Nie znosiłem szkoły.
Jeszcze podstawówka jakoś dała rady, ale 4 lata liceum (tak, jestem "ten stary") dało mi w kość.
8 godzin dziennie słuchania poleceń innych osób, wszechobecny idiotyzm systemu, marnotrawienie cennego czasu.
Na wakacjach programowałem swoje gry, uczyłem się level designu, rysowałem jak najęty, pisałem powieści i opowiadania. W trakcie roku - musiałem siedzieć nad wykuwaniem kuriozalnie niepotrzebnego materiału.
I w pewnym momencie musiałem zadać sobie pytanie: Czy chcę, żeby moje życie tak wyglądało?
Zgadnij co odpowiedziałem...
Nie. I widząc, że nie ma dla mnie pracy - sam stworzyłem sobie stanowisko pracy. Czy było łatwo? Nie. Czy się opłacało? A jakże!
Jak to wygląda dziś?
Jestem nocnym markiem. Wczoraj poszedłem spać przed 3:00. Robiłem korektę swoich opowiadań (kocham to). Dziś wstałem po 10:00 i zaparzyłem sobie kawę (mmm).
Sprawdziłem maile od klientów, zrobiłem pobieżnie plan dnia (dziś piątek, nie biorę za dużo obowiązków). Zaraz obejrzę sobie najnowszy odcinek "Teorii wielkiego podrywu" (love Sheldon).
Potem napiszę parę maili, sprawdzę postęp 5 projektów, w których biorę udział.
Wieczorem pewnie przejdę się na spacer, a jutro rano siłka (choć nie na 100%, bo właśnie przeszedłem zapalenie zatok i zastanawiam się, czy nie zrobię sobie krzywdy).
Tak, oto życie DreamWalkera.
100% kontrola nad najważniejszym zasobem życiowym: czasem.
Dobrze czytasz, Nie chodzi o kasę. Dlaczego?
Są 2 główne powody:
1. Nie ma górnego limitu posiadania kasy. Możesz jej mieć, jak diabeł gwoździ. Ale doba miliardera ma tylko 24 godziny - tak, jak żebraka na ulicy. Czas jest policzony, skończony i nie zrobisz nic, by mieć go specjalnie więcej, niż inni.
2. Jak masz kasę, a nie masz czasu - to masz przejebane. Jak masz czas, a nie masz kasy - masz miliardy możliwości, by coś zrobić.
To dlatego tak ważna jest dla mnie kontrola mojego czasu i swobodne nim dysponowanie.
W pracy nie wytłumaczysz szefowi, że 15-minutowa drzemka podniesie Twoją efektywność o X %. Nie zrozumie on, że jeśli jesteś introwertykiem (jak ja), to niekończące się spotkania i rozmowy z innymi męczą Cię i potrzebujesz samotności, by się zregenerować (w kulturze promującej ekstrawertyzm to jakieś dziwactwo). Albo że musisz odizolować się od otoczenia, iść na spacer albo pooglądać durne filmy, by wpaść na jakiś genialny pomysł.
Bo akurat jest spotkanie, bo akurat dzwoni klient itd.
Na swoim stanowisku pracy robię to, na co mam ochotę. Mogę je optymalizować, dostosowywać do siebie - a nie dostosowywać siebie do stanowiska.
Czy to łatwa droga?
Nie. Bo od dzieciństwa jesteśmy przyzwyczajani do wykonywania poleceń innych osób. Najpierw rodziców, potem nauczycieli, aż w końcu szefa / przełożonego.
Na tej drodze nie mamy szans rozwinąć cudownej umiejętności zarządzania i dyscyplinowania samego siebie.
Znam ludzi, którzy chcieli otworzyć własne firmy, ale nie potrafili zebrać dupy w niedzielę, żeby gdzieś iść i skorzystać z dobrej pogody. Ich pokój tonął w kompletnym burdelu, byli niezorganizowani, nie wiedzieli, czego chcą.
Ja co prawda może nie jestem idealnym przykładem pedantyzmu - ale jeśli chodzi o najważniejsze rzeczy (dokumenty, księgowość, faktury, maile od klientów, telefony, zarządzanie projektami itd.) - wszystko u mnie działa, jak w szwajcarskim zegarku.
Każdy wyjazd na szkolenie czy konferencję to idealne przygotowanie od A do Z.
Pójście własną drogą to jednak cudowne wyzwanie, które warto podjąć.
Bo w końcu chcesz doścignąć standardów, które sam sobie definiujesz. Kierujesz swoim rozwojem, elastycznie reagujesz na świat i na własne potrzeby. Rozwijasz umiejętności, które przydadzą się na rynku innym ludziom - co czyni Cię realnie wartościową personą.
I odpowiadasz przed najbardziej wymagającym szefem na świecie - czyli przed samym sobą.
Wypozycjonowanie się jako ekspert, specjalista w jakiejś dziedzinie łatwe nie jest.
Nic nie przychodzi od razu.
Ale gdy zdasz sobie sprawę z tego, że musisz to zrobić wcześniej czy później (takie czasy), to wszystko się zmienia.
Właściwie nie ma innej drogi, niż swoja własna (nawet, jak idziesz na etat - to Ty podejmujesz decyzję każdego ranka, by wstać i iść do tej pracy) - to wiesz, że nie możesz się nie rozwijać.
To, co robię, robię z pasją - więc jest mi łatwiej.
Nie mówię, że to bajka, bo są projekty, od których wymiotuję po 2 miesiącach męczenia. Ale to wciąż nowe wyzwanie - jak motywować się na nowo, wspierać klientów swoją wiedzą i umiejętnościami.
Pasja pomaga przezwyciężyć trudności.
Kocham pisać. Kocham poznawać tajniki ludzkiego umysłu. Kocham na niego wpływać - na swój umysł i innych. Kocham budzić emocje. Opowiadać historie - czy to słowem, czy innymi metodami. Kocham content marketing, prowadzenie blogów (mam ich X), bycie kreatywnym, seksualnym i kompetentnym. Kocham to uczucie, że wiem, co mówię.
Zasługuję na to, by być dobrym i potrzebnym. I taki właśnie jestem.
Co zrobić, by zacząć podążać swoją drogą?
Po pierwsze - uświadom sobie, że nie ma "cudzej drogi". Od zawsze szedłeś tylko swoją ścieżką, bo nie miałeś innego wyjścia - nawet, gdy inni mówili Ci, co masz robić. Bo i tak wtedy podejmowałeś swoją decyzję (a że w oparciu o innych, to inna sprawa).
Gdy to zrozumiesz - weźmiesz za siebie odpowiedzialność. Skończy się gderanie, że "taka sytuacja", że "rodzice mówili", że "ranking w Newsweeku" mówił itd.
Po drugie - odkryj, co Cię jara, co jest Twoją pasją.
Ludzie bez pasji są jak wygaszone piece. Możesz do nich wrzucać paliwa, ile chcesz - nic nie zapłonie. Poszukaj swojej iskry zapłonowej.
- Kiedy w swoim życiu raz byłeś czymś podjarany na maxa i chciałeś to zrobić?
- Kiedy w swoim życiu zrealizowałeś jakiś swój pomysł z pasji? Od A do Z.
- Kiedy w swoim życiu mogłeś pracować po 16 godzin dziennie bez zmęczenia, bo robiłeś coś tak zajebistego, że nie chciałeś tego odpuszczać?
- Co takiego łączy ze sobą te rzeczy?
- Jak postrzegałeś wtedy samego siebie? Swoje życie?
Znajdź te chwile i pomyśl, co w nich było, że odleciałeś.
Kolejnym krokiem jest zacząć się rozwijać.
Czytaj książki - to najtańszy i najszybszy sposób podnoszenia kompetencji. Ćwicz wybrane umiejętności. Zdobywaj dowody na to, że działasz i jesteś skuteczny.
Buduj swoją osobistą markę ekspercką.
Prowadź bloga, na którym dzielisz się swoją wiedzą, odkryciami, spostrzeżeniami. Zlewaj hejterów, bo nie ma sensu tracić życia na puste dyskusje.
Pozycjonuj się w Google, a przede wszystkim - w umysłach ludzi (im algorytmy nie zmieniają się tak szybko).
Rób dobre rzeczy, dawaj wartość i żądaj za to pieniędzy. Nie czekaj, aż się odwdzięczą i sami przyjdą z pieniędzmi. Bo niestety nie docenią, jeśli nie zapłacą. Jak zapłacą - to mało, że docenią, ale jeszcze zastosują.
Ceń swój czas, bo masz go mało.
Każdy dzień przybliża Cię do śmierci, więc pomyśl, czy warto 2 godziny marnować na bezsensowne dyskusje albo leżenie w łóżku.
Twórz, generuj, kreuj.
Daj światu najlepszą wersję siebie, jaką możesz dać na chwilę obecną.
I przygotuj się na debilną krytykę. Im dalej pójdziesz w swoją stronę, im bardziej będziesz sobą, tym bardziej będziesz nienormalny - i tym większa krytyka Cię spotka.
Podjąłem wiele trudnych decyzji po drodze. Koledzy i koleżanki poszli w większości "standardową drogą" - i często spotykałem się z hejtem, że ja robię coś innego. Że ośmielam się mieć własne zdanie.
Że zamiast wyjechać do Stolicy i robić wielkie kariery, wolałem opiekować się do śmierci moją umierającą babcią, której zawdzięczam całe cudowne dzieciństwo.
Że zamiast iść sprawdzoną ścieżką (kariera informatyka), olałem 4 lata studiów i otworzyłem firmę. I bywało bardzo ciężko. I prowadząc szkolenie, myślałem, czy nie wróci nagle moja choroba i jak zapłacę ZUS.
Że zamiast na wakacje do Egiptu wolałem pojechać do małej, zapadłej dziury w górach i tam odnaleźć swój mały, spokojny raj.
Że skasowałem z listy klientów gościa z listy 100 najbogatszych Polaków FORBES'a, bo jego dyrektor marketingu był ekstremalnym przykładem sztuczności i braku naturalności.
Że porzuciłem kogoś, kogo kochałem nad życie, bo on nie mógł porzucić kogoś innego. A ja nie chciałem być nadal piątym kołem u wozu.
Że na szkolenie dotowane przez UE, na które z reguły nikt się nie przygotowuje i wszyscy tylko doją kasę, ja zrobiłem oszałamiającą prezentację na... 650 slajdów (4 dni gadania po 8 godzin bez przerwy, z bolącym gardłem i gorączką 39 st.), za co dostałem najlepsze noty w historii całego cyklu szkoleń ever - same 5.0 od wszystkich uczestników. Nie nudzili się nawet przez sekundę.
W ostatecznym rozrachunku - to ja jestem lepszy. mądrzejszy, poszedłem dalej.
W pewnym momencie zrozumiałem - choć pewnie zabrzmi to narcystycznie - że nie ma kurwa konkurencji. Bo nikt nie jest tak dobry w byciu mną, jak ja sam.
Podobno Hannibal - ten co przeszedł Alpy na słoniach - powiedział:
"Albo znajdziemy ścieżkę.
Albo ją wytyczymy."
Albo ją wytyczymy."
Ja nie znalazłem, więc ją wytyczam. Ty możesz to samo.
To jest świetne! Na Twojego bloga wchodzę codziennie, bo cały czas jest mi mało Twojej niesamowicie dobrej energii. Czytając ten post wzmocniłem się i nabrałem jeszcze więcej chęci do pokonywania krętej, wyboistej i nie do końca "udeptanej" ścieżki prowadzącej mnie do mojego celu.
OdpowiedzUsuńZ gorącymi pozdrowieniami K. :):)
Fajnie, że się podoba :) Korzystaj i niech dobra energia będzie z Tobą :)
UsuńDreamWalker'ze, tylko pytanie brzmi: Skąd brać każdego jednego dnia energię by dalej iść wymarzoną drogą? Człowiek przecież ma ograniczoną ilość energii, skąd ją czerpać, to niełatwe zadanie i zwykły życiowy optymizm raczej nie rozwiązuje problemu. Skąd wziąć ten "niezwykły" optymizm, gdzie szukać dopalacza w działaniu?
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że ani ja, ani nikt inny nie jest zawsze w 100% super optymistyczny, energetyczny i uśmiechnięty. To po pierwsze niemożliwe. A po drugie - szkodliwe. Bo każdy stan, w którym się znajdujesz - a chodzi mi tu konkretnie o emocje - ma jakiś swój cel, sens i powód. Ludzie wiecznie uśmiechnięci i radośni byliby kretynami, bo nie potrafiliby dostrzec swojej straty, nie mieliby ogólnych refleksji i nie uczyliby się na swoich błędach.
UsuńDruga sprawa - mogę Ci to polecić ze swojego doświadczenia - ważne jest, by sobie nie obrzydzać rzeczy, nie odbierać energii, nie demotywować się. Bo naturalnie masz energię i motywację, dopiero potem możesz ją sobie odbierać. Poprzez narzekanie, brak działania, koncentrację na rzeczach, na które nie masz wpływu, wiarę w stresujące myśli itd.
Więc identyfikuj, jak się dobijasz - a potem dopiero przestań to robić :)
Dream, czytając Twoje artykuły czytam kawałek po kawałku Twój świat, doświadczenia, sposób w jaki widzisz to co Cię spotyka. Jestem zdumiony podobieństwem i analogiami naszych żyć :-) Niezwykle obrazowo przedstawiasz te doświadczenia co sprawia, że coraz wyraźniej widzę w nich siebie.
OdpowiedzUsuńWidząc to wszystko, dostrzegam ogrom pracy jaki włożyłeś nie tyle w sukces zawodowy a osobisty. Czuje, że pokonałeś cholernie długą drogę.
Dziękuje za to że jesteś.
luk.gar
Aż nie wiem, co napisać w obliczu takiego komplementu. Może napiszę po prostu: dziękuję. I do usług.
UsuńMam taką nadzieję, że być może - dzięki temu blogowi - czyjaś droga do celu będzie trochę krótsza od mojej.
Dziękuję za ten wpis. Jest bardzo motywujący, a właśnie tego mi teraz potrzeba.
OdpowiedzUsuńPrzyjemność leży także po mojej stronie :)
UsuńCoraz bardziej mnie przekonujesz, że nie warto iść w to, co narzuca otoczenie, a przetrzeć swoją ścieżkę.
OdpowiedzUsuńOd zawsze marzyłem o swoim trampingowym biurze podróży. Teraz wiem, że to ma sens, że warto zaryzykować. A nie słuchać, rodziców, którzy chcą syna lekarza/informatyka/[wpisz swoje].
Przez Twojego bloga mam ochotę rzucić szkołę w cholerę i robić swoje :D
Zanim wszystko rzucisz, uświadom sobie proszę, że to "to, co narzuca otoczenie" też jest Twoje. Tyle tylko, że polegałeś na innym autorytecie, niż swój, dodałeś do tego operator konieczności (muszę, trzeba, powinienem etc.) i stworzyłeś przez to iluzję, że nie jesteś za to odpowiedzialny. Twoi rodzice mają rację, posyłając Cię na medycynę / informatykę - jeśli chcesz mieć pewniejszą kasę i spokojne źródło dochodu. Nie odrzucaj ich sugestii tylko dlatego, że nie jest Twoja, i rozważ ją, bo sam bunt w sobie zawsze będzie ślepy. Wtedy może się okazać, że skończenie szkoły, zdobycie dobrze płatnej posady i odkładanie pieniędzy na kupkę może być dobrym sposobem na... realizację Twojego marzenia! Zadziwiające, co nie? Ale oni też mają swoją mądrość i zamiast ją odrzucać, skorzystaj z niej. A tak ogólnie - to trzymam kciuki :)
UsuńNo tak tylko że to nie jest takie proste.
OdpowiedzUsuńCałe życie męczę się z łatką osoby "kreatywnej" czyli odchodzącej od norm i przemierzającej nowe szlaki. Takiej, która jako jedyna powie: "To nie jest takie oczywiste, można zrobić to na 20 różnych sposobów". Piszę że się męcze, bo nie ma nic bardziej męczącego niż głowa, która zaraz wybuchnie od kreatywności kontra reszta świata, która patrzy z politowaniem ( w najlepszym wypadku, bo najczęściej jest to wrogość) " co on znowu wymyślił" " daj sobie spokój" .
Jest to tym bardziej frustrujące iż mamy kulturę indywidualistów, każdy kto przemierza i wyznacza od nowa jest super, sexi, fresh i cool.
Chciałem dla świętego spokoju odpuścić sobie czyli zmienić swój charakter. nowy ja nie miałby miliona pomysłów a co za tym zyskałbym akceptacje.
okazało że się nie da.
Frustrujące jest niezrozumienie większości ale jeszcze większej kooorwicy idzie dostać gdy trzeba się do innych dostosować, tak żeby innym na 100% pasowało. Przytakiwać, potwierdzać i się uśmiechać.
Przepraszam że się tu użalam, ale jakoś mnie naszło.:D
Przyznam, że nie bardzo rozumiem, na czym polega Twój problem. "Łatka osoby kreatywnej" brzmi, jak "łatka osoby ciekawej". W jaki sposób Twoja kreatywność jest problemem dla innych? I w jaki sposób ich reakcje są problemem dla Ciebie? Możesz podać przykład jakiejś konkretnej sytuacji?
Usuńłatka osoby ciekawej?
OdpowiedzUsuńKolega kiedyś mi powiedział że ciekawy, wyjątkowy i niepowtarzalny to ja byłbym gdybym miał mnóstwo kasy a jak na razie to jestem "dziwny". ( ja się to czasami zastanawiam jak to było z Georgem Lucasem i jego gwiezdnymi wojnami. Że jak to zaczął ludzi przekonywać do świetlnych mieczy, gwiazdy śmierci i ewoków. Brzmi to dziwnie ale jeżeli dodamy do tego milionowe dochody to jest to genialne wówczas)
Oglądałem kiedyś dr House. Był tam odcinek o mężczyźnie, który był bardzo inteligentny. Coś tam łykał aby zmniejszyć swój intelekt. gdy był inteligentny nie znalazł zrozumienia wśród innych ludzi. szczególnie wśród żony.
Pisząc o problemie kreatywności, mam na myśli iż jest naprawdę bardzo mało takich osób. A gdy jest czegoś niewiele wzbudza to niechęć.
Żeby już nie przedłużać. Wolałbym tysiąckroć być nudny i nijaki niż być wyjątkowy, kreatywny. To nic fajnego. Okropnie jest wtedy gdy jestem jedyną osobą, która widzi całkiem nowe rozwiązania i drogi. albo jakieś jeszcze kreatywniejsze pomysły. ( już sobie wyobrażam gdybym wyskoczył wśród ludzi z tekstem " Mam pomysł na świetny film, gdzie będą świetlne miecze") Strasznie się z tym męczę no i z sobą wówczas.
No to jest problem. Widzisz nowe rozwiązania i drogi, masz kreatywne pomysły, przemierzasz nowe szlaki. Słowem: tragedia.
UsuńA tak serio mówiąc, to mam kilka tez.
1) Być może rzeczywiście masz taki zasób, jak większa kreatywność (pomimo, że nie podajesz konkretnych przykładów, w jaki sposób wykazywałeś się kreatywnością). Wtedy problem leżałby albo w destruktywnym otoczeniu, które Cię dobija. Albo w Twoim braku umiejętności WYRAŻANIA swoich pomysłów tak, by nie były odbierane jako głupie. Oglądając serial Czysta Krew (True Blood) wiele razy łapałem się na myśli "Jezu, oglądam serial o wampirach i wróżkach". Ale był tak dobrze poprowadzony, że widz (miliony widzów!) kupował tę wersję świata. Zatem nie pomysł, ale sposób jego przedstawienia się liczy (też). Jest jeszcze inna opcja - że nie umiesz dysponować tą kreatywnością, umiejscawiać jej w czasie i przestrzeni. Być może masz tysiąc pomysłów, ale np. na etapie REALIZACJI pomysłów, ich wdrażania - kiedy jest już za późno a ludzie odbierają to jako Twoje przeszkadzanie, marzycielskość, dziecinność.
2) Druga teza - to pisze do mnie ego, które się buduje - tzn. buduje o sobie jakieś wrażenie. Tzn. chce sobie zbudować wizerunek osoby kreatywnej, wyjątkowej itd. - i robi to tutaj w dość nietypowy sposób.
Hey Dreamwalker,
OdpowiedzUsuńNapisales, ze introwertyka moga meczyc ciagle rozmowy i spotkania w pracy, i stad potrzeba regeneracji w samotnosci. Ja mam tak troche teraz, choc praca sparwia mi przyjemnosci i jestem ekspertem w swojej dziedzinie. Czy mozna przeobrazic sie z introwertyka na ekstrawertyka, a jesli tak to jakimi sposobami? Dzieki, Wojtek.
Cześć Wojtku,
UsuńWspółczesna wiedza psychologiczna odpowie Ci, że nie - nie da się zmienić z introwertyka w ekstrawertyka, bo to cecha genetycznie zakodowana.
Jednak do problemu można podejść inaczej. Skoro nie możesz zmienić siebie - zmień otoczenie.
Opowiedz najpierw ludziom o zaletach introwertyków. Powiedz, że takim jesteś. Że nie chodzi o to, że nie lubisz ludzi, ale o to, że lepiej pracuje Ci się w izolacji. Masz lepsze pomysły, mniej stresu itd.
Upewnij się, czy nie chodzi też czasem o ucieczkę przed jakimiś problemami.
Niektórzy np. są nieśmiali, krępują się przy innych itd. Czasem bywa, że problemem jest zachowanie innych - a nie to, że jesteś introwertykiem.
Potem - gdy już wiesz, na czym stoisz - pogadaj z szefem o tym. Powiedz, że zależy Ci na wydajności. I czy można zrobić coś z tym, abyś miał więcej przestrzeni / czasu dla siebie.
PS I jeszcze upewnij się, czy po prostu nie jesteś zwyczajnie przemęczony pracą. To inny problem, niż bycie intro- / ekstrawertykiem.
UsuńWitaj, Walker.
OdpowiedzUsuńO twoim blogu dowiedziałem się od mojego dobrego "kumpla" i muszę przyznać. Jestem zafascynowany nim, twoją osobą i tym co przekazujesz ludziom. Nie chcę się rozdrabniać, ale czytam każdy post po kolei. Życzę Ci jak najlepiej bo widzę, że pracowałeś na swój sukces. A co do tego posta - zazdroszczę ludziom z "normalnymi pasjami bo moja jest hmm rodem z książek, a raczej jest książkami, od których się uzależniłem. Miłej nocy :). Patryk
Dziękuję :) zaczerwieniłem się :)
UsuńA co do książek - to świetna pasja!
"Kocham poznawać tajniki ludzkiego umysłu. Kocham na niego wpływać - na swój umysł i innych. "
OdpowiedzUsuńDokładnie mam tak samo, bardzo się tym fascynuje. Ludzie sa do siebie bardzo podobni na pewnej płaszczyźnie umysłu, a zarazem tak rozni jeśli chodzi o charaktery.
Ulubiony program, Pułapki umysłu na nat geo people. Bardzo interesujące.