Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.

piątek, 19 września 2014

Szczepionka na zakochanie - 3 kroki, jak uniknąć zbędnego cierpienia



To był piękny listopadowy wieczór. Szykowała się zacna impreza u mojego znajomego. Drzwi jednak otworzył mi ktoś inny - przystojny, męski brunet o boskim zaroście i ciemnych oczach. Jego proporcjonalna sylwetka i seksowny chód opowiedziały mi szybko same dobre historie o jego zdrowiu, sprawności i witalności, której mógłbym zaznać w najbardziej rozkosznym momencie.

Gwałtowny przypływ hormonów, bijące serce moje i pot na czole zwiastowały jedno - że chyba zaraz się zakocham...


Z tego przypływu podniecenia zdecydowałem się wyjść na chwilę do łazienki. Tam przemyłem twarz zimną wodą, spojrzałem w lustro i spytałem siebie: Dream, co Ty kurwa odpierdalasz?

Nie wiem, skąd się wziął we mnie ten popęd nieczysty - czy z jakiegoś nieopisanego pragnienia? Ukrytej desperacji? Chęci bezsensownej kopulacji z obcym samcem?

Wróciłem do znajomych już w nieco innej, ostudzonej tonacji. Straciłem przystojniaka o oczu, skoncentrowałem się na dobrej zabawie, muzyce i baletach.

Jednak tego wieczoru było mi jeszcze dane spotkać się z nim. Na klatce schodowej, przy oknie, gdy palił papierosa. Stał sam, zamyślony puszczał dym prosto w twarz obrażonego księżyca. Podszedłem, poprosiłem o fajkę (podpalam tylko na imprezach, czyli b. rzadko) i zaczęliśmy leniwą rozmowę.

Rozmowa ta wyjawiła mi kilka rzeczy. Że ono on często odwiedza gejowskie kluby. Że ukradł matce samochód, że liczy sobie niespełna 18 lat i jeszcze nie zrobił prawa jazdy. Że imprezy to główny trzon jego krótkiego życia. A jego największą fascynacją jest układanie włosów.

Siano.

Wróciłem do mojego lustra zwierzeń i powiedziałem: Chyba Ci odjebało, Dream.

Odkochaj się, póki to łatwe




Wszyscy znamy te smutne historie nieszczęśliwych gejowskich, nieodwzajemnionych miłości. Gdy już ruszy do boju cała ta hormonalna mechanika zagłady - każdy krok głębiej sprawia, że coraz trudniej się wycofać.

Problem jest jednak taki, że rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że "oho, zaczęło się".

Najczęściej zdajemy sobie sprawę post factum - ubierając się, wyrzucając do kosza zużyte prezerwatywy, pod prysznicem, zmywając z siebie nasienne dowody rozkoszy. A czasem po prostu po kolejnej, niewinnej rozmowie z NIM. 

Dociera do nas, że oto wpadliśmy jak śliwka w szambo. Uświadamiamy sobie, że właśnie gramy główną rolę w gejowskim dramacie romantycznym.

Czy takie historie dobrze się kończą?

Raz na X przypadków pewnie tak.

Jednak ilość maili z pytaniem "jak się odkochać?", jaka do mnie dociera przez moją skrzynkę pocztową, jak i moje oraz znajomych doświadczenia życiowe pokazują, że w większości przypadków mamy do czynienia z programem autodestrukcji - zakochania niepotrzebnie rozpalonego, zużytego i pustego.

Zakochania, które musi się wypalić.

Ile spalonych papierosów, wypitych kaw, połkniętych antydepresantów, tabletek z wyciągiem z melisy nas to kosztuje? - wie to każdy, kto się bezsensownie zakochał.

Jak uniknąć niepotrzebnego zakochania w 3 krokach




Gdzieś tam w jakimś mądrym czasopiśmie przeczytałem, że jacyś badacze doszli do wniosku, że mamy na połapanie się w sytuacji 2 dni. Jednak nikt nie podał, co właściwie należałoby ze sobą robić, by nie wpakować się w emocjonalny rynsztok.

Oto moje 3 kroki - sugestie, porady. Weź je, jeśli uznasz za sensowne.

1. Bądź czujny i świadomy swoich emocji - złap zakochanie w zarodku.

Świadomość tego, co przeżywasz - Twoich stanów emocjonalnych - to klucz do poradzenia sobie z wieloma problemami, które nas czekają w życiu.

Gdy tylko poznasz kogoś przystojnego, ciekawego, kto Cię oczaruje swoją aparycją już od pierwszych sekund spotkania - niech w Twojej głowie rozlegnie się głośny alarm i zapali jaskrawa, czerwona, migotliwa lampka.

Oto być może właśnie zacząłeś się zakochiwać.

Gdy uświadomisz to sobie od razu, na samym początku - Twoje emocje są jeszcze na tyle słabe, raczkujące, że jesteś w stanie nimi pokierować.

Tak samo jest z innymi stanami emocjonalnymi.

2. Odpowiedz sobie szczerze na kilka ważnych pytań:
  • Czy on jest w stałym związku?
  • Czy wasz tryb życia i miejsca zamieszkania, praca dają wam szansę na ewentualne bycie razem?
  • Czy on jest Tobą zainteresowany? Naprawdę? Możesz być tego pewien na 100%?
Właśnie wtedy - nim cokolwiek się na serio zacznie - masz szansę RACJONALNIE i rozsądnie odpowiedzieć na te pytania. Potem Twój mózg zacznie już zakrzywiać czasoprzestrzeń i uginać Twoją percepcję pod przekonanie, że "się uda".

Na tym etapie stajesz się swoim rozsądnym przyjacielem i doradcą a negatywne odpowiedzi nie będą Cię jeszcze aż tak boleć. Potem, jeśli wpadniesz w pułapkę zakochania, o to samo będą Cię pytać znajomi, ale do Ciebie może już nic nie docierać.

Znasz te przypadki, gdy Twój znajomy czy znajoma się w kimś zakochali i żadne tłumaczenia nie pomagały? Jeśli nie zadasz sobie tych pytań na tym wczesnym etapie, możesz stać się takim przypadkiem właśnie.

Może być tak, że nie będziesz w stanie od razu udzielić odpowiedzi na te pytania - bo nie masz o nim wystarczających informacji. Zatem idź i się dowiedz, byle szybko.

3. Ważna decyzja - Wchodzisz w to? Czy urywasz kontakt?

Gdy on wysyła sygnały zainteresowania - może być zainteresowany Tobą. Albo Twoim fiutem / dupą. Jeśli widzisz jakieś szanse na to, że jednak wyjdzie z tego coś więcej, niż weekend zalany smutkiem, żalem i tanim alkoholem - możesz w to wejść. Na własną odpowiedzialność - bo niby na czyją? Jego?

Ale jeśli odpowiedzi na rozsądne pytania sugerują, że raczej gówno z tego będzie (a w 99% przypadków da się to określić bardzo szybko) - to się w to nie pchaj.

Zerwij kontakt, odizoluj się, wróć do swojego bezpiecznego świata pełnego znajomych rytuałów, pojęć i ludzi.

Jak już poszło to nieco dalej, to przez 2-3 dni możesz być "różny". Pomogą Ci klasyczne środki łagodzenia żalu, jak dobry serial czy książka.

Ale jak wbrew rozsądkowi (on jest z drugiego końca świata, ma dziewczynę, jest z nią szczęśliwy, ma Cię w dupie itd.) wjebiesz się w głębokie dyskusje z nim, w umizgi i zaloty - poniesiesz tego konsekwencje. To jak narkotyk. Najlepsze wyjście - nie wchodzić. Im głębiej w dupie, tym ciężej się wyplątać.

Decyzja należy do Ciebie.

Najczęstszy błąd


Polega na przegapieniu pkt. nr 1 - czyli braku czujności i uważności. To jest umiejętność - a więc trzeba ją ćwiczyć, by być w niej dobrym.

Ja codziennie rano i wieczorem daję sobie parę minut chociaż, by w spokoju ogarnąć, co w danej chwili czuję, nazwać te emocje, określić ich położenie, intensywność, sens tych emocji, zrozumieć z jakich myśli się ulęgły i co z nimi robić dalej. Póki emocje nie wymknęły się spod kontroli, póki nie przekroczyły magicznego punktu bez odwrotu, w którym będą się kumulować i odkładać, szkodząc i zatruwając życie.

Akceptuj te emocje, weź je jak swoje dzieci - takie, jakie są - i wychowaj. Wytłumacz cierpliwie, przekonaj je, pokochaj je. Wszystkie rodzą się w jakimś celu, z jakiejś przyczyny i to jest okej. Choćby to był najgorszy syf - jest Twoim syfem i na Tobie spoczywa odpowiedzialność, by go poukładać.

Uważaj też na przygody łóżkowe

Jak ze słodką eklerką - lepiej sobie odmówić raz, niż potem długo cierpieć. On oferuje Ci seks bez zobowiązań? Super. Ale jeśli podejrzewasz, że możesz się w nim zakochać - daruj sobie, bo po seksie będzie Ci o wiele trudniej się z tego wykręcić (wydziela się oksytocyna itd.).

Dla tych 8 sekund orgazmu nie opłaca się cierpieć (tygo)dniami.

Czy zawsze się uda?


Nie zawsze. Bo jesteśmy ludźmi.

Moja przygoda z tym łebkiem skończyła się, nim się zaczęła. I dobrze, bo zderzyłbym się z ogromnym rozczarowaniem. Zapobiegłem mu, nie tworząc nadmiernych oczekiwań i kontrolując je, nim były zbyt duże do udźwignięcia.

Ale wiem, że każdy z nas jest omylny i pomyłki się zdarzają. Dlatego - jeśli już wpadniesz w tryby zakochania - bądź dla siebie wyrozumiały i litościwy. Po prostu - zdarza się.

Rób co możesz, zacznij tam, gdzie jesteś, użyj tego, co masz - by dobrze się czuć, rozwiązać ten problem i żyć dalej w spokoju.

Życzę powiedzenia! :)

9 komentarzy:

  1. Tak, tak czytalem regulamin, komentarze powinny byc merytoryczne, na temat i najlepiej bez zadnej prywaty:) Niestety musze to napisać- jestes zajebiscie mądry, a nalepsze jest to, ze kiedy czytam Twoje artykuły, to mam odczucie, ze czytam wlasne mysli- tak dobrze trafiasz w punkt. Potrafisz przelac swoj swiatopoglad na słowa. To szalenie inspirujace.

    Powyzszy post -swietny. Od dlugiego juz czasu intuicyjnie wlasnie w ten sposób postępuje. Bardzo dobre podejscie, zauwazylem , ze sam stan zakochania ( nie tylko nieprzemyslanego, nie rokujacego, ale chyba w ogole ) nie jest juz dla mnie czyms pozadanym, a wecz przeciwnie. Wiekszosc gejów jest uzalezniona od przezywania go raz po raz, bo to nadaje jakis koloryt szarej codziennosci. Latwo zauwazyc, ze spora czesc gejów odczuwa pustke i bezsens , gdy nie ma obiektu, o ktorym mogliby myslec, do ktorego mogliby pisac. Pozdrawiam:) Sunset

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tak rażące łamanie regulaminu mogę odpowiedzieć tylko jedno: dzięki :)

      Kiedyś robiono skany mózgów ludziom, którzy byli zakochani i okazało się, że pracują one jak u ludzi ze schizofrenią. To chyba nie jest najlepsza rekomendacja stanu zakochania.

      Tymczasem nasza kultura wpaja nam, że zakochanie jest czymś super cudownym. A z doświadczenia wiemy, że nie jest.

      Bywałem narkomanem zakochania. Zakochiwałem się wiele razy, za każdym razem jednak cierpiąc - mniej lub bardziej. I doszedłem do wniosku, że to się nie opłaca. Dni spędzone w marazmie, w depresji, zatracone na rozpamiętywaniu nieistotnych detali. Wtedy nie myśli się racjonalnie. I nie chcę tego, dlatego postanowiłem przemyśleć wszystko. Przewartościowałem zakochanie. Nie jest to dobry doradca. Nie dobra partnerów zbyt dobrze.

      Stąd ten temat. Mam nadzieję, że się przyda :)

      Dzięki za dobre słowo!
      D.

      Usuń
    2. Na szczescie mozemy sterowac swoimi emocjami bardziej swiadomie, niz sie nam wydaje. Mozemy zmieniac swoje przekonania, wprowadzac modyfikacje w kontekscie odruchów i reakcji na wydarzenia, umacniac nowe nawyki myslowe. Podwazac istniejace od wieków koncepcje na temat tego, jak byc powinno. Zastanawiam sie jak w Twoim przypadku wyglada wobec tego teraz proces poszukiwania/wybierania partnera, zdajesz sie na rozum, na racjonalnosc? Czy moze w ogole potrzeba bycia z kims odeszla w cien w kontekscie obecnego podejscia i zmienila sie calkowicie Twoja definicja "zwiazku" .Sunset

      Usuń
    3. Zdaję się na rzeczywistość. Owszem rozum mówi swoje, ale nigdy nie doścignie w swej złożoności rzeczywistości. Spodobała mi się myśl Byron Katie, że osoba, z którą jesteś, jest Twoim najlepszym nauczycielem. I rzeczywiście tak jest. Partner nieświadomie eksploatuje nasze słabości i pokazuje nam też nasze mocne strony. Uczymy się od niego, kim jesteśmy. A "związek" przestał być postrzegany jako status, a bardziej zaczął jako proces komunikacji, interakcji z drugą osobą.

      Usuń
  2. Bardzo dobry tekst. Przeżyłem coś podobnego. Jakiś czas temu spotkałem faceta, który coś we mnie poruszył. Czy zakochałem się na całego? Nie. Na szczęście. Zaczęło mi co prawda lekko szumieć w głowie, ale zacząłem się zastanawiać, czy jest szansa, że coś z tego będzie (zakochiwałem się bez sensu już kilka razy i nie kończyło się to dobrze, tym razem nareszcie zadziałał instynkt samozachowawczy). Kilka konkretnych pytań zadanych samemu sobie i wiedziałem, że lepiej, jeśli będę się trzymać od niego z daleka. Nie dlatego, że on jest złym człowiekiem, którego powinno się unikać, to naprawdę świetny facet, po prostu nie jest dla mnie, a ja nie jestem dla niego. Czy byłem w stanie się zdystansować? Na początku nie na 100%, to był wspólny wyjazd ze znajomymi, kilka wspólnie spędzonych dni, nie było szansy, że nagle po prostu wszystko rzucę i ucieknę, bo jakiś facet mi się podoba :-) Ale starałem się myśleć, powtarzać sobie, że robienie do niego maślanych oczu nie wyjdzie mi na dobre. Po powrocie dystans, choć przyznam - było ciężko :-) Bilans - udało się. To nie tak, że jest idealnie, czasem zdarza mi się o nim pomyśleć, przypomnieć go sobie, ale na pewno dzięki szczeremu spytaniu samego siebie, czy mam jakieś szanse na happy end (i dzięki wprowadzeniu w życie decyzji, że nie będę się łudzić), uniknąłem czegoś, co na pewno nie przyniosłoby mi szczęścia, tylko męczenie się z rozbudzonymi emocjami i płacz do poduszki. Ktoś może odebrać ten tekst jako bardzo nieczuły (przecież zakochanie się jest takie romantyczne), ale według mnie jest po prostu rozsądny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ktoś może odebrać ten tekst jako bardzo nieczuły (przecież zakochanie się jest takie romantyczne), ale według mnie jest po prostu rozsądny."

      Nie ma nic nieczułego w rezygnacji z bezsensownego cierpienia w imię źle pojętej miłości. Takie rozwiązanie mogłoby być nawet przykre dla tej osoby, w której się zakochamy. Dlatego gratuluję rozwagi!

      Usuń
    2. To prawda, "w imię źle pojętej miłości" jest tu kluczowe. Dziękuję za ten tekst. Jeśli kiedyś znowu spotka mnie podobna sytuacja, będzie dla mnie dodatkową motywacją, żeby zastosować zasadę "Follow your heart, but take your brain with you".

      Usuń
  3. Od jakiegoś czasu walczę z samym sobą, bo wiem że układ typu przyjaźń to sytuacja która mnie wewnętrznie boli.Staram się bardzo bo wiem że to będzie dobre dla drugiej strony , ale po przeczytaniu tego artykułu, zrozumiałem że najlepiej będzie zerwać kontakt. Przestać szukać stac się bardziej rozsądnym. T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dać sobie spokój z nieudanym zakochaniem i mieć odwagę spojrzeć prawdzie w oczy - okej, szacun.

      Ale przestać szukać? A niby dlaczego? Chcesz żyć sam do końca życia?

      Usuń

KOMENTARZE SĄ ŚCIŚLE MODEROWANE. Obowiązują proste zasady: bądź miły, pomocny i konstruktywny. Rozmawiaj na temat. ZERO homofobii, hejtu, ogłoszeń towarzyskich i fejk newsów. Akceptujesz REGULAMIN :*

TOP 10 miesiąca