- Twoje życie jest popieprzone - powiedziała kiedyś koleżanka przy wieczornej lampce wina. - Musisz napisać biografię.
I rzeczywiście - historie, które przeżyłem, to doprawdy zadziwiająca mieszanina dramatu i komedii, gorzkie i pouczające żarty w kosmicznym kabarecie życia.
I choć czasem smutne i tragiczne - szkoda, by odeszły razem ze mną. W końcu na ich zgliszczach wyrosłem ja - ciągle ewoluujący DreamWalker.
Pomyślałem, że tego aktu emocjonalnego ekshibicjonizmu dokonam tutaj - szczerze, publicznie i bezwstydnie. Zabiorę Cię w trwającą już 30 lat niezwykłą historię zwykłego-niezwykłego chłopaka.
Razem ze mną zwiedzisz warszawskie salony i zapadłe obory na skraju Wszechświata, poznasz ze mną miliarderów, którzy zlecali morderstwa, dzikich Cyganów, nimfomanów na psychotropach wyłudzających renty i wiejskie specjalistki od routerów.
Pokażę Ci seks na tajnych, magicznych polanach, pierwszy orgazm w autobusie, przepisy na gównianego keksa oraz sposób na samobójstwo w klozecie podczas imprezy.
Rozpoczynam nową serię wpisów - o niezwykłych przypadkach DreamWalkera. Czy jesteś gotowy na cały ten cyrk? Mam nadzieję - bo ja jestem gotowy, by Ci o nim opowiedzieć.
Wszystko zaczęło się dokładnie 30 lat po śmierci Alberta Einsteina.
W pewnym małym poniemieckim szpitalu, w pewnej małej poniemieckiej mieścinie urodził się pewien ktoś (na szczęście już nie poniemiecki!).
Oto pojawiłem się ja.
Z tych starych, czarno-białych zdjęć patrzę na świat swoimi bobasimi spokojnymi oczami i takim też dzieckiem byłem.
Wiem, że pewnie o wiele ciekawiej byłoby, gdybym był rudym rozrabiakiem z galaktyką pryszczy na policzkach, który ciągnie koleżanki za starannie uwite warkoczyki.
Ale nie - byłem grzeczny aż do bólu. Introwertyczność to cecha genetyczna i dająca o sobie znak już w okresie napełniania pieluch. Wystarczyło mi dać kolorowankę czy pajacyka i znikałem na godziny.
Zresztą nie tylko introwertyczność, ale także inne cechy są uwarunkowane genetycznie. Wiesz co mam na myśli.
Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłem w telewizji tych tęgich, wspaniale zbudowanych mężczyzn, którzy podnosili ciężary. Byli tak wielcy, tak fantastycznie potężni, że doprowadzało mnie to do szaleństwa - któremu jeszcze wtedy nie potrafiłem nadać imienia.
Intrygowało mnie to, jak kucali i wypinali swoje tyłki...
Otwierałem wtedy swój rysunkowy blok i niezręcznie ich malowałem - tłumacząc wszystkim dookoła, że jak dorosnę, to też będę takim facetem. Wielkim, silnym i chodzącym w majtkach. Że będę sobie kucał tak jak oni, wypinał i... świat będzie mnie podziwiał.
Wtedy jeszcze - jako dzieciak - nie miałem zielonego pojęcia, że mnie to seksualnie podniecało. Nie zdawałem sobie sprawy, jaką niespodziankę przygotowała dla mnie natura.
Aż pewnego dnia stało się coś, co nieco ugasiło mój naiwny entuzjazm.
Siedziałem wtedy w dużym pokoju w mieszkaniu mojej babci. Na czarno-białym ekranie telewizora pojawiły się "Wiadomości". Tak mi się wydaje. To musiały być "Wiadomości", bo wtedy nie było jeszcze żadnych Polsatów, ani tym bardziej TVN-ów.
Reporterka opowiadała, że kogoś znanego (nie pamiętam kogo) złapano na... stosunku z drugim facetem.
Pamiętam, jak go gdzieś prowadzili jacyś ludzie, a on ze wstydu zasłaniał twarz. Byłem zaskoczony. Nie bardzo wiedziałem, o co chodzi z tym "stosunkiem". Ani co złego jest w spotykaniu się z chłopakiem.
Reporterka rozmawiała z kimś i wypowiadała się o całym tym zajściu z nieskrywanym obrzydzeniem i wręcz nutką szyderstwa. Jakiś gruby pan w studiu podśmiewał się z tego, mówiąc o "spotykaniu się z chłopcami" jak o czymś żenującym.
Pomyślałem sobie wtedy: "Aha, więc to coś złego..."
Dziś widzę, że to był moment w moim życiu, w którym zaszczepiła mi się pod kopułą nietolerancja względem samego siebie. To był początek wielkiego cierpienia, które miało stać się dla mnie także wielką nauką. Odbiło się to później na lata.
Jako jeszcze dzieciak - choć już starszy - dużo z rodzicami jeździłem między moim miastem urodzenia (w którym mieszkała moja babcia od strony mamy) a miastem, w którym mieszkaliśmy.
Początkowo - nim rodzice dorobili się auta - podróżowaliśmy wiecznie przeładowanymi pociągami, w którym pasażerowie jeździli na tak zwanego glonojada.
Stacja w miasteczku mojej babci była stara, odpychająca, pachnąca w upalne dni smarem i moczem - swoimi korzeniami sięgała jeszcze czasów Hitlera.
Były tam na jednym z peronów takie obleśne chatki z ubikacjami, w których, zamiast normalnych muszli klozetowych, były czarne, śmierdzące dziury prowadzące wprost do gównianego, fermentującego hadesu - grożące w każdej chwili wciągnięciem lub wybuchem zjadliwej epidemii.
Było to coś, co małego chłopaczka, jakim byłem, przerażało do szpiku kości.
Chcąc jednak nie chcąc, czasem ten gówniany pałac wypełniony służbą złożoną z much-rezydentek po prostu trzeba było odwiedzić.
Tym bardziej, że właśnie gdzieś w tamtych mrocznych czasach zaczęła się rozwijać we mnie choroba, która miała mi prawie zrujnować życie. Co niestety kazało mi często odwiedzać toaletę.
I pamiętam raz - byłem już w okresie dojrzewania - potrzeba wepchnęła mnie do tej stolicy smrodu i wszelakiego ekskrementu. I zacząłem czytać wyskrobane na ścianach napisy. I całkowicie mnie one zaskoczyły...
Była tam swego rodzaju tablica ogłoszeń, na której faceci pisywali daty i godziny swych potajemnych spotkań. Byłem już na tyle dorosły, że wiedziałem, co oznaczają takie spotkania.
Pobudziło to moją podlaną mieszanką najdzikszych hormonów fantazję. Wyobrażałem sobie tych facetów, którzy spotkali się na wspólne walenie. Oddawałem się tym erekcjogennym marzeniom - wiedząc, że jest to coś zakazanego, brudnego, odbywającego się w tych niewyobrażalnych smrodach bijących z tej fekalnej otchłani.
Sami już wiecie, dlaczego negatywne skojarzenia z homoseksualizmem zabrnęły w rejonu straszne i obrzydliwe.
Z jednej strony wizja spotkania się z takim facetem mnie przerażała. Z drugiej zaś ekscytowała do granic możliwości. Podniecała mnie myśl, że mógłbym dotknąć jakiegoś wielkiego penisa i się nim pobawić.
Jednak jeszcze wtedy nie zacząłem wypierać swojego homoseksualizmu w pełni. Myślałem - okej, jakoś da się z tym funkcjonować. Każą mi się ożenić, mieć dzieci, ale będę mógł przecież czasem wymknąć się kiedyś wieczorem i pobawić z jakimś facetem. To by mi wystarczyło. Czy komuś bym szkodził?
To, co spowodowało, że jednoznacznie odrzuciłem swoją inność w pewnym momencie, był artykuł, który przeczytałem w Angorze.
Pamiętam, jak dziś tamten dzień, w którym me oczy ujrzały relację z życia gejów w (bodaj) Berlinie.
Te dzikie schadzki napalonych facetów, którzy rżnęli się na brudnych polowych łóżkach rozlokowanych gdzieś na zapleczach zatęchłych gejowskich barów. Ta bezduszność, syf, brak kondonów i emocji.
Ten świat seksu, narkotyków i szalejącego wirusa HIV tak mnie przeraził, odrzucił i obrzydził - że postanowiłem: zwalczę to w sobie. Nie wiem jak, ale pozbędę się swojego zboczenia raz na zawsze...
Przeczytanie tego artykułu wywołał szok, który naprawdę odbił się głęboko na mojej psychice. Pomyślałem wtedy, że na tym świecie nie ma miejsca dla mnie i dla moich uczuć.
Porzuciłem wszelkie nadzieje, które gdzieś podświadomie kwitły w mojej głowie - że może kiedyś poznam chłopaka, który też chciałby kochać.
Nie chciałem przenigdy być częścią tej chorej tkanki społecznej pełnej homoseksualnych zombie, mechanicznie rżnącej się gejowskiej maszynerii napędzanej testosteronem, alkoholem i tryskającą spermą z obcych kutasów.
Jednak moje życie dopiero się zaczynało i dopiero miałem poznać smak tego dziwnego, przerażającego i ekscytującego świata, który się przede mną otwierał. Los wrzucił mnie w jego sidła w wieku lat 17 - gdy... zakochałem się po uszy.
Ale to temat na kolejny wpis.
I jak? Podobało się? :)
Wow !
OdpowiedzUsuńDawno się nie wypowiadałem, nie dodawałem komentarzy bo myślałem,że to zbędne ale ten wpis mnie pozytywnie zaskoczył. Cieszę się, że dzielisz się swoimi wspomnieniami itp. dużo czekałem na takie "coś". Widzę, że tak powiem pewne podobieństwo między "nami" tzn. już od małego fascynowałeś się mężczyznami i nie zdawałeś sobie z tego sprawy co się dzieje w Twoim życiu, byłeś po prostu dzieckiem. Ja podobnie byłem spokojny, nie wdawałem się w sprzeczki, byłem aż nadto spokojny :). Przynosiłem dobre oceny (nadal przynoszę-tak mi się wydaje;p), nauczyciele mnie chwalili, trzymałem się na uboczu. Będąc w wieku 12 lat chciałem wyprzeć myśl, że mogę być gejem chciałem to jakoś zmienić ale nic nie dawało pożądanego skutku, jedynie bardziej się pogrążałem. Inni chłopacy uganiali się za dziewczynami ale ja stałem i patrzałem na to z boku (myśląc jakby to było jakby mnie tak ganiali- głupie no ale co zrobić?). Cały czas żyje z świadomością, że kiedyś będę musiał to komuś powiedzieć lecz się bardzo tego boje. Miałem swe pierwsze miłości czasami wydawało się, że były odwzajemnione ale właśnie WYDAWAŁO. Pierwsza miłość trwała do czasu, aż znalazł sobie dziewczynę i tu takie rozczarowanie. W sumie zbyt dużo sobie wyobrażałem, czasami chce się z kimś pogadać ale z kim? Chciałbym mieć tę drugą połówkę ale mam pewne opory aby przełamać barierę nieśmiałości.Samemu strasznie ciężko poradzić sobie z niezrozumieniem ze strony bliskich, czytam blog wiedząc,że ktoś to samo przeżywał c ja teraz i teraz jest wspaniałym człowiekiem, robi to co kocha, rozwija się a nie stoi w miejscu. Bardzo się cieszę, że odważyłeś sie coś napisać z własnego życia, będę starał sie jak najwięcej wyciągnąć z tego lekcji, bardzo dużo uczysz właśnie młodych ludzi poznania samego siebie, jesteś pewnego rodzaju przewodnikiem. Mam mało latek(18) ale mam nadzieję, że życie szykuje mi miłą niespodziankę;) Brawa dla Ciebie, że masz chęci pomagać innym i to, że przetarłeś wszelkie ślady dla innych :) Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony wpisem, trzymam mocno kciuki :D
Ciepło pozdrawiam Łukasz :)
A owszem, podobało się :) Lubię czytać blogi o życiu codziennym, więc chętnie poczytam o tym jak doszedłeś do tego kim jesteś dziś :) A skoro jesteś kimś, kto przez 30 lat zrobił coś ciekawego w życiu, to tym bardziej trzeba napisać biografię - przynajmniej na blogu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
inny25
Super, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńZajebiscie sie czytalo! Dawaj szybciej nastepna czesc bo nie wytrzymam!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe komentarze :) Kolejna część właśnie się objawiła :)
OdpowiedzUsuńWow! Zapowiada się fantastyczna seria wpisów.
OdpowiedzUsuńImiennik ;)
,,Każą mi się ożenić, mieć dzieci, ale będę mógł przecież czasem wymknąć się kiedyś wieczorem i pobawić z jakimś facetem. To by mi wystarczyło. Czy komuś bym szkodził?'' serio ? szkodziłbyś tej żonie i dzieciom nie można sie z kimś ożenic bo ,,tak wypada'' ,,normalna rodzina'' Niech i bedzie nienormalna wazne by sie kochać a nie być z kimś by ludzie nie gadali. Sory że tak na ciebie wsiadam bo jesteś bardzo mądry i właśnie to mnie zbiło jak tak inteligentna osoba może tak uważać ? :/ temu facetowi też byś szkodził btw
OdpowiedzUsuńSzanowny Anonimowy,
UsuńJasne, że to nie byłoby dobre rozwiązanie. Tylko pragnę zauważyć, że wyciągnąłeś moją wypowiedź ze środka artykułu, w którym opisywałem swój (błędny) sposób myślenia sprzed XXX lat.
Moja wypowiedź nie była w żadnym razie próbą udowodnienia, że takie myślenie jest dobre. Tak po prostu myślałem wtedy, gdy dorastałem. Dobrze, że z tego wyszedłem.
No jestem podwrażeniem, pozwolę sobie opisać ten blog na mojej liście rekomendacji.
OdpowiedzUsuń