Oto przepis prosty i szybki, jakby rodem z Poradnika Domowego, bynajmniej nie by upiec ciastka, lecz by spieprzyć każdy, nawet najbardziej harmonijny związek. Wystarczyło wytężyć swe oko i ucho, by natychmiast wyłapać wzorce, które sprawiają, że dwoje ludzi ma siebie dość po pewnym czasie.
1. Idealizuj partnera.
Tak, oczywiście - on nie ma żadnych wad, bo jest księciem z bajki. Ma lśniący uśmiech, zawsze Cię wspiera, nie ma humorów, złych dni i nie wali fochów. Jest doskonałym kochankiem, przyjacielem, mężem, żoną, dziwką i szoferem. Idealizowanie partnera jest doskonałym sposobem na to, by się potem głęboko rozczarować, gdy okaże się, że on jednak dłubie w nosie, grzebie w tyłku, spóźnia się i marudzi, gdy pada deszcz.
Rada: akceptuj całość zachowań drugiej osoby - to podstawa, by się z nią znakomicie komunikować. Jeśli już chcesz wierzyć, że nie ma wad, to pojmij przynajmniej, że każda ludzka cecha czy zachowanie jest w pewnych sytuacjach cennym zasobem (zasób to coś, co pozwala nam osiągać nasze cele), np. Jest uparty? znakomicie - gdy ktoś zaproponuje mu ćpanie, dzikie picie, rozbieranego pokera - pewnie odmówi. Jest skąpy? Super! W dobie Wielkiego Strasznego Kryzysu to pożądana cecha. Jest niepoważny? Świetnie - ludzie poważni są tacy nudni! Itd.
2. Wymagaj od niego jak najwięcej!
Pamiętaj: bądź szczegółową informacją dla niego, co powinien, co musi i czego mu nie wolno. I w kółko przypominaj mu o tym zrzędliwym głosem. Prezentuj też postawę roszczeniową w każdym aspekcie Waszego wspólnego życia - przede wszystkim w łóżku (to sprawi, że będzie miał problemy z erekcją i wytryskiem!). A gdy nie spełnia Twoich wymagań - wal fochy (koniecznie z przytupem i melodyjką), obrażaj się i rób niekończące się wyrzuty. Przecież jego "usługi" Ci się należą, prawda? Niech to wszystko przypomina sytuację, w której Ty leżysz niczym kłoda, a on skacze wokół Ciebie i Cię obsługuje.
Rada: nie wymagaj, lecz posiadaj kryteria. To spora różnica. Wymagania zawsze wyrażane są modalnymi operatorami konieczności w 3 os. (on powinien, musi, nie wolno mu itd.). Powodują stres, konflikty i złość. Daj mu wolność - to największy prezent, jaki można dać osobie, którą się naprawdę kocha. I oczywiście miej swoje kryteria, które dokładnie, sensorycznie (obrazowo, słuchowo i "czuciowo") odpowiadają na pytanie, po czym poznajesz, że ktoś jest Twoim facetem (były o tym posty dawno temu, poszukaj w archiwum, bo to w kurwę ważna sprawa). Nie wymagaj od nikogo, by spełniał Twoje kryteria - pozwól ludziom wybierać. Informuj ich, po czym poznajesz swojego idealnego partnera i doceniaj każdego, kto zbliża się do Twojego zakresu.
3. Czuj się źle bez partnera.
Twój partner jest wybawieniem od problemów. To lek na samotność, frustrację, depresję - słowem - chodząca apteka ze specyfikami na każdą dolegliwość. Przy nim czujesz się zajebiście, bez niego - usychasz niczym kwiat w upale bez wody. Wtedy doskonale się od niego uzależnisz emocjonalnie i będziesz musiał go zażywać, niczym narkotyk. Tylko niech coś nie gra...
Rada: czuj się dobrze zarówno z partnerem, jak i z samym sobą w samotności. To da Ci niezależność emocjonalną i pozwoli zobaczyć coś poza partnerem. Zawsze polecałem, by ludziska najpierw ułożyli sobie w deklu wszystko, a potem pchali się do związków. Jak można stworzyć fajny związek, jeśli samemu jest się zjebanym człowiekiem z problemami? Związek - udany - to taki, w którym ludzie dzielą się przede wszystkim swoim szczęściem, a nie w kółko problemami. Nie chcę być w związku z kimś, kto jest ze mną tylko dlatego, że sam czuje się ze sobą źle i ja jestem lekiem na tę jego dolegliwość. Chyba nie o to tutaj chodzi, co nie?
4. Obarczaj go winą.
Nie czujesz się idealnie w swoim związku? Czujesz się niedopieszczony? Ignorowany? Lekceważony? Spaliłeś ciasto? Szef Cię opierdolił? Po co się zadręczać? Zrzuć winę na partnera! On wszystko przyjmie jak pies na garba. Co prawda potem odejdzie (i to nagle i zupełnie nieoczekiwanie), ale póki co -możesz sobie poużywać. Przecież to on jest źródłem wszystkich Twoich problemów - spowodował Twoją nerwicę, dziurę ozonową i pewnie to on zabił Kennediego!
Rada: sam rozwiązuj swoje problemy i naucz się brać odpowiedzialność za swoje błędy - w przeciwnym wypadku niczego się nie nauczysz. Jeśli ktoś się z kimś rozstaje i mówi, że "to jego wina" - znaczy, że nie wziął żadnej nauki z tego związku, że w ogóle nie widział swojego udziału w sprawie i że jego przykry los najpewniej się powtórzy. Wszechświat bowiem tak długo zsyła nam przykre doświadczenia, aż się w końcu nauczymy. Albo i nie. Poza tym - przeciwieństwem obarczania winą (tzw. rama winy) jest ustalanie wspólnego celu albo wspólnego stanu pożądanego, w którym pozytywne intencje obu stron są zaspokojone. Proste, co nie?
5. Podejrzewaj go o złe intencje.
Ten pomysł zawsze mi się podobał. Jego "złe" zachowanie (albo inaczej - oceniane przez Ciebie jako złe) oznacza, że on chce dla Ciebie źle - chce zniszczyć związek, zrobić Ci na złość, ośmieszyć, urazić etc. To przecież oczywiste. Ba! Przy odrobinie wprawy możesz podejrzewać go o złe intencje nawet wtedy, gdy nie ma ku temu żadnych podstaw. Np. spóźni się, a Ty zarzucisz mu, że zrobił to specjalnie, by Cię zdenerwować. To naprawdę cudowna metoda, by się z nim pokłócić.
Rada: oddziel zachowanie człowieka od intencji tego zachowania. To, co ludzie robią, a to, co chcieli dzięki temu osiągnąć, to dwie różne sprawy. Uświadom też sobie, że intencja każdego, nawet najbardziej podłego zachowania, jest pozytywna - co oznacza, że osoba zawsze na którymś poziomie chce osiągnąć coś dobrego dla siebie. Np. Twój partner uroczo rozmawia z kimś innym na imprezie - by wzbudzić w Tobie zazdrość. Po co? Oczywiście, by Cię upodlić, co nie? Bullshit - chce sprawdzić, czy Ci na nim zależy!!!!!!!!! Do kurwy nędzy, dlaczego tak mało osób to kuma? Jeśli chcesz się z kimś zajebiście dogadywać - rozmawiaj nie z jego zachowaniami, ale z pozytywnymi intencjami, które stoją za każdym z nich. Każdy z nas na którymś poziomie chce miłości, ciepła, zrozumienia, akceptacji itd. - tylko nie wszyscy znają proste i ekologiczne (nie szkodzące innymi i sobie) ścieżki, by to osiągnąć. Pod najgorszymi, najbardziej agresywnymi zachowaniami kryją się ludzie, którzy wołają o pomoc i pragną zrozumienia! Póki tego nie widzisz, nie stworzysz dobrego związku.
6. Uczyń go najważniejszą rzeczą w Twoim życiu.
Innymi słowy: uzależnij wszystko - swoją przyszłość, plany, marzenia, pragnienia i ich realizację - od Twojego partnera. Uwierz, że bez niego nie znaczysz nic, że on jest Twoim Słoneczkiem, po orbicie którego zapierdalasz niczym zagubiona asteroida. Broń Boże nie myśl, że idziecie wspólnie jakąś drogą! Chodzi o to, żeby uzyskać świetny efekt, gdyby coś szło nie tak - każda kłótnia czy rozstanie będą interpretowane jako zdarzenie pt. "życie mi się wali".
Rada: wciąż mnie to zastanawia. Gdyby ktoś powiedział, że "pieniądze są najważniejsze w moim życiu", inni powiedzieliby "wow, ale zjeb". Ale gdy ktoś wierzy, że partner jest najważniejszą osobą w jego życiu, to już ok. Ten rodzaj uzależnienia jest społecznie akceptowany. Matrix wyraża zgodę - uzależnij swoje życie od drugiej osoby w 100%! A może lepiej zdecydować się na bardziej wyważone podejście, co? Wiesz, kto jest najważniejsza osobą w Twoim życiu? Jeśli sądzisz, że nie Ty sam, to biada Ci. Partner jest ważny, ale nie najważniejszy. Tak, jak kasa, seks i inne wartości. Ty jesteś najważniejszy. Powołałeś do życia te wartości, by Ci służyły, a nie Ty im! Niech Twój związek będzie jednym z filarów, na których będziesz wspierał swoje życie. Jeśli jednak Twoje szczęście będzie domkiem na kurzej łapce, to będziesz miał zajebisty problem, jak Ci ktoś tą kurzą łapkę upierdoli. Miej wiele kurzych łapek. To mądrzejsze, szczególnie na terenach podmokłych :)
7. Bądź dla niego za dobry.
Właź mu w dupę każdego dnia: śniadanka do łóżka, kwiatuszki, romantyczne kolacje. W każdej chwili bądź gotów rzucić to, co robisz, by pędzić mu na ratunek - np. kupić majtki, które widział w sklepie, albo zrobić herbatę. Chodzi o to, żeby pokazać mu, że sam dla siebie nie masz szacunku i żeby zaczął traktować Cię jak niewolnika, sługusa, którego w każdej chwili można kopnąć w dupę bez żadnych konsekwencji. Pamiętaj - nigdy nie wolno mieć żadnych zastrzeżeń w stosunku do tego, co on mówi i robi, zawsze musisz się na wszystko zgadzać, przytakiwać. Nie wolno Ci się też denerwować, bo to przecież nieładnie się denerwować a w dobrych związkach ludzie się nie kłócą, prawda? Hahaha! I oczywiście bój się, że odejdzie od Ciebie - wtedy wyczuje to podświadomie, że się boisz i dojdzie do wniosku (równie nieświadomie), że musisz mieć jakieś ukryte wady, skoro się boisz rozstania (gdybyś miał świadomość, że jesteś dla niego prawdopodobnie najlepszą partią - nie bałbyś się, co nie?).
Rada: Owszem, bądź dla niego dobry, wspieraj go, gdy tego potrzebuje, służ swoimi radami. Natomiast zawsze miej do siebie szacunek i doceniaj sam siebie - a on pójdzie Twoim śladem. Czasem zostawiaj partnera samopas i pozwól mu poradzić sobie samemu z różnymi wezwaniami - nie jesteś jego niewolnikiem, terapeutą czy niańką. Twórz mu warunki, by czuł się dobrze, ale pamiętaj, że ostateczna decyzja, jak się będzie czuł, należy do niego. Jeśli on robi sobie kuku w głowie, to nie Twoja wina - nie powodujesz w nikim emocji - to ludzie reagują emocjami na to, co robisz. Problemem nie jest to, co robisz, ale to, jak czasem ludzie na to reagują. A reagują różnie.
***
Wszystko sprowadza się do tego, aby po prostu nauczyć się w pełni cieszyć drugim człowiekiem i ciągle zadawać sobie pytania: jak może nam być razem jeszcze lepiej?
nooo rzekłbym że to nawet interesująca stronka :)
OdpowiedzUsuńno ba :)
OdpowiedzUsuńCzytam Twoje notki od pewnego czasu. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale wiele Twoich tekstów jest naprawde świetnych - trafnych i podanych w ciekawej formie. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńZwróć szczególną uwagę na to, z czym się nie zgadzasz, i zadaj sobie pytanie: a co by było, gdyby to jednak okazało się prawdą? Co by się zmieniło wtedy w moim życiu?
OdpowiedzUsuńWłaśnie to powoduje największe zmiany. Samo przytakiwanie "tak, ten gość ma rację" niczego nie zmieniłoby w Twoim życiu. Idea tego bloga jest taka, że dostajesz nowe dane, w oparciu o które możesz inaczej (lepiej) działać. Nie zgadzając się z nimi - a więc je odrzucając - odrzucasz wrota do innych rzeczywistości. Gdy powiem, że świnie latają - nikt nawet nie spojrzy na niebo. Szkoda. Bo nawet, gdyby latały, nikt by tego nie zauważył. Kumasz? To właśnie wychodzenie poza Matrix.
Czytam Twojego bloga juz tydzień, codziennie i od tamtego czasu zrozumiałem wiele rzeczy. Jestem ci wdzieczny za mądrośc, jaką chcesz sie dzielić. Jestem gejem i kocham się w heteryku z klasy. W sumie nie wiem czy sie kocham. Nieważne. To jakieś dziwne coś, uczucie, pożadanie czy zmiksowane ;D
OdpowiedzUsuńNa początku naszej znajomości poprostu bardzo go lubiłem, bawiłem się w zarty ze go kocham, ujawniłem sie itd. to mu nie przeszkadzało. W krótce jednak zaczeło mi go brakowac, czułem ból patrząc, jak on bawi sie z dziewczynami. Zrozumiałem jednak, jaką lipną historie sobie wytworzyłem. to jakiś cud! ;d Teraz normalnie moge z nim rozmawiać, dowiadywać sie o jego dziewczynach, i nie czuje zadnego znaczącego bólu.
Tak wielu ludzi nie potrafi żyć, sami budują sobie złe historie i wierzą w nie. Teraz nie słucham juz tyle swojego umysłu, staram się postepowac zgodnie z "teoria orbit" i widze ze to naprawde działa. Szkoda ze wczesniej nie zdawałem sobie z tego sprawy!
Chciałbym też móc naturalnie płakać, ale to mi nie wychodzi ;d Bede nad tym pracował.
Pozdrawiam! :)