Naukowcy to jednak czasem sadyści w białych kitlach. Ale jeśli ich sadyzm jest ukierunkowany - działa na korzyść nas wszystkich. Skąd taki wniosek? Czytałem o badaniach, w których naukowcy przeprowadzili dość ciekawy i właśnie dość sadystyczny eksperyment.
Eksperyment z nadzieją
Do wysokich pojemników z wodą wrzucono szczury, które - by się nie utopić - musiały cały czas przebierać energicznie łapkami. Sprawdzano, które z nich toną szybciej, a które później. Fajny pomysł, prawda? Ale nie o topienie szczurów w nim chodziło.
Chodziło o sprawdzenie, czy nadzieja potrafi faktycznie przedłużyć życie.
Cześć pojemników z wodą - nabierała stopniowo więcej wody. Przez co jej lustro podnosiło się powoli acz systematycznie a szczury widziały wyjście z pojemnika coraz bliżej. Gdy porównali długość żywota szczurów w pojemnikach "beznadziejnych" z żywotem szczurów w pojemnikach w podnoszącą się wodą oraz nadzieją na wydostanie - zgadnij co?
Tak, masz rację - okazało się, że te szczury, które widziały możliwość wydostania się z opresji (pomimo, że nie miały de facto żadnej możliwości wpływu na rozwój sytuacji) potrafiły wiosłować dłużej. Znacznie dłużej! Podczas, gdy ich towarzysze w pojemnikach bez wyjścia opadali już swobodnie na dno - one wciąż dawały z siebie wszystko, by ciągle utrzymać się na powierzchni.
Tym przykładem mógłbym właściwie zamknąć swoje dzisiejsze dywagacje na temat nadziei. Ale nie - nie byłbym sobą, gdybym w strukturę nadziei nie wniknął głęboko niczym woda w suchą gąbkę.
Wiara, która trzyma przy życiu
Nadzieja jest wiarą w to, że wszystko skończy się dobrze - nawet, jeśli szansa, że tak będzie, wydaje się mała. Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia - i coś w tym jest. Pacjenci, którzy cierpią na straszne, nawet nieuleczalne na chwilę obecną choroby, znacznie lepiej radzą sobie z chorobą niż osoby, które nadziei są pozbawione. Szybciej zdrowieją, łatwiej ulegają efektowi placebo. I czują się lepiej.
Tak naprawdę brak nadziei w sytuacji, w której człowiek cierpi, jest poważnym ciosem. To, że odbiera to siłę do walki i życia, to zwyczajnie naraża ludzi na stres i - co za tym idzie - osłabienie układu odpornościowego.
Neurologia nadziei
Ludzie różnie reprezentują sobie nadzieję w swoim umyśle. Niektórzy widzą ją jako migoczący obraz w przyszłości, który na zmianę pokazuje dobre i złe zakończenie danej historii. Inni widzą rozwidlającą się linię czasu dotyczącą przyszłości i różne możliwe - złe i dobre - zakończenia. Wszystkie jednocześnie. To jedno - dobre - na którym nam zależy - jawi nam się jako jedna z alternatyw.
Pod względem lingwistycznym, nadzieja manifestuje się za pomocą modalnego operatora możliwości "chciałbym". Słowo "chciałbym" wyraża nasze preferencje i jednocześnie uznaje, że są pewne czynniki, które grają w sytuacji istotną rolę a na które nie mamy wpływu. Możemy więc powiedzieć: "Chciałbym żeby kryzys minął" - ale jednocześnie uznajemy tutaj istnienie sił wyższych, od których zależy, czy to się stanie, czy nie.
Nadzieja - podobnie, jak lęk - zawsze dotyczy przyszłości. Jest uczuciem "w tle" - biernym, o wolnym tempie, spokojnym. Jej kluczową cechą jest wielkość - można mieć małą nadzieję lub wielką. Jeśli Twoja jest za mała - powiększ obraz pozytywnego zakończenia Twojej historii do sporych rozmiarów i poczuj różnicę.
Nadzieja jest cudownym i wspierającym zasobem podczas choroby czy egzaminu. Czy jednak nadzieja może obrócić się przeciwko nam?
Źle użyta nadzieja
Pierwszym przykładem - chyba najczęstszym - jest pokładanie nadziei w czymś, na co mamy absolutny wpływ. Ktoś mówi: "Chciałbym umieć dobrze grać na gitarze". Zastanówmy się - od kogo zależy, czy ten człowiek będzie grał dobrze na gitarze? Czy nie przypadkiem od niego samego? W tym kontekście nie chodzi o to, by mieć nadzieję, że kiedyś się nauczę. Tu chodzi o to, by to robić. To wszystko. "Chciałbym zrobić sobie mięśnie", "Chciałbym zrzucić 2 kg" itd. Nie, nie chciałbyś. Ty chcesz. Podejmij decyzję i działaj.
Drugim częstym przykładem nadziei niekonstruktywnej jest trwanie w lipnej sytuacji z własnej woli, trzymając się obsesyjnie nadziei, że jednak to się zmieni. Wiesz o co chodzi? Np. o toksycznie związki. Ludzie potrafią spędzić lata u boku partnera, który ich dręczy i męczy na wszystkie możliwe sposoby, bo nie chcą spojrzeć w oczy sytuacji teraźniejszej, lecz w kółko uciekają w przyszłość, mając nadzieję, że "on się zmieni". Oczywiście - można to robić w nieskończoność. Zbierać cięgi, pozwalać sobie na poniżanie, upokorzenie, na utratę znajomych, wpędzać się w depresję. Ale czy to jest warte tego? Oczywiście - partner może kiedyś się zmieni na lepsze. Pytanie tylko - czy za Twojego życia?
Podobnie wygląda struktura uzależnienia od hazardu - ktoś, pomimo oczywistych oznak, że mu nie idzie, brnie dalej do przodu, wciąż wierząc naiwnie, że "tym razem się uda". Wiara w tę myśl może przynieść fatalne skutki.
Jak więc widzisz - nadziei, podobnie, jak pozostałych zasobów, należy umieć używać w odpowiednich kontekstach.
Nowe HomoFascynacje!
-
*Hej! Wiesz, że powstała nowa wersja HomoFascynacji?* Nowe opowiadania +
uwielbiana przez Was klasyka w nowych okładkach, gejowski sexletter oraz
całodob...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
KOMENTARZE SĄ ŚCIŚLE MODEROWANE. Obowiązują proste zasady: bądź miły, pomocny i konstruktywny. Rozmawiaj na temat. ZERO homofobii, hejtu, ogłoszeń towarzyskich i fejk newsów. Akceptujesz REGULAMIN :*