Standardowym przykładem jest sprawdzanie granic swojej wolności. Twój partner będzie chciał przetestować, na jak wiele może sobie przy Tobie pozwolić. Czy pozolisz mu mieć profil na fellow? Czy pozwolisz mu korespondować z jakimiś klientami? Taaa? Okej. W krótce pójdzie kilka kroków dalej. GG, Skype, spotkania live itd.
I teraz pytanie: jak chcesz na to reagować? Gdzie leży granica Twojej tolerancji?
Są 2 typy granic:
- analogowa - czyli płynna. Na im więcej on sobie pozwala, tym bardziej się denerwujesz. Ale płynnie. Trochę denerwujesz się, gdy on siedzi na GG, bardziej - gdy spotka się z kimś na żywo.
- cyfrowa - czyli granica typu albo albo. Albo ja, albo goście z neta. Albo nie denerwujesz się w ogóle, albo na maksa.
Kolejną sprawą jest obszar Twojej tolerancji, czyli jak daleko masz postawione swoje granice. Dla jednych sytuacja, w której ich partner gada sobie na czacie z kimś, to nic wielkiego, dla innych - jest to zdrada i powód do rozowdu.
Trzecią ważną sprawą jest czasowy zasięg Twoich granic. Jak długo pozwolisz mu to robić? Jeśli pogada z kimś kilka minut to ok, a co jeśli będzie siedział godzinami i lampił się w monitor?
Podsumujmy - granice mają swoje cechy:
- typ - analogowa lub cyfrowa,
- obszar, który obejmują,
- zakres czasowy,
Ustalając swoje granice - wychowujesz swojego partnera. Pamiętaj, że nie chodzi o stawianie mu wymagań (bo to stworzy efekt "złotej klatki"), lecz o określenie kryteriów, za pomocą których będziesz w stanie określić, które zachowania Ci się podobają, a które nie.
Ubierz w zdania typu: "Jeśli chcesz być ze mną - możesz robić XXX tylko w taki i taki sposób, przez tyle i tyle czasu".
Konkrety. Musisz je znać, bo inaczej on będzie je znał.
Często spotykam ludzi, którzy mają dość luźne granice. Pozwalają, by ich partner robił takie rzeczy, z którymi czują się oni źle. Ich zdenerwowanie i frustracja jest na tyle mała, by wytrzymać w związku, a na tyle duża - by sobie go skutecznie obrzydzić. Potem, gdy się rozstają, mówią sobie, że już nigdy nie bede z nikim, bo związki są fe itd. Nie są fe! Zwiazki są fajne. To oni mieli zjebane granice. Pozwalali wykończyć się sobie psychicznie a potem dziwią się, że mają urazy. Trudno nie mieć.
Znam gościa, który ma bardzo wąskie granice. Tak wąskie, zwarte i ostre, że przecisnęła się przez nie tylko jedna osoba i tylko dlatego, że się o to postarała! Zanim byli razem, gość wyczyniał cuda. Wchodził do knajpy, mierzył gościa, z którym się umówił, po czym stwierdzał: "Sorry, to nie Ty. Na razie." Nie tracił czasu na pierdoły. Pewnego razu spotkał się z delikwentem, który zaczął mu w aucie robić wyliczankę: "Najpierw pojedziemy na zakupy, potem do McDonalda, muszę cość zjeść, i odwiedzimy Marka, poznasz Marka, fajny gość". Tymczasem on odparł: "Słuchaj, coś mi się dzieje z kołem chyba. Możesz wyjść na zewnątrz i zobaczyć." Facet wyszedł a on odjechał z piskiem opon. Spytałem go, czemu to zrobił. Odparł, że nie będzie tracić czasu na ludzi, który będą mu mówić cały czas, co ma robić. I choć rozwiązanie było dość kontrowersyjne, trudno nie przyznać mu racji. Kiedyś powiedział, że będzie tylko jedna osoba, której powie w życiu "Kocham Cię".
Ta strategia jest genialna w swojej prostocie. Póki nie jesteś pewien na 99%, że chcesz z kimś być, nie bądź. Potyczki ze swoimi wątpliwościami to ostatnia rzecz, jaką chcesz robić. Masz być pewien, że to dla Ciebie dobry partner, albo natychmiast daj sobie spokój. I nakłaniaj do tego samego swojego partnera. Jeśli nie jest pewien, czy Ty jesteś dla niego odpowiednim partnerem, nie chcesz uczestniczyć w jego wojnie myśli. Nie chcesz go przekonywać, jaki jesteś fajny i w ogóle. Nie jesteś i tyle. Chuj z tym. Odjedź i daj sobie spokój - to moja opcja, którą Ci ofiarowuję.
Jeśli chcesz być w zwiazku nieszczęśliwy - poszerz granicę tolerancji dla zachowań swojego partnera na maxa i uczyń je analogowymi. Rozszerz je też czasowo. Wtedy pojedzie do klubu, wyrwie parę dup, będzie to robił co weekend przez 2 lata, będzie na Ciebie lał, a Ty będziesz w cichej desperacji to znosić. Dla podkręcenia efektu - zawęż granice dot. swoich zachowań tak bardzi, jak tylko się da. Powiedz sobie, że nie możesz się kłócić, nie możesz robić mu awantur, nie możesz mu zwrócić uwagi, bo będzie mu smutno - słowem: ogranicz się na maxa, zarówno obszarem granic, jak i czasem trwania. Granice powinny być też cyfrowe, byś po każdym wykroczeniu mógł się surowo ukarać.
Jeśli natomiast chcesz być szczęśliwy w związku - zawęż granice tolerancji względem zachowań swojego partnera i rozszerz swoje. To takie proste. Spotka się z kimś bez Twojej wiedzy - mówisz mu nara. Siedzi na czacie dłużej, niż rozmawia z Tobą - nara. Itd. Wtedy dostaje on JASNE i WYRAŹNE sygnały, jakie są Twoje kryteria. To, że je przekracza, nie oznacza, że od razu robisz mu awanturę (chociaż czemu nie?), lecz po prostu, że nie chcesz, by był Twoim facetem dalej. No chyba, że chcesz źle się czuć. Swoje granice natomiast poszerz tak bardzo, jak to tylko możliwe. Bądź dla siebie łagodny. Rób to, na co masz ochotę i sprawdzaj, jak on na to reaguje. Na tym polega autentyczność. Będąc w zwiazku naprawdę nie musisz się niczym krępować. Zrób coś i zobacz konsekwencje swoich czynów - inaczej nigdy się nie nauczysz. Jeśli Cię rzuci - zawsze możecie do siebie wrócić. Wierz mi - to nie jest problem. Jeśli tylko nie zrobiłeś czegoś naprawdę nikczemnego i totalnie urazogennego - dzwonisz do niego i mówisz, że śni Ci się po nocach, że jest Twoim wybranym, jedynym, że nie możesz przestać kochać go nad życie. I jest Twój.
Na pewno w komentarzach pojawią się zaraz głosy, że "to nie fair - ja mogę pozwolić sobie na wszysto, a partner ma być wytresowany". Nie o to chodzi! Powiedz swojemu partnerowi, by przyjął podobną strategię! Po co? Po pierwsze - aby nie czuł się w związku z Tobą jak w owej złotej klatce - skrępowany, zamknięty i odizolowany. Po drugie - byś mógł uzyskać dostęp do informacji, jakie Twoje zachowania mu się podobają, a które nie! Nie ma nic bardziej pojebanego, niż sytuacja, w której on siedzi sfochowany, a Ty pytasz:
- Co się stało?
- Nic.
- Więc o co chodzi?
- O nic.
Taaa taaaa! Tak się kończy sytuacja, w której Twój partner ma płynne granice i nie wie, czy ma Ci przypierdolić za coś, co złego zrobiłeś, czy może olać sprawę. Nie może zrobić ani tego, ani tego, bo jest po środku chujni z grzybnią. Biedak ma wtedy wewnętrzną wojnę i cokolwiek zrobi, będzie gorzej.
To myślenie pozwala też na coś więcej. Na zrozumienie, że "rozstanie" nie jest końcem, że jest czymś normalnym, naturalnym, co można robić nawet codziennie. Czymś, z czego nie trzeba robić życiowej tragedii, na co warto być przygotowanym o każdej porze dnia i nocy. Że, gdy Twój partner odchodzi, to jest to informacja zwrotna dot. Twojego zachowania. I vice versa - gdy odchodzisz, dajesz mu znak, co zrobił nie tak. Że zawsze możecie do siebie wrócić. Oczywiście - nic na siłę. Na wszystko jest sposób.
Póki co przejrzałem na szybko niektóre z wcześniejszych notek i zdaje się, że muszę zarezerwować sobie więcej czasu na dokładniejsze przeczytanie wszystkich po kolei... :))
OdpowiedzUsuńGood work!!
Pozdrawiam
http://mest-ap.blogspot.com
Dobre. Twoje teksty są świetnym bodźcem do zastanowienia się nad sobą i późniejszej pracy nad sobą. Czytając miałem przebitki z własnej przeszłości. Mam nadzieję, że nauczyłem się czegoś na błędach.
OdpowiedzUsuńArtykuł ok, ale brakuje mi jednego "celu działań" (~rodzaju wolności) i "zaufania do partnera". To, że mój facet gada z kimś na GG lub się z kimś spotyka wcale nie znaczy, że chce mnie zdradzać na prawo i lewo.
OdpowiedzUsuńI on, i ja mamy prawo do posiadania znajomych, do spotykania się z nimi, do bawienia się z nimi (bez skojarzeń!), a nawet do odrobiny prywatności (tak, nawet będąc w związku).
Jeśli powiem gościowi, że "Spotkasz się z kimś bez mojej wiedzy - nara. Siedzisz na czacie dłużej, niż rozmawiasz ze mną - nara." to on odpowie, że nie jest moją własnością, a związek nie polega na stawianiu warunków, tylko na dzieleniu ze sobą życia. Jeśli ja powiem, że byłem z kumplem na piwie i kręglach, a on powie "nara", to nawet lepiej dla mnie, mam bubka z głowy. Bubka, który chce mnie traktować jak swoją własność.
Uważam, że nie wazne jaką kto ma tolerancję i typ granicy, ważne by w związku obaj się szanowali, nie oszukiwali, czuli się dobrze i byli szczerzy... no i najważniejsze, to nie ja mam chcieć mieć faceta, tylko to ja mam się chcieć mu oddać w całości (i tak samo w drugą stronę). Co jak co, ale miłość nie polega na stawianiu warunków. Najpiękniejsza miłość jest bezwarunkowa.
Pozdrawiam,