Męski Anal - jak przygotować się do seksu analnego w roli pasywnej

Skondensowany i praktyczny mini przewodnik dla początkujących, którzy chcą dawać dupy bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie.

niedziela, 27 września 2015

Gdzie zaczyna się zdrada? I czy da się jej zapobiec? [dyskusja]


Dzisiejsze technologie informatyczne wystawiają naszą wierność i związki na próbę. Możliwość zdrady swojego partnera i umówienia się na seks jest (lub wydaje się) na wyciągniecie... kutasa. Pytanie jednak - gdzie zaczyna się zdrada?

Czy porozmawianie z kimś na czacie lub wymiana fotek jest już zdradą? A może to normalne zachowanie? I czy zdradzie w ogóle można zapobiec?



Niektórzy dziwią mi się: jesteś w związku a masz profil na fellow? Tak się składa, że mam - służy mi on kontaktom z Czytelnikami tego bloga. Choć przyznam, że nie jest mi on do życia potrzebny. 

Jednak to pytanie ma nieco inne podłoże. W powszechnym domyśle przecież na fellow tak łatwo zdradzić partnera, że samo posiadanie konta stawia mnie w kręgu osób podejrzanych, prawda?

No właśnie nie wiem, czy to prawda.

Prawdą jest jednak, że granica zdrady dość się rozmyła. Kiedyś sprawa była chyba prostsza - fizyczne igraszki z kandydatem na kochanka, pocałunki, przytulanie - były klasyfikowane jako klasyczna zdrada i nie ma zmiłuj.

Ale dzisiejsza technologia nadała subtelniejszy odcień wielu kontaktom gejowskim. Czy zdradą można nazwać sytuację, w której ktoś jest w związku, a jednocześnie:
  • porozmawia z kimś przez serwis gejowski i puści komuś emotkę buziaka
  • poflirtuje z innym gejem na anonimowym czacie
  • obejrzy gejowskie porno
  • wymieni się anonimowo z kimś nagimi fotkami
  • obejrzy transmisję online z gejowskiego seksu na żywo (+ skomentuje / będzie dopingował)
  • opublikuje swoje (mniej lub bardziej) erotyczne zdjęcie na jakimś serwisie
  • wspólnie zwali sobie konia z kimś na Skypie - powiedzmy też anonimowo
...?

Ok, część z Was pewnie powie, że niektóre z tych rzeczy są zdradą lub nie. A może są zdradą tylko częściową, np. na 20%, 50% lub 80%.

Z pewnością łatwiej przyszłoby Wam przecież rozgrzeszyć swojego partnera za oglądanie porno czy nawet oglądanie transmisji online z gejowskiego seksu, niż ze zdrady w realu.

Którą z tych zdrad jesteś w stanie wybaczyć? A której już nie? Gdzie leży granica tego, co partner może, a czego już robić nie powinien?


Technologia prowokuje do zdrady?

Są pewne badania, które potwierdzają, że facetom trudniej trzymać fiuty w majtkach, gdy mają dostęp do Internetu. Cóż - nigdy wcześniej w historii ludzkości możliwości zdrady przez Internet (lub doprowadzenia do niej realu) nie były tak łatwo dostępne.

Możemy założyć fikcyjne, anonimowe profile na dowolnym portalu w Polsce lub za granicą, możemy wymieniać się numerami telefonów, kontaktami itd. Możemy wytworzyć różne wirtualne tożsamości, których nikt nigdy nie połączy w jedno.

Pytanie - czy rzeczywiście winna jest tu technologia?

A może to po prostu męska chęć seksualnego szaleństwa nigdy nie miała łatwiej? Kogo tu właściwie winić, gdy dojdzie do zdrady? Czy można winić głodnego, że zjadł ciastko, które miał pod nosem? A może facet powinien zacząć nosić pas cnoty? :)

A może technologia to tylko pretekst - a tak naprawdę chęć zdrady śpi w facecie i to on jest winien zdrady?

Z jednej strony będzie na pewno istniał pogląd, że jesteśmy dorośli i powinniśmy panować nad swoimi popędami - bez względu na okoliczności. Zgadzam się z tym... w 50%.

Bo te drugie 50% podsuwają badania, które mówią, że część facetów genetycznie jest predysponowanych do zdrady. Ekstrawertycy zdradzają częściej, niż introwertycy - takie dane przedstawia Susan Cain w swojej książce "Ciszej proszę - czyli siła introwersji w świecie, który nie może przestać gadać."

Co więcej - naukowcy zidentyfikowali konkretne geny, których posiadane predestynuje do zdrady. Czy z genami można dyskutować? Negocjować?

Do tego dochodzi czynnik w postaci reakcji na feromony. Czasem ludzie są w stanie świadomie zatrzymać proces swojej fascynacji seksualnej drugą osobą i - co za tym idzie - zdrady. A czasami impuls omija kognitywną korę mózgową i trafia od razu do mózgu limbicznego odpowiedzialnego za fizjologię.


Czy wtedy można też winić partnera o zdradę? - skoro reakcje te zachodzą poza jego świadomością...?

Stan wiedzy na chwilę obecną sugeruje, że potencjalnie każdy z nas może zdradzić - w zależności od tego, czy znajdzie się w sprzyjającej temu sytuacji.

Mowa tu nie tylko o genach. Możesz się upierać, że nigdy byś swojego chłopaka nie zdradził - w końcu go kochasz itd. Ale przypuśćmy, że od 2 miesięcy ze sobą nie spaliście, bo ON nie miał ochoty, poza tym wyjechał, a poza tym upiłeś się na imprezie firmowej i przystawia się do Ciebie Twój przystojny kolega... I wiesz, że Twój chłopak nigdy się nie dowie... Taki jesteś teraz kozak?

Och, sytuacja - powiesz. To nie Twoja wina. A co jeśli Twój chłopak znajdzie się w takiej sytuacji?

Jako ludzie mamy też tendencję do tzw. podstawowego błędu atrybucji.

Oznacza on, że gdy nam się coś nie powiedzie (np. utrzymanie wierności) to obarczamy za to nasze otoczenie. Ale jeśli coś nie uda się komuś innemu - bardziej jesteśmy skłonni zrzucać winę na samą osobę, niż na otoczenie (np. zdradliwy z niego chuj).

Czy masz "wewnętrzną dziwkę"?

Większość gejów, z którymi rozmawiałem, zgadza się także ze stwierdzeniem, że w każdym z nas śpi taka mała kurwa - gotowa do seksu, podbojów.

Statystyki są z tym zgodne - przeciętny gej ma o wiele więcej partnerów seksualnych niż mężczyźni hetero. Niektórzy badacze sugerują, że nie musi mieć to związku z tym, że kobiety są mniej chętne (niż geje) do przygodnego seksu (nie dziś, bo one też chcą seksu i są już bardziej wyzwolone).

Innymi słowy: ta kurwa najpewniej rzeczywiście w nas siedzi.

Era seryjnych monogamistów


Do tego wszystkiego dochodzi zjawisko tzw. seryjnej monogamii. Jest to prawdopodobnie efekt pewnego kompromisu pomiędzy wymaganiami kulturowymi, które nakazują wierność, a podsycanymi przez porno i geny popędami seksualnymi, które podżegają do złego.

Zjawisko to - jak sama nazwa wskazuje - polega na regularnej, co paroletniej, paromiesięcznej wymianie partnera na "lepszy model". Możemy się spierać, czy to dobre, czy to złe - w końcu filmy Disneya mówią o tym, że "żyli długo i szczęśliwie" - jednak to zjawisko jest socjologicznym faktem. 

Co o tym sądzicie?

Jak zapobiegać zdradzie? Czy umiemy się przed nią bronić? Czy umiemy powstrzymać przed nią partnera? A jeśli tak, to jak? Czy moralne i sensowne jest tworzenie zakazów i nakazów drugiej osobie - wiedząc, że a) jest dorosła, de facto wolna i odpowiedzialna przed samym sobą, b) jeśli zechce, to i tak zdradzi...?

A może trzeba pogodzić się z faktami i z tym, że nasz partner (i my sami!) możemy po prostu pewnego dnia dopuścić się zdrady? Jak wtedy powinny wyglądać nasze związki?

Czy otwarte związki gejowskie to rodzaj patologii? A może są one właśnie tymi, które przestały bawić się w hipokryzję i po prostu winkorporowały w swoją strukturę cień, który i tak w nas jest?

Ponieważ sam nie jestem w stanie odpowiedzieć na te wszystkie pytania - bo ilu ludzi, tyle odpowiedzi - pytam Ciebie.

O Twoją opinię i sugestię, jak sobie z tym poradzić w tym dziwnym, skomplikowanym świecie XXI wieku. Być może wspólnym wysiłkiem intelektualnym uda nam się wypracować jakąś spójną postawę w obliczu tych wszystkich trudnych zjawisk.

PS Czy podniecając się tym GIF-em, zdradziłeś swojego partnera? :)

18 komentarzy:

  1. To może ja powiem, jak to u nas jest. Jestem z moim facetem już prawie trzy lata. Na początku nie dopuszczaliśmy nawet trójkąta, o związku otwartym nie wspominając. Dziś mamy tak, że każdy z nas zna tego drugiego jak własną kieszeń. Nie umiemy przed sobą skrywać emocji - wystarczy, że jeden spojrzy na drugiego i już wiadomo o co chodzi. Różnimy się trochę charakterami, ale w ten sposób się dopełniamy. I jesteśmy ze sobą w 100% szczerzy, nie tylko w kwestiach seksualnych, ale też w sprawach codziennych. Nie ma dnia, abyśmy nie rozmawiali o tym, co czujemy, jak się czujemy. Jakiś rok temu spróbowaliśmy trójkącika. Po wszystkim uznaliśmy, że kochamy się jeszcze bardziej. Nie mamy pojęcia czemu, ale ten trójkąt jeszcze bardziej nas do siebie zbliżył. Dziś trójkąciki zdarzają się częściej. Doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu oszukiwać się nawzajem, że inni kolesie nas nie pociągają seksualnie (bo nie wierzę, że kolesi w związku seksualnie nie podniecają inni), więc daliśmy sobie zgodę na indywidualne randki seksualne. Pod warunkiem, że druga strona wie gdzie, z kim, po co i że ma pewność, że ta druga strona będzie w 250% bezpieczna. Żyjemy dalej, jesteśmy szczęśliwi i nadal bardzo często zachowujemy się jak zakochani gimnazjaliści :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że są takie związki jak mój :) To napawa mnie nadzieją, że ten świat jest pełen świetnych ludzi :)
      Też z moim chłopakiem myśleliśmy dużo o trójkącie. W sumie jeden się nawet kiedyś zdarzył prawie (ale ciężko to nazwać trójkątem). Problem właśnie w tym, żeby znalazł się ktoś bezpieczny (zdrowy), którego połączy z nami jakiś pociąg fizyczny

      Pozdrawiam Panie Bzykanko ;)
      inny25

      Usuń
    2. Wszystko o czym tutaj napisałeś nie jest takie proste jak się wydaje.
      Jestem ze swoim miśkiem już ponad 5 lat w związku - nigdy nie wymieniłbym go za żadnego innego...
      Kiedyś (tylko jeden raz) rozmawialiśmy o trójkącie ale od razu zamknęliśmy temat ponieważ problemów pojawiło się więcej niż rzekomej radości z takiego powierzchownego doznania...
      1) Mój misio stwierdził, że nie mógłby znieść widoku innego mężczyzny pieszczącego się ze mną (ja również bym nie potrafił)
      2) Mnie podniecają starsi i dobrze zbudowani faceci, miśki itp natomiast mojego misia rajcują młodzi i szczupli. I teraz nasuwa się pytanko, kogo byśmy mieli zaprosić do łóżka abyśmy obaj mieli radochę? :) Tutaj nie można znaleźć kompromisu i nawet nie chcieliśmy...
      Myślę, że zależy mi na moim partnerze tak bardzo, że nigdy bym sobie nie wybaczył gdybym go zdradził a on by się o tym dowiedział - czułbym się jak ścierwo bez godności.

      Usuń
  2. Hmm... Trochę przerażający i deprymujący wpis. Bo niby fajnie zasmakować obcego kutasa, ale jaką mam pewność, że skok w bok nie spowoduje rozpadu związku (bo jedna ze stron zakocha się w świeżo poznanym kochanku) , albo zarazi się jakimś syfem? Konsekwencji tego zachowania nie trzeba wymieniać, ale np., my, jako młodzi - sam mam 20 lat - nie czujemy jeszcze tego, jak wygląda samotna starość. A przez takie podejście o to łatwo.
    Czy nie fajniej byłoby pozostać monogamistami i na stare lata wspominać wspólnie wspólną młodość? Kto z nas nie zazdrości starszym parą (nawet hetero) 60 lat stażu? No cóż... taki już ze mnie wstrętny utopista :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy, wiesz ile razy skorzystaliśmy z otwarcia naszego związku, tj któryś z nas spotkał się z innym kolesiem bez obecności drugiego? Ani razu. Otworzyliśmy sobie furtkę, z której skorzystamy wtedy, kiedy będziemy mieli taką potrzebę. Unikamy w ten sposób niemiłych frustracji z jednej czy drugiej strony. Co do Twojego pytania o pewność tego, że partner się w kimś nie zakocha czy czegoś nie złapie, to tak jak napisałem, że my jesteśmy ze sobą szczerzy i mamy do siebie zaufanie, dlatego mam pewność, że mój partner w nikim się nie zakocha ani nie pójdzie do łóżka z byle kim. Pewnie pojawi się zaraz kolejna kwestia, że nie można nikomu ufać na 100%. Ja uważam, że jeżeli nie ufa się swojemu partnerowi na 100%, to jest to dupa a nie związek ;) Między nami nic się nie zepsuło. Ba, jest nawet lepiej. Razem zamieszkaliśmy, razem prowadzimy domowe finanse. Mamy wspólne pasje i uwielbiamy razem spędzać czas, nauczyliśmy się rozmawiać, a nie kłócić. Umiemy też dać sobie nawzajem "chwilę oddechu", bo jeżeli człowiek ciągle przebywałby z jedną osobą (nawet tą, którą bardzo kocha) to się w końcu tym wszystkim porzyga ;) Tak i mam tą pewność, że na sześćdziesiątą rocznicę naszego związku będziemy mieli mnóstwo wspaniałych wspomnień :)

      Usuń
    2. Hmmm.. Nikt nie mówił, że historia o księciu z bajki jest jedyną słuszną i najlepszą opowieścią, którą można napisać we własnym życiu ;) Poruszasz ciekawą sprawę, mianowicie, co jeśli On pokocha tego, z którym nas "zdradza"? Wiadomo, że trzeba kochać najpierw siebie, ale jeśli osoba, którą kochamy najbardziej w naszym życiu będzie szczęśliwa z kimś innym, to co? Puścić go i dać mu szczęście? Czy może założyć kajdany i skazać na nieszczęście?

      Problem w tym, że ta cała miłość nie pojawia się tak od razu. Od pierwszego wspólnego uśmiechu i pocałunku do miłości jest długa droga, a to co na początku to przecież tylko zwykłe zauroczenie. Ekscytacja nową osobą, która wydaje się bez wad. Jeśli taka sytuacja trwa, to jest rzeczywiście zagrożenie, że nasz partner stwierdzi, że chce być szczęśliwy z kimś innym. Ale może stwierdzi, że ta nowa osoba nie jest taka idealna jak my.
      Świat jest pełen niepewności, więc wszystkiego i tak nie można przewidzieć ;)
      Pozdrawiam, inny25

      Usuń
  3. Idealnie trafiłeś dzisiaj z tym wpisem... Tak się złożyło, że niestety rozkminiam ten temat cały weekend i ja bym wyróżnił jeszcze coś takiego jak zdrada psychiczna / emocjonalna, kiedy druga strona zarzeka się, że do niczego fizycznie nie doszło (i nawet jesteś w stanie w to uwierzyć), a mimo wszystko czujesz się zdradzony, okłamany i okaleczony... I śmiem twierdzić, że taka zdrada w niektórych przypadkach może być dużo gorsza niż zdrada fizyczna. Cóż przypadkowy jednorazowy sex bez uczuć i zaangażowania zdarzył się kiedyś każdemu i nie ma co tego ukrywać - pytanie czy można zdradzić swojego partnera fizycznie nie zdradzając i nie wyjmując chuja ze spodni? Wg mnie można... Poniekąd stąd chyba nawet geneza słowa zdrada (przynajmniej w rozumieniu literackim, filmowym) gdzie przyjaciel zdradzał przyjaciela, a brat brata poprzez wystąpienie przeciwko niemu...

    Btw dzięki za bloga - odkryłem niedawno, ale jestem pod ogromnym wrażeniem! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkie opcje, które podałeś z pytaniem "czy to już zdrada" dla mnie nią nie są. Zdrada generalnie jest czymś, co każda para powinna sobie sama zdefiniować. Dlaczego? Na związek nie ma sensu patrzeć z zewnątrz, ponieważ tylko ludzie, którzy stwierdzili, że chcą być razem, tylko oni mają coś do powiedzenia. Mi nie przeszkadza, gdy mój partner wali sobie konia do porno, czy wchodzi na jakiś czat.
    Jest co do tego parę powodów. Po pierwsze sam lubię obejrzeć czasem porno. To, że jestem w związku nie zobowiązuje mnie przecież do zaprzestania masturbacji, prawda? Z drugiej strony pojawia się zaufanie, które już ósmy rok rośnie do takiego rozmiaru, że w sumie nie mam się czego obawiać.
    Historia mojego życia: przygotowałem się do matury (mój chłopak już studiował od paru lat), poznałem kolegę nowego na fellow, bardzo byliśmy podobni do siebie i bardzo się fajnie rozumieliśmy. W pewnym momencie moja relacja z tym kolegą stała się czymś więcej, podobał mi się fizycznie i w końcu doszło do pocałunku. Normalnie jak w jakimś filmie, zaczęliśmy się po prostu całować. Mój chłopak nie zareagował jakoś źle na to (zawsze twierdził, że skoro jestem młodszy, to powinienem korzystać z życia). W pewnym momencie jednak mi się przestało podobać całowanie, a mój chłopak też w pewnym momencie powiedział, żebym już tego nie robił. Ta moja zdrada nie popsuła naszego związku, myślę, że raczej przeciwnie - bo takiej tolerancji wspólnej większość par pewnie nie zna.
    Historia nr 2: niedawno mój chłopak poznał kolegę na kumpello (nie mamy znajomych gejów, więc gdzie indziej ich poznać?). Kolega nowy mu się spodobał i w pewnym momencie się całowali. To było tak, że oni w jednym pokoju siedzieli i gadali, a ja w drugim oglądałem anime (Shingeki no Kyojin - polecam :D). Chłopak mój podszedł do mnie, powiedział, że się całowali i, że mu głupio. A ja tak na niego spojrzałem "ok, spoko" i oglądałem dalej.

    Jaki z tego wniosek? Tak jak ze wszystkim każdy z nas ma gdzieś limity, bardzo możliwe, że nie znam limitu zdrady, jaki byśmy zaakceptowali. Ale jeśli jeden wybryk, czy zwykły pociąg do czyjegoś ciała nam przeszkadza, to trochę z nas hipokryci. Kto z nas nie podnieca się widokiem innych mężczyzn? A jeśli z jednym z nich zdecydowaliśmy się być do końca życia, to nie róbmy problemu z "chwilowych" zaciekawień innym ciałem, czy osobowością.

    Ja jestem świadom, że nie mogę zaoferować wiecznych fajerwerków, więc jeśli porno, albo pocałunek z innym ma przybliżyć mojego chłopaka do mnie i scalić nasz związek, to czemu nie?

    Pozdrawiam, inny25

    przepraszam, że tak się rozgadałem, ale to już Twoja wina DreamWalker :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Temat tak skomplikowany, że aż prawdopodobnie umieszczę w nim wiele różnych, czasem poplątanych wątków.
    ,,A Ja wam powiadam: Każdy, kto z pożądaniem patrzy na kobietę, już popełnił cudzołóstwo w sercu.”
    Chociaż nie jestem osobą religijną, postanowiłem przedstawić cytat, który zdaje się oddać sedno całego problemu kiedy już jest zdrada. Skupiamy się na samym akcie fizycznym, ale zapominamy skąd tak naprawdę wziął się stosunek z inną osobą. Nasza myśl skierowała nas ku niej, a dokładniej nasz popęd. Możemy dywagować czy zdrada wynika z aseksualności partnera, wyboru kochanków, złego samopoczucia, ale tak na prawdę póki istnieje cos takiego jak libido, póty będzie istnieć coś takiego jak seks a i wraz z nim zdrada.
    Technologie informatyczne według mnie nie rozmywają znaczenia zdrady, one jedynie SUBLIMUJĄ nasz popęd mogący nas do niej sprowokować. Pomyślmy przez chwilę. Czy gdyby w momencie kiedy oglądamy film porno nie zmaterializowali się przed nami aktorzy, nie chcielibyśmy wtedy do nich dołączyć? Czy gdyby osoba z którą flirtujemy na chacie nie pojawiła się przed nami nie chcielibyśmy z nią się kochać? Przez nasze działania w sieci w pewien pośredni sposób rozładujemy nasze napięcie seksualne, ciekawość czy chęć ekscytacji obcowania z kimś innym ponieważ nie możemy z jakiś okoliczności na dany moment spotkać się z danym obiektem zainteresowań. Czy to cecha XXI wieku? A co z flirtem, listami miłosnymi całą sztuką podrywania, kokieterią? Myślimy, że w dawnych cudownych czasach nie istniała zdrada? W dawnych czasach mąż mógł zabić kochanka żony (i nawet żonę) jeżeli przyłapano ich na igraszkach, z kolei żona takiego prawa już nie miała (jeżeli dobrze pamiętam pewne przepisy z Kodeksu Napoleona).
    Analogiczna sytuacja jest z agresją. Walczymy w jakiś sposób z przemocą: przepisy, wychowanie, normy społeczne ale tak naprawdę nie wykorzenimy jej, natomiast jako społeczeństwo nauczyliśmy się ją okiełznać. Upartość, bronienie swoich racji, chęć rywalizacji w konkursach, sport to jedne z wielu sposobów poskramiania naszej agresji. Ona zawsze w nas gdzieś tam będzie tyko my uczymy się chować ją pod dywan.
    Myślę też, że błędnym jest także rozumowanie, że tylko geje mają w sobie ,,małą kurwę,, która w nich drzemie. Prawda jest taka, że geje mogą pewniej wypuścić ją na wolność. Hetero pod tym względem mają problemy. Panie ryzykują ciążą, ponoszą największe ryzyko swawolnego życia, panowie hetero nieco mniejsze – podniosą spodnie i pójdą dalej, ale przecież i przed tym kobiety zaczęły się bronić (opieka alimentacyjna). W pewnym sensie antykoncepcja zdaje się być odpowiedzią na to by mieć ciastko (uprawiać seks) i zjeść ciastko (decyzja o rodzicielstwie), i tu zadajmy sobie pytanie: czy gdyby istniała 100% skuteczna antykoncepcja która regulowałaby płodność bez spadku libido, to czy zmniejszyłoby to liczbę stosunków wśród pan i panów? Analogicznie z chorobami wenerycznymi. Czy gdyby istniały 100% działające szczepionki na wszystkie choroby weneryczne liczba naszych stosunków zmniejszyłaby się? Czy bylibyśmy bardziej skorzy do wiązania się w stałe pary?

    Papillon

    OdpowiedzUsuń
  6. Druga część notki.
    Jako ludzkość jesteśmy bardzo wygodniccy i w pewien sposób zakłamani. Karmimy się wizjami romantycznego życia razem na zawsze z jedną osobą, kiedy sami wiemy, że takie proste to nie jest. To nie jest też tak, że np. Zachód wpadł w sidła dekadencji – zachód poprzez danie wolności obywatelom pozwolił im tak naprawdę na realizowanie swojej natury, która jest w części chaotyczna – nie chcemy słuchać religijnych nakazów, chcemy mieć możliwość łatwego wiązania i zrywania umów, chcemy mieć swobodę decydowania o sobie. Jak w takim świecie stworzyć jeden związek i to taki bez zdrady? Żyjemy rzekomo w katolickim kraju w którym tak naprawdę liczba rozwodów z roku na rok rośnie, a do zdrady przyznaje się co szósta kobieta i co trzeci mężczyzna (jeżeli wierzyć sondażom).

    W pewien sposób bawią mnie slogany w stylu ,,świętość małżeństwa,,. Tak na prawdę małżeństwo w swojej konstrukcji nigdy nie było świadectwem miłości i wierności, a stanowiło ono tylko instytucję zabezpieczającą ekonomicznie rodzinę. Mariaż służył także celom politycznym, a nasza koncepcja romantycznego małżeństwa z miłości ma może niecałe sto lat (już mezalians był skandaliczny i zakazany). Zaryzykuje stwierdzenie, że z całej instytucji interesują nas tylko zabezpieczenia podatkowe i tym podobne, bo jak ludzkość jest stara inne kwestie zdarza nam się zmieniać ,,nieformalnie,,.

    Wniosek nasuwa mi się następujący: bez względu na to czy zdradzamy w 20,30,70, czy 100%, zdradzamy i już. Tylko pewne formy wydają się być nam mniej czy bardziej uciążliwe. Możemy mówić, że jesteśmy romantykami szukającymi tego jedynego, ale pomyślmy – czy zdradą nie jest także porzucenie drugiej osoby? Przecież komuś obiecywałem wierność i miłość aż po grób, a tu nagle zmiana zdania, co to jest jak nie w pewnym sensie zdrada?

    Czy w takim razie możemy jej zapobiec? Powiedzmy sobie szczerze, jeśli znajdziesz kogoś kto jest:
    -introwertyczny, aspołeczny, zamknięty w sobie lub przejawiający w inny sposób niechęć do kontaktu z innym człowiekiem
    - nie ma zbyt gwałtownego charakteru
    - nie jest zbyt atrakcyjny
    - ma zadatki na pustelnika i nie miałby nic przeciwko zamieszkania z Toba na bezludnej wyspie
    To masz 99.9% szans na to, że ciebie nie zdradzi, ale ty…hmm czy Tobie taki związek by odpowiadał?

    Jeszcze dwie dygresje : ktoś tu napisał o staruszkach z 60 letnim stażem. Te pary żyły w innym świecie, innej ekonomii, obyczajach. Czasem nie miały niczego poza tak na prawdę sobą. W pewnym sensie lekarstwem na monogamię i przywiązanie są tak naprawdę trudy życia. Istotnie w czasach kryzysów finansowych liczba rozwodów jest mniejsza. Pytanie tylko czy o to chodzi w byciu z drugą osobą, rzucanie sobie kłód pod nogi, wzięcie kredytu hipotecznego (który może trzymać lepiej niż niejeden papierek z Urzędu Stanu Cywilnego)?

    Papillon

    OdpowiedzUsuń
  7. Trzecia i ostatnia część.

    Druga dygresja: Osobiście dziwi mnie często spotykana narracja jakoby związki mnogie były patologią czy np. życie bez zobowiązań. Gdy byłem młodszy i odkrywałem swoją seksualność z ciekawości czytałem fora gejowskie itp. Zawsze była ta sama mantra – środowisko jest złe, wszyscy się jebią po krzakach, tylko miłość jest najważniejsza. Nie jestem pewien ,ale w osobach, które usilnie walczą o monogamie i świętość kryje się chyba element pogardy dla drugiego człowieka ( ja jestem lepszy, bo nie łażę po klubach). Romantycy karmią się pewną iluzją wyjątkowości, ale nie wiem czy są tacy wyjątkowi. Narzekamy na kluby, ale czemu nikt nie wpadł na pomysł budowania homo-kawiarni? Czy wy kochani myślicie że w miejscu gdzie gra głośna muzyka, jest alkohol i trwa hedonistyczny trans będziecie spoglądać sobie w maślane oczy i tonąć w lukrowanych marzeniach o romantycznej miłości? Tak na forach jest tyle płaczek i grup samotnych, ale jakoś nikt nie chcecie się wiązać bo, a to za daleko, a to nie ładny, a to nie odpowiadają cechy charakteru. Jakoś mam kolegę statecznego, miłego i przystojnego, ale biedak jest sam, gdzie ci spragnieni miłości romantycy? Nie udaje mu się z nimi. Moi drodzy, z jednej strony nie różnicie się od ,,jebaczy,, i miłośników trójkątów, ponieważ tak samo jak oni dokonujecie pewnej selekcji, ale tych grzesznych hedonistów stać na szczerość. Hedonista rzuci mi proste ,,jebiesz się czy trzeba z tobą chodzić,, i wiem czego się po nim spodziewać. Wy romantycy natomiast waszą selekcje ukrywacie pod lukrem, a gdy wyjdzie coś nie tak , już nie jest wtedy słodko.

    Dlatego w pewnym sensie otaczamy pogardą tych co żyją w otwartych związkach lub tych co związku nie szukają – mają oni większą odwagę do przyznania się do swojej natury i życia w zgodzie z samym sobą, a my frustrując się ,że nie znajdujemy naszego księcia co robimy? Wyładowujemy frustrację na innych. Podobnie jest np. z ludźmi religijnymi. Pamiętacie aferę z USA z portalem randkowym w którym ludzie umawiali się na seks z kochankami? Wśród nich znajdowali się także przedstawiciele Republikanów , który zwykle śmiało mówią jak to Bóg jest dla nich ważny.

    Papillon

    Ps. Bardzo przepraszam za tak pociętą odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy w takim razie możemy jej zapobiec? Powiedzmy sobie szczerze, jeśli znajdziesz kogoś kto jest:
      -introwertyczny, aspołeczny, zamknięty w sobie lub przejawiający w inny sposób niechęć do kontaktu z innym człowiekiem
      - nie ma zbyt gwałtownego charakteru
      - nie jest zbyt atrakcyjny
      - ma zadatki na pustelnika i nie miałby nic przeciwko zamieszkania z Toba na bezludnej wyspie
      To masz 99.9% szans na to, że ciebie nie zdradzi, ale ty…hmm czy Tobie taki związek by odpowiadał?

      Jestem taki, jak w powyższym opisie (poza jednym: nie jestem nieatrakcyjny) i kogoś takiego potrzebuję. Nazwałbym go partnerem idealnym.

      Usuń
    2. Papillon: Czytam Twoje komentarze teraz 3 raz i powiem Ci... wgniotłeś mnie. Jesteś mega. Masz nie tylko fajne przemyślenia, ale także umiesz je bardzo przekonująco i dobitnie przekazać.

      Jesteś pro, Brachu :)

      Usuń
  8. A ja zgadzałem się na trójkąty, w sumie też mi się one podobały i czerpałem z nich przyjemność. Natomiast nigdy nie było mowy o związku otwartym, puszczaniu się na prawo i lewo. Ja to respektowałem, bo seks z nim mi wystarczał. A tu się okazało, że on cały czas mnie zdradzał... ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mam nic przeciwko otwartym związkom.
    Sam zaproponowałem swojemu facetowi trójkąt, jednakże nie bardzo mu się ten pomysł podobał. Byłem z nim szczery, powiedziałem co by mi sprawiło frajdę. Nie naciskałem na swojego faceta. Wręcz przeciwnie, to trzeciemu bardziej zależało na wspólnym spotkaniu. Poznali się, ale po jednej wymianie wiadomości pomysł upadł.
    Po kilku dniach dostałem od trzeciego (napisał z nowego konta do mojego faceta) print-screeny ich rozmowy. w treści, bez żadnych ceregieli mój facet chciał umówić się z trzecim na seks, o niczym mi nie wspominając.
    Tak więc, jeśli nikt nie ma tajemnic przed partnerem, to uważam spotkania z facetami za dozwolone. I oglądanie takich gifów (który wg mnie jest słaby :P )

    Krzysiek, TG

    OdpowiedzUsuń
  10. Dla mnie osobiście rozmowa na czacie, wymiana intymnymi fotkami czy obejrzenie pornola nie jest zdradą.

    Ja osobiście jestem za za otwartym związkiem - ba nawet w takim jestem :) I jest to świetny sposób na to aby kontrolować partnera i jednocześnie dając mu wolność.

    Na początku naszej znajomości oczywiście byliśmy w zamkniętym (że to tak ujmę) związku ale po pewnym czasie zaczęło mi czegoś brakować... Nie było już między nami tego flirtu, niedomówień, kuszenia, zdobywania jak na początku. Wtedy pierwszy raz pomyślałem "kurcze poznałbym kogoś nowego". Pewnego dnia opowiedziałem swojemu Misiowi o tym i co się okazało? On ma tak samo! Wtedy doszliśmy do wniosku, że zaczniemy tworzyć otwarty związek. Umowa była prosta - dajemy sobie pozwolenie na igraszki na boku ale pod warunkiem, że wiemy, kiedy, gdzie i z kim (niekoniecznie z wchodzeniem w intymne szczegóły). Każdy z nas również ma dostęp do profili na portalach i pozwolenie na czytanie wiadomości ;) Na początku każdy z nas korzystał z tego przyzwolenia jednak po jakimś czasie, zarówno ja jak i on - doszedł do wniosku, że to jednak nie to. Seks seksem, chwila przyjemności przyjemnością ale tak naprawdę nic to nie jest warte. Paradoksalnie otwarcie związku jeszcze bardziej nas do siebie przyciągnęło :D

    Teraz nadal jesteśmy w otwartym związku, ale już rzadko kiedy odskakujemy na bok. Otwartość wyszła nam na plus :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś trzeba się będzie zastanowić, jakie cechy charakteru i nastawienie muszą mieć partnerzy, by móc bezpiecznie i z korzyścią otworzyć związek.

      Usuń
  11. 9 lat wspólnego życia. Nigdy nie padła propozycja otwartego związku czy trójkąta. Żaden z nas tego nie chce. Na wspólnym kompie każdy ma swoje katalogi z porno i obydwaj znamy ich zawartość. Czasem komentujemy co kto ostatnio oglądał i kogo co kręci w tych filmikach. Na co dzień również nie ukrywamy (zwłaszcza po pobycie na basenie czy siłowni) kto nam się podobał. Czasem nasze gusta są takie same , czasem nie. Ale obydwaj wiemy jaka jest różnica między fantazją (porno) a rzeczywistością. i tej granicy nie przekraczamy.

    OdpowiedzUsuń

KOMENTARZE SĄ ŚCIŚLE MODEROWANE. Obowiązują proste zasady: bądź miły, pomocny i konstruktywny. Rozmawiaj na temat. ZERO homofobii, hejtu, ogłoszeń towarzyskich i fejk newsów. Akceptujesz REGULAMIN :*

TOP 10 miesiąca