Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.

sobota, 5 stycznia 2013

Jak medytować? - kilka cennych wskazówek

Doświadczenie nauczyło mnie, że medytacja dla umysłu jest tym samym, co oddychanie dla ciała. Żyją jedynie w świecie "zewnętrznym" stajemy się chomikami - zwracamy uwagę tylko na to, co dzieje się w otoczeniu a przestajemy brać pod uwagę jeden jedyny czynnik, na jaki mamy realny wpływ - czyli siebie. 

Medytowali mędrcy Wschodu, medytował Einstein wymyślając swoją teorię względności (choć nie nazywał tego medytacją, lecz "eksperymentami myślowymi") - więc warto, byś również sam rozważył, czy nie warto poświęcić 15 minut dziennie, aby lepiej zrozumieć swoje myślenie, zmniejszyć swoje...

... stresy i funkcjonować lepiej jako człowiek.

Umysł jest jak matrix. Nie wiesz, że jesteś jego więźniem, póki nie zaczniesz siebie obserwować. Nagle okazuje się, że to nie Twoja wolna wola wybrała dziś na obiad kotleta schabowego, lecz Twoje wspomnienia z dzieciństwa. Że w Twojej głowie trwają dyskusje na temat spraw sprzed lat i to one okazują się rządzić po cichu Twoimi decyzjami z tu i teraz. Badanie swojego myślenia może początkowo być szokujące. Zaczynamy zdawać sobie sprawę z istnej galaktyki myśli, które krążą nam po głowie. Ich badanie jest istotą medytacji. To jest droga, jak powiedział pewien mędrzec, która nigdy się nie kończy i zawsze się zaczyna.

Jednak różni ludzie różnie medytują i różne mają efekty. Jedni wyobrażają sobie, że jest to kwestia przedyskutowania ze sobą pewnych kwestii. Nie jest to podejście złe, choć ma pewne mankamenty. Polegają one na tym, że język, którego używamy w dyskusjach, jest wtórny w stosunku do doświadczeń - jest tylko kalką z doświadczeń, uproszczoną, pozbawioną szczegółów i subtelności. Naukowcy już dawno udowodnili, że samo opisanie jakiegoś swojego wspomnienia nieuchronnie prowadzi do jego zniekształcenia. Einstein prawdopodobnie z tego powodu w ogóle wyłączył swoje dialogi wewnętrzne a jedyne czym się zajmował do badaniem obrazów i odczuć z nimi związanych. Ta wskazówka dość zrewolucjonizowała moje podejście do medytacji. Postanowiłem, że słów będę używać tylko po to, aby wskazywać i jakoś nazywać to, co dostrzegam w swoim umyśle. Natomiast bardziej niż na słowach skoncentrowałem się na oglądaniu obrazów i ich szczegółów.

To była spora zmiana!

Moje medytacje stały się jak kontrolowany sen na jawie. Dostrzegam w sobie jakieś myśli, których nie rozumiem, nie chcę w sobie, których nie akceptuję. Jeśli tak się dzieje, natychmiast wiem, że mam konflikt. Myśl X kontra myśl, że myśl X jest zła. Coś walczy z czymś. Oddalam się i widzę dwie postacie reprezentujące mnie. Widzę, że nie przepadają za sobą. Że mają do siebie jakieś "ale". Jedna np. uważa, że trzeba współdziałać z innymi ludźmi, druga mówi o moich własnych potrzebach. Trą się w momencie, gdy naraz mam swoją potrzebę a otoczenie swoją i obie nie idą ze sobą w parze. Odczuwam stres, ból brzucha, ale powstrzymuję się od omawiania tego ze sobą. Zamiast tego staję obok. I widzę, jak przed moimi oczami rośnie metafora konfliktu. Z jednej strony mam część, która reprezentuje społeczeństwo. Przypomina mi złą, bezduszną machinę, która pożera ludzi. W niej każdy człowiek jest trybem i nikt nie ma prawa do realizacji swoich potrzeb oraz pragnień. Z drugiej widzę wrażliwą część mnie, która chce uciec od tej machiny i zrealizować swoje marzenia. Wygląda jak gość zamknięty w bańce mydlanej, wewnątrz której jest ciepło i miło. Zgrzyta. Ścierają się ze sobą potężne wartości, jak kasa i samorealizacja, jak sukces i poczucie twórczego życia. Obie części stawiają sprzeczne żądania. Zamiast mówić, wcielam się raz w jedną, raz w drugą i czuję to, co one czują. Czują porażkę, strach, tworzą okropną wizję przyszłości. Gdzieś tam jednak między jedną a drugą pozycją zaczynam wyczuwać wspólny mianownik. Widzę, że obie chcą dla mnie dobrze, tylko na różne sposoby. Dzięki jednej mam spokój, dzięki drugiej - rozwijam karierę. Bum! "Spokojny rozwój kariery" - pojawia się w mojej głowie wspólna wizja. Czuję, ja stres znika gdzieś z okolic przełyku. Mija zgaga, która męczyła mnie przez kilka dni. Są i kolejne poziomy i elementy konfliktu. Są strefy, gdzie obie części chcą różnych rzeczy. Każdy tego doświadcza w pewnej skali. Każdy ma jakieś wątpliwości, sprzeczności, niespójności. Stąd trzeba nam medytacji - by umieć pogodzić się z samym sobą. By znaleźć konsensus. Balans. Równowagę.

U Einsteina ten proces trwał wiele lat, nim w pełni opisał swoją teorię względności. Spoglądał na nią z różnych perspektyw tak długo, aż rozwiał wszystko swoje wątpliwości i doszedł do słynnego wzoru E=mc^2. Wszystkie wzory matematyczne, które opisują jego teorię, były znane już wcześniej. On jednak użył wyobraźni, by móc stworzyć nowy, spójny punkt patrzenia. Punkt patrzenia w fizyce, która na tamten czas prezentowała wiele niespójności.

Każdy z nas może być takim swoim Einsteinem. Wierzę, że każdy z nas ma do odkrycia swój cudowny wzór, który połączy w spójną, harmonijną całość to, co wcześniej wydawało się nie do pogodzenia. Do dzieła!

9 komentarzy:

  1. Siema, sam medytuje all the time od 8 lat :) Na Twój blog trafiłem zupełnie przez przypadek ;) Zabieram się za lekturę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. DreamWalker...w medytacji chyba chodzi o to żeby akceptować...nawet te myśli których nie lubimy tylko ze to umysł ich nie lubi...nie my...nie ma złych nie ma dobrych są jakie są, jest jak jest...po prostu medytując stajemy się obserwatorami, patrzymy na myśli jak na chmury na niebie..a czy któraś z nich jest zła a czy któraś dobra? no i chyba raczej drogą pokoju nie konfliktu, nie myśl kontra myśl... Tak mi się wydaje :))) ano i ponoć najlepsze w tej medytacji jest to żeby uśmiechnąć się do tego, niczego nie oczekiwać, niczemu się nie opierać;))) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. serenity,
      Oczywiście, że nie ma z gruntu złych myśli - są tylko takie, których tak oceniamy i których intencji nie zrozumieliśmy w pełni. Ale TO wie już umysł oświecony, a nie umysł kogoś, kto dopiero wchodzi w świat medytacji. Początkowo wydaje się, że istnieją "złe" myśli i to jest oznaką konfliktu (bo wg kogo są one złe?).

      Usuń
  3. A umysł oświecony to jaki ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej osobistej opinii: taki, który rozpoznał prawdę.

      Usuń
  4. Jeśli chodzi o ścisłość to dokonałeś przekłamania co do Einsteina. Jego medytacja nie miała nic podobnego z Twoim rozumieniem medytacji (warto postudiować jego pisma i biografie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekłamanie to dość poważny zarzut - poważniejszy niż pomyłka. Bo za przekłamaniem kryje się jeszcze zła intencja.

      Gdybyś zaznaczył, o jaki konkretnie fragment wypowiedzi Ci chodzi z tym przekłamaniem - byłoby mi łatwiej się odnieść.

      A odnośnie Einsteina i jego myślowych eksperymentów - bazowałem na książce "Strategie geniuszy - myśl jak Albert Einstein", w której autor (Robert Dilts) analizował jego listy i wypowiedzi, dokonując próby zrekonstruowania wewnętrznych strategii myślowych Einsteina.

      W jednej ze swoich wypowiedzi Einstein wprost powiedział, że porzuca dialogi wewnętrzne i koncentruje się tylko na obrazach i odczuciach. Wszyscy wielcy fizycy byli głównie kinestetykami - a więc osobami skoncentrowanymi na odczuciach cielesnych. To daje dostęp do zrozumienia wzorów. Np. pojęcie pędu (masa * prędkość) nabiera sensorycznego znaczenia, gdy zapytamy kogoś - który pojazd łatwiej zatrzymać: rower czy TIR'a - jeśli oba pędzą tą samą prędkością. Każdy CZUJE, że rower, bo ma mniejszą masę. I to właśnie pęd.

      Usuń
    2. Rzeczywiście źle się wyraziłem (to efekt długiej pracy i przemęczenia) i sorry za określenie "przekłamanie" - wycofuję je. Chodziło mi o NADINTERPRETACJĘ, zbyt subiektywną i uproszczoną próbę określenia medytacji u Einsteina. Był to wyjątkowy geniusz nauki i filozofii. Jego myśli, poglądy (światopogląd) bardzo ewoluowały w ciągu jego życia i trudno rozpatrywać jakąś jego konkretną myśl (cytat) w oderwaniu od kontekstu. On sam i jego poglądy były na tyle oryginalne (i dość złożone), że trudno go zamknąć w jakieś sztywne ramy. Choćby jego stwierdzenie, w którym określił samego siebie jako "głęboko wierzącego ateistę", bez znajomości jego biografii i światopoglądu, może być szeroko interpretowane: wierzący zaszufladkują go jako wierzącego, ateiści zaś jako ateistę. Jedni i drudzy dokonują ogromnego uproszczenia, by "przeciągnąć" tego geniusza na swoją stronę. Literatura poświęcona tej postaci jest przeogromna, i co najciekawsze zarówno ta wydawana w nurcie konserwatywno-chrześcijańskim, jak i "postępowo-liberalnym". Zastanowiła mnie ta rozbieżność i zwróciłem uwagę, że każda ze stron uruchamia własny filtr przez który wychodzi zupełnie nowy Eistein "na podobieństwo własnego światopoglądu". Również autorzy-zwolennicy NLP używają własnego filtra (przykładem może być wskazana przez Ciebie książka). Dlatego kiedyś sporo czasu spędziłem na studiowaniu bezpośrednio pism Einsteina, by wyrobić sobie własne spojrzenie opierając się na źródłach, a nie czyichś subiektywnych interpretacji. Ale do czego zmierzam... Jego dorobek i osobowość jest na tyle bogata i złożona, że nigdy nie zaryzykowałbym próby dokonywania syntezy jakiejś jego wybranej myśli w kilku zdaniowym poście na blogu, zwłaszcza w oparciu o czyjąś interpretację... Śmiem podejrzewać, że sam Einstein zadrwiłby (słynął z poczucia humoru) z próby szufladkowania go przez kogokolwiek... O "eksperymentach myślowych" Einsteina nie da się napisać w kilku zdaniach, bo to temat rzeka... Chodziło mi jedynie, że Einstein nie był neurolingwistą, jak chcieliby go "ochrzcić" niektórzy zwolennicy NLP (a spotykałem się już z różnymi skrajnościami w "procesach adopcyjnych" tego geniusza). Zastanawiałem się czy ustosunkowywać się jeszcze do odpowiedzi na komentarz, bo to nie miejsce na wyczerpującą merytoryczną argumentację i dyskusję o Einsteinie, a nie chciałem się zanadto rozpisywać, więc chciałem jedynie sprostować moje niefortunne określenie o zakłamaniu i przeprosić za nie. Na moje usprawiedliwienie dodam tylko, że jestem zauroczony geniuszem Einsteina i stąd jestem trochę uwrażliwiony na upraszczaniu jego myśli (był nie tylko genialnym fizykiem, ale i filozofem), na temat których powstały tomy różnych analiz, interpretacji itd., a jakiekolwiek upraszczania są swego rodzaju świętokradztwem, więc musiałem jakoś się odnieść do tego wpisu :) Polecam każdemu "poszukiwaczowi" lekturę jego dzieł, choć uprzedzam, że nie jest to łatwa lektura, zmusza do refleksji, więc nie nadaje się dla leniwych intelektualnie i duchowo. Mam nadzieję, że nie namotałem zbyt mocno w swoim wywodzie, a jeśli tak to... daleko mi do geniuszu Einsteina, więc przepraszam :) I pozdrawiam!

      Usuń
    3. OK, przyjmuje przeprosiny :) I wyjaśnienie. Skłoni mnie ono zapewne, by poszukać bezpośrednich źródeł w tekstach samego Einsteina.

      Łączę pozdrowienia,
      D.

      Usuń

KOMENTARZE SĄ ŚCIŚLE MODEROWANE. Obowiązują proste zasady: bądź miły, pomocny i konstruktywny. Rozmawiaj na temat. ZERO homofobii, hejtu, ogłoszeń towarzyskich i fejk newsów. Akceptujesz REGULAMIN :*

TOP 10 miesiąca