Gdy się rodzimy, jesteśmy zatopieni w Miłości - tej prawdziwej, pochodzącej z Serca (dosłownie!). Wtedy każdy moment jest wielką przygodą. Każda kałuża na podówrku wydaje się oceanem, po którym możemy podróżować niczym piraci od jednej do drugiej egzotycznej wyspy. Piaskownica jest pustynią, pełną oaz, zakopanych skarbów i piramid. Każdy dzień jest rokiem. Każdy rok - wiecznością.
Jako dzieci, nie mieliśmy przeszłości. Niczego nie planowaliśmy. To był flow, czysty przepływ Miłości. Od niej brały się inne uczucia - całkowita Akceptacja tego, co jest, Wdzięczność - również za wszystko, Radość, Zaufanie.
Potem Matrix rozpoczał swoje dzieło.
Prawdziwą Miłość - która jest BEZWARUNKOWA (występuje cały czas, czy tego chcesz, czy nie) - zastąpiliśmy jej umysłowym odpowiednikiem - zakochaniem. Prawdziwa Miłość nie stawia warunków, niczego nie nakazuje, nie potrzebuje, nie domaga się. Ona po prostu jest. Zakochanie - mylone nagminnie z Miłością - jest warunkowe. Mówi: "Kocham Cię, bo ... (wstaw cokolwiek)". "Kocham Cię za to, że (-II-)" itd.
Wdzięczność za wszystko, co istnieje - a więc idącą za tym niekończącą się celebrację Życia - zastąpiliśmy wadzięcznością warunkową. Ktoś nam coś da i wtedy czujemy się wdzięczni - zapominając, że każdy dzień, jest Darem. Każda sekunda.
Radość bezwarunkową - która idzie ramię w ramię z Wdzięcznością - zastąpilśmy radością warunkową - musimy mieć się z czego cieszyć. Co za ułuda, zważywszy, że w naszym wnętrzu posiadamy już wszystko, czego potrzebujemy.
Akceptację zastąpiliśmy wiecznym ocenianiem, co jest ładne, co brzydkie, co dobre a co złe. Dzieci tego nie robią. One nie wiedzą, co jest dobre i co złe, co pozwala im korzystać i cieszyć się wszystkim. Potem Matrix mówi "z rzeczywistością coś jest nie tak, musisz walczyć i desperacko ją zmieniać". Buhahaha! Fenx, są lepsze opcje.
Zaufanie - całkowicie naturalny stan, w którym się rodzimy - tłumimy skutecznie lękami i obawami. Zaufanie to nie było do kogoś lub czegoś - ufaliśmy Wszechświatowi. Potem Matrix nakarmił nas obawami - że sobie nie poradzisz, że Ci się nie uda - i Zaufanie zostało zepchnięte na dalszy plan.
Gdy ktoś kocha Cię prawdziwą Miłością - taką bez lęków, bez oceniania, przepełnioną Akceptacją, Radością, Zaufaniem i Wdzięcznością - nie chce Cię zmieniać. Nie chce Cię też zachowywać w takiej formie, w jakiej egzystujesz na chwilę obecną. Nie ma ochoty Cię kontrolować, doglądać. Nie chce od Ciebie NIC.
Liczę, że w całej swej Mądrości zrozumiesz teraz, co do Ciebie piszę.
Człowiek kochający prawdziwą Miłością daje Ci Wolność - pozwala Ci na wszystko, wierząc, że Twoje decyzje są najlepsze z tych, które masz. Wierząc, że się uczysz. Ciesząc się z każdego Twoje sukcesu. To jest Miłość przez ogromne "M" - standard, do którego dorosło może 1% ludzkości. Ludzkości wciąż karmiącej się schizami o kryzysie, o bezrobociu, o zyskach i stratach.
Najprawdziwsza Miłość to taka, która wciąż pyta: "Co jeszcze mogę zrobić, by drugiemu człowiekowi było lepiej - by żył jeszcze lepiej, niż dotychczas?"
Wiesz czemu? Bo w sensie duchowym - wszyscy jesteśmy Jednością. Nie ma egoizmu i altruizmu, dawania i brania - wszystko jest tym samym.
Robiąc dobrze Tobie - robię dobrze sobie. I odwrotnie.
I jak znam życie, zaraz w komentarzach pojawi się pierdolenie, że "partnerowi nie można pozwalać na wszystko", "co z moimi potrzebami, które muszą być zrealizowane" itd. - które będę tylko wypryskiem na dupie pochdzącym z obaw i lęków, że Twój partner wyrucha na boku, zostawi i będziesz sam, albo że "będę taki nieszczęśliwy".
Lęk = brak Zaufania. Brak Zaufania = zjebane życie.
Miłości nie da się zdefiniować słowami, bo słowa pochodzą z umysłu, a Miłość z serca. O kant dupy można więc rozbić wiersze o miłości, filmy i piosenki. To ułudy pochodzące z modeli rzeczywistości ich autorów.
Cokolwiek powiesz słowami o Miłości - będzie kolejną iluzją umysłu. Może użyteczną, może nie. Ale iluzją. Ja mogę podjąć się próby zaledwie ułożenia w słowa tego, co niewypowiedzialne.
Zachęcam Cię jednak do oczyszczenia swojego wspaniałego umysłu, by przestał on definiować w kółko, czym jest Miłość, bo to strata czasu. Tworzenie definicji Miłości ("czym Ona jest?") przypomina pieczenie pysznego ciasta za pomocą komputera. Nie uda się. Komputer może Ci dać przepis na ciasto, opowiedzieć, jak je zrobić. Ale dopiero Serce ma na tyle Ciepła, by ciasto uczynić.
Doświadczaj Miłości - tu i teraz - oto odpowiedź godna Ciebie.
P.S. Do tej pory poznałem tylko kilku ludzi, którzy zdają się - zupełnie nieświadomie - rozumieć to, co tutaj wyraziłem słowami. Dziekuję im za to, że Są.
A ja jednak nie zgodzę się do końca z tym, że poezję o Miłości można rozbić o kant dupy :P Polecam lekturę "Hymnu o Miłości" św. Pawła :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem jest to "najczystsza", najbardziej uniwersalna wizja Miłości, niezbrukana przez żadne koncepcje, dekadentyzmy, naturalizmy, impresjonizmy i inne -izmy :) Jest tam praktycznie wszystko, o czym napisałeś w poście, a Hymn powstał tylko bagatela jakieś... 2000 lat temu? q; Ja bym powiedział, że wartość Miłości nie zmienia się wraz z człowiekiem. To człowiek ewoluuje i gna ciągle do przodu, odcinając się często od korzeni. Może dlatego nie potrafimy odpowiedzieć czym jest Miłość?
"Robiąc dobrze Tobie - robię dobrze sobie. I odwrotnie."
Osobiście spotkałem się z podobnym stwierdzeniem dotyczącym Miłości. Tylko zostało to wtedy nazwane egoizmem - robimy coś dla innych, by nam było dobrze. Przyznam, że taka idea mnie zszokowała. Ale to tylko pokazuje, jak czasem ludzie sami ograniczają sobie światopogląd... Dzieci, nie róbcie tego w domu :)
Pozdrawiam
Ehosz
"Robimy coś dla innych, by nam było dobrze."
OdpowiedzUsuńTo jeden ze sposobów patrzenia na tę samą rzeczywistość. Matka Teresa z Kalkuty nie pomagałaby potrzebującym, gdyby nie miała za to zapłaty w postaci np. satysfakcji, radości etc. De facto - robiła coś dla innych, by jej było dobrze. Jej szczęście było warunkowane czyimś bytowaniem.
Drugim sposobem patrzenia jest "robię sobie dobrze, by innym było dobrze". Oznacza to, że np. inwestując w rozwój własnej osobowości, wywalając z głowy lipne przekonania i instalując naprawdę jakościowe - wnosisz do świata innych ludzi zupełnie nową Jakość przez duże "J". To tzw. efekt kręgów wodnych. Zmieniasz się Ty - inni podążają i nie może być inaczej.
Wychodząc na meta-poziom z pewnością dostrzeżesz, że nie ma różnicy jakościowej między altruizmem a egoizmem, jest tylko przepływ. Nie ma "ja" i "on" - bo to koncepcje tożsamości wywodzące się z umysłu, oparte na czystej neurologii i filtracji zmysłowej. Więc komukolwiek poświęcasz energię - poświęcasz ją... Sobie? Jemu? Poświęcasz ją. Po prostu.
Co do ograniczenia światopoglądu - każde zdanie niesie ze sobą ograniczenie. Gdy powiem, że np. "miłość to narkotyk" automatycznie nie dopuszczam do siebie innych możliwości, np. że "miłość to filiżanka kawy" albo coś jeszcze innego.
Dzięki za polecenie "Hymnu..." Z pewnością rzucę nań okiem :)
WITAM. DOKŁADNIE WIEM CO CHCESZ PRZEKAZAĆ. SWEGO CZASU WPADŁA MI W RĘCE KSIĄŻKA PT"JAK KOCHAĆ I BYĆ KOCHANYM"AUTORSTWA JOHNA POWELLA. POLECAM WSZYSTKIM TĄ LEKTURĘ. WSZYSTKIM TYM KTÓRZY SZUKAJĄ W SWYM ŻYCIU OWEJ MIŁOŚCI PRZEZ DUŻE M. POZDRAWIAM SERDECZNIE AUTORA TEGO BLOGA. GDYBYŚ CHCIAŁ WYMIENIĆ SIĘ SPOSTRZEŻENIAMI W TYM TEMACIE PROSZE O KONTAKT. andrew29@poczta.onet.pl lub sms na nr 725 370 176
OdpowiedzUsuńHej Andrew, miłości nie trzeba szukać, lecz dostrzegać.
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńMilosc to nie zwiazek, milosc to stan; milosc nie ma nic wspolnego z innymi osobami. Nie mozna sie "zapamietac w milosci", mozna stac sie miloscia. A kiedy jest sie juz miloscia, mozna sie "zapamietac w milosci" ale to jest rezultat a nie zrodlo.
Byc miloscia: to jest zrodlo.