Jesteś tym, co myślisz o sobie. A ten blog jest Twoim lustrem, w którym się przeglądasz. Nawet, jeśli czytasz go od deski do deski, to w Twojej głowie zostaną tylko te fragmenty, które potwierdzają Twój model rzeczywistości. Będą też takie fragmenty, które będą wzbudzac w Tobie wyjątkowe emocje i wtedy - bez względu na to, czy się z nimi zgadzasz, czy nie - też utkwią Ci w pamięci.
Pisuję tutaj od ponad pół roku. Jebałem ludzi z góry na dół, wielu się obrażało, waliło fochy, wdziało w moich słowach obelgi. Byli też tacy, którzy pisali mi, że piszę mądre rzeczy i że ten blog daje im cenne wskazówki, którymi chcą się w życiu kierowac.
Kto ma racje?
Czym jest ten blog? Czym są moje wpisy?
Są tym, czym myślisz, że są. To Ty, Drogi Czytelniku, decydujesz, jak interpretowac słowa, które tutaj wstawiam. Widzisz obelgę - masz rację. Widzisz naukę - też masz rację. Wysyłam Ci informacje - ale to, do jakiej przegródki zdecydujesz się je wsadzic w swojej głowie, to już Twoja sprawa.
To trudna lekcja, szczególnie, jeśli boli.
Ale daję sobie rękę obciąc albo nawet coś wiecej, że moje słowa - ani żadne inne - nie mają możliwości ranienia kogokolwiek. No chyba, że skonstruujesz sobie model świata, w którym słowa są niczym naboje, które mogą trafic i zranic, zamiast myślec o nich, jak o porcjach informacji z załączonym pytaniem: "co to znaczy?"...
Raz jeszcze powtórzę - ten blog jest lustrem. Cokolwiek w nim widzisz, jest odbiciem Twojego oblicza. Wielu przyjąc tego na klatę nie umie, bo nie potrafią - albo nie chcą! - do siebie dopuścić myśli, że to ich własne odbicie. Unikają więc pewnych zwrotów, sytuacji, bo boją się zobaczyc tam samych siebie.
Cały świat, w jakim żyjesz, jest Twoim zwierciadłem.
Choc wielu ręce umywa i mówi: "Nie, to nie ja zrobiłem, to inni ludzie". Nazywa się to zdjęciem odpowiedzialności z siebie i oddaniem jej czynnikom, na które nie mamy bezpośredniego wpływu.
Ktoś mówi: "Świat jest zły". A ja się pytam: Na jakiej dokładnie podstawie tu i teraz osądzasz cały świat jako zły?
I nagle ich olśniewa - to nie świat jest zły, bo świat nie posiada atrybutu pt. poziom zła. To my tworzymy go a następnie - za pomocą fatalnie dobranych opisów - zdejmujemy z siebie odpowiedzialność.
"Geje to zdradzieckie cioty" - a więc pytam: na podstawie jakiś Twoich osobistych doświadczeń klasyfikujesz wszystkich gejów jako zdradzieckie cioty?
I znów niespodziewanie przejmują kontrolę nad rzeczywistością. Dlaczego? Bo używamy właściwych słów, dzięki którym docieramy do historii, które ich bolą!
A więc wracamy do tego, o czym pisałem ostatnio - do historii, jakimi karmi się umysł. Tu już nie chodzi o to, co jest prawdą, bo prawdy z historyjek się nie dowiesz. Tu chodzi o to, jakie konsekwencje w Twoim życiu mają historie, w które wierzysz i którymi się kierujesz.
"Kuba mnie zranił" - tak, bo dałeś mu taką możliwość w swoim umyśle. Zrobiłeś to zanim mnie poznałeś. Uznałeś, że ktoś może Cię zranić za pomocą słów. Dałeś mu taką możliwość. Stworzyłeś pojęcie pt. zranienie i określiłeś kryteria, na podstawie których Twój umysł będzie to zranienie rozpoznawał i pozwalał Ci czuć się z tym źle.
Nie umiem opisać tego procesu już dokładniej.
Sam wiele lat żyłem iluzją zranienia. Bolało mnie tyle rzeczy. Aż stoczyłem się na dno i zobaczyłem, że w końcu muszę coś zmienić w swoim myśleniu o rzeczywistości, bo inaczej zwariuję. Dziękuję wszystkim, którzy mnie "zranili". Pokazali mi oni moją słabą stronę, z którą mogłem potem pracować i którą uczyniłem mocną.
Pokazali mi oni, że nie chcę żyć oczekiwaniem na coś, co ma nastąpić, lecz tym, co jest tu i teraz, bo to jedyne prawdziwe życie.
Pokazali mi, że słowa nie mają żadnego znaczenia, jeśli my im tego znaczenia nie nadamy. Przez to nikt nie jest w stanie zranić mnie, mówiąc cokolwiek.
Pokazali mi, jak na największą agresję, arogancję i chamstwo patrzeć z miłością, która potrafi ten syf rozpuścić.
Pokazali mi, że wszystkie złe zachowania ludzi są wołaniem o pomoc.
To wiem tylko z tego, że przeglądałem się w świecie i ludziach niczym w lustrach. Z dnia na dzień jest we mnie coraz mniej lęku, coraz mnie obaw. Nie boję się, że kogoś lub coś stracę. A jeśli tylko choć przez chwilę się tym zmartwię, Wszechświat natychmiast pokazuje mi, że tego robić nie powinienem. Natychmiast zsyła chaos i zniszczenie.
W swoim życiu miałem już kilka solidnych luster, w których zobaczyłem każdą swoją słabość. Jednym z nich był facet, który nadużywał alkoholu i którego kochałem nad życie. On pokazał mi, że mam o siebie dbać bardziej, niż o kogokolwiek na świecie. On pokazał mi, że póki sam siebie nie uszanuję, to nikt mnie nie uszanuje. Przeszedłem piekło i jestem za to wdzięczny losowi, bo gdyby nie to, nadal byłbym miękką cipką, która sypie się przy pierwszym lepszym problemie.
W związkach nie boję się niczego.
Nie boję się, że on zacznie pić. Że mnie zdradzi. Że odejdzie. Że zacznie mnie oszukiwać. Wyzbyłem się obaw i wiesz co - trudno mnie na nie złapać. Trudno mnie zaszantażować, wystraszyć. "Jeśli nie będziesz taki, jaki chcę byś był, odejdę" - to nie argument. To nie agresja. To wołanie: "Pomocy! Ja cierpię!"
W związkach wyzbyłem się "świętych zasad" - że np. nie wolno się kłócić, podnosić głosu, wyzywać etc. Przez to naprawdę ciężko wrzucić mnie w poczucie winy albo zawstydzić. Robię to, co mi podpowiada intuicja i najczęściej okazuje się to naprawdę dobrym rozwiązaniem.
Nazywam to byciem autentycznym.
Wielu ludzi nie rozumie, że póki istnieje coś, czego się boją, nie mogą być w pełni autentyczni - jak dzieci. Lęk uniemożliwia dostęp do takich zasobów, jak zaufanie, radość, spokój czy akceptacja.
A więc pieprzy koherencję, wrzucając serce w chaos.
Każda zasada pt. "powinno być tak a tak" wyklucza możliwość akceptacji tego, co będzie, jeśli zasada zostanie złamana. Wtedy ludzie chodzą z historią "On nie powinien był tego robić." A brak akceptacji = cierpienie.
Umysł nie jest w stanie akceptować wszystkiego. Umysł zawsze stawia jakieś warunki. A to oznacza, że myśląc tylko umysłem (lub głównie nim), zawsze będziesz w stanie częściowej nieakcaptacji (bo jeśli istnieją warunki, to istnieje też coś, co warunków nie spełnia) a zatem będziesz w stanie częściowej dekoherencji. Tylko serce akceptuje bezwarunkowo.
Moje słowa dot. energii serca zawsze będą dla Ciebie pustką i będziesz je przyjmował bez specjalnych emocji i zrozumienia, póki nie doświadczysz na własnym sercu, co oznacza czysta koherencja i jak piękny jest to stan.
Będąc w cudownym stanie koherencji, przyjrzyj się historyjkom, w jakie wierzy Twój umysł. Część z nich będzie wyprowadzać Cię ze stanu koherencji i to właśnie z tymi historiami trzeba pracować - tak długo, aż myśląc o nich będziesz nadal mógł być w pełni koherentnym.
Powyższy akapit przeczytaj co najmniej 3 razy! To jedna z najbardziej skutecznych metod pracy nad sobą.
O tym, jak pracować nad swoimi historiami, będzie jeszcze nie raz. Póki co, korzystaj z metody, jaką opisałem w poście o historiach umysłowych. A ten blog - nawet, jeśli padają w nim słowa, które Twój umysł sklasyfikuje, jako przykre - niech będzie dla Ciebie areną, na której hartujesz swojego ducha. To dobry sposób, byś jutro był lepszy, niż dziś.
Baw się znakomicie w swoim życiu! Do napisania!
Mądry tekst, trafia w sedno
OdpowiedzUsuń