałym fundamentem rozczarowania - może przestałby się oszukiwać, że nie ma żadnego wpływu na swoje życie, i w końcu zacząłby uświadamiać sobie, że je kreuje, zamiast wiecznie "dawać się okłamywać".

Jeśli nie wierzysz, że się da, to weź przykład ze mnie.

Nie wierzę w to, co ludzie mówią o sobie, o mnie i w ogóle w to, co mówią. Nie wierzę nawet do końca w to, co sam mówię i to jest bardzo, bardzo, bardzo praktyczne i korzystne.

Po pierwsze - jestem elastyczny i sam wybieram, w co wierzę w czasie rzeczywistym. Ostatnio gadałem z klientem, który rzucał mi sumami typu 50-100 tysięcy złotych za zlecenie. Czy się podnieciłem? Nie. Czy go skreśliłem? NIE! Po prostu poczekałem na to, co pokaże rzeczywistość.

Po drugie - nie jestem niewolnikiem własnych słów. "DreamWalkerze, mówiłeś, że trzeba to i tamto". I co z tego? To mówił tamten DreamWalker - wtedy. Dziś masz do czynienia z tym DreamWalkerem i jest teraz. Dostosowuję swoje przekonania do tego, co dzieje się tu i teraz, więc nie będę się trzymał przekonań, które kiedyś były dobre a dziś mogą mi przynieść klęskę.

I dlatego nigdy nie będę się zajmował na chwilę obecną (tak, dobrze napisałem) walką o "równouprawnienie", "tolerancję" etc. Z jednego względu - bo uważam, że już jestem równym obywatelem, toleruję siebie - ba! - nawet akceptuję. I nie potrzebuję już o to walczyć. Nie obchodzi mnie, jak traktują mnie inni - ważne, jak traktuję sam siebie.

Nie potrzebuję, by mnie ksiądz wziął na kolanka, pogłaskał po główce i powiedział, że to nie szkodzi, że jestem gejem, że Bóg mnie kocha itd. Ja wiem, że Bóg mnie kocha, a nawet uwielbia mnie całym Sobą - bo widzę to każdego dnia. On chce dla mnie jak najlepiej, ale przede wszystkim daje mi wolną wolę - a więc to ja wybieram, czego chcę.

Ludzie szkodzą samym sobie i swojemu otoczeniu, wierząc w toksyczne przekonania pt. "geje piją krew" (http://www.joemonster.org/phorum/read.php?f=18&t=427091). To ich sprawa, ja się tym nie interesuję, bo im więcej interesuję się nimi - tym mniej interesuję się sobą. A to nigdy nie było dobre.

Nie potrzebuję też łaski polityków, ich przyzwoleń dla Gejów. Niepotrzebna mi ustawa o związkach gejowskich, aby z kimś być. Niepotrzebny mi klimat pt. "wszyscy kochają Gejów", aby czuć się dobrze w swojej skórze i w swoim życiu.

Nie potrzebuję też pozwoleń od rodziny, ich akceptacji lub sprzeciwów, nie potrzebuję ich opinii, by żyć. Chcą - mogą się oburzać, wkurzać, frustrować, próbując zmienić coś, czego zmienić nie potrafią i nie muszą. To ich emocje, ich kortyzol, który niszczy im zdrowie, ich adrenalina, która wykańcza ich serca. Patrzę na to z przykrością, ale wiem, że to ich decyzja.

Najlepsze, co mogę zrobić dla ludzi nietolerujących homoseksualizmu - to w pełni zaakceptować siebie. Tak bezczelnie, wprost, bez dorabiania ideologii, bez tłumaczenia, dlaczego.

Czy myślisz, że ci wszyscy sprzeciwiający się LGBT ludzie pokroju LPR, Młodzieży Wszechpolskiej, mocherów itd. są szczęśliwi?

Pobawię się w czytanie w ich myślach i odgadnę: nie są. Żyją w lęku przed kochającym ich Bogiem. Żyją w lęku, że ich rodziny oraz ich samych zaatakuje zło, które nie istnieje. To jest przykre, ale możemy tym ludziom pomóc! Jak?

Pokochać siebie. Zaakceptować siebie. W pełni.

Wtedy będziemy mogli w pełni pokochać innych. I w pełni zaakceptować konserwatystów - bo póki co - nie tolerujemy ich nawet, a co dopiero mówić o kochaniu ich czy akceptowaniu. Spójrzmy w lustro - jako Geje wybieramy cały czas jebanie innych na swoich profilach, wybieramy krucjaty przeciwko mocherom, Wojciechom C., którzy boso przez świat idą (i niech idą :) itd.

Ich poglądy - ich sprawa - ich zdrowie - ich konsekwencje.

Prawda - ta prawdziwa Prawda a nie umysłowy matrix, w jakim żyje 99,9% społeczeństwa - jest piękna, doskonała i nieskazitelna - Jestem Gejem. Kocham facetów. I czasem z jakimś nawet uprawiam seks, bo mam z tego dużo przyjemności. To cała historia. Każdy fatalny osąd, każda próba negatywnego ocenienia tego - jest klęską dla tego, kto w to uwierzy.

Tacy ludzie muszą udowadniać całemu światu, że homoseksualizm jest zły. Ja nie muszę nikomu nic udowadniać, bo wiem, że Prawda obroni się sama.

To jest właśnie Świadomość - gdy to, w co wierzysz, jest zgodne z tym, co jest tu i teraz, jak również korzystne dla Twojego życia.

I nawet jak usłyszę za sobą "pedał!" - o je je jej, strasznie mnie to zmartwi ;-) Pozdrowię kolegów z ławki, bo trzeba im dużo zdrowia, jeśli hodują w sobie takie przekonanie.

Ci, którzy walczą o tolerancję LGBT - myślisz, że walczą o CZYJĄŚ tolerancję... czy SWOJĄ?


Ci, którzy walczą z LGBT - myślisz, że walczą z CZYJĄŚ orientacją seksualna... czy ze SWOJĄ?

Z tymi pytaniami zostawiam Cię póki co. Baw się i żyj swoim życiem, abyś pewnego dnia nie obudził się na kolorowej platformie, oblepiony cekinami i z tęczową flagą w dupie, walcząc o coś, co możesz dostać tylko od siebie.

poniedziałek, 12 października 2009

Największy cios, który zadaliśmy czakrze energii seksualnej

Cofnijmy się do starożytnego Rzymu czy Grecji. Wtedy człowiek był bliżej natury, niż kiedykolwiek. Seks był czymś normalnym, pospolitym i łatwo osiągalnym. Był rozrywką, sportem. Był elementem celebracji życia. Tamci ludzie rozumieli, że rodzimy się nadzy i nagość jest całkowicie naturalna. Facet uprawiał seks z facetem dla czystej przyjemności - bez nadawania aktowi seksualnemu jakichkolwiek poważniejszych znaczeń. Na łożu leżeli dwaj przyjaciele. Kochali się miłością prosto z serca. Ich energie seksualne czasem wzmagały się i nie krępowali się, by dać sobie wzajemnie ogromny prezent - kawał ogromnej przyjemności w postaci kilku mocnych orgazmów. To było takie ekscytująco proste.

Potem pojawił się Kościół Katolicki, który powiedział: "Seks dla przyjemności to zło." I tym samym powołał zło do istnienia w umysłach ludzi. Nagle seks musiał służyć tylko prokreacji. Nagle wszyscy musieli zasłaniać swoje ciała. Krępować swoją energię seksualną. A to jeden z największych grzechów, jaki można popełnić. Pojawiły się gwałty, przemoc - jako efekt krępowania swoich popędów. Małżeństwa nie miały się opierać na miłości, lecz na bezwzględnej wierności, co prowadziło do frustracji. Ktoś pomieszał seks z miłością.

Co więcej - ktoś powołał pojęcie "wierności" i nie wiedział, że jednocześnie powołuje pojęcie "zdrady".

Dziś nowoczesne społeczeństwa dziedziczą to bolesne brzemię.

Leżę z facetem na jednym łóżku. Mam dziką ochotę na seks. Widzę, że on też. Mam trudną do okiełznania ochotę zrobić mu dobrze. A on mnie. Ale do niczego nie dojdzie. Dlaczego? Bo oboje wierzymy w historię pt. "Nie mogę być łatwy. Byłbym kurwą, gdybym mu zaproponował seks. Ośmieszyłbym się."

To smutne, co ze sobą zrobiliśmy.

Zamiast dodawać sobie możliwości, stawiamy sobie zapory. Zamiast wymieniać się przyjemnością bez ograniczeń, stawiamy sobie irracjonalne zapory. Jeszcze.

Gdybyśmy żyli p.n.e. - w ogóle tego typu myśli nie przeszłyby nam przez głowę. Nagość i seks byłyby naturalne i spontaniczne. Powiedziałbym mu po prostu: Słuchaj stary, mam ochotę zrobić nam dobrze. I zacząłbym się do niego dobierać. A on nie stawiałby oporu, bo nie miałby głupiej historyjki, że będzie łatwą dajką, jeśli pozwoli mi się przerżnąć. I mielibyśmy fantastyczny seks - tak o, bez dialogów wewnętrznych. A po fakcie byłoby jasne, że nadal jesteśmy przyjaciółmi. Że nie będę zdychał z zazdrości, jeśli on zrobi to samo z kimś innym. A i on powie, że to okej, jeśli powtórzę to z innym facetem.

A miłość idąca z serca, a więc całkowicie bezwarunkowa (występująca zawsze i wszędzie) po prostu nadal będzie nas łączyć.

Tak bardzo uwierzyliśmy naszym umysłom, że nawet nie podważamy tego, co wydaje nam się takie oczywiste i prawdziwe.

Jako Geje nieudolnie kopiujemy heteryckie i - uwaga! - katolickie wzorce związków do swojego świata. Domagamy się legalizacji małżeństw homo, zakładamy sobie obrączki jako symbole związania, pilnujemy wzajemnie swojej wierności. To nie jest wolność. To jest pomieszanie energii i pojęć.

Moim wielkim marzeniem jest to wszystko uregulować. Najpierw w sobie, potem pokazać innym, jak to robić. To może być prostsze, niż myślimy.

Nie uważam, że mój facet powinien być mi wierny - w sensie nie sypiać z innymi. Wtedy bowiem powołałbym do istnienia pojęcie "zdrady", a więc coś, co mogłoby mi zaszkodzić emocjonalnie. Gdyby przespał się z kimś innym, to jedyne, co mogłoby mnie boleć, to moja historia umysłowa pt. "on nie powinien". Gdy kieruję się nie umysłem, lecz sercem, rozumiem, że on tego pragnął. Że chce przez to uzyskać swoje szczęście. A jego szczęście jest moim.

Nie ma czegoś takiego, jak krzywda i zranienie. Nie ma czegoś takiego, jak wierność i zdrada! To wszystko to tylko iluzje umysłowe. Kiedyś ktoś je wymyślił, być może były przydatne. Dziś to właśnie te koncepcje sprawiają nam najwięcej bólu! Opamiętajmy się.

Leży facet na facecie i robi mu odjazdowego loda. Oblizuje jego wielką pałę aż się błyszczy. Nagle ten jeden przeżywa ogromny orgazm i tryska. Mocno pompuje białą jak śnieg spermę prosto w usta pierwszego. Oboje czują się fantastycznie i wspaniale. Odprężają się, wyciągają i są łagodnie uśmiechnięci. A my nazywamy to "krzywdą", "zdradą", "zranieniem" - bo iluzorycznie uznaliśmy, że jeden z nich jest "naszym" facetem. I produkujemy emocjonalny ból, wierząc w te implikacje.

Łapiesz to?

Żaden facet nie jest "Twój" i nigdy nie będzie. Pojmij to. To tylko zaimek dzierżawczy. Kiedyś ktoś powiedział, że złodziej jest mistykiem, który ma nas uświadomić, że nie ma "moje" i "Twoje". Nie ma nawet "nasze". Rzeczy nie należą do nikogo. Pojęcie własności jest ułudą. Widziałeś kiedyś własność? Leżała sobie na trawniku - taka niewinna, co? Bullshit. Nie ma własności. Rzeczy nie wiedzą, do kogo należą. To Twój umysł rości sobie prawa do tego czy tamtego.

Mówiąc o kimś "to mój facet" - zastawiasz na siebie niewyobrażalnie bolesną pułapkę. On kiedyś może zechcieć odejść. On może kiedyś zechcieć wyjebać kogoś innego. ma taką możliwość i ma takie prawo! I co wtedy? Cała Twoja iluzja jebnie z hukiem. I będzie bolało! Będzie zazdrość, frustracja i rozczarowanie.

Tak samo z seksem - ten seks jest "małżeńskim obowiązkiem", a tamten "zdradą" albo "kurwieniem się". Miej otwarty umysł. Seks jest. I tyle. Zdejmij etykiety, boś zbyt głupi, żeby wiedzieć, czym dany seks jest w istocie. Tego nikt nie wie.

I gdy głębiej się nad tym zastanowisz - zauważysz kolejne etykietki. Że jest "kumpel", że jest "przyjaciel", że jest "kochanek" albo "chłopak". Kurwa, popatrz, jakie to ograniczające. Nazywając kogoś kumplem, zabraniasz sobie uprawiania z nim seksu. Nazywając kogoś chłopakiem, zabraniasz sobie np. rozmawiania z nim o innych dupach czy męskich szczerych rozmów przy piwie (jakie masz z kumplami).

A w rzeczywistości spotykasz się nie z kumplem, przyjacielem czy chłopakiem, lecz z człowiekiem. Możesz z nim robić wszystko, na co masz ochotę. Pomyśl o tym, co teraz przeszło Ci przez głowę. Spytaj swojego Serca, Umysłu i Penisa, co chcesz z nim robić. Serce może Ci powiedzieć - Kochaj go! Albo: Bądź mu wdzięczny! Umysł: Rób z nim interesy! A Penis: "Obciągnij mu".

Gdy wyjdziesz poza iluzje Umysłu - zobaczysz, że nie ma "kurwienia się", nie ma "wierności", "zdradzania", nie ma "bycia w związku" lub "niebycia" w nim. Nie ma "ranienia", nie ma "wybaczania". Jest tylko to, co ludzie robią między sobą i to, jak to nazywają, jak na to reagują.

Wejdziesz w totalną superpozycję - będziesz wszystkim i niczym, każdym i nikim, zawsze i nigdy. Dopuścisz do siebie każdą możliwość bez wyjątku, jednocześnie nie będziesz musiał robić nic. Gdy spotkasz faceta, będziesz mógł z nim gadać o kosmosie, grać w bierki, głaskać go i uśmiechać się do niego godzinami albo dać mu dupy czy wylizać mu jaja. Wszystko to będzie dla Ciebie jakąś opcją. Każda z nich będzie równie prawdopodobna. Nie będziesz miał żadnych emocji względem żadnej z nich (emocje pochodzą z Umysłu!), będziesz to po prostu robił z Sercem - a więc w stanie koherencji.

To jakby zupełnie inny świat niż ten, w którym przyszło żyć przeciętnemu człowiekowi. Przeciętny człowiek nieustannie OCENIA - a więc produkuje emocje: lęk, wściekłość, pożądanie czy potrzeby. Bez oceniania stajesz się koherentny. To dlatego ludzie, którzy jednoznacznie oceniają (świat jest czarno-biały, coś jest albo dobre, albo złe) częściej chorują na serce! To nie przypadek! Bez oceniania, nie unikasz ani nie dążysz. Wybierasz. Bez przywiązania do rezultatów. Bez emocji. Nic na siłę. Wszystko z uczuciem.

To czysty flow. Przepływ, którego doświadczenie - w co głęboko wierzę - jest zarezerwowane tylko dla mistyków. A ponieważ każdy z nas nim jest - jest ono również dla Ciebie. Sam dopiero wchodzę na tę ścieżkę, ale już czuję, że moje życie zmienia się w coś jeszcze bardziej cudownego, niż kiedykolwiek mógłbym podejrzewać.

Wyobraź sobie życie, w którym uprawiasz seks z kim chcesz, kochasz całym Sercem ludzi, którzy Cię otaczają a Twój wspaniały Umysł to wszystko realizuje i pomaga Ci to osiągać.

Był taki moment, przebłysk w półśnie, w którym energie wszystkich moich otwartych i uświadomionych czakr połączyły się w jedno i zobaczyłem

coś, dla czego chcę żyć.

O tym śnie będzie niebawem, bo jest to coś większego ode mnie. Coś tak pięknego, głębokiego, że mój Umysł jeszcze tego nie przetworzył. Ale gdy tylko uda mu się ubrać to w słowa, chcę się z Tobą tym snem podzielić.

Dziś czakra energii seksualnej oczyszczona z lipnych historyjek o seksie nauczyła mnie jednego: Seks jest cudowną celebracją przyjemności. Chcę go uprawiać jak najwięcej, jak najczęściej i jak najmocniej. Chcę się cieszyć ciałem swoim i innych facetów. Bez skrępowania, bez wstydu. Chcę cieszyć się orgazmami facetów i swoimi. Nie wstydzę się tego, nie boję się już, że ktoś nazwie mnie infantylnie "kurwą" albo "puczalskim pedałem". Bo seks jest bardziej mistyczny, niż nam się wydaje. Seks jest modlitwą, jest medytacją i oświeceniem. A połączony z Sercem - jest Świętością.

To głęboka zmiana. Ciekawe co przyniesie. Do napisania!

niedziela, 19 lipca 2009

Geju, udław się opłatkiem - czyli jak skutecznie unikać miłosierdzia Kościoła

Oto Bóg stworzył Geja i powiedział mu - "kocham Cię Synu, ale nie rżnij się z facetami, bo inaczej ześlę Cię do piekła na wieczne potępienie". Gdzie tu sens? Gdzie logika?

Taką oto przyjemną wizję próbuje nam sprzedać Kościół - miejsce, gdzie wg. statystyk rodzi się ogromna ilość chorób psychicznych (wielu pacjentów psychiatrów to zagorzali wierni). Nic dziwnego - cała pseudonauka, zwana teologią, składa się mało, że z piramidalnych, piętrzących się bzdur, ale również z bzdur wzajemnie się wykluczających, sprzecznych i nielogicznych. Kiedyś to się sprawdzało. Ksiądz na ambonie powiedział, że jak idzie burza, to trzeba wystawić dupę przez okno, żeby odstraszyć pioruny. I cała wiocha wisiała potem z odbytami na zewnątrz, gdy tylko ściemniło się za oknem. To nie żart, poczytaj o tym. Ciemnogrodem można było dowolnie manipulować. Gdyby ksiądz powiedział im, że mają jeść gówno - pewnie w książce kucharskiej ze staropolskimi przepisami znaleźlibyśmy dzisiaj klopsiki z kupy marynowane w sosie własnym.

Dziś, w erze, gdy na większość pytań egzystencjonalnych ludzkości odpowiada wujek Google, ludzie są bardziej oczytani, oświeceni i inteligentni. Przeciętny człowiek żyjący w XVIII wieku pochłaniał taką ilość informacji, ile dziś mieści się w jednym wydaniu codziennej gazety. W porównaniu z naszymi przodkami jesteśmy megainteligentnymi superistotami. 90% naukowców, inżynierów i wylazaców, jacy kiedykolwiek istnieli w historii ludzkości, żyje dziś.

Oznacza to, że Kościół traci wpływy. Kiedyś, jak ktoś zachorował, modlił się do złotych ołtarzy, bo nic innego mu nie pozostawało. Dziś rolę religii przejmuje nauka. Modlimy się do koncernów farmaceutycznych, żeby znalazły lekarstwo na HIV czy raka. Nie pokładamy już nadziei w Bogu. I całe kurwa szczęście! Oto bowiem z błagających o życie ofiar i baranków bożych zmieniamy się w kierujące własnym życiem istoty. Sami możemy się wyleczyć, zważywszy, że miłosierny Bóg jakoś skąpi nam cudownych ozdrowień.

Powracając jednak na tematy gejowskie - osobiście cieszę się, że Kościół dyskryminuje Gejów. Dziś bowiem, w kontekście pedofilskich skandali skrzętnie tuszowanych przez Watykan, w kontekście 35 tysięcy zgwałconych i bitych przez księży w Irlandii dzieci, w kontekście wypraw krzyżowych i masowych mordów Indian, gdzie z hasłem "Bóg tak chce" na ustach nabijano na pal kobiety w ciąży a małe dzieci były rozszarpywane przez wściekłe psy, wyklęcie przez Kościół to pozytywne wyróżenie.

Nie chcę mieć z tą chorą, zdegenerowaną instytucją nic wspólnego. 2000 lat morderstw, paleń na stosie i ja kurwa, z uśmiechem na ustach, mam tam zadylać co niedzielę i błagać o przebaczenie. Ja mam bładać o przebaczenie, czujesz? A nie np. Jan Paweł II, który beatyfikował Jose de Anchieta - gościa, który mordował setki Indian i twierdził, że "Miecz i żelazny pręt to najlepsi kaznodzieje". To se kurwa Kosciół auorytet znalazł, co nie? Chrześcijaństwo religią miłości - brzmi to jak niesmaczny żart.

Bardzo się cieszę, że Kościół ma mnie w dupie. Jeszcze 300 lat temu, za to, kim jestem, w imię miłosiernego Boga puściliby mnie z dymem. Dziś ograniczyli się tylko do mdłej tolerancji na pograniczu ich własnej wytrzymałości. Dziękuję bardzo. Kościół pozwolił nam się przytulać, ale nici z dymania. A jeśli chcesz się kochać z facetem - won z domu Pana.

Niektórzy nawet powołują się na Biblię, w której na Sodomę i Gomorę Bóg zrzucuł meteoryt, bo robili tam nieczyste rzeczy. Może i bym się przejął, gdyby nie fakt, że w Biblii, prócz tego, jest też napisane, że ktokolwiek wydymał woła, to trzeba go ukamienować - razem z tym wołem, którego mięsa potem jeść nie wolno. A za pracę w niedzielę, trzeba karać śmiercią. I za rozpalanie ognia w domu w sobotę też. Za wszystko trzeba karać śmiercią. Taka starożytna wersja Kononowicza.

Ba! Tam jest nawet napisane, że noszenie długich włosów przez faceta, jest dla niego hańbą! Ciekawe, co powiedziałby Jezus, którzy prezcież miał włosy jak panna, gdyby to przeczytał.

Bóg, w którego ja wierzę, jest zdeczka inteligentniejszy, niż ten, którego wizerunek propaguje Kościół. Ich Bóg jest małym, rozkapryszonym bachorem, mściwym, surowym i domagającym się ofiar z ludzi. Myślę, że tylko naprawdę zjebany człowiek mógłby pomyśleć, że tak w istocie mogłoby być. Jest to równie głupie, jak wiara, że świat opiera się na 4 penisach ptaków dodo.

Wychodzenie poza Matrix Kościoła

To, w co wierzą w Kościele, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. To ich własne haluny, oparte o stek bzdur napisanych przez nieuków 2000 lat temu. Wierz mi, nic sie nie stanie, gdy olejesz Kościół. Traktuj tę instytucję w kategorii żywej szopki, mentalnego skansenu, gdzie ludzie co tydzień odwalają zrytualizowane przedstawienie. Robią to nie z miłości do Boga, ale ze strachu, że pójdą do piekła, więc miej dla nich litość i wyrozumiałość.

Zrozum też, że nie musisz mieć ich akceptacji i pozwolenia na cokolwiek. Przedstawiciele Kościoła to generalnie starcy, którym nogi trupem już śmierdzą i lada moment odwiedzą Pana w jego Królestwie. Nie trzeba się nimi przejmować, tym bardziej, że większość zagorzałych homofobów wg. statystyk nie zna ani jednego Geja. Czyli po prostu mają zestaw przekonań dotyczących osób, których nie spotkali (lub sobie tego po prostu nie uświadamiają). Przypomina mi to bajdy o smokach, które krążyły w średniowieczu - wszyscy wszystko o nich wiedzieli, ale nikt ich nie widział.

Dla świętego spokoju nie chodź też na msze - no chyba, że lubisz, jak Ci piorą mózg. Nie ma żadnego racjonalengo powodu, dla którego masz klęczeć na zimnej posadzce w niedzielę rano i bić się w pierś, jęcząc "Moja wina, moja wina..." Żadna kurwa Twoja wina. Oni dobrze wiedzą, że jak komuś wkręcą poczucie winy, to ten ktoś jest bardzie uległy i dlatego zaraz po tej kwestii przelecą się po kościele z tacą, żebyś rzucając dyszkę złagodził swój konflikt wewnętrzny. Sprytne, co nie?

Nie musisz nic robić, by sobie zasłużyć na "wieczne zbawienie". Wiara w Boga czy w cokolwiek innego nie ma nic wspólnego z aktywnością fizyczną, czyli chodzenem, klękaniem, całowaniem Jezusków na krzyżach, żarciem opłatków itd.

Odradzam Ci też bycie antyklerykałem. Warto dla zdrowia obśmiać Kościół (jak ja), ale bycie jego zagorzałym przeciwnikiem sprawi, że również Ty będziesz fanatykiem, który święcie oburza się na wieść o poczynaniach bogobojnych dziadków na złotych tronach. To nie ma sensu. Antyklerykał nie istnieje bez kleru. To symbioza - jeśli kler zginie, ktoś będzie musiał straić swoją tożsamość. Mógłbyś się zmienić w kogoś na kształt byłego Solidarnościowca - który pomimo braku najeźdzcy czy okupanta, na siłę wyszukuje wrogich sił, objawów działania demonów i robi strajki co rusz.

Pewnie to, co dziś napisałem, dla wielu bedzie "oczywistą oczywistością", niemniej tego posta kieruję do tych Gejów, którzy nie do końca zaakceptowali siebie, którzy kochając się z facetem mają jakieś poczucia winy itd. - w nadziei, że wyciągną z tego tekstu coś dla siebie. Kochaj się, rób co chcesz, bo Bóg generalnie i tak ma to pewnie gdzieś :)

TOP 10 miesiąca