Miłość? Pociąg seksualny? A może przywiązanie?
Jak przyznają prawnicy zajmujący się sprawami rozwodowymi - jest jeszcze coś, co powoduje, że będziecie razem. Lub nie będziecie. Ku zaskoczeniu nas wszystkich - jest to coś, o co geje walczą od zawsze...
Tym czymś jest...
... Twoja tolerancja.
W każdym związku, nawet tym z pozoru najbardziej zgodnym, w końcu zdarzają się większe lub mniejsze problemy z dogadaniem się. Szczególnie, gdy razem mieszkacie.
Partner zaczyna nas wkurzać małymi rzeczami, które "kumulują się" (złość się nie kumuluje co prawda, ale taką mamy metaforę myślenia).
Wtedy też przychodzi czas, gdy nie mamy już sposobów i opcji, by z tym walczyć. Wtedy też - jeśli chcemy, by ład i harmonia powróciły do życia i do łóżka...
Musimy zadać sobie ważne pytanie:
Czy umiem to "zatolerować"?
Czy mogę się zgodzić na to, że partner będzie robił TO (na co teraz się nie zgadzam) do końca życia i z tym wytrzymać?
Czy umiem pogodzić się z tym, że on tego nie zmieni?
To są ważne pytania, które być może zadecydują o Waszej przyszłości. Otóż każdy ma jakieś przywary - a nawet, jak nie ma, to bywa, że nasze neutralne zachowania z dobrą intencją są rozumiane na opak.
Zwrócimy komuś delikatnie na coś uwagę i dostajemy srogi opierdol. I nawet nie wiemy, dlaczego.
Bywa. Niestety - to dziedzina międzyludzkiej komunikacji. Zupełnie nieprzewidywalna.
Gdy jest tolerancja - nie ma problemów i związek trwa (choć różnie to może wyglądać)
Jeśli zaakceptujesz partnera w 100% dokładnie takim, jaki jest - wraz z całością jego zachowań - a on zrobi to samo względem Ciebie - problemy rozwiązują się same.
Oczywiście to teoria - bo chyba nie ma na świecie kogoś, kto zaakceptował by dokładnie wszystko - np. partner okazałby się seryjnym mordercą (wiem, hardcorowy przykład, ale pokazuję granice).
Są ludzie, którzy będą tolerować, że ich partnerzy zdradzają, zakochują się w innych, znikają na noc. Czy sam bym to zaakceptował? Nie wiem, mocno w to wątpię. Ale znam przykłady związków, gdzie partnerzy to zaakceptowali - i mnie nic do tego.
Jeśli serio zaakceptowali - to są szczęśliwi.
Natomiast tutaj akurat nie chodzi mi o roztrząsanie przypadków ekstremalnych - lecz o codzienność. O pewne cechy, które ma każdy z nas. O nawyki, które ciężko wykorzenić.
Jeśli między partnerami nie ma tolerancji względem prostych, obiektywnie neutralnych zachowań - pojawia się wkurw, potem pogarda, a potem mówicie sobie "papa".
Gdzie są Twoje granice?
Na co jesteś w stanie partnerowi pozwolić? A czego mu zabronisz?
Jakie jego cechy i zachowania będziesz mógł akceptować przez kolejne miesiące, lata? A jakich zdecydowanie nie?
Ważne, żebyś odpowiedział sobie na to pytanie, bazując na swoich własnych kryteriach - a nie tych społecznie narzuconych. Społeczeństwo zawsze będzie jak mantrę powtarzać wytarte "prawdy" - tutaj za wiele się nie zmieni.
Ale jeśli np. Ty jesteś w stanie zaakceptować np. mieszkanie osobno, otwarty związek, poligamiczny, to, że zapomina o Twoich urodzinach, ogląda się za innymi albo coś innego, co "społeczeństwu w głowie się nie mieści" - to nie cenzuruj swoich myśli, lecz po prostu to z siebie wydobądź.
Warto też, by Twój partner określił się w podobny sposób.
W moim związku akceptujemy to, że obaj oglądamy się za innymi facetami. Nie porabiamy się, ale popatrzeć nie zaszkodzi. To powoduje małe zazdrości, nie powiem - ale czyż związek nie jest też po to, by czasem poczuć się zazdrosnym?
Nam to odpowiada - co jednak nie znaczy, że Wam też będzie.
W poprzednich związkach potrafiłem wybaczyć zdradę. Nie powiem, że doprowadziło mnie to do szczęścia w związku. Ale do szczęścia ogólnego - owszem. Zakazując komuś uprawiania seksu z kimś innym - stawiałbym się chyba w roli kata.
Ideał miłości?
Być może idealna miłość to miłość oparta na całkowitej akceptacji. Pogodzeniu się z tym, jaki ktoś jest i co robi. Nawet, jeśli to oznacza, że ten ktoś wybierze życie inne, niż u naszego boku.
Wtedy też nasza miłość nie jest już uczuciem samym w sobie, ale pewną postawą. Postawą, która mówi "rób, co uważasz za słuszne - wierzę w Twoją mądrość i nie chcę odbierać Twojej wolności, bo Cię kocham."
Oczywiście taka postawa nie prowadzi automatycznie do trwałego związku (nie każdy doceni taki dar, jaki dostaje). Ale też nie prowadzi do awantur i pretensji. A to one są często powodem rozstań.
Cóż - na pewno jest to temat do dyskusji.
Na którą, nie ukrywam, liczę.
Jakie są Twoje granice w związku? A jakie są granice Twojego partnera? Czy dogadujecie się w każdym kontekście? Co jesteś w stanie zaakceptować u swojego partnera, a czego nie?
Na ogół się z Tobą zgadzam ale ten wpis średnio mi się podoba ...
OdpowiedzUsuńTolerancja w związku? Ok, ale jak ma mnie uczynić szczęśliwym tolerowanie tego że mój chłopak olewa moje potrzeby? Czy można tolerować w związku egoizm?
Artur.
Na wstępie zaznaczę, że tego typu wpisy na blogu nie są po to, by się ze mną zgadzać lub nie zgadzać. Ani po to, by się podobały lub nie.
UsuńSą po to, by zacząć myśleć i zadawać pytania. Co niewątpliwie robisz, choć...
"Tolerancja w związku?"
No tak, czyste szaleństwo :)
"Ok, ale jak ma mnie uczynić szczęśliwym tolerowanie tego że mój chłopak olewa moje potrzeby? Czy można tolerować w związku egoizm? "
Jak chłopak nie zaspokaja TWOICH potrzeb, to oznacza to, że jest egoistą. A Ty:
- jeśli skupiasz się przede wszystkim na swoich potrzebach - to jak to się nazywa?
- skąd masz pewność, że zaspokajasz jego potrzeby?
Nigdzie nie napisałem, że ktokolwiek powinien tolerować cokolwiek na siłę.
Mój post ma raczej inną wymowę: że jeśli nauczysz się tolerować coś, czego nie bardzo da się zmienić - to będzie Ci łatwiej. Nie rozwalisz związku o pierdoły lub rzeczy, na które nie masz wpływu.
Twoja odpowiedź na pytanie "czy umiem tolerować X?" może być negatywna - wtedy po prostu skończysz związek, bo wiesz, że nie będziesz z np. alkoholikiem - zamiast męczyć temat 5 lat i walczyć, zrobisz to sensowniej i krócej.
Nie da się czegoś zmienić - nie zaakceptuję tego - do widzenia.
Nie da się czegoś zmienić - ale mogę to zaakceptować i żyć z tym - jesteśmy wesoło razem.
To Ci odpowiem na dwa pytanie bardzo łatwo :)
Usuń- to też się nazywa egoizm ale mnie to nie dotyczy ;) Przy egoiście nauczyłem się te potrzeby odstawiać na drugi plan, żeby nam (jemu) było łatwiej
- mam pewność, bo to widzę, bo pytałem, bo to oczywiste. W skrócie co on chce - dostaje
Ciężko powiedzieć do widzenia, kochając kogoś strasznie, mimo charakteru który ciężko zaakceptować.
Czemu to wszystko jest takie pokręcone :(
Artur.
Czy to nie jest już miłość toksyczna. Ty GO kochasz a On? Wykorzystuje Twoją miłość, Ciebie, bo mu jest dobrze, bo może się przytulić jak akurat nie ma innego pod ręką. Przeanalizuj + i -
OdpowiedzUsuńOj, nie wyciągajmy pochopnych i zbyt daleko idących wniosków. Takie problemy zdarzają się w wielu związkach.
UsuńNo i to "już" w pierwszym zdaniu. Sugeruje, że "wcześniej czy później ta miłość stanie się toksyczna". Czy taki filtr percepcyjny jest dobry dla naszego interlokutora?
Jestem ze swoim facetem od ponad 12 lat. I muszę powiedzieć, że w moim związku nie tyle tolerancja jest ważna, co akceptacja. Podkreślam - w moim związku jest to ważne. Tolerancja to "rób co chcesz, ja nie wnikam lub niekoniecznie akceptuję", akceptacja oznacza, że ja się zgadzam i popieram. A przecież niemal każdy potrzebuje akceptacji, bo wtedy czyje się prawdziwie wolny i ważny. Związek, to patrzenie nie tyle na siebie nawzajem, co razem w tym samym kierunku, więc nie wiem czy gdybyśmy się siebie wzajemnie nie uczyli, nie mówili o naszych odczuciach w stosunku do zachowań, które nas wzajemnie jakoś ranią - to czy bylibyśmy w stanie przez tyle lat wspólnie wypatrywać na ten sam azymut. Jasne, że dajemy sobie wolność, ale codziennie uczymy się jak się w niej poruszać. Prosty i banalny przykład: kiedy mój facet wychodzi sobie czasami po pracy na piwo z kolegami, to wie, że chciałbym wiedzieć co się z nim dzieje - ale nie dlatego, że jestem zazdrosny o jego wolny czas z przyjaciółmi i chcę go inwigilować - tylko dlatego, że strasznie go kocham i czasami się martwię jak nie daje znaków życia.
OdpowiedzUsuńNiestety każdy związek do eksperyment niemalże od zera. Można dzielić się doświadczeniami, ale nikt za nas nie zje przysłowiowej żaby, kiedy ona się pojawi. Jednak nic za wszelką cenę, bo można się wypalić.
U mnie jaskółkami mówiącymi o tym, że warto - było to, iż autentycznie po każdym mini czy nie mini kryzysie oboje widzieliśmy, że coś się poprawiło, że coś przewietrzyło nasz związek, jest nowa energia, on wie coś więcej o mnie, ja o nim, a my o nas. Było to bardzo motywujące, aby być dalej razem. I tak jest do dziś. Uwielbiam Go widzieć, jak jest wolny i szczęśliwy w naszym związku. Dlatego i ja jestem. Pozdrowienia :)
Ja za bardzo nie wieżę w związki gejowskie.Każdy szuka tylko żeby dobrze się zabawić.Byłem nawet w takim chorym układzie przez kika lat,facet zył z innym a ze mna systematycznie spotykał się na sex.to już patologa
OdpowiedzUsuńWybacz, ale to kompletna bzdura.
UsuńTo, że byłeś w jakimś chorym układzie tyle lat, świadczy raczej o Tobie, a nie o wszystkich gejach.
Rozumiem, że ten układ - skoro nazywasz go patologią - nie odpowiadał Ci. Pomyśl, co musiało Tobą kierować, że w nim byłeś.
Zdecydowana większość gejów, jakich znam, albo jest w stałych związkach, albo dąży do tego.