Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.

czwartek, 30 kwietnia 2009

Bycie Gejem a wiek

Póki co jestem młody, w polotach nawet - gdy wina nie brakuje - piękny :) Choć mam świadomość, że zrywając kolejną kartkę z kalendarza, dni mi przybywa. I nie wiedzieć czemu, Branża w jakiś wyjątkowy sposób na szczyt hierarchii wznosi młodość, gładką skórę, szczupłość, atrakcyjność fizyczną i inne matrixowe prezenty.

Wcześniej czy później jednak każdy z nas spojrzy w lustro i zobaczy tam pierwszą zmarszczkę lub pierwszy siwy włos. I co wtedy? Czy wypłacisz wtedy wszystko co masz na koncie i ruszysz do kliniki chirurgii plastycznej, by swą twarz odmłodzić? Czy może już teraz zdecydujesz się przemyśleć kilka spraw dot. wieku...?

Wiek każdego z nas można mierzyć na 3 sposoby:

1. Wiek metrykalny

Tu w grę wchodzi czysta matematyka i kalendarz. Wiek metrykalny jest efektem przypadkowego zastosowania systemu dziesiętnego - niczym więcej.

2. Wiek biologiczny

Ilekroć mówię o wieku biologicznym, przypomina mi się pewna anegdota.

Reporter pyta 3 staruszków, jak udało im się dożyć sędziwego wieku. Pierwszy mówi:
- Zero alkoholu, zero papierosów, zero innych używek, kobiet itd.
- A ile masz lat, dziadku?
- 89!
- Gratuluję.
Podchodzi do drugiego i pyta o to samo:
- Zero używek, mało seksu, zdrowa dieta.
- A ile masz dziadku lat?
- 103.
- OOO, to gratuluję!
Podchodzi do trzeciego i również pyta, jak udało mu się dożyć tak sędziwego wieku:
- Całe życie alkohol, papierosy, dragi, mnóstwo seksu, hazard, tłuste jedzenie...
- Ooo, a to ciekawe. A ile masz lat, dziadku?
- 25 :)

Myślę, że to mówi wszystko o tzw. wieku biologicznym. Są 30-stolatkowie, którzy mają grube bębny i nie moga zrobić przysiadu bez pomocy sąsiadów, są 100-latkowie, którzy robią szpagaty i biegają maratony. To właśnie wiek biologiczny - to, na co pracujesz dietą, stylem życia i ogółem swoich decyzji.

3. Wiek psychiczny

Kiedyś przeprowadzono interesujące badanie. Naukowcy przygotowali dom dla starców - ale niezwyczajny. Umeblowali go w stylu lat 50-tych, na ścianach powieszono kalendarze z tamtych lat, w telewizji emitowano stare programy, na stolikach umieszczono archiwalne wydania gazet. Wszystko po to, by ktoś, kto się tam zjawi, miał wrażenie, że cofnął się w czasie o jakieś 50 lat.

Następnie przyprowadozno tam grupę starszych osób, dla których była to prawdziwa wycieczka do czasów młodości. Zaraz przed tą wycieczką, jak i po niej naukowcy szczegółowo zbadali tę grupę staruszków - ich krew oraz inne wydzieliny, jak również ich skórę, paznokcie itd.

I co się okazało?

Że już po kliku godzinach ich skóra oraz paznokcie zaczęły młodnieć, a parametry ich krwi zaczęły się poprawiać. W sensie biologiczny zaczęli młodnieć.

I oto dochodzimy do kluczowego wniosku: wiek to stan umysłu.

Co ciekawe - nasze umysły składają się z wielu różnych tożsamości i często uważają one, że mają inny wiek. Ktoś może mieć 30 lat a pewne jego tożsamości zatrzymały się na przykład na wieku 17 lat, co objawia się zachowaniami charakterystycznymi dla 17-stolatków. W innych przypadkach ktoś ma 20 lat a myśli i zachowuje się jak 40-stolatek.

Czasem dochodzi o ciekawych paradoksów. Ktoś ubiera się jak nastolatek a myśli o życiu jak 60-ciolatek. Spotykałem takie zjawiska, to był kosmos :)

Myślę, że cała sztuka polega na tym, by sobie uświadomić, że wiek i rosnący wraz z nim poziom powagi to tylko społeczna instalacja, która nie może stanąć Ci na drodze to bycia młodym duchem.

Nie pozwól nigdy zepchnąć się do roli biadolącego dziadka, który "już wszystko widział, już wszystko przeżył". To jest okropne, bo zamyka ludzi w nudnym, schematycznym, powtarzalnym świecie bez żadnych szans na opuszczenie go. On już wiedzą wszystko - albo tak im się wydaje. To smutne.

Metnalnie, pomimo nawet 200 lat na koncie, możesz nadal być zafascynowanym życiem poszukiwaczem przygód.

Masz swoje doświadczenia życiowe - to fakt. Ale możesz wyjść z założenia, że to ciągle za mało. Wyjść z założenia, że niczego jeszcze nie widziałeś, że niczego nie wiesz - by furtkę do nowych doświadczeń mieć cały czas otwartą.

Natomiast żyjąc już nie historiami, nie fantazjami, ale tu i teraz - zauważysz, że wiek to nic innego, jak halucunacja. Jest tylko teraźniejszość.

A teraźniejszośc jest jak ten blog - korzystasz?

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Dualizm: zakochanie i samotność

Teraz już wiem.

Zakochanie i samotność to dwie strony tego samego medalu.

Nie można się zakochać, jeśli wcześniej nie czułeś się samotny. Nie możesz się czuć samotny, jeśli wcześniej się nie zakochałeś.

Im większa samotność - tym silniejsze zakochanie, gdy zjawia się odpowiednia osoba...

Im silniejsze zakochanie - tym silniejsza samotność, gdy odpowiednia osoba odchodzi...

Łapiesz już?

Jedno bez drugiego nie może istnieć.

Wyobraź sobie związek. Zakochują się w sobie, są razem 24 h / dobę. Po 4 miesiącach euforia mija. Czemu? Bo zakochanie rozpuszcza się (nazywa się to w psychologii habituacją). Nie było nawet chwili samotności - która odżywiłaby to zakochanie.

I odwrotnie. Weź związek, w którym oni się zakochują, a następnie - z jakiś przyczyn - nie mogą być razem. Są oddzieleni, czują samotność, bo dzielą ich tysiące kilometrów. I tu też następuje rozpuczszenie - związek rozpada się, samotność się habituuje -  bo brakuje w tej samotności zakochania, które odżywiałoby tę samotność.

Jak jebane yin i yang, zawsze są razem. Dualizm.

Czy w życiu więc chodzi o to, by być zakochanym ... czy samotnym? A może ustalmy, że życie to chodzenie po linie, gdzie nie liczy się ani bycie po lewej, ani po prawej, ale balans.

Choć intuicja mówi mi, że nie trzeba balansować pomiędzy zakochaniem a samotnością. Że jest trzecia droga. Unosić się ponad. Na tę drogę wkraczasz, gdy rozumiesz, co tutaj napisałem.

Tym razem słowa "korzystaj, baw się" kieruję głównie do siebie.

Zaufanie do Wszechświata

Wszechświat jest nieskończoną kombinacją zdarzeń zmysłowych. Oznacza to, że możesz zobaczyć, usłyszeć i poczuć wszystko, w najróżniejszych zestawieniach, miejscach i momentach.

Wydawałoby się, że idąc przez życie, jesteśmy marionetkami targanymi przez ślepy los, przypadki i chaos. Że jesteśmy tylko konsekwencją rozmnażania się naszych przodków, wypadkową genów, środowiska i setek innych czynników - całkowicie losowych.

A jednak ten model myślenia o Wszechświecie popada w ogromne tarapaty.

Facet nazywał się Artur Schopenhauer i to on pierwszy zdefiniował zjawisko koincydencji. Zauważył, że pewne zjawiska - z pozoru ze sobą niezwiązane - mają tendencję do współistnienia. Np. dwóch gości naraz w różnych częściach świata odkrywa dokładnie to samo lub konstruuje podobne wnioski, wynalazki etc.

Schopenhauer był przekonany, że odkrywając zjawisko koindycencji trafił na coś znacznie szerszego i głębszego, czego ludzki rozum nie umie pojąć. Że Wszechświat działa na innych zasadach, niż opisuje to nasza fizyka czy chemia.

Paul Kammerer, biolog, myślał podobnie. Poszedł więc do parku i zaczął spisywać wszystkie szczegóły dotyczące ludzi, którzy przechodzili. Spysiwał ich płeć, wiek, opisywał ich wygląd. Wnioski były zaskakujące - okazało się, że ludzie w parku spacerują wg pewnych wzorców. Np. starsi panowie w kalepuszu, z fajeczką i laseczką pojawiali się w określonych porach o wiele częściej.

Sformułował on więc tzw. prawo serii, które mówi, że pewne zajwiska - pozornie ze sobą niezwiązane - mają tednencję do powtarzania się (np. wędrujący panowie z fajką).

Wszyscy ci badacze Wszechświata odkrywali kolejne kawałki puzzli, które zaczęły układać się w jedną całość.

Kolejnym z nich był Rupert Scheldrake, który zainteresował się dotąd niewyjaśnionym zjawiskiem. Zauważył, że szczury żyjące na wolności uczą się wychodzić z labiryntu tak samo szybko, jak szczury w laboratorium. Tak, jakby miały z tamtymi jakiś mentalny kontakt, o którym nic nie wiemy.

Ciekawym przykładem tego typu zjawiska było zaobserwowanie zachowań ptaków. Po II wojnie światowej w Europie zaprzestano roznoszenia mleka w butelkach, ponieważ ptaki uczyły się otwierać dziobami wieczka i wypijać zawartość. Po wielu latach, gdy umarły już pokolenia ptaków z umiejętnością dobierania się do butelek mleka, w Anglii zaczęto znów praktykować ten zwyczaj. Niespodziewanie ptaki w całej Europie znów "nauczyły" się otwierać mleko dziobami - i to niemal jednocześnie.

Podobnie sprawa ma się z kotami. Do dziś nie wiadomo, dlaczego w wielkich miastach występuje zjawisko tzw. kocich sejmików. Nagle - nie wiedząc czemu i po co - 20-30 tysięcy kotów żyjących dziko potrafi zebrać się w jednym miejscu, pobyć razem i rozejść się - jak na komendę.

Jak? Dlaczego?

Scheldrake zaproponował koncepcję tzw. pola morfogenetycznego - takiego mentalnego Internetu, do którego nieświadomie wrzucamy swoje myśli. Oczywiście został obśmiany przez naukę akademicką. Do czasu, gdy Scheldrake nie zaczął zadawać kłopotliwych pytań.

Nie od dziś wiadomo, że np. ilość kodu genetycznego, którą ma człowiek, nie wystarcza do zapisania informacji o całym naszym ciele i jego funkcjonowaniu. Zwykły ryż ma 2 razy wiecej genów, niż człowiek!!! A jest tylko ryżem. To oczywiste, że nasze ciała muszą pobierać informacje jeszcze z innych źródeł - nie tylko z DNA. Do dziś nikt nie wie, dlaczego jedni np. dojrzewają płciowo szybciej, inni później - pomimo rozpracowania całego ludzkiego genomu.

Koncepcja pola morfogenetycznego wyjaśnia to, o czym wiemy od dawna. Każdemy zdarza się, że widzi np. w autobusie kogoś znajomego, ktory nagle - kierowany dziwnym impulsem - odwraca się jak na komendę i dostrzega nas z drugiego końca.

Tak samo my często czujemy, że ktoś gapi się na nasze plecy...

W końcu w latach 70. naukowcy przeprowadzili eksperyment, który został potem uznany za nabardziej rewolucjny eksperyment w dziejach ludzkości. Udowodnili oni ponad wszelką wątpliwość, że cząstki elementarne są cząstkami tylko w momencie, gdy na nie... patrzymy. Gdy znika percepcja człowieka - cały Wszechświat zmienia się w falę prawdopodobieństwa. Jakby się rozpływał...

Tak oto jednym spojrzeniem tworzymy galaktyki na drugim końcu Wszechświata.

Pewnie ciągle zastanawiasz się, co to ma do rzeczy z Twoim rozwojem i co to wszystko dla Ciebie znaczy.

Po tych wszystkich spostrzeżeniach dochodzimy do sformułowania najważniejszego prawa Wszechświata - tzw. prawa przyciągania (law of attraction). Mówi ono, że przyciągasz to, o czym myślisz. Kropka.

Choć ja powiedziałbym, że nie przyciągasz, lecz tworzysz.

Gdy po pewnym czasie słodkiego nieróbstwa zdecydowałem się reaktywować mój magazyn, nagle odezwało się do mnie trzech ludzi, którzy zadeklarowali chęć współpracy. Powiedzieli, że od jakiegoś czasu myśleli o tym, by... wspólnie reaktywować magazyn...!

Nic nie jest przypadkiem.

Żadna osoba, którą spotykasz. Żadne zdarzenie, którego jesteś świadkiem bądź w którym uczestniczysz. I to prawda, którą najciężej pojąć - sam tworzysz swój los. Wszystko. Od swojego śniadania, aż do wypadku samochodowego, wygranej w totka. Swoimi myślami, słowami i czynami.

Twierdzenie, że coś jest przypadkiem, jest efektem tego, że zawsze widzimy tylko mały fragmencik Wszechświata i nie mamy pojęcia, co dzieje się poza nim. Stąd wrażenie losowości.

Zakochujesz się po uszy i nic z tego nie ma, bo ktoś mówi Ci "nie". Zaufaj Wszechświatu. On wie, co robi, podsyłając Ci pod nos taką a nie inną osobę. Tak mówi do Ciebie Twoja dusza, która - z pomocą tajemniczych koincydencji i praw serii - zsyła na Ciebie dokładnie takie doświadczenia, jakich potrzebujesz w danej chwili.

Tego nie da się objąć umysłem - od razu mówię i ostrzegam, bo Twoje próby - podobnie jak moje - spełzną na niczym.

Umysł komunikuje się z nami za pomocą wewnętrznych dialogów i obrazów, czyli opowiadając historie.

Serce komunikje się za pomocą Miłości, Wdzięczności, Radości, Spokoju, Akceptacji i Zaufania.

Ciało - za pomocą chorób, dolegliwości, głodu, snu, zmysłu zapachu i smaku, bólu i przyjemności.

Dusza - za pomocą zbiegów okoliczności, powtarzających się doświadczeń, sytuacji, lub też Znaków, które nam daje - np. słów ludzi, których spotykamy na swojej drodze, które w dziwny sposób pasują do tego, co się dzieje w naszym życiu.

Panowie - to, że urodziliśmy się Gejami, że zakochujemy się, że schodzimy i rozwodzimy - to wszystko ma swój głęboki sens, którego umysłem a nawet sercem nie sposób pojąć. To wykracza poza mnie i Ciebie, poza nas i całą ludzkość.

Jedyne, co nam pozostaje, to Zaufać - że wszystko, co się dzieje, służy naszemu najwyższemyu dobru - bez względu na to, jak okropne może się coś wydawać w tej chwili i jak ciężko czasem zaakceptować nam pewne rzeczy.

Zaufaj Wszechświatu. On wie, co robi.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Po czym poznać Miłość?

Nie, to nie będzie kolejny wiersz o miłości, to nie będzie naukowa próba ujęcia miłości w postaci chemicznej ("miłość to fenyloetyloamina" bleee). To będzie spojrzenie na Miłość - z boskiego punktu patrzenia.

Gdy się rodzimy, jesteśmy zatopieni w Miłości - tej prawdziwej, pochodzącej z Serca (dosłownie!). Wtedy każdy moment jest wielką przygodą. Każda kałuża na podówrku wydaje się oceanem, po którym możemy podróżować niczym piraci od jednej do drugiej egzotycznej wyspy. Piaskownica jest pustynią, pełną oaz, zakopanych skarbów i piramid. Każdy dzień jest rokiem. Każdy rok - wiecznością.

Jako dzieci, nie mieliśmy przeszłości. Niczego nie planowaliśmy. To był flow, czysty przepływ Miłości. Od niej brały się inne uczucia - całkowita Akceptacja tego, co jest, Wdzięczność - również za wszystko, Radość, Zaufanie.

Potem Matrix rozpoczał swoje dzieło.

Prawdziwą Miłość - która jest BEZWARUNKOWA (występuje cały czas, czy tego chcesz, czy nie) - zastąpiliśmy jej umysłowym odpowiednikiem - zakochaniem. Prawdziwa Miłość nie stawia warunków, niczego nie nakazuje, nie potrzebuje, nie domaga się. Ona po prostu jest. Zakochanie - mylone nagminnie z Miłością - jest warunkowe. Mówi: "Kocham Cię, bo ... (wstaw cokolwiek)". "Kocham Cię za to, że (-II-)" itd.

Wdzięczność za wszystko, co istnieje - a więc idącą za tym niekończącą się celebrację Życia - zastąpiliśmy wadzięcznością warunkową. Ktoś nam coś da i wtedy czujemy się wdzięczni - zapominając, że każdy dzień, jest Darem. Każda sekunda.

Radość bezwarunkową - która idzie ramię w ramię z Wdzięcznością - zastąpilśmy radością warunkową - musimy mieć się z czego cieszyć. Co za ułuda, zważywszy, że w naszym wnętrzu posiadamy już wszystko, czego potrzebujemy.

Akceptację zastąpiliśmy wiecznym ocenianiem, co jest ładne, co brzydkie, co dobre a co złe. Dzieci tego nie robią. One nie wiedzą, co jest dobre i co złe, co pozwala im korzystać i cieszyć się wszystkim. Potem Matrix mówi "z rzeczywistością coś jest nie tak, musisz walczyć i desperacko ją zmieniać". Buhahaha! Fenx, są lepsze opcje.

Zaufanie - całkowicie naturalny stan, w którym się rodzimy - tłumimy skutecznie lękami i obawami. Zaufanie to nie było do kogoś lub czegoś - ufaliśmy Wszechświatowi. Potem Matrix nakarmił nas obawami - że sobie nie poradzisz, że Ci się nie uda - i Zaufanie zostało zepchnięte na dalszy plan.

Gdy ktoś kocha Cię prawdziwą Miłością - taką bez lęków, bez oceniania, przepełnioną Akceptacją, Radością, Zaufaniem i Wdzięcznością - nie chce Cię zmieniać. Nie chce Cię też zachowywać w takiej formie, w jakiej egzystujesz na chwilę obecną. Nie ma ochoty Cię kontrolować, doglądać. Nie chce od Ciebie NIC.

Liczę, że w całej swej Mądrości zrozumiesz teraz, co do Ciebie piszę.

Człowiek kochający prawdziwą Miłością daje Ci Wolność - pozwala Ci na wszystko, wierząc, że Twoje decyzje są najlepsze z tych, które masz. Wierząc, że się uczysz. Ciesząc się z każdego Twoje sukcesu. To jest Miłość przez ogromne "M" - standard, do którego dorosło może 1% ludzkości. Ludzkości wciąż karmiącej się schizami o kryzysie, o bezrobociu, o zyskach i stratach.

Najprawdziwsza Miłość to taka, która wciąż pyta: "Co jeszcze mogę zrobić, by drugiemu człowiekowi było lepiej - by żył jeszcze lepiej, niż dotychczas?"

Wiesz czemu? Bo w sensie duchowym - wszyscy jesteśmy Jednością. Nie ma egoizmu i altruizmu, dawania i brania - wszystko jest tym samym.

Robiąc dobrze Tobie - robię dobrze sobie. I odwrotnie.

I jak znam życie, zaraz w komentarzach pojawi się pierdolenie, że "partnerowi nie można pozwalać na wszystko", "co z moimi potrzebami, które muszą być zrealizowane" itd. - które będę tylko wypryskiem na dupie pochdzącym z obaw i lęków, że Twój partner wyrucha na boku, zostawi i będziesz sam, albo że "będę taki nieszczęśliwy".

Lęk = brak Zaufania. Brak Zaufania = zjebane życie.

Miłości nie da się zdefiniować słowami, bo słowa pochodzą z umysłu, a Miłość z serca. O kant dupy można więc rozbić wiersze o miłości, filmy i piosenki. To ułudy pochodzące z modeli rzeczywistości ich autorów.

Cokolwiek powiesz słowami o Miłości - będzie kolejną iluzją umysłu. Może użyteczną, może nie. Ale iluzją. Ja mogę podjąć się próby zaledwie ułożenia w słowa tego, co niewypowiedzialne. 

Zachęcam Cię jednak do oczyszczenia swojego wspaniałego umysłu, by przestał on definiować w kółko, czym jest Miłość, bo to strata czasu. Tworzenie definicji Miłości ("czym Ona jest?") przypomina pieczenie pysznego ciasta za pomocą komputera. Nie uda się. Komputer może Ci dać przepis na ciasto, opowiedzieć, jak je zrobić. Ale dopiero Serce ma na tyle Ciepła, by ciasto uczynić.

Doświadczaj Miłości - tu i teraz - oto odpowiedź godna Ciebie.

P.S. Do tej pory poznałem tylko kilku ludzi, którzy zdają się - zupełnie nieświadomie - rozumieć to, co tutaj wyraziłem słowami. Dziekuję im za to, że Są.

piątek, 24 kwietnia 2009

Homo-szczęście

Gdybyś miał ocenić swoje życiowe szczęście w skali od 0 do 10 (gdzie 0 to totalna depresja a 10 to nieustający błogostan) - ile punktów byś sobie przyznał...? Pomyśl o tym teraz i podaj jakiś wynik. 2? 5? 7? 10?

Zanim przejdziemy do tego, co to znaczy, pozwolę sobie przytoczyć pewne badania, które kiedyś przeprowadzali naukowcy. Postanowili oni zbadać poziom szczęścia ludzi na całym świecie i ustalić, od czego jest on zależny - od zdrowia, od bycia w związku, od pieniędzy, wiary..? A może jeszcze czegoś innego...?

Zadawali setki pytań a ludzie wypełniali tysiące ankiet. W badaniach wzięły udział tysiące ludzi z ponad 80 krajów na całym świecie. W końcu zaczął się z nich wyłaniać pewien obraz.

Okazało się, że odpowiedzi na pytanie, od czego jest zależne szczęście... kompletnie nic nie mówiły. W każdym przypadku zależne było ono od czegoś innego. Im szczegółowej naukowcy się w tę tematykę zagłębiali, tym mniej wiedzieli.

Szczęście nie było zależne od niczego, o co pytano.

Zatem od czego?

Wniosek nasuwa się jeden: szczęście zależy do tego, od czego myślisz, że zależy.

A więc - summa summarum - od Ciebie.

Zaskoczony? Więc weź to na logikę.

Czym jest szczęście? Pod względem chemicznym, wstrzykujemy sobie w krwioobieg endorfiny - pochodne opiatów - które odpowiadają za euforię i pozytywny stan emocjonalny. Endorfiny wydzielamy w dwóch przypadkach: gdy się ruszamy (np. podczas biegu lub ćwiczeń) i podczas śmiechu. Jeśli wiesz, od czego zależy poziom endorfin, możesz zacząć świadomie je produkować.

Wróćmy do Twojej oceny życiowego szczęścia.

Na jakiej podstawie ją wystawiłeś? Dlaczego taka, a nie inna ocena?

Spytałem o to kumpla. Dał sobie dwójkę. Odpowiedział, że niedawno rzucił go chłopak, że jest bez pracy i nie ma pomysłu, co zrobić ze swoim życiem. Trzeba było coś na to wymyślić. Spytałem go, za co może być wdzięczny losowi. Wymienił, że za to, że ma dom. Oczywista oczywistość - której zazwyczaj nie doceniamy. Co jeszcze? Ma co jeść. Ma swoje łóżko, telewizor, kota o imienu Brutto. Za to wszystko może być wdzięczny losowi. Za co jeszcze? Za to, że był ze świetnym facetem kilka lat i dzięki temu związkowi wiele się nauczył. Że odbył kiedyś egzotyczną podróż do Afryki. Że w szkole miał dobre oceny. Za co jeszcze? Co jeszcze? Że być może dożyje czasów, gdzie będą lekarstwa na wszelkie choroby lub będziemy latać na Księżyc na wakacje. Że weszliśmy do UE. Że kryzys nas oszczędził.

Na koniec spytałem go, jak teraz ocenia swoje życiowe szczęście. 7 - odparł.

I na koniec jeszcze jedna, ważna dyrgrasja. Największe sukcesy w życiu - jak udowodnili naukowcy - osiągają ludzie, którzy swój poziom szczęścia ocenili na ... 8! Dlaczego?

Jeśli ktoś ocenia swoje szczęście na mniej niż 8 - zdarza się, że "nie widzi sensu" niektórych działań. Skrajnym przypadkiem jest ocena zero, gdzie ludzie w totalnej depresji leżą w łóżku całymi dniami i nic nie robią. Szczęście powyżej 8 z kolei wprawia nas w taki błogostan, że nic nam się już nie chce - bo wydaje nam się, że osiągneliśmy już wszystko.

Pracuj tak nad swoim postrzeganiem rzeczywistości, by Twoja ocena oscylowała wokół ósemki - akceptując jednocześnie, jak bardzo zmienna jest ta ocena i że bywa zależna od tymczasowych nastrojów, które wszyscy miewamy.

Baw się ;-)

P.S. Moja ocena to - średnio - 8. Ihhaaa! :-)

czwartek, 23 kwietnia 2009

O uczeniu się inteligencji emocjonalnej

Wkrwię Cię do białości! Sprawię, co w mojej mocy, byś był smutny i czuł się samotny! Wystraszę Cię nie jeden raz! Sprawię, że będziesz się czuł winny i będę Cię zawstydzał!

Po co?

Byś nauczył się brać odpowiedzialność za swoje emocje!

To nie ja Cię wkurwiam, tylko Ty sam się wkurwiasz. Nie ja Cię straszę - sam to robisz - pozwalasz mi na siebie wpływać. Jeszcze!

Ten blog ma Cię uczyć inteligencji emocjonalnej, tak? Więc nie mogę Cię głaskać po głowie 24 godziny na dobę, bo wtedy nie ruszymy z tematem nawet o milimetr. Mogę za to zszargać Twoje świętości, naruszyć Twoje zasady, rzucając Cię tym samym na głęboką wodę zwaną Twoimi emocjami. To nie moja wina, że czasem nad nimi nie panujesz... Po to tu jesteś, by się tego uczyć.

Wiedz, że tylko w takich warunkach jest to możliwe!

Tak, jak pływać nie nauczysz się z książki, tak nie nauczysz się zachowywać spokoju ducha, gdy będę Cię niuniał i chuchał na Ciebie. Dlatego będzie czasem zjebka, będzie czasem spięcie dupy - byśmy nauczyli się wspólnie z tym radzić, godzić i rozumieć wzajemnie swoje punkty patrzenia.

Wiem, że widzisz już sens tego wszystkiego.

I tu jestem wdziędzny MeteorManowi i Andrzejowi za to, że to dostrzegają.

środa, 22 kwietnia 2009

Czym jest ten blog i kim ja jestem?

Od jakiegoś czasu przeżywam małe oblężenie - mnóstwo fajnych Gejów pisze do mnie maile z miłymi słowami, że uczą się z tego bloga.

To super, że się uczysz, że wyciągasz z moich słów strategie i style myślenia, które są efektem lat mojej pracy nad sobą, nad zgłębianiem tajników pewnych egzotycznych dziedzin wiedzy. Czuję na plecach coraz cieplejszy oddech odpowiedzialności, bo wiem już, ile ważą moje słowa w uszach i oczach niektórych zacnych Czytelników.

W mailach niektórych osób widzę jednak pewne sygnały ostrzegawcze, które nasuwają mi na moje usta ważne pytanie - KTO ZA CIEBIE MYŚLI?

Ja? Ten blog? Czy Ty sam?

Ten blog niczym nie różni się od młotka - obie te rzeczy są narzędziami. Tamtym młotkiem wbijasz gwoździe - tym mogę jebnąć Cię w głowę.

Więc zanim skrobiniesz do mnie maila, w którym napiszesz, że uczysz się z tego bloga, jak "powinieneś" postepować, jak "masz" się zachowywać... to apeluję, byś się kurwa opamiętał. Pewnego dnia jebnę być może tutaj posta o robieniu trójkątów, ssaniu z połykiem nieznajomym albo o pozycji na supermana. I co wtedy?

Wtedy też będziesz sądził, że tak "powinieneś"?

Korzystaj z moich wskazówek... albo nie! - Twój wybór, bo to nie ja jestem specjalistą w dziedzinie Twojego życia, ale Ty sam. Ty rządzisz w swoim życiu!

Pamiętaj o tym - jesteś szpecem od swoich celów, problemów, marzeń. Nie ja. Ja zapewne nic o Tobie nie wiem.

I apele do wyznawców oraz sierotek marysiów - traktuj mnie proszę normalnie, jak zwykłego gościa, a nie jak mędrca, mesjasza czy inkarnację Buddy. Jestem zwykłym człowieczkiem - codziennie kupuję bułki w sklepie na dole, mówię sąsiadom "dzień dobry", oglądam się za facetami na ulicy a czasem płaczę w poduszkę albo szlag mnie trafia z powodu PIT-36.

Nie palę kubańskich cygar, nie noszę majtek od Banana Republic i wcale się tym nie martwię, nie zarabiam milionów, nie jeżdżę luksusowymi brykami, nie mam prywatnego basenu, nie podcieram sobie dupy dwusetkami, nie otacza mnie wianuszek umięsnionych pakersów, którzy robią mi loda tudzież dają dupy na pstyknięcie palcem (a szkoda:)

Ale wiesz co?

CZUJĘ SIĘ, JAKBY TAK WŁAŚNIE BYŁO!

Czuję się, jakbym srał pieniędzmi. Idąc ulicą, czuję się zajebiście w swojej dupie a wiem, że inni nie bardzo. Kąpiąc się w mojej wannie, czuję się tak, jakbym moczył dupsko w oceanie. Patrząc w lustro czuję się, jakbym oglądał okładkę Men's Health. Jadąc kurwa autobusem czuję się, jakbym leciał prywatnym odrzutowcem. A jedząc hot doga mam wrażenie, że wpierdalam czarny kawior, małże i popijam Whiskaczem z Colą ;-P

I możesz mi nawet zajebać portfel, a ja mam to w dupie, bo samopoczucia zajebać mi nie możesz.

Oto Bogactwo przez gigantyczne "B"! Bogactwo stanów wewnętrznych. Przeczucie, że cały Wszechświat jest dla mnie - bo jest!!!

A dla Ciebie nie, cipo, bo przecież myślisz tak, jak ja. A ja myślę, że Wszechświat jest DLA MNIE, a nie dla Ciebie :-) I co teraz, gamoniu? :)

wtorek, 21 kwietnia 2009

Jesteś Gejem i jesteś doskonały

Gdy byliśmy małymi bachorkami - wiedzieliśmy, że wszstko jest z nami okej. Potem jednak wszechmogący Matrix dobrał się nam do dupy i zaczął nas: oceniać, porównywać z innymi, wsadzać w kategorie, nakazywać i zakazywać.

I wyszła z tego niezła szopa.

Wychodzenie z Matrixa - bez wpierdalania się w kolejnego! ("jestem do dupy!" i "jestem cudowny!" - 2 totalne bzdury, tyle, że przeciwstawne) - to pierwszy i najważniejszy etap rozwoju osobistego.

Gdzieś tam na dnie serca wiemy, że jesteśmy doskonali tacy, jacy jesteśmy - bo działamy doskonale na bazie doświadczeń, jakie (powiedzmy) "mamy". I dokonujemy wyborów najlepszych z tych, które sobie w danej chwili uświadamiamy.

Niestety - Matrix przeszkadza nam z tego korzystać. 

Bez Matrixa i jego chujnych instalacji w życiu nie wpadlibyśmy, że mamy za dużo tłuszczu na brzuchu, za małego chuja, za mało kasy lub czasu. Nigdy jako dzieci nie wpadlibyśmy sami na to, że coś "musimy", że czegoś "nie można" lub że "(nie) powinniśmy". Ktoś przylazł i Ci powiedział, że tak niby jest.

I wziął Matrix instytucję Geja i, przy pomocy Biblii oraz religii "miłosierdzia" przez bardzo małe "m", zajebał ją negatywnymi ocenami. Ludzie nie wiedzieliby, że my, Geje, jesteśmy źli i niedobrzy - gdyby "obiektywny" Matrix im tego nie powiedział.

Nasze społeczeństwo opiera się na umyśle - potrafimy budować mikroprocesory i wysyłać sondy na Marsa, choć gówno wiemy o sobie samych. I pomyśleć, że gdybyśmy poszli np. w stronę rozwoju serca - może nie mielibyśmy iPhonów, ale kąpalibyśmy się w oceanie bezwarunkowej miłości.

Niestety umysł jest tak przepełniony paradoksami, że odwołując się tylko do niego, nie możesz iść dalej. Musisz w którymś momencie sięgnąć po więcej.

Okazuje się, że rozwój osobisty - a konkretnie jego etap nr 1 - to nic innego, jak powrót do tego, jacy byliśmy, jako dzieci - wdzięczni, akceptujący, aktywni, radośni, spokojni i doskonali.

Mam dla Ciebie dobrą wiadomość - jesteśmy doskonali. Co jeszcze przeszkadza nam się tym cieszyć?

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Twój osobisty ochraniacz dobrego samopoczucia

Ten post dedykuję Andrzejowi, który - pomimo że mi tak kark pomasował, że ledwo chodziłem haha :) - i tak zasługuje w mej ocenie na dzisiejszego posta :) A nawet jeśli nie jesteś Andrzejem - to i tak przeczytaj, bo na pewno nauczysz się pewnej genialnej strategii obrony przed chujnią :)

Jesteś Gejem - to brzmi wspaniale! Niemniej nie wszyscy tak myślą, powiem więcej - większość myśli zupełnie inaczej. I dlatego, pomimo iż gdzieś tam mają dobre intencje, potrafią pierdolnąć nam fatalną sugestię, okraszając ją okrutnym jadem.

"Nic Ci się nie uda", "Jesteś beznadziejny", "Pedał", "Ciota!" - itd. Znasz to? Hmmm...

Czas odebrać moc językowi i dać ją sobie!

Technologia, którą dziś przekażę Ci w tajemnicy, zwie się... bullshit detectorem - czyli "wykrywaczem byczego gówna" :-)

Wiesz, kiedy ludzie mówią na serio, gdy wywalają na Ciebie swoje słowne wymioty? Wtedy, gdy je na serio odbierasz! Gdy je traktujesz poważnie - wtedy dajesz im moc! Nic goszego nie możesz sobie uczynić.

A wierz mi - wielu ludzi chce, byś myślal, że coś jest z Tobą nie w porządku, byś się bał i być sądził, że coś zrobiłeś "nie tak". PO CO? By dało się Tobą lepiej sterować.

Nigdy nie pozwól wmówić sobie, że coś jest z Tobą nie tak, że robisz coś nie w porządku. Wszystko jest z Tobą okej, zachowujesz się najlepiej, jak umiesz i nie masz się czego obawiać.

Na czym polega bullshit detector?

Ach, to proste. Wystarczy... obśmiać! Co? Wszystko! :)

- Ty zboczeńcu!
- Hahahahahahahahahahahahaha!

- Ty cioto, pedale, nic ci się nie uda w życiu!
- Hahahahahahahahahahahahaha!

- Nie zaslugujesz na nic!
- Hahahahahahahahahahahahaha! ;-)))

- Jesteś jakiś dziwny...
- Hahahahahahahahah!

- Dlaczego mnie krzywdzisz?
- Hahahahahahahhahahahaha!

- Nie powinieneś był tego robić!
- Hahahahahahahhahahahaha!

- Zobaczysz, jak to się skończy!
- Hahahahahahahahahhahaha!

Ćwicz od dziś. Najpierw w wyobraźni. Wyobraź sobie kogoś bliskiego (np. mamę! ;-) jak mówi do Ciebie same najgorsze rzeczy: kpi z Ciebie, obniża Twoją wartość, wyzywa Cię, śmieje się z Ciebie, wydaje Ci fatalne sugestie (będziesz smutny! haha! :) itd. I na WSZYSTKO reaguj śmiechem! Choćby na początku był udawany i wymuszony - tworzysz nowy nawyk i zobaczysz, jak szybko WIELE się zmieni.

Potem przejdź do praktyki.

Gdy tylko ktoś powie coś, co Ci się nie podoba pod Twoim adresem - obśmiewasz to i luz :) W ten sposób Z AUTOMATU uczysz się obezwładniać lipne sugestie i durne komentarze, podejrzenia, groźby itd.

I wiesz co... Jesteś nienormalny... Hahahahah! :-) Baw się! :)

sobota, 18 kwietnia 2009

Sztuka rozstawania się

Nie wnikam, czy to była Twoja decyzja, czy jego. To nie ma znaczenia. Rozstaliście się. I co teraz?

Gdy go poznałeś, zakochałeś się. Chemia w Twoim mózgu sprawiła, że zacząłeś tworzyć mocne połączenia neuronowe w swojej głowie i silne nawyki myślenia o nim dzień i noc. Te nawyki, które podtrzymywały Wasz związek po tym, jak pierwsze zauroczenia opadły - teraz są Twoim krzyżem. Pomimo, że nie macie kontaktu - Ty wciąż o nim myślisz...

I co tu począć?

Choć wiesz, że już prawdopodobnie nigdy nie będziecie razem - Twój umysł wkłada wiele energii, by wciąż na nowo przywoływać jego twarz, wspomnienia, jego zapach, uśmiech, głos i ciepło jego dłoni. Przypomina to słodkie tortury, ale mam dobrą wiadomość: da się to łatwo zmienić!

Są co najmniej 3 sposoby, w jaki ludzie się ze sobą rozstają. Sam wybierz, który jest dla Ciebie najlepszy:

1. Poprzez ból i rozpacz. Wiele osób wybiera tę właśnie drogę. Wypłakują godzinami, wspominając tamte czasy, które już nigdy nie wrócą. Pozwalają emocjom zrealizować się i czasem jest to dobra strategia. Dajemy sobie w ten sposób czas na przywrócenie energetycznej równowagi, "dojście do siebie". Gorzej, jeśli trwa to zbyt długo, i nie przynosi upragnionych rezultatów.

2. Poprzez nienawiść. To najbardziej zjebana opcja, choć - jak twierdzą niektórzy - działa. Nienawiść do druga strona zakochania. Niektórzy, jeśli obiekt ich westchnień odrzuci ich adorację, reagują właśnie nienawiścią. Potrafią obgadywać, złościć się i robić okropne sceny - oczerniając swojego sercowego wybranka w nadziei, że ukazując sobie samym jego najgorsze cechy - obrzydzą go sobie i wszytko minie bezboleśnie. Ci, którzy zastosowali tę strategię, wiedzą już, że chuja ona warta. Nienawiść nadal bowiem jest zwiazkiem emocjonalnym z drugą osobą.

3. Transformacja energetyczna. I tu już dostrzegam zaciekawienie na Twej twarzy :) Cóż to jest? Transformacja energetyczna polega na przekonaniu Twojego umysłu, aby przestał pościęcać energię na myślenie o Twoim byłym i zajął się czymś bardziej pożytecznym - np. zbieraniem znaczków albo sadzeniem rzodkiewki :)

Chcesz wiedzieć więcej?

Proszę bardzo.

Transformacja energetyczna nie usunie wspomnień z NIM w roli głównej, nie usunie jego z Twojej pamięci. Jak mówi stara zasada świata duchowego - jeśli raz z kimś się zwiążesz - już nigdy się z nim nie rozstaniesz. To niemożliwie. On zawsze będzie już częścią Ciebie - większą lub mniejszą. Zaakceptuj to - to jest okej. W końcu nie chcesz się pozbywać kawałka swojego życia.

Robiąc transformację - możesz natomiast znacząco zmniejszyć intensywność emocji, które żywisz względem swojego ex faceta lub nawet całkowicie jest wyeliminować. Będzie on nadal częścią Ciebie, ale już całkowicie oswojoną. Czy to nie wspaniałe? :-)

Jak dokonać transformacji energetycznej?

Niektórzy ten proces nazywają "odkochaniem" - niech będzie, choć ja bym go nazwał "zobojętnianiem". Zachodzi on spontanicznie w głowach ludzi - choć wolniej, niż jeśli zrobisz go świadomie i z uwagą.

Zacznijmy od szczytpy teorii.

Umysł tworzy tzw. wewnętrzne reprezentacje. Są to zestawy wewnętrznych obrazów, dźwięków i odczuć cielesnych. Jeśli przywołasz w myślach wspomnienie ostatnich wakacji - zobaczysz tam pewnie to, co robiłeś, usłyszysz to, co wtedy słyszałeś i poczujesz się tak, jak się wtedy czułeś. To własnie wewnętrzna reprezentacja.

W głowie przechowujemy wewnętrzne reprezentacje wszystkich osób, które znamy. Każda z tych reprezentacji posiada charakterytyczne dla siebie cechy. Np. obraz sąsiada może być położony z lewej strony, może być mały i ciemny, a obraz Twojego faceta może być duży, jasny, po prawej i dość blisko.

Aby to sprawdzić, zamknij oczy, odpręż się i weź kilka wdechów, a następnie przywołaj obraz swojego ex faceta. Gdzie on się znajduje? Jest wyżej czy niżej od Ciebie? Jest blisko czy daleko? Jest jasny czy ciemny? Kolorowy czy czarno-biały? Czy Twój ex facet patrzy na Ciebie wprost czy jest obrucony bokiem do Ciebie? Jest większy od Ciebie czy mniejszy? Sprawdź wszystkie te cechy i spisz je na kartce. Za pomocą tych właśnie cech Twój umysł zakodował Twojego ex faceta.

Czy Twój ex facet z tego obraz mówi coś do Ciebie? Skąd dobiega głos? Czy jest głośny czy cichy? Spisz wszystkie cechy głosu, które wydają Ci się istotne.

Być może dostrzegasz teraz, skąd się biorą takie predykaty w mowie potocznej, jak "bliska osoba" albo "odległa rodzina".... Tak, zgadłeś - są to lingwistyczne odzwierciedlenia cech obrazów, w jakich dana osoba została zakodowana. Jeśli ktoś jest "bliski" - oznacza to, że ktoś robi obraz osoby, który jest położony blisko! (pomyśl nad innymi predykatami - "wysoki autorytet", "typ spod ciemnej gwiazdy", "ostatnio oddalili się od siebie", "są sobie bliscy", "odwrócił się od niego" etc.)

Teraz już wiesz, jak wygląda program umysłowy pt. "Twój ex facet".

Teraz czas poszukać jakiegoś rozwiązania. Znajdź w swoich wspomnieniach osobę, która kiedyś była przy Tobie, potem odeszła, ale całkowicie się z tym pogodziłeś. Może to być ktoś z odległej rodziny, np. małoznana Ci ciocia, piąta woda po kisielu etc. Ponownie - przywołaj obraz tej osoby w myślach i zaejestruj cechy tego obrazu - jego odległość, wielkość, kolory, położenie etc. NA PEWNO będą znacznie się różnić od sposobu, w jaki kodujesz swojego ex faceta!

Wiesz już, co z tym fantem zrobić? ;)

Weź obraz swojego ex faceta i upodobnij go tak bardzo, jak tylko możesz, do obrazu reprezentującego osobę, która już dawno odeszła i jest Ci z tym dobrze. Upodobnij szczególnie takie cechy, jak:

- położenie
- jasność
- wielkość
- odległość od Ciebie
- kąt pochylenia względem Ciebie
- obramowanie (rozmazane/ ostre krawędzie/ ramy)
- rozmazanie (obraz ostry/ niewyraźny)
- kolory (czarno-biały/ kolorowy)

Poświęć temu tyle czasu, ile potrzebujesz, by upewnić się, że FORMA obrazu Twojego ex faceta jest niemal identyczna, jak FORMA obrazu osoby, która dawno temu odeszła. Dzięki temu Twój mózg nauczy się, że ma myśleć o Twoim exie w taki sam sposób - bez emocji, spokojnie i na luzie.

Sprawdź efekty. Za pomocą tej metody tysiące osób na całym świecie pomogła sobie w rozstaniu. Aha, jeszcze coś - ta technika nie działa! TY DZIAŁASZ! Baw się :)

czwartek, 16 kwietnia 2009

3 potężne energie drzemiące w każdym z nas

Dziś odkryjesz, jak to się dzieje, że z niektórymi ludźmi wchodzisz w dobry kontakt niemal od razu, a z innymi nie umiesz znaleźć wspólnego języka. Dzisiejszy post da Ci też inne spojrzenie na siebie.

Człowiek jest skomplikowanym systemem złożonym z wielu rodzajów energii. Dla uproszczenia, segergujemy je, by umieć o nich rozmawiać. Oto, z jakich energii składa się człowiek i jak z nimi wchodzić w interakcje. Otwórz swój umysł i korzystaj w pełni, bo to ważny element komunikacji - również z samym sobą.

- energia intelektu - pochodzi z umysłu. Intelekt uwielbia oceniać, nadawać znaczenia, budować skomplikowane łańcuchy przyczynowo-skutkowe, stawiać warunki, polemizować, przyznawać rację etc. Ludzie z przewagą energii intelektu często wchodzą w dyskusje o polityce, światopoglądowe, wymieniają się zgromadzoną wiedzą i argumentami. Energia intelektu buduje hierarchie, porownuje ze sobą ludzi, zjawiska, generalizuje i upraszcza, by skuteczniej posługiwać się światem. Tej energii jest full w naszym społeczeństwie. Dzięki niej zawdzięczamy postęp techniczny. Jeśli chcesz wejść z kimś takim w rapport - traktuj go jak specjalistę, pytaj, przyznawaj rację.

- energia serca - pochodzi z... zgadnij skąd :) Słowa nie mają dla niej takiego znaczenia. Opiera się na czystych uczuciach - miłości, radości, wdzięczności, akceptacji, spokoju. Wszystkie te uczucia występują zawsze i wszędzie, jeśli tylko energia intelektu się nie wpierdala. Ludzie kierujący się energią serca są serdeczni, otwarci, ufni... ciepli. Można się przy nich wygrzewać. Są wyrozumiali, prości, kochający. Wspaniale jest spotkać człowieka czerpiącego z tej energii. Jeśli chcesz wejść z kimś takim w rapport - wyłącz umysł i odwzajemniaj jego uczucia. Nie słowami, lecz sygnałami niewerbalnymi - uśmiechem, gestem etc.

- energia seksualna - ona z kolei pochodzi z narządów płciowych. Wbrew pozorom nie odpowiada tylko za ekscytujący popęd seksulany, lecz także za kreatywność oraz emocje (nie mylić z uczuciami, które pochodzą z serca!). Energia seksualna produkuje emocje takie, jak zazdrość, gniew, nienawiść, frustracja, samotność, zaborczość, wstyd. To cena, jaką płacimy za przyjemność seksu (dlatego też polecam uczenie się zarządzania tymi emocjami). Ktoś, kto kieruje się energią seksualną - często odnosi się do seksu w rozmowie, nawet nieświadomie. Używa seksualnych metafor, jest wyzywający, rzuca pożądliwe spojrzenia, dąży do dotyku, bliskości.

Najlepiej, jeśli te 3 energie są w stanie równowagi.

Przewaga intelektu tworzy człowieka-maszynę do zarabiania kasy, do czynienia postępu. Suchego naukowca, którego zaślepiły paradygmaty. Bez serca i bez energii seksu traci się poczucie sensu życia.

Przewaga serca czyni z człowieka idealistę, który najchętniej ubrałby się w szmaty i poszedł mieszkać do lasu, kontemplując piękno przyrody i celebrując każdy moment - bez planów na przyszłość, bez kasy, bez przyjemności zmysłowej. Plusem jest to, że ma świetne relacje z innymi :)

Przewaga energii seksu sprawia, że innych ludzi traktuje się jak przyrządy do masturbacji. Chodzi tylko o zaspokojenie popędu. Seks bez intelektu prowadzi do nierozsądnych poczynań w łóżku. Seks bez serca - wypala, jest chłodny i często odrażający. Spytaj każdego, kto ruchanie traktuje jak sport. Po jakimś czasie czegoś im brakuje - energii serca właśnie!

Zbalansuj wszystkie 3 energie - cokolwiek robisz, gdziekolwiek jesteś - używaj każdej z umieram i rozsądkiem. Czasem kieruj się bardziej intelektem, czasem sercem, czasem energią seksu - ale nigdy nie rezygnuj całkowicie z którejś, bo to tak, jakbyś likwidował kawał swojego cennego, energetycznego "ja".

Baw się:)

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Walka przeciw homofobii - czyli walnie głową w beton

"Geje powinni walczyć z homofobią, domagać się tolerancji." - głoszą różnej maści organizacje gejowskie. Nigdy się pod tym hasłem nie podpiszę - i Tobię też proponuję je przemyśleć kilka razy.

Dlaczego?

"Geje powinni..." - tośmy się dowiedzieli, że mamy zobowiązanie. "powinni" to modalny operator konieczności - i jak każdy MOK, tworzy kontekst przymusowy, napawający stresem. Nie, dziękuję. Jeśli już, proponuję zmienić go na "mogą/ chcą".

"... walczyć..." - wiesz, dlaczego gronkowiec złocisty na podłodze w szpitalu jest setki razy niebezpieczniejszy niż ten, który w tej chwili masz na swoich dłoniach? Ponieważ z tym w szpitalu się walczy - a więc zdołał się skurwiel uodpornić - a ten na dłoniach Cię nie obchodzi. Jeśli z czymś walczysz - wzmacniasz to! 

"z homofobią." - zwykli ludzie, którzy nigdy nie mieli styczności z Gejami (albo o tym nie wiedzą po prostu, że mieli) - boją się - tak, jak Ty - odmienności. Uwierzyli na słowo Matrixowi, który powiedział im, że Geje są zboczeńcami i dlatego próbują się chronić. Ja i Ty wiemy że to śmieszne, oni jeszcze tego nie wiedzą. Niemniej walczyć z ich odruchami obronnymi - które my tak ochoczo nazywamy homofobią - jest jak walka z wiatrakami. Wzmocnisz je, gdy je zaatakujesz i miej to na uwadze.

"...domagać się" - o tak, przedstawmy innym ludziom swoje wymagania i postulaty - na pewno ochoczo je spełnią, bo przecież mają w tym ogromny interes, co nie?

"...tolerancji" - buhahahah! Tolerancja zakłada, że ktoś coś toleruje - to znaczy znosi, pomimo, że tego nie lubi. Opcja gówniana jak Liga Polskich Rodzin. Jeśli już coś ma się stać naszym celem - niech będzie to AKCEPTACJA - która dla odmiany zakłada, że coś staje się dla nas ok.

Najlepsze, co my, Geje, możemy zrobić, to pokazać zwykłym ludziom, że jesteśmy zajebistymi ludźmi. Tyle. Bez żadnej walki, bez żadnego domagania się, bez parad z piórkiem w dupie, które gówno dają.

Pozdrawiam.

czwartek, 9 kwietnia 2009

O gejowskiej miłości słów kilka

Dziś o tym, dlaczego serce odpowiada za miłość, a umysł za zakochanie, jak również o tym, dlaczego umysł nie jest odpowiednim narzędziem budowania relacji...

Zakochanie, o którym niedawno tak wiele pisałem, to stan mający swą przyczynę w umyśle. To on decyduje się odpalić całą kaskadę hormonów, gdy tylko ktoś w obrębie naszego pola widzenia zacznie spełniać określone kryteria (wygląd, zachowanie etc.).

Zakochanie jest więc warunkowe - gdy ktoś ma X, Y, Z - wtedy odpala stan euforii.

Miłość to jednak zupełnie inna bajka. Przede wszystkim - bierze się z serca i to nie metafora! Serce naprawdę ma swój układ nerwowy, który zapamiętuje emocje. Patrząc pod kątem energii - serce odpowiada za tworzenie relacji i tym silniej się o tym przekonasz, im bardziej wyłączysz racjonalizujący wszystko umysł i pozwolisz sercu prowadzić się.

Miłość, która z niego wypływa, jest bezwarunkowa. I uwaga - nie jest to miłość do kogoś czy czegoś. Serce nie prowadzi takich rozróżnień. Miłość po prostu tam jest. Nasze rozszalałe, rozintelektualizowane umysły tworzą jednak często tak gęstą papkę z etykiet, ocen i przyczyn-skutków, że nie potrafimy tej miłości poczuć... Niestety.

To dlatego buddyjscy mnisi wyciszają swoje umysły i wygaszają je - by powrócić do źródła - do prawdziwej, bezwarunkowej miłości, którą każdy z nas ma w sobie. Podobnie, jak wiele innych cudownych emocji.

To coś, czego brakuje mi bardzo wśród Gejów. Wielu powtarza, że "środowisko" to syf, że wszyscy się zdradzają, że nie warto ufać. To tylko pierdolenie umysłów, które najpierw stworzyły ogromne oczekiwania, a potem się rozczarowały. Umysłów, które stawiają warunki, by móc być szczęśliwym. Umysłów żyjącymi historiami z przeszłości.

A pod tymi historiami, pod ludzkimi doświadczeniami, które umysł koduje, kryjemy się my - ludzie wypełnieni po brzegi nieskończoną, bezwarunkową miłością, akceptacją, spokojem i wdzięcznością. Jedna z moich tożsamości smuci się teraz, że tak mało osób to widzi. Ale pocieszam ją, bo wiem, że wszyscy zmierzamy w dobrym kierunku.

Póki umysłowo filtrujesz ludzi, nadajesz im etykiety i funkcje, póki stawiasz im jakiekolwiek warunki i oczekujesz od nich czegokolwiek - póty nie będziesz umiał spojrzeć na nich, jak na ludzi. Będziesz w nich widział jedynie odbicie swoich potrzeb i pragnień, leków i nadziei.

Przeczytaj poprzednie zdanie raz jeszcze - by w pełni do Ciebie głęboko dotarło.

Jeśli jednak choć raz spojrzysz sercem na ludzi - jakkolwiek metaforycznie i poetycko to może dla Ciebie brzmieć w tej chwili - już nigdy nie wrócisz do poprzednich marnych schematów poznawczych. Zobaczysz doskonałe istoty, absolutnie czyste i kochające zupełnie prawdziwie i bez przyczyn.

Na tle tego, co uda Ci się zobaczyć sercem, każda tępa generalizacja w stylu "Geje to kurwy" wyda Ci się mało, że nieprawdziwa, co śmieszna i żałosna. Produkty umysłu będą tylko historiami.

Nie sposób słowami opisać piękna bezwarunkowej miłości. Nauczono nas, że jesteśmy kochani tylko, gdy spełniamy jakieś warunki. Że kochamy siebie, gdy spełniamy jakieś warunki! Cóż za niskie standardy! Daj z siebie więcej.

Kochaj ludzi, bo na to zasługujesz.

sobota, 4 kwietnia 2009

Kumplostwo w świecie Gejów

Dziś ktoś powiedział mi coś, co mnie ruszyło - że w świecie Gejów jest za mało kumplostwa. Że jak się z kimś spotykasz, to albo chce on zaciągnąć Cię do łóżka, albo stawia (często niewerbalnie) warunek - "bądź ze mną, bo walne focha". Tak czy owak znajomość często kończy się dość szybko.

Prawdziwość tej wypowiedzi wydała mi się nad wyraz brutalna. Czas i tu użyć świadomości oraz kompetencji, by wprowadzić więcej zrozumienia.

Oto, jak rozpoznać doskonałego gej-kumpla:
  • kumpel nie zostawi Cię, gdy znajdzie sobie innego kumpla - będzie przy Tobie najpewniej jeszcze wiele długich lat
  • to, co was łączy, jest trwalsze niż związek w wersji "romantic" - bowiem nie łączą was aż tak silne emocje, które mogłoby coś spierdolić
  • kumplowi możesz naprawdę wszystko powiedzieć i pewnie nie pójdzie się z tego powodu rzucać z mostu, nie będzie robił Ci pretensji ani obrażał na Ciebie - przełknie prawdę - nawet tę najbardziej gorzką
  • kumpel nie będzie Ci zazdrościł, gdy sobie kogoś znajdziesz - wręcz przeciwnie - będzie z Ciebie dumny i będzie cieszył się Twoim szczęściem
  • kumpel będzie zawsze wdzięczny za to, że spędzasz z nim czas (i nie będzie się domagał na chama uwagi, walił fochów i robił postawy roszczeniowej pt. "mnie sie należy")
  • kumpel będzie Ci ufał i nie będzie Cię podjrzewał o "robienie na boku", ponieważ nie obawia się, że go "zdradzisz"
  • kumpel nie będzie Cię próbował zmieniać na siłę ani naprawiać - bo akceptuje Cię takim, jaki jesteś - bez żadnego "ale" - i wie, że ludzie działają doskonale na bazie doświadczeń życiowych, jakie mają - więc nikogo nie trzeba naprawiać ani wyprowadzać z błędu
  • kumpel rozumie Cię - nie tylko na poziomie logicznym, ale - przede wszystkim - emocjonalnym (a emocje nie są logiczne)
  • kumpel nie traktuje Cię jak swojej własności - rozumie, że jesteś wolnym człowiekiem, zatem szanuje Twoją wolną wolę i pozwala Ci na wszystko, byś mógł doświadczać świata i uczyć się
  • kumpel przychodzi do Ciebie dlatego, że chce - a nie dlatego, że potrzebuje
  • seks z kumplem - jeśli jest - to trochę jakby sport, gdzie oboje - zamiast biegać po parku - spalacie kalorie w łóżku i bawicie się w bicie rekordów - dla zabawy i dla przyjemności - bez specjalnego znaczenia emocjonalnego (kumpel nie wypomni Ci w sprzeczce np. "w tym miesiącu bzykaliśmy się tylko raz!!!!" - a romanticzny chłopak jak najbardziej:):):)
  • kumpel - na swój kumpelowski sposób - kocha Cię - bez fajerwerków, bez wielkich słów - po prostu jest serdeczny, słucha Cię, uśmiecha się i wspiera Cię w różnych sytuacjach - nie oczekując niczego w zamian
Dużo dziś zrozumiałeś, co nie?

Baw się :)

czwartek, 2 kwietnia 2009

Najlepszy na świecie, gejowski seks

Ocho, już widzę, jak Twoje jaja zaczynają produkować testosteron :) Oto nareszcie, po tygodniach wyczekiwań, DreamWalker pisze o seksie :)

Jak już pewnie zdążyłeś zauważyć - faceci różnią się od kobiet :) Kobiety hetero pilnują swoich picz o wiele bardziej, niż my, Geje. Jest to spowodowane nie tylko tym, że my nie będziemy musieli potem przez 9 miesięcy po seksie taszczyć brzucha, lecz również... naszymi hormonami.

Faceci, zarówno homo, jak i hetero, pierwotnie nie widzą korelacji pomiędzy seksem a uczuciami wyższymi. Dopiero potem, w miarę tzw. socjalizacji, zaczynają kumać, że pieprzenie to sposób wyrażania tychże emocji.

Jedni łapią to wcześniej, inni później.

Stąd też w branży możesz spotkać często tzw. sportowców, dla których jebanie w odbyt jest kolejną dyscypliną olimpisjką, zaraz po rzucie młotem i wyciskaniem sztangi.

Żebyśmy jednak mieli jasność - to jest okej, nie mam nic przeciwko, ponieważ nie zamierzam poświęcać nawet pół kalorii swojej energii, by to oceniać. Po prostu akceptuję fakt, że niektórym w mózgu nie połączyły się pewne ośrodki tak, jak mnie przykładowo, i zapewne trafi swój na swego.

Tak, przyznam - jebałem się bez emocji i było to takie uczucie, jakbym kąpał się w czyiś zimnych widzielinach. Czułem się, jak wibrator w czyiść rękach, przyrząd do masturbacji. Nigdy więcej, dziękuję, do widzenia. Nigdy bym nie przypuszczał, że jestem w stanie sam siebie zgwałcić i to na dodatek mentalnie (fizycznie byłoby przyjemniej, jak mniemam).

Z czasem wszyscy zaczynamy kumać, że seks jako sport, gdzie bijesz kolejne rekordy, staje się pusty i smutny, nie daje satysfakcji a nawet gorzej - potrafi przybić. Bo zamiast w jakość, idzie się w ilość.

Osobiście ani nie podnieca mnie ani nie bawi kontakt fizyczny z kimś obcym, jeśli nawet nie wiem, czy on się umył dobrze (czy w ogóle?!) ani gdzie trzymał kutasa zaraz zanim zacznie próbować wsadzać mi go w japę. A ponieważ nie chcę mieć między zębami serka feta spod napleta ani innych wydzieln czyjegoś ciała - podchodzę do sprawy inaczej.

Śmieszy mnie, że jak facet hetero wyrywa laski, to jest maczo, a jak gej wyrywa innych gejów - to jest kurwą :) Jeśli uważasz podobnie - wyjdź proszę z poziomu naklejania ludziom etykiet, jak to robią dzieci w piaskownicy, i spójrz dalej - faceci są przystosowani do częstego, szybkiego seksu. Taka już jest biologia i możesz się z tym nie zgadzać, choć myślę, że na własną niekorzyść.

Uważam też, że skoro jestem facetem i biologicznie jestem przystosowany do podniecania się w 15 sekund na widok niezłego ciacha, to dlaczego więc miałbym nie wkorzystać tego daru przyrody do sprawiania sobie przyjemności - w mądry i bezpieczny sposób, oczywiście.

Problemem było jednak to, że brak emocji w stosunku do obcych osobników, nie pozwalał mi cieszyć się seksem w pełni. Po orgaźmie zostaje gorzka pustka i najlepiej, by koleś wziął zabawki i spieprzał czym prędzej.

Zatem seks zarezerwowany jest u mnie dla gości, którzy zbudowali ze mną zajebistą relację opartą na fajnych emocjach i energiach. Nie oznacza to, że jest od razu moim facetem na resztę życia, ale nie jest też facetem, którego przez resztę życia już nigdy nie zobaczę. Czuję do niego sympatię, pociąg i wtedy mam motywację, która pozwala mi zajrzeć mu w majtki i czuć się z tym spójnie. Bo wtedy nautralnie chcę mu dać coś więcej, bo tak i już.

Zatem, co trzeba zrobić, by mieć najlepszy seks na świecie?

1. Bądź autentyczny. Pozbądź się masek i udawania kogoś, kim nie jesteś. Jest to możliwe dzięki dobrej relacji z samym sobą - wiesz, co czujesz, wiesz, co myślisz, jesteś tego świadomy i reagujesz na to z zaciekawieniem i akceptacją.

2. Gdy spotykasz kogoś i poznajesz - sprawdzasz, jakie energie są między wami. Czy czujesz serdeczność? Przyjacielskość? Czy czujesz energię seksu? - zarówno po jego, jak i Twojej stronie? Te energie mogą rozwijać się z czasem, więc go sobie dajcie - nic w pośpiechu, wszystko ma swoją dynamikę.

I tu tajemnica - jeśli czujecie między sobą fajne emocje - nic już nie musisz specjalnego robić. Po prostu wchodząc swobodnie w taką relację, wcześniej czy później dojdzie to seksu i będzie on zbudowany nie tylko na chęci zaspokojenia swojej chuci, ale też na bazie Twojej empatii i chęci wyrażenia swoich emocji względem drugiej osoby.

Seks jest bowiem naturalną konsekwencją emocji, które są między wami.

I wtedy jest to seks najlepszy z możliwych. Inne sytuacje, czyli tzw. spotykanie się na seks i jebanie, "bośmy się tak umówili", gasi emocje, które są naturalnym paliwem dla seksu, i sprawia, że staje się on mechanistyczny oraz bezduszny. Równie dobrze możesz jebać goryla, bo też ma otwór a oporu - po kilku bananach - stawiać nie powinien.

Zatem by mieć fajny seks - nie musisz stawać na głowie i klaskać pośladkami. Wystarczy Twoja autentyczność, osoba, która wejdzie z Tobą w odpowiedni kontakt, fajne emocje między wami, atmosfera i wszystko samo się stanie. I będzie to coś, do czego oboje dojrzeliście i czego oboje chcieliście.

A jeśli nie - to nie. Na siłę nic nie zrobisz, więc wyluzj podślady, bo frustracja szkodzi na nerki :)

środa, 1 kwietnia 2009

Ciepło prosto z serca

Jako dzieci rodzimy się czyści emocjonalnie. Nasze umysły nie próbują intelektualizować wszystkiego i dlatego mamy swobodny dostęp do zasobów, które potem tracimy na drodze socjalizacji. Jednym z tych zasobów jest energia ciepła - zwana serdecznością, miłością, bliskością etc.

Są ludzie, którzy pomimo bullshitu, jaki sprzedaje nam przeintelektualizowany umysł, nadal kierują się sercem. Bo energia ciepła płynie właśnie z serca, nie z umysłu. Nie jest racjonalna, nie jest warunkowa - po prostu jest.

Niedawno wpadł do mnie facet poznany przez Internet. Malarz, dość oryginalny facet. Siedzieliśmy na schodach drogerii na rynku i sycąc się niezwykłą atmosferą, oglądaliśmy jego obrazy, które wyłonił z bagażnika swojego samochodu.

Gdy się uśmiechał, robiło się cieplej. To człowiek, który umie się komunikować energią idącą wprost z serca. Bez intelektualizowania, bez zapuszczania się w dzikie dżungle osądów, znaczeń, przyczyn i skutków. Bez pierdolenia i intelektualnego rozwolnienia, emanuje energią, w której można się zatopić niczym w ciepłym źródłe.

Po tym poznajesz ludzi, którzy potrafią kochać.

Takim kimś jest też inny facet, którego również niedawno miałem przyjemność poznać. Jest nauczycielem, jest spokojny i wrażliwy. To ktoś, kto potrafi zadzwonić i rozpoznać, że przed chwilą płakałeś. Który potrafi po prostu spytać, jak się czujesz. I ucieszyć się z Twojego sukcesu. Jestem mu za to niezmiernie wdzięczny! Wiem, że czyta te słowa i wiem też, że pomimo wszystko, pojawia się na jego twarzy uśmiech.

Uczę się od nich, jak docierać do źródła ciepła.

Znam też bowiem ludzi, którzy tak zapędzili się w gęstwinę intelektu, że nie sposób przebić się do nich przez grube liany złożone z nieookreśleń, ekykiet, osądow, porównań, przedziwnych znaczeń, niepraktycznych zasad, zbitków tożsamości, masek etc. Nie chcę być, jak oni.

W ten sposób zamknęli przepływ tego ciepła. Ono wciąż tam jest. Uwięznione.

Jak uwolnić swoje ciepło?

Twoje serce może potrzebować oswobodzenia. Zarezerwuj sobie pół godzinki i na spokojnie wypisz na kartce, co przeszkadza Ci być serdecznym wobec ludzi...

Znajdź wszystko, co może być przeszkodą i usuń to.

Często blokują nas przekonania na temat ludzi zbudowane na bazie lipnych historii z życia - jacy to oni źli, jak potrafią potępować niegodziwie, nie kierują się zasadami (naszymi zasadami!), nie podzielają naszych wartości...

Gdy uświadomisz sobie, jaki syf mogły zostawić po sobie różne historie, które się wydarzyły w Twoim życiu, rozpoczniesz proces wątpienia w nie. Historie historiami, to przeszłość, wyciągnij z nich wspierające, mądre wnioski, które pozwolą Ci lepiej żyć i tyle. I pamiętaj, że to tylko historie, w które wierzy Twój umysł. Nie musisz im już poświęcać uwagi, wkładać w nie wysiłku.

Przeszłość nie istnieje, bo gdyby istniała - nie byłaby przeszłością! To najważniejsza nauka, jaką można wyciągnąć nt. swojej przeszłości.

Dziękuję Ci, że jesteś. Tak, do Ciebie mówię! :)

TOP 10 miesiąca