Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.

wtorek, 29 listopada 2016

6 powodów, dlaczego totalnie NIE warto się zakochiwać


Byłem narkomanem zakochiwania. Z nałogu wyszedłem jakieś 5-6 lat temu i od tamtej pory moje życie jest spokojne i szczęśliwe. Chciałbym przestrzec innych przed tym zdradliwym nałogiem. Życie to nie komedia romantyczna - tutaj może się skończyć bardzo źle. Nawet samobójstwem.

Dlatego postanowiłem przemówić do tej bardziej rozsądnej części Ciebie.

Nie zatrzymam Cię przez zakochiwaniem się - jeśli chcesz chcesz się zakochać. Ale być może na moment się zatrzymasz i ten artykuł uratuje część Twoich nerwów i zdrowia.


1. Zakochanie to utrata wolnej woli i kontroli nad swoim życiem

Obca w zasadzie osoba przejmuje pełną kontrolę nad Twoim samopoczuciem. Wystarczy, że się uśmiechnie, a Ty szalejesz ze szczęścia. Lub rzuci słuchawką telefonu, by Twoje życie straciło sens.

Może komuś to odpowiada - mnie nie. Ja mówię zdecydowane, wyraźne "nie". Nie chcę być czyimś emocjonalnym zakładnikiem.

Bo może zdarzyć się, że się trafi na odpowiedzialną osobą. A może być tak, że się trafi na kogoś, kto cynicznie wykorzysta to, co do niego czujesz.

Tak czy inaczej - zawsze tracisz możliwość wpływania na siebie. Tracisz kontrolę, oddajesz ją komuś, kogo nie znasz - o kim masz tylko mgliste pojęcie.

Czy to jest mądre? Rozsądne?


2. Zakochanie to narkotyk

Każdy ćpun powie Ci, że ćpanie [tu wstaw nazwę narkotyku] jest cudowne. Daje odlot, zapominasz o problemach, żyjesz chwilą, czujesz się, jak w niebie.

Problem pojawia się, gdy odstawisz. Gdy diler zniknie. Gdy nie stać Cię na kolejną działkę. Gdy musisz wytrzeźwieć i iść do pracy.

Koktajl chemii, która zaczyna buzować w żyłach, gdy się człowiek zakocha, to nic innego, jak mieszanka twardych narkotyków.

Ktoś powie: "ale przecież to naturalne się zakochać, natura tego chciała". Natura też chce, by Cię wpierdolił na śniadanie lew lub gronkowiec złocisty. Wchodzisz w to?


3. Zakochanie to właściwie choroba


Psychiatrzy na całym świecie od jakiegoś czasu dyskutują, czy zakochania nie wrzucić na listę chorób i nie szukać na niego leku. Dlaczego? Powód jest prosty - skany mózgów osób zakochanych nie są trudne do odróżnienia od skanów mózgów... schizofreników.

Innymi słowy - zakochanie, neurologicznie rzecz biorąc, przypomina potworną chorobę psychiczną. Nie pozwala Ci normalnie funkcjonować, zaburza Twoje racjonalne myślenie, każe Ci podejmować durne decyzje.

Zarabiam na chleb swoim mózgiem - nie mogę sobie pozwolić na odloty. To było fajne na studiach, ale w dorosłym życiu...


4. Związki zaczynające się gwałtownym zakochaniem rzadziej się udają

Kultura Zachodu zdaje się być zakochana w koncepcji zakochania. Walentynki, romantyczne komedie, scenerie i rytuały - wszystko to gloryfikuje zakochanie jako cudowny sposób na zaczęcie związku.

Tymczasem statystyka jest taka; rozwodów na Zachodzie jest coraz więcej.

Natomiast w Indiach - gdzie o małżeństwie często decydują rodzice młodej pary, a nie ich rozbuchana fizjologia - związki rzadziej kończą się rozwodami (parę lat temu pisałem o tym szerzej na blogu wraz z linkiem do Newsweeka, gdzie było to omawiane).

Niemożliwe?

Zakochanie to idealizowanie partnera. Uporczywe niedostrzeganie jego wad. Początkowo jest super, ale to jasne, że tworzy to podstawę do potwornego rozczarowania.

A każde zakochanie kiedyś się kończy. Gdy brokat opada - nagle dostrzegamy, z kim TAK NAPRAWDĘ się związaliśmy. I wtedy jest dramat. Gdy budzimy się w łóżku z osobą całkiem obcą. Dziwną. Mającą tony denerwujących nawyków.

Rozwód wydaje się jedyną opcją.

Tymczasem w Indiach - ludzie początkowo są dla siebie obcy. Dzień ślubu to dla nich dramat, jednak wiedząc, że są skazani na swoje towarzystwo, próbują się ze sobą jakoś dogadać. Uczą się o siebie dbać, nabierają nawyków, które podtrzymują ich związek - uczą się długo patrzeć sobie w oczy, dotykać się itd.

Z czasem te wzajemne obchodzenie się ze sobą zmienia się w głębokie uczucie przywiązania i czułości. To etap, do którego wiele par na Zachodzie najzwyczajniej w świecie nie dotrwa. Bo nikt im nie powiedział, że te trwałe uczucia rodzą się z czasem.

A nie po 2 randkach.


5. Zakochanie to nie żadne "przeznaczenie"


Czekaj, czekaj, jak to było? Przylatuje Amorek z gołą dupą i strzela do Ciebie "strzałą przeznaczenia"? Aha... spoko ;)

Zakochanie to tak błogie uczucie, tak ogromne, narkotyczne, wręcz mistyczne uniesienie, że ta powiedzmy bardziej racjonalna część nas zaczyna do tego próbować dopisywać różne "wielkie" historie - o przeznaczeniu, o znaku od Boga, połówkach dusz w osobnych ciałach itd.

Tymczasem neurobiolodzy odkryli, że podwyższony poziom dopaminy - która wydziela się w kontakcie z nowymi bodźcami - zwiększa szansę na zakochanie się. Innymi słowy - łatwiej zakochujemy się w nowych miejscach, osobach - na wakacjach, wyjazdach, wycieczkach, w podróżach służbowych.

Jak to się ma do historii o cherubinku? Czyżby cherubinek bardziej upatrzył sobie kurorty w Egipcie niż stragan z warzywami, który codziennie mijasz?

Zakochanie to czysta fizjologia.

Odkryto nawet, że nasze mózgi uodparniają się na działanie chemii, która odpowiada za zakochanie (tak, jak mózg ćpuna staje się obojętny wobec dawek narkotyku - więc trzeba wciągać więcej, by czuć to samo) - więc nasz organizm co 5 lat mniej więcej stara się zmienić "dopalacz" - zastępując go jakimś bardziej skutecznym.

Innymi słowy - tak na serio możesz na nowo zakochać się co 5 lat. Te zakochania "pomiędzy" to po prostu popłuczyny poprzedniego zakochania. 

Cała ta miłosna maszyneria, to w gruncie rzeczy naiwna mitologia i zabobon taki sam, jak wiara we wróżki, smoki i utopce.


6. Zakochanie poważnie zagraża Twojemu zdrowiu i życiu (minister homopropagandy ostrzega :)


Ludzie z powodu nieszczęśliwej miłości czasem targają się na swoje życie.

Utrata osoby, od której się uzależniliśmy, lub jej odejście, odtrącenie - to pod kątem fizjologicznym niemal zawał serca. Do tego dochodzą zaburzenia odżywiania, snu, trawienia, przeziębienia spowodowane spadkami odporności (przewlekły stres i długotrwałe działanie kortyzolu).

Ja podziękował.

Pewnie, że są takie chwile, gdy mi się zatęskni za tymi uniesieniami. Pomarzy o zakochaniu raz jeszcze. Ale potem przypominam sobie, ile zniszczenia to wniosło w moje życie i przytomnieję.

Szkoda mojego zdrowia, czasu, nerwów i pieniędzy na takie zabawy. Mój rachunek był już i tak skrajnie wysoki - pod każdym względem.

***

Czy to wszystko, co napisałem, oznacza, że jestem zimnym chujem?

Draniem, który bezwzględnie rucha i porzuca? Który nie potrafi już kochać? Wzbrania się od każdej romantycznej myśli?

Pozwól, że opowiem Ci krótką acz pouczającą historię.

Z moim chłopakiem zeszliśmy się zadziwiająco powoli i subtelnie.

Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy. Nie było żadnych fajerwerków. Wielkich wyznań w świetle księżyca. Uczyliśmy się mówić do siebie "Kocham Cię" bez naporu namiętności - bardziej z powodu nawyku.

Dziś, gdy o nim myślę - robi mi się ciepło na sercu.

Gdy wyjeżdża - tęsknię. Gdy zmienił pracę i przeniósł się dalej ode mnie - 2 miesiące chodziłem jak struty. To, co powstało między nami, to silna więź budowana powoli, małymi gestami, słowami, wspólnymi przeżyciami i wspaniałym seksem.

To przywiązanie. To sentyment. To owe "ciepło w sercu", gdy o sobie myślimy.

To mój najdłuższy związek - jesteśmy już ze sobą 3,5 roku. To najtrwalszy związek, jaki w życiu zbudowałem z facetem.

Były poprzednie - znacznie bardziej intensywne. Bardziej intensywne w każdą stronę - tę dobrą i tę złą. I tamte związki się rozpadły. Budowane były na bazie chwilowych fascynacji, neurotyzmu i paranoi.

Teraz - nawet, gdy mój chłopak jest daleko - wiem, że wszystko jest okej i na swoim miejscu. Wypełnia mnie spokój.

Dzięki temu wiem teraz jedno - że...


Zakochanie to nie miłość


Zakochanie o ułuda, to narkotyk, wyniszczająca choroba, podstawa do rozczarowań, utrata zdrowia, a bywa, że i życia. To problem, który burzy wieloletnie, udane związki bez wyraźnego powodu.

A często także bez żadnych szans na szczęście.

Pewnie, że się zdarza, że ludzie się w sobie zakochują, a potem dożywają starości razem. Ale skoro można zacząć darzyć kogoś miłością BEZ tego cyrku, cięcia się i dramatów - i wybrać partnera bardziej świadomie - to ja wybieram tak.

Z moim chłopakiem znamy się od studiów - to jest od 2006 roku. Wtedy próbowaliśmy być ze sobą, ale się nie udało, bo było zbyt burzliwie. Tak, wtedy się zakochaliśmy w sobie. Wtedy był ten czas "burzy i naporu" - co doprowadziło do totalnej schizy (temat na osobny post).

On jednak cierpliwie czekał na mnie tyle lat - aż "wyzakochuję" się, wyszaleję, wydupczę. I wrócę. I wróciłem. Bo to była jedyna osoba, która - zamiast szaleńczo zakochiwać się w iluzji idealnego mnie - po prostu mnie wybrała.

I ja jego.

***

Oczywiście jeśli ktoś uważa, że zakochanie jest super, że jest rozwiązaniem jego życiowych problemów, że wyniesie do jego życia samo szczęście i błogostan - nie będę się z nim kłócił.

Być może tylko mnie życie tak okrutnie doświadczyło. Być może u wszystkich innych zakochania przeważnie kończą się "i żyli długo i szczęśliwie" (tylko skąd te tony maili o miłosnych problemach na mojej skrzynce?). Być może demonizuję. Być może się nie znam. Być może brzmię jak stary dziad, co to go życie potraktowało.

Być może.

Ale ja osobiście zakochiwać się już nie chcę. I mam nadzieję, że uda mi się tej plagi uniknąć już do końca życia.

A swoim wpisem i tak pewnie nie powstrzymam młodych, chętnych serc - i umysłów odurzonych Disneyem, romantycznymi komediami, grami (pozdrawiam takiego jednego :) i pornosami, które po prostu będą chciały spróbować i dowiedzieć się, "jak to jest".

Chcąc poczuć "prawdziwe emocje". Że "się żyje" itd.

Macie Moi Mili moje błogosławieństwo. Życzenia, by się jednak udało. Ale na wszelki wypadek - miejcie pod ręką parę tabletek na uspokojenie. I adres tego bloga 😉


15 komentarzy:

  1. Zgadzam się, zakochanie jest piękne tylko na początku, a kiedy pod jego wpływem podejmiesz jakieś decyzję, zdajesz sobie sprawę, że wdepnąłeś w niezłe gówno :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście przyznaję Ci rację DreamWalekrze. Zakochanie to potworne szambo, z którego istnieje jeden milionowy procent szans na udany związek. W innych przypadkach wygląda to schematycznie-zauważamy Jego wady, zaczyna nam to przeszkadzać, kłótbia albo milczenie i puf-koniec. Mam za sobą taki związek i nikomu nie polecam.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakochanie, czy też zauroczenie - jak sam napisałeś - mija. I dobrze. Nie chcę wiecznych fajerwerków, chcę codziennie jeść wspólne śniadanie i rozmawiać o tym, co się dzieje w mojej głowie. Chcę codzienności i wspólnego dążenia do wspólnych i własnych celów. Nie chcę epickiego romansu z kart powieści, ani bohaterskich historii.

    Co do rozwodów, to hmmm... Teoria, że ustawiane małżeństwa wychodzą lepiej, bo ludzie muszą ze sobą być... Nie, nie chciałbym czegoś takiego. To tak jak posyłanie dziecka do Kościoła od małego i wbijanie do głowy, że jest tylko jeden bóg, w którego słuszne jest wierzyć. Dziecko się stara, a potem jak już dorośnie i samo założy rodzinę, to nawet nie potrafi wymienić pięciu innych religii świata.

    Rozwody pojawiają się z błahego powodu. Ludzie nie patrzą w przyszłość, nie podchodzą rozważnie do tematu związku. A jak patrzę na związki wokół mnie i ludzi, którzy w tych związkach nie są przed sobą otwarci i prawdziwi, to jaki sens? Mam wtedy wrażenie, że ja i mój chłopak jesteśmy nieliczni z tych normalni, a reszta goni za jakimiś fantazjami. Niech gonią, a my, szczęśliwcy, cieszmy się własnym szczęściem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki że napisałeś o tym. Na przyszłość będę pamiętał. Ten wpis polecę chyba mojemu byłemu, który ciągle za mną szaleje. Opisywałem ci na portalu moją sytuację. Wielkie dzięki jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
  5. To co piszesz ma sens. Istnieje jednak ryzyko, że ktoś uzna Twoje argumenty i będzie się nimi kierował z lęku przed cierpieniem. A lęk przed cierpieniem prowadzi do lęku przed życiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - zdecydowanie lepiej, jeśli będzie się nimi kierował chęcią zbudowania prawdziwego, trwałego związku z drugą osobą (a nie z jej iluzorycznym obrazem).

      A co do lęku przed cierpieniem - w życie wpisane jest cierpienie i trzeba się z tym pogodzić. Niemniej myślę, że możemy je minimalizować. Po to ten artykuł :)

      Usuń
    2. Minimalizowanie cierpienia - ok. Byle nie zbyt dużym kosztem. A kosztem może być poczucie, że się czegoś w głębi duszy chciało, ale z ostrożności jednak nie spróbowało. De Mello fajnie to ujął: Do niczego się nie przywiązywać, ale też niczego się nie wyrzekać, bo jak się czegoś wyrzekasz to związujesz się z tym na zawsze.

      Usuń
  6. Swietny wpis! Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób jak to tutaj przedstawiłeś. Dobra robota z twoim blogiem, keep it up:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakochanie dla mnie to od zawsze była jakaś ucieczka, ze złego związku w kolejny, ze złej sytuacji w życiu w... zakochanie. Ta chemia zalewająca mózg jest świetna tylko.. krótkotrwała. Nauczyłem się, że przeskakując z jednego w drugie produkuje się kolejny związek do śmieci. I ja to wiem, ale... nie powstrzymuje mnie to od zakochiwania i rozkochiwania w sobie. I może kiedyś się uspokoję ale póki co... Dzięki za tak szerokie potraktowanie problemu Dreamwalkerze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja jestem nie dawno po rozstaniu a związek trwał aż 9 lat w tym że ostatnie 3 lub 4 lata stał się toksyczny a zaczęło się Chyba nie muszę mówić od czego... Hmm wszystko opisane czarno na białym...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Miłość, zakochanie, uwielbienie, pożądanie, sex, pieprzenie...to tylko słowa, którym ludzie nadali znaczenie. Uważam, że tego ile znaczy dla nas drugi człowiek lub jaki "status" ma w naszym życiu (biorąc pod uwagę różne uczucia np. miłość, przyjaźń) nie da się i nie powinno opisywać się słowami. Okazywanie tak skomplikowanego tworu jakim są uczucia, za pomocą zlepku liter jest według mnie niemożliwe.
    Odnosząc się do zakochania czy też miłości, z moim partnerem poczuliśmy, że to właśnie to, stosunkowo szybko (mimo że taki scenariusz był dla mnie niepojęty, no bo jak to po kilku tygodniach znajomości, można czuć do drugiej osoby coś tak przepięknego i kompletnego?!). Mimo młodego wieku i upływu prawie 4 wspólnych lat, dalej czuje i wiem, że moje życie bez niego nie byłoby takie samo. Oczywiście "uczyliśmy się" siebie i bycia ze sobą, a z każdą kolejną chwilą wiedziałem, że jestem gotów oddać życie i wszystko co mam, by tylko nic mu się nie stało. Z braku laku mówimy do siebie "kocham Cię", ale sami nadaliśmy tym słowom wartość i wiemy ile znaczą one dla nas. Przez ten cały wspólny czas, powiedzieliśmy to sobie setki tysięcy razy i mimo tego, że nie oddają w pełni naszego uczucia, to uwielbiam je słyszeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic ująć, nic dodać ( oprócz jednej , drobnej?, sprawy, ale to na końcu wpisu) Zazdroszczę lekkości w pisaniu, podziwiam poczucie humoru i spostrzegawczość oraz dogłębną( hihihhi) wiedzę!
      Lubię tu zaglądać. A teraz ta drobna uwaga - zakochanie to troszkę inna sprawa niż kochanie. Ty najzwyklej w świecie KOCHASZ swojego chłopaka. I tak trzymaj nadal, jak ja już ....hmmm liczba latek dwucyfrowa. Pozdrawiam najserdeczniej.

      Usuń
  10. To bardzo nieuczciwe z Twojej strony DreamWalkerze, by demonizować zakochanie. Z pewnością nie jest to stan choroby psychicznej, tylko naturalna kolej rzeczy, coś do czego wyewoluowaliśmy. Jeżeli to jest wpisane w naszą naturę, to oznacza że jest piękne i potrzebne. Tylko trzeba z tego dobrze korzystać.
    Obawiam się, że Twoje podejście do tego tematu jest bardzo subiektywne, oparte na przykrych doświadczeniach z życia.
    Ja ze swoim chłopakiem przeszliśmy stan zakochania i kwiatów podbitych tęczą. Teraz przychodzi etap budowania gniazda. I jest nam dobrze, uczymy się kochać i na sobie polegać. To zależy wyłącznie od Twojej inteligencji emocjonalnej, co z tym zakochaniem zrobisz. Polecam lekturę "Wprowadzenia do Psychologii LGB" Iniewicza.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Powiem tak, moi rodzice znali się bardzo długo, gdyby nie to, iż ja i moje rodzeństwo się urodziło to by dawno wzięli rozwód mimo długiego czasu, w którym nie było motylkowani nic tylko spotykanie się ze znajomymi. Albo była dziewczyna mojego brata, która zerwała z nim po 4latach związku dlatego, iż się jej nie oświadczył. Więc co do tematu o zerwaniach bym się kłócił, bo w prawdziwym życiu nie jest do końca tak jak napisałeś, ale nawet nawet, w wielu aspektach się zgadzam, jak i jest wiele do debatowania. Każdy patrzy na to inaczej, każdy inaczej tez rozumuje.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdaje się, że przeczytałem to w odpowiednim momencie mojego życia... Może jeszcze jest czas na zatrzymanie tego. Tak czy siak, dziękuję za ten artykuł. Pomógł mi bardzo.

    OdpowiedzUsuń

KOMENTARZE SĄ ŚCIŚLE MODEROWANE. Obowiązują proste zasady: bądź miły, pomocny i konstruktywny. Rozmawiaj na temat. ZERO homofobii, hejtu, ogłoszeń towarzyskich i fejk newsów. Akceptujesz REGULAMIN :*

TOP 10 miesiąca