Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.

niedziela, 21 marca 2010

Czy potrzeba 3 związków, by nauczyć się z kimś być?

Podobno ekspertem jest ktoś, kto w danej dziedzinie popełnił wszystkie możliwe błędy. Jeśli tak - jestem ekspertem w dziedzinie tworzenia związków. Miałem ich tyle i pierdoliłem je na tyle możliwych sposobów, że powinienem mieć przed nazwiskiem tytuł doktora w zjebanych relacjach. Przez to być może nie jestem idealnym źródłem informacji o tym, jak budować doskonałe związki - ale za to chyba mogę myśleć o sobie jak o kompendium wiedzy na temat tego, czego w związkach nie robić.

Podobno trzeba 3 związków, by nauczyć się być z drugą osobą - niedawno spotkałem się z taką właśnie teorią. Moja historia w jakimś stopniu jest jej potwierdzeniem, a w pewnym - jej zaprzeczeniem.

Pierwszy facet. Zakochaliśmy się. Imponował mi wieloma rzeczami - bo był starszy, miał wykształcenie wyższe, był taki zaradny, obyty w świecie i jednocześnie spokojny i opanowany. Tak go kochałem, że chciałem z niego zrobić maskotkę-niewolnika. Kogoś, kto spełniałby idealnie moje wygórowane wymagania, które wtedy wydawały mi się "niezbędnym minimum". Robiłem z nim "poważne rozmowy", które prowadziły tylko do jednego - zjebanego nastroju. A ja wciąż wydziwiałem - jak księżniczka na ziarnku grochu. W końcu - gdy szlifowałem już klucze do jego złotej klatki - on uciekł. Bardzo cierpiałem, choć wiem, że dobrze zrobił.

W tamtym związku nie wiedziałem jeszcze, że druga osoba tak po prostu ma wolną wolę i to, że mnie kocha, nie uprawnia mnie do zrobienia z niego niewolnika.

Drugi facet. Wtedy było odwrotnie - oddałem mu całą kontrolę. Pomyślałem, że jeśli będę robił to, co on chce i kompletnie ignorował swoje potrzeby (a więc odwrotnie niż podczas pierwszego związku), to będziemy razem na zawsze szczęśliwi. Hmm... dopiero dziś, gdy ubieram to wszystko w słowa, widzę, jak idiotycznie to wygląda i brzmi. Ten nonsens doprowadził mnie do jeszcze większej emocjonalnej katastrofy, niż pierwszy związek. Pogrążony w chorobach, depresji - czułem, jak moje życie przestaje mieć jakikolwiek sens.

Nauczyłem się, że ignorowanie własnych pragnień jest gorsze, niż ignorowanie czyiś. Bo wtedy naprawdę nie ma już nikogo, kto by o nie zadbał.

Z tego okrutnego letargu wytrącił mnie trzeci facet. I tu - niczym w bajkach - powinno być klasyczne "i żyli długo i szczęśliwie..." Tak, oczywiście - ale tak dzieje się chyba tylko w bajkach heteryckich, gdzie kobieca stateczność i rozsądek są przeciwwagą dla nieposkromionych samczych popędów. To była jednak bajka typowo homo. Tym razem ja - nie wiedząc czemu - poczułem się jak w złotej klatce. Zanim się zorientowałem, jej bogato zdobione kraty po cichu zdążyły mnie otoczyć i pewnego dnia po prostu obudziłem się w luksusowym więzieniu. Miałem seks kiedy tylko chciałem, miałem śniadania do łóżka, miałem z kim porozmawiać, do kogo się zwrócić... Ale nie mogłem mieć znajomych, nie mogłem mieć konta na fellow (bo i po co mi? - spytał lęk), nie mogłem wyjść na zakupy, aby nie musieć się tłumaczyć, gdzie byłem i co robiłem.

W końcu oczywiście wszystko się rozpadło a ja poczułem - prócz dziwnej pustki w środku - również nieopisaną ulgę. Odzyskałem znów poczucie wolności, za które odpowiedzialność oddałem komuś, kto się do tego kompletnie nie nadawał w tamtej chwili.

To był mój trzeci związek. Jego pierwszy. To by wiele wyjaśniało.

Będąc z kimś w związku, wydaje się, że poznajemy drugą osobę. Nie sądzę. Poznajemy tylko lepiej samych siebie. Jak mówi poetka - "Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono." Dziś wiem już znacznie lepiej, czego chcę a czego nie. Coraz bardziej jestem świadomy swoich pragnień i tego, jakbym chciał, aby wyglądało moje życie. To nie jest absolutna pewność - to po prostu ogólne wrażenie, jakby zarys, generalny konstrukt. Rama, w którą chciałbym wsadzić kolejny obraz.

Czy zatem potrzeba 3 związków, aby nauczyć się z kimś być? I tak i nie. Tak, bo każdy z nich czegoś uczy. Nie, bo każdy z nich czegoś uczy o Tobie i o Twoim związku z samym sobą.

Tak naprawdę jedyną osobą, z którą musisz nauczyć się być, jesteś Ty sam. Wytrzymać z samym sobą do końca życia w spokojnym, harmonijnym i ułożonym związku - to wielkie wyzwanie. Czy umiesz wyzbyć się głupich potrzeb? Czy umiesz zaspokoić pragnienia swojego serca... sam? Czy umiesz sam siebie kochać tak, by niczego Ci nie brakowało wewnątrz? Czy możesz sam na sobie polegać? Czy czujesz, że dasz radę? Czy umiesz wyzbyć się lęków przed samotnością? Czy sam dla siebie jesteś tak dobrym towarzystwem, że nie wiesz, co to samotność...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

KOMENTARZE SĄ ŚCIŚLE MODEROWANE. Obowiązują proste zasady: bądź miły, pomocny i konstruktywny. Rozmawiaj na temat. ZERO homofobii, hejtu, ogłoszeń towarzyskich i fejk newsów. Akceptujesz REGULAMIN :*

TOP 10 miesiąca