Nabieranie dystansu
Dystans to inaczej - w nomenklaturze profesjonalistów (takich, jak ja:) - dysocjacja. Jej przeciwieństwem jest asocjacja, czyli "bycie w" czymś. Jaka jest różnica pomiędzy dysocjacją a asocjacją? To proste. Gdy oglądasz pornola - jesteś w dysocjacji z nim, bo jesteś obserwatorem. W asocjacji jesteś, gdy grasz w pornolu :)
Czujesz różnicę, co nie? Czujesz więcej, gdy jesteś w asocjacji. I jak pewnie zauważyłeś, warto być w asocjacji z dobrymi wyobrażeniami (patrzeć na nie swoimi oczami, tak, jakby się było wewnątrz tego wyobrażenia), jak również w dysocjacji ze złymi.
Weź zatem swój problem i wyjdź z niego. Zobacz samego siebie w swoim życiu, posiadającego tamten problem, który posiadałeś do tej pory. Pomniejsz ten obraz tak, by był Ci do kostek. Jesteś większy do tego wyobrażenia, możesz je zdeptać niczym peta, osrać z orbity i nikt Ci nic nie powie. Gdybyś mu kazał, to tamto wyobrażenie brałoby prysznic pod ekspresem do kawy, kumasz?
W ten sposob uzyskujesz LUZ - to nie Ty masz ten problem, tylko tamten mały "Ty" w tamtym wyobrażeniu go ma.
Robienie absurrrrrrrdalnych obrazów
Kocham tę technikę. Tak bawią się wyobraźnią małe dzieci i Ty też możesz. Wsłuchaj się w to, jak sam ze sobą rozmawiasz na temat danego problemu. Ludzie dobijają się swoimi wewnętrznymi dialogami - poważnymi, przestraszonymi, głośnymi i drżącymi głosami napierdalają sobie w głowie bzdury, wierząc w słowa, które słyszą. "Masz kurwa problem, masz przejebane" itd. A oni "dlaczego? dlaczego akurat ja?". A głos "bo źle zacerowałeś skarpetki!!!".
To nie jest stylowe, źle wpływa na nerki, dlatego warto to zmienić.
Usłysz, jak sam do siebie mówisz na temat danego problemu. Masz to? Wsłuchaj się w ten głos. Jakim tonem mówi? Czyj to głos? Skąd dobiega? Z wewnątrz Ciebie czy z zewnątrz? Jakimi emocjami Cię wypełnia? Jeśli są chujowe - czas to zmienić. Wyobraź sobie, że ten głos staje się piskliwy, jąkający, sepleniący i wydobywa się ze śmiesznej, małej mordki ogrodowego krasnala z przemytu, który wystaje z dupy różowego nosorożca. Twój śmieszny krasnal chce Ci właśnie powiedzieć, jak wielki masz problem i jak bardzo masz przejebane, że nie dasz sobie rady i coś jest przecież z Tobą nie tak, gdy nagle różowy nosorożec puszcza wielgachnego, sprężonego, śmierdzącego bączka, wchodząc w słowo poważnemu krasnalowi i zwiewając mu jego kraśną czapeczkę. A to peszek - tak trudno już być poważnym wobec własnego problemu. A gdyby tego było mało, różowy nosorożec wystraszył się swojego kosmo-pierda, więc zaczyna z przerażeniem galopować przed siebie. A że jest w wielkim, bambusowym lesie, co rusz uderza swoją wielką mordą w drzewo, a z koron drzew lecą naturalnie kokosy, które - oczywiście - napierdalają w nieszczęsnego krasnala. Ale krasnal się nie poddaje - nadal resztką sił próbuje wykrzyczeć, co masz za problemy, że masz totalnie przejebane, że Twoje życie pełne jest depresji, opresji i represji, gdy okazuje się, że cała ta wrzawa obudziła ze snu letniego nikczemnego piżmaka, który wygląda z dziupli jednego z drzew ze śmieszną małą szlafmycą na główce i świeczką w ręce. Piżmak przeciera oczy i szlag go trafia - oto różowy nosorożec z krasnalem w dupie popierdala po jego terytorium, na którym zwykł zbierać orzeszki i puszki po piwie. Wyciąga więc gigantyczną rózgę i poczyna gonić całe to towarzystwo, napieprzając nosorożca po spoconym dupsku. Latający cyrk na kółkach. Ale to nic,bo chwilę później cały las bambusów został zbombardowany naplamem przez Amerykanów, którzy akurat kręcili tam film o wojnie w Laosie. I wszystko poszło się jebać.
Taaa daaa. Tak się robi absurdalne obrazy.
Twoje zadanie polega na wsłuchaniu się w swoje dialogi wewnętrzne i zidentyfikowaniu tych, którymi omawiasz sam ze sobą swoje problemy. Problem jest problemem, ponieważ mówisz sam siebie o nim poważnym tonem. Albo wystraszonym, albo smutnym, przerażonym etc. Zmień jego ton na totalnie niepoważny. Niech Twój problem omawia Pani Frau podwieszona za jajniki na palmie, Myszka Miki na kacu z kutasem w dupie, pan profesor z mózgiem 12 gram, rozanielony, naćpany bóbr dziergający poszwy. Stwórz tak dzikie, trójwymiarowe i barwne filmy z ich udziałem, że wprost wybuchniesz śmiechem. Od dziś w taki właśnie, totalnie odjebany, psychodeliczny sposób myślisz o wszystkich swoich problemach - szczególnie tych najważniejszych, najpoważniejszych, najbardziej serio serio. To właśnie one potrzebują Twojego obśmiania, doprowadzenia do absurdu, uczynienia z nich obiektu kpin i żartów wszelakich. Nikt nie zrobi tego za Ciebie. Jeśli będziesz bronił powagi jakiegoś problemu - sam sobie nasrasz do talerza.
A na koniec pozwól, że z arcydziką rozkoszą opowiem Ci, jak widzę homofoba. Jest sobie gość o aparycji kaskadera po wypadku, łysy na dodatek, z nosem jak hamulec od karuzeli, który w życiu geja nie widział, ale za to ma wyobraźnię. I tak - podsycając samego siebie opowieściami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie o gejach, którzy odgryzali głowy dzieciom - ma wrażenie, że gej to co najmniej alien, który lada moment wyssie mu mózg, wciągając go przez dziurkę od nosa, piszcząc przy tym z powodu rozrywających go orgazmów. I biedny homofob siedzi i straszy się swoimi halucynacjami, które sztacha dym z najlepszego cygara, dumnie zakrywając swe obawy otoczką agresji. Bo przecież bać się nie wolno, bo to wstyd jak chuj geja, więc należy walczyć: wyjść na ulicę, rzucić w kogoś jajkiem, może coś się zmieni.
Pamiętaj o tej metodzie, ilekroć będziesz miał wrażenie, że "masz poważny problem". Pamiętaj o niej, gdy ktoś "szarga Twoje świętości", gdy "boli Cię, że coś ktoś powiedział" itd. Masz wyobraźnię, więc dorysuj im wszystkim wąsik a la Salvadore, wielki czerwony nos, który - ilekroć próbują powiedzieć coś głupiego - zapala się (dosłownie żywym ogniem) i jeszcze razi ich prądem. Albo wyobraź sobie, że masz pilota i gdy tylko chcą powiedzieć jakąś głupią i poważną rzecz - naciskasz guzik, a wielgachny pterodaktyl robi im na głowię porządnego, drgającego niczym galareta stolca.
Miej z tego ogromny fun, baw się na maska, aż będziesz kwiczał na podłodze ze śmiechu w kałuży łez. Zrób z tego podejście do życia, rób jaja ze wszystkiego i śmiej się.
Do napisania.
A co jak ktoś nie trawi/znosi/-nawidzi absurdu? Jest jakaś alternatywna metoda?
OdpowiedzUsuńSą tysiące, miliony alternatywnych metod. Jedną z nich jest polubienie absurdu, zaprzyjaźnienie się z nim. Na pewnym poziomie nie można nie lubić absurdu, można tylko robić negatywne skojarzenie względem tej etykietki i/lub zbioru doświadczeń, które się pod nią zgromadziło. Zmień etykietkę lub doświadczenia.
OdpowiedzUsuń"Problem" w tym, że absurdu nie trawię i wiem, że nie polubię. Oczywiście to dla mnie żaden problem, bo wyluzować się i nabrać dystansu potrafię tak naturalnie "sam z siebie".
OdpowiedzUsuńAle co z ludźmi, którzy nie potrafią polubić absurdu i nie umieją się wyluzować. Są "straceni"? :P
Oczywiście. A ich dusza będzie potępiona na wieki :)
OdpowiedzUsuńNie ma takich, co nie potrafią polubić. Są tylko tacy, co nie chcą. Baw się.