Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.

niedziela, 12 czerwca 2011

Jak poznać faceta na całe życie?

Podobno przepis jest prosty. Wystarczy przestać gnoić się w myślach i odkryć, że sam dla siebie jesteś facetem na całe życie.

To prawda.

To ze sobą spędzisz resztę życia. Czy fajnie jest być Tobą? Czy sam sobie byś się oświadczył i przyrzekł miłość aż po grobową deskę?

Bądź facetem, którego pokochasz. Pokochaj faceta, którym jesteś. Tu nie chodzi o pisanie do siebie walentynek. Tu chodzi o to, byś siebie zaakceptował takim, jaki jesteś - bez względu na to, jaki jesteś. To nie problem, że jesteś pizdą, nieudacznikiem, brzydalem. Problem, że uważasz, że to złe i tak być nie powinno.

Motywowanie się do bycia lepszym, niż się jest.

To właśnie powód, dla którego gnoimy się w myślach. 99,99% ludzi uważa, że jeśli przestanie mieć do siebie ciągłe pretensje o to, jak wygląda ich życia, jak sami wyglądają i jak się zachowują, to oto nagle przestaną się rozwijać, ustaną w miejscu w samozachwycie i niczego nie osiągnąć.

Problem w tym, że nie ma już nic do osiągnięcia prócz tego, co jest.

Problem w tym, że jest dokładnie na odwrót. Gdy przestajemy się poniżać w myślach, negatywnie oceniać, gnoić - oto nagle rozkwitamy a wspaniałe rezultaty są wtedy tylko skutkiem ubocznym wspaniałości, którą w sobie pozwalamy w końcu dostrzegać. Naprawdę nie musisz wtedy już nic robić - sukcesy osiągają się same. Są ciągle. Każdy oddech, każdy skurcz serca, każde spojrzenie i każda myśl jest sukcesem. To dzieje się samo, bez Twojego zaangażowania, bez zmuszania się, bez chcenia. Rzeczywistość nie czeka na to, by sprawić, byś coś osiągnął. Każda sekunda Twojego życia jest dodatkową sekundą Twojego życia - daną Ci całkowicie za darmo, zupełnie nową, świeżą. Śmiesz tego nie doceniać, bo masz może w głowie historie pt. "eeee, to już było, już to znam". Nie bądź śmieszny, skończ się oszukiwać. Wszystko jest nowe. Twoje oczy to dostrzegą, jeśli dostrzeże to Twój umysł.

Osiąganie pozycji, kasy, prestiżu, miłości, zdrowia i wszystkich innych rzeczy to choroba naszej cywilizacji. Te rzeczy przychodzą i odchodzą same, doświadczenie leje się strumieniem do Twoich zmysłów i nie możesz zrobić nić, by tak nie było. A myślenie konceptualne oparte o założenie, że "muszę / chcę coś osiągnąć" jest tylko odpowiedzią na poniżającą kolektywnie wyznawaną historię pt. "jestem bezwartościowy, nie jestem warty miłości, szczęścia itd."

Zakwestionuj to.

Bądź sceptyczny.

Czy możesz być pewien na 100%, że nie jesteś warty tego wszystkiego? Czy możesz być pewien na 100%, że jesteś bezwartościowy? A co, jeśli się kurwa pomyliłeś i wciąż walczysz o to, na co zasługujesz zupełnie bez wysiłku?

Zadaję Ci pytania, które zmieniły moje myślenie i moje życie.

Jako dzieci szczęśliwie żyliśmy bez tych chorych myśli. Dopiero potem pseudo-kochający rodzice i całe społeczeństwo nauczyło nas myśleć, że oto na starcie jesteśmy nikim, że nic nie znaczymy, że nie zasługujemy na szczęście. I od teraz musisz się starać! Musisz walczyć! Musisz być jak lew i wciąż udowadniać swoją wartość w oczach innych ludzi.

Zrozumiałem.

Zrozumiałem to dzięki serii bardzo bolesnych lekcji. Lekcji, które odrobiłem. Starałem się wciąż o wszystko. Walczyłem o miłość, o zdrowie, o szczęście. Walczyłem, bo uznałem, że "o wszystko trzeba się starać". Że "nic nie przyjdzie samo". CO ZA KURWA POMYŁKA. Co za bullshit. Otworzyłem oczy i zrozumiałem, że życie nie czeka. Życie przychodzi każdego dnia, każdej godziny, w każdej nanosekundzie. Że cały czas dostaję. Wciąż więcej i wciąż jest to nowe, świeże. Wystarczy otworzyć mentalne oczy, by to dostrzec.

Prawda nigdy nie jest bolesna.

Prawda jest błogosławieństwem. Iluzje umysłu powodują cierpienie. Jak powiedziała Byron Katie - "Jeśli wierzysz w myśli, cierpisz".

W moim życiu jest coraz mniej stresu. Rozpuszcza się on.

Wg lekarzy mojej choroby nie da się wyleczyć. Mówili, że do końca życia 95% ludzi z tą chorobą nie odnotowuje żadnego postępu. A 5% ma postęp minimalny. Że nie ma zanotowanego przypadku wyleczenia. A ja jestem już prawie zdrowy.

Niecałe 2 tygodnie temu prowadziłem swoje pierwsze szkolenie w Warszawie. Przede mną zasiadła grupa ludzi, którzy przyjechali setki kilometrów z całej Polski - specjalnie dla mnie. W oczekiwaniu, że za spory kawałek kasy, jaką mi zapłacili, przekażę im cenną wiedzę. A ja stałem zdumiony, nie mogąc się nadziwić, że w ogóle mnie to nie stresuje. Że w tej sali jedyną osobą, reakcje której mnie interesują, jestem ja sam. Że oni mogliby nie istnieć, że mi to wszystko jedno, co o mnie pomyślą, bo to ich myśli, nie moje.

Lekkość. To jedyne słowo, które pasuje.

Szkolenie udało się znakomicie. Dostałem pozytywne informacje zwrotne. Chcą więcej. I jeśli rzeczywistość pozwoli - dostaną.

Jestem na etapie wkładania i wyciągania ze swojej głowy myśli i sprawdzania, jak działają. Nie traktuję już swoich myśli jako mapy rzeczywistości, jako prawdy, lecz jako narzędzi, które pozwalają mi coś osiągnąć. Wkładam myśli i zastanawiam się, jakbym z nią działał. A jak bez niej. Nie jestem już tym, za kogo się uważam. Jestem czymś więcej, niż opinią na swój własny temat. Nie wiem jednak, jak określić to, czym jestem. Czuję się jak Neo, który odłączył się od Matrixa i teraz do niego wraca. Znam reguły gry, wiem, że większą mam szansę zdobyć pracę, gdy ubiorę marynarkę. Ale wiem, że to tylko iluzja. Że prawdziwy świat jest inny. Że nie ma w nim niczego, o czym ludzie rozmawiają. Że nie ma w nim niczego, o czym myślą. Widzę, jak oni śpią. Są pogrążeni w socjalnym śnie, społecznie wdrukowanych konceptach przyjaźni, pracy, sukcesu, miłości itd. Nie walczę z tym, nie ignoruję tego. Współegzystuję z tym, akceptuję to w 100%. Gdybym walczył z rzeczywistością, czyli z tym co jest, znów wpadłbym w szalony koszmar. Nie wybieram takich rezultatów.

Jeśli wierzysz w swój sukces, wierzysz w miłość, wierzysz w szczęście - a właściwie w koncepty sukcesu, miłości, szczęścia - nie możesz być szczęśliwy. Przykro mi, ale takie są fakty. Będziesz niewolnikiem, usiłującym zmienić na chama rzeczywistość tak, by pasowała do Twoich wyobrażeń. A rzeczywistość żyje własnym życiem i nie możesz nic zrobić, by działa się w inny sposób, niż się dzieje. Myślisz, że jeśli zbudujesz dom, znajdziesz faceta i będziesz miał cudowną pracę i górę pieniędzy, to będziesz szczęśliwy. Nie będziesz, bo będziesz musiał walczyć o utrzymanie tego. To napełni Cię lękiem przed stratą tego, co osiągnąłeś. Po prostu - wierząc w koncepty, musisz cierpieć. Wciąż na nowo. Dopóki nie zrozumiesz, że są one tylko zabawką umysłową i nie są prawdziwe - nie możesz ich nie bronić, nie możesz nie stawać wciąż w ich obronie i o nie walczyć. Zatem Twój umysł staje się wtedy więzieniem, którego nie widać, nie słychać i nie czuć. Ucieczka z tego więzienia to Praca na lata, nie ma się co oszukiwać. Ale nagroda, jaką otrzymasz, jest większa, niż jakikolwiek koncept szczęścia.

Tydzień po szkoleniu w Wawie znalazłem się w zapadłej wiosce na końcu Wszechświata i prowadziłem krowę na łańcuchu. To doświadczenie nie różniło się dla mnie jakościowo od tego, gdy mówiłem do ludzi w Wawie o neurogramatyce. Ot, było inne, ale nie inne emocjonalnie. Jedno i drugie to coś, co mógłbym robić.

Ale to nie ja decyduję, to rzeczywistość i mój umysł (jako część tej rzeczywistości) decyduje. To miło, gdy nie podejmuje się decyzji. To miło rozumieć, że nie mam wpływu na to, co się dzieje. Wtedy nie stawiam oporu i pozwalam rzeczom się dziać. To się nazywa przepływem (flow) i dzieje się tylko wtedy, gdy masz w sobie 100% akceptację tego, co jest. A ona jest możliwa tylko wtedy, gdy przestajesz oceniać, gdy nie nosisz już w sobie historii o tym, co dobre i złe, o tym, co być powinno a co nie.

To wielka Praca. Nie graj oświeconego, bo przeczytałeś ten tekst. Nie udawaj, że wiesz, o czym mówię. Nie wiesz, przykro mi, bo prawdopodobnie tego nie doświadczyłeś. Dopiero, gdy Twoje doświadczenie zacznie spójnie współgrać z tym, o czym tu piszę, ZROZUMIESZ co mam na myśli mówiąc, że rzeczywistość jest życzliwa - tylko nasze myśli o niej często nie są.

Słowem podsumowania - jesteś facetem swojego życia. Największą swoją miłością, darem dla samego siebie, skarbem. To nie kwestia do polemiki. To kwestia do odkrycia, do uświadomienia sobie. Jeszcze się nie zdarzyło w historii wszechświata, aby ktoś, kto postawił kogoś innego niż siebie w swoim życiu na pierwszym miejscu, był szczęśliwy. To niemożliwe, bo gdy to robisz, ulegasz iluzjom, że 1) możesz dać komuś szczęście (nie możesz, bo szczęście to efekt uboczny zrozumienia rzeczywistości), 2) wiesz, co dla kogoś jest szczęściem (tzn. ulegasz wierze w koncept szczęścia i myślisz, że Twoje szczęście wygląda tak samo, jak czyjeś - na głębszym poziomie tak, ale to wymaga 2 lat medytacji minimum, żeby to pojąć - będzie o tym post).

Na iluzjach nie można zbudować szczęścia. Możemy nie przeszkadzać sobie w byciu szczęśliwym tylko, jeśli nasze myślenie jest zgodne z tym, co jest. Jeśli nie jest - musimy cierpieć.

Z ręką na sercu, szczerze i spokojnie odpowiedz sobie na pytania:

Jakim jestem partnerem?
Jakim jestem chłopakiem?
Jakim jestem synem?
Jakim jestem kumplem/ przyjacielem?
Jakim jestem człowiekiem?

Jesteś dobry czy zły?
Jesteś silny czy słaby?
Jesteś zaradny czy nie?
Jesteś warty miłości czy nie?
Jesteś warty szczęścia... czy nie?

Serio?

Pozwól, aby Twoje myśli wypłynęły. Zobacz je, wysłuchaj ich, poczuj je, zasmakuj ich i powąchaj je. To tylko myśli, mimo, że mogą wydawać się prawdziwe. Sprawdź, czy naprawdę są. Sprawdź, jak się z nimi czujesz i jak czułbyś się bez nich. Odwróć je i sprawdź, czy inne myśli od nich utworzone tez nie mogą być prawdziwe.

Tylko obserwuj, tylko uświadamiaj sobie, tylko badaj i testuj. Nie musisz niczego zmieniać. Nie możesz nawet! Twoja świadomość zrobi to sama.

5 komentarzy:

  1. Więc szczęście przez lenistwo, odpuszczenie sobie? Płynąć z prądem zamiast walczyć? Ech...to za pięknie, choć bez wątpienia nie mogę odmówić temu pewnej słuszności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Anonimowy - nic bardziej mylnego. Mylisz lenistwo i odpuszczanie sobie z akceptacją rzeczywistości. Dla Ciebie walka = osiągnięcia. Ta historia nie jest zgodna z rzeczywistością. W rzeczywistości nie możesz zrobić NIC, by nie osiągać. Ciągle osiągasz i nie potrzebujesz się do tego motywować.

    Lenistwo to konsekwencja zmuszania się do czegoś, czego się nie chce. Dlatego powstaje potem potrzeba "odpuszczania sobie" (JA odpuszczam SOBIE - 2 tożsamości walczące w Twojej głowie). W świecie bez historii po prostu Twój czysty umysł decyduje, co robić. Nie Ty jako świadomość - bo Ty jako świadomość (jaźń) możesz tylko obserwować swoje myśli.

    Przed Tobą jeszcze spoko do odkrycia w tym temacie. Zachęcam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz rację. Piszesz, jak wiele mi umyka. Śledzę Twój blog od niedawna, wiec może to wynikać z niewystarczającej znajomości tematu czy roztargnienia, choć swój udzaiał w tym może mieć Twój dość zawiły sposób wyrażania się.
    Pomimo tego, nawet uproszczony sens wypowiedzi daje dużo do myślenia. widzę odniesienia do własnego życia. Jeżeli czas pozwoli, mam nadzieję zagłębić się bardziej w Twoim intrygującym świecie i sprawdzić jak wpłynie to na mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha! Zawiły sposób wyrażania się? Dream pisze tak bardzo wprost, że bardziej łopatologicznie się chyba nie da. Jednak trzeba choć liznąć, tego doświadczenia, żeby te wszystkie literki wybuchnęły w twarz swoją mądrością. Przyjacielu, jeśli czytasz tego bloga, jesteś na świetnej drodze!
    Pozdrawiam Was Obu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mieliście kiedyś tak, że jesteście w związku a tak naprawdę czujecie się mega samotni... sami na świecie bez nikogo tak naprawdę bliskiego?
    Pozdrawiam czytelników zajebistego bloga!

    OdpowiedzUsuń

KOMENTARZE SĄ ŚCIŚLE MODEROWANE. Obowiązują proste zasady: bądź miły, pomocny i konstruktywny. Rozmawiaj na temat. ZERO homofobii, hejtu, ogłoszeń towarzyskich i fejk newsów. Akceptujesz REGULAMIN :*

TOP 10 miesiąca