Sobie nigdy krzywdy nie zrobię,
Najlepszego przyjaciela w sobie mam
I na innych z góry...
... patrzę!"
To, czy Twój kolejny związek się uda, zależy od tego, na ile jakościowy i satysfakcjonujący jest Twój związek z samym sobą.
Naiwnie wierzymy, że mamy jedną, spójną tożsamość. Jednak wystarczy zadawać sobie pytanie "kim jestem?" aby umysł zaczął sypać odpowiedziami: synem, przyjacielem, kumplem, właścicielem firmy, autorem książek, tekstów, człowiekiem, fanem "Przyjaciół" itd.
Niektóre z tych tożsamości mogą stać w konflikcie, ich cele mogą ze sobą kolidować. Np. tożsamość syna i geja. Syn może chcieć być hetero i nie lubić geja, bo dla syna najważniejsza jest relacja z rodzicem. Gej może natomiast chcieć być sobą i swobodnie być autentycznym.
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że są tam kolejne wewnętrzne tożsamości, których sobie nie uświadamiamy. Jeśli np. jedna z tożsamości to syn, to na 100% mamy w sobie wewnętrznego (zinternalizowanego) rodzica lub rodziców. Syn bowiem bez rodzica nie istnieje.
Dziesiątki, setki naszych tożsamości istnieją nieraz w niełatwym przymierzu.
A pytanie "kim jestem?" wciąż pozostaje bez satysfakcjonującej odpowiedzi. Kim jesteś? Każdą z tych tożsamości i jednocześnie żadną z nich. Twój umysł wytwarza obrazy każdej z tożsamości, wytwarza ich systemy wartości, przekonania, sposoby, w jakie wchodzą oni w interakcję ze sobą. Cały ten system skomplikowanych relacji jest matrycą, którą Twój umysł używa do tworzenia związków wszelkiego typu, generowania emocji i podejmowania decyzji o Twoim zachowaniu.
Jeśli kogoś nie znosisz, oznacza to, że jedna Twoja tożsamość nie znosi drugiej. Jeśli kogoś kochasz - to jedna Twoja tożsamość kocha drugą. Dopiero potem za pomocą analogii lub metafory Twój umysł przenosi wewnętrzne doświadczenia na "obiektywną rzeczywistość" - tworząc niekończące się systemy projekcji.
Nie lubisz X? Masz go w sobie! Będziesz zachowywał się tak, jak on i nawet nie będziesz o tym wiedział. Cokolwiek zarzucasz komuś - zarzucasz przede wszystkim sobie. Jeśli masz do kogoś pretensje - masz je do siebie. Jeśli dajesz komuś komplement - dajesz go sobie. Jeśli komuś radzisz - to tylko sobie. Jeśli kogoś wyzywasz - wyzywasz siebie. Jeśli kogoś kochasz - kochasz siebie.
Sens i zrozumienie tych słów leży poza logicznym myśleniem.
Dojrzewam do ich pełnego pojęcia każdego dnia i coraz bardziej mnie to oczarowuje. Powoli wychodzę z matrixa umysłu i dostrzegam, że jestem tylko świadomością. I jedyne, co mogę, to spokojnie, w czystej koherencji serca, obserwować swoje myśli, swoje haluny dot. tożsamości. Widzę ich lęki, widzę, jak straszą się nawzajem. Widzę ich nadzieje i to, jak obiecują sobie wzajemnie różne rzeczy. Widzę, jak się kłócą i jak się godzą, jak stawiają sobie warunki i jak z nich odstępują.
Twój związek z kimś uda się dopiero, gdy Twoje wewnętrzne tożsamości będą żyły w harmonii. Pytanie tylko - jak je do tej harmonii przekonać?
Dopóki sądzisz, że Twoja opinia na swój własny temat jest prawdziwa - masz problem. Sądzisz, że Twoja tożsamość jest czymś obiektywnym, czymś, co da się niemal zmierzyć, zważyć. Takie myślenie to wsadzanie się do więzienia. Jeśli jesteś X, to nie jesteś nie X. Jeśli jesteś dobry, to nie jesteś zły. Jeśli jesteś romantykiem, to nie jestem pozytywistą. Itd. To zamykanie się w szufladkach i stawianie sobie ograniczeń. A Twoja dusza nie zna tego pojęcia - zna je tylko umysł.
Twoje tożsamości będą żyły w harmonii tylko, jeśli będą podlegać sercu. Jeśli sprowadzają się do nieprzeszkadzania Ci w byciu w koherencji serca - żaden problem nie ma prawa zaistnieć. Jeśli celem istnienia tożsamości jest Twoje szczęście, a szczęście to synonim koherencji serca, to każda myśl, którą wyznaje tożsamość, winna być pro-koherentna. Jeśli nie jest - sam sobie robisz kupę do studni, z której potem będziesz pił.
Czy więc istnieje recepta na udany związek z kimś? Tak - udany związek z sobą.
Umysł to śmietnik. Szum informacyjny, steki myśli, które nie mają z prawdziwym Tobą nic wspólnego. Myślisz, że jesteś jakiś, jednocześnie oddzielając się od tego, co rzekomo Tobą nie jest. Tworzenie podziałów to specjalność umysłu. W rzeczywistości wszystko jest jednością. Na świecie jesteś tylko Ty sam. I nikogo więcej nie ma. Myślisz sobie, że te słowa pisze do Ciebie jakiś DreamWalker, ale to Ty sam je tu i teraz tworzysz i myślisz, że to nie Ty. Jesteś tylko Ty sam. I jesteś ciągle tworzącym swój świat Bogiem.
A idąc jeszcze dalej w stronę prawdy - Twój związek nie może się nie udać. Nie może się nie skończyć. Bo jedyny prawdziwy związek to Twój związek z samym sobą. On się nie kończy, on wiecznie się zaczyna. Ciągle na nowo i nowo. Ciągle dajesz sobie nowe szanse robienia z sobą jeszcze bardziej satysfakcjonującego związku.
Jeśli pragniesz czyjejś miłości - pragniesz swojej własnej miłości. Jeśli pragniesz czyjejś akceptacji - pragniesz tylko swojej własnej akceptacji. Jeśli pragniesz by ktoś się zmienił - tak właśnie - pragniesz byś to Ty był tym kimś. Idąc dalej - chcesz czyjejś pokory? Chcesz pokory od samego siebie. Pytanie, czy już to sobie uświadomiłeś czy wciąż żyjesz w matrixie pt. "obiektywny świat istnieje".
Nie istnieje.
To my tylko tworzymy jego iluzję za pomocą czasowników "mieć", "być", za pomocą zaimków osobowych "ja, ty, on, ona, ono, wy etc.", ubierając procesy w maski statycznych obiektów za pomocą rzeczowników itd.
To jedna wielka ściema.
Jeśli mózg pracuje tak samo u osób, które jedzą żółty ser i u osób, które tylko to sobie wyobrażają - to czym jest prawda? Czym jest obiektywna rzeczywistość? Wygląda to tak, jakby rzeczywistością był tylko zbiór obrazów, dźwięków i odczuć, które w danej chwili uznajemy za prawdę.
Gdybym wkleił tu swoje uśmiechnięte zdjęcie - czytałbyś sobie moje słowa miłym tonem wewnętrznego głosu. Jeśli wlepiłbym zdjęcie na którym mam wrogą minę - czytałbyś sobie moje słowa wrogim tonem. Tak samo jak w polemice użyję słowa "kurwa" - przypiszesz mi agresję, wulgarność, zmieniając ton wewnętrznego głosu, którym czytasz moje odpowiedzi. Jeśli NAPISZĘ COŚ DUŻYMI LITERAMI - zaczynasz na siebie krzyczeć w myślach tymi słowami, które dużymi literami SĄ NAPISANE! Podobnie zmienia się ton głosu podczas czytania, gdy "użyję pewnych słów w cudzysłowie, ponieważ sądzisz, że to są słowa już kogoś innego, niż Ciebie".
To zabawne, jak sami siebie robimy w chuja.
Czy jestem w stałym związku na chwilę obecną? Tak, bo nigdy nie byłem poza związkiem. To oszustwo, że nie jesteśmy w związku. Od urodzenia jestem w związku z samym sobą i nie mogę nie być. Traktuję siebie różnie, czasem lepiej, czasem gorzej. Wierzę, że mogę na sobie polegać. Takie słowa, jak się, sobie, sobą etc. - wskazują na wewnętrzne relacje człowieka z samym sobą i zwą się predykatami tożsamości.
Myślisz, że czegoś chcesz. Myślisz, że coś musisz. Że coś trzeba, że czegoś nie wolno, że można to i tamto. To Twoje tożsamości wierzą w takie przekonania. Prawdziwy Ty nie wierzy w nic i wierzy we wszystko naraz. To paradoks, którego logiką nie obejmiesz, dlatego potrzebne Ci serce.
Bo umysł wariuje, jeśli ma pojąć samego siebie.
Niekończąca się rekurencja tożsamości doprowadza do absurdu.
Bo umysł wariuje, jeśli ma pojąć samego siebie.
Niekończąca się rekurencja tożsamości doprowadza do absurdu.
Czym ona jest?
Wyobraź sobie samego siebie np. idącego ulicą. To właśnie rekurencja tożsamości - jesteś jednocześnie treścią, jak i autorem obrazu. Jeśli np. stworzysz obraz siebie żrącego kamienie, to jako autor obrazu, który wierzy, że on sam na nim jest, zaczniesz się krzywić i powiesz, że "nie chcę żreć kamieni". Kto to powiedział?
Wyjdź z siebie i zobacz samego siebie tworzącego obrazy samego siebie. To wielokrotna rekurencja. Ty tworzysz siebie, który tworzy siebie, który tworzy siebie, który... Jak widzisz - nawet pod względem lingwistycznym to nie ma końca.
Umysł nie ogarnia samego siebie, dlatego potrzebuje lustra w postaci serca. To serce informuje nas, czy idziemy dobrą drogą, czy nie. To ono bowiem jest albo nie jest w koherencji i to właśnie po tym możemy poznać, czy nasze myślenie ma cokolwiek wspólnego z prawdziwym Wszechświatem zwanym czasem Bogiem.
Generujesz swoje tożsamości, aby osiągać cele, które nie istnieją (gdyby istniały, to byś nie musiał ich osiągać ani tworzyć), jak również rozwiązywać nieistniejące obiektywnie problemy w relacjach z samym sobą. Póki wszystko, co dzieje się w umyśle, nie służy Twojej koherencji serca - chuj bombki strzelił, spokoju nie uzyskasz. I dlatego ktoś, kto twierdzi, że pierdolę od rzeczy - informuje mnie, że jedno jego wyobrażenie o samym sobie twierdzi coś o drugim wyobrażeniu o samym sobie. A moja reakcja na to informuje mnie o tym, co jedno wyobrażenie o samym sobie sądzi na temat drugiego.
To tylko obrazki, dźwięki, symbole którym nadajemy znaczenie.
A gdzieś pod tym wszystkim kryje się Twoje szczęście - złożone ze spokoju, wdzięczności, miłości, radości, zaufania i akceptacji. To świat, w którym nie ma walki, nie ma stresu, nie ma nienawiści, smutku, podejrzliwości i całego syfu, który generuje umysł wierząc, że uczyni Cię to kimś lepszym, niż byłeś. Że Ci to w czymś pomoże.