Jestem Gejem, aby uczyć homofobów akceptacji.
Jestem ich lekcją tolerancji. To jest piękne i prawdziwe - chcę ich tego uczyć. Ba, nawet nie muszę chcieć! Nic nie robię a i tak ich uczę - samym faktem, że jestem. Czy to nie zdumiewające?
I nagle ta sama manifestacja nie wygląda już dla mnie tak, jak przed chwilą. Widzę ludzi, którzy cierpią z powodu swoich poglądów. Są zagubieni, ich umysły wierzą w krzywdzące ich samych brednie, walczą z Rzeczywistością, walczą z Wszechświatem, który wie lepiej, kto jakiej ma być orientacji. To musi być bardzo, bardzo stresujące doświadczenie być homofobem. Mieć osobisty emocjonalny problem z czyjąś orientacją...
Ufam Wszechświatu. Już wiem, że On wie lepiej ode mnie, co jest dla mnie dobre. Ja mam ograniczoną percepcję, widzę tylko to, do czego się przyzwyczaiłem. Wszechświat widzi wszystko.
Dlatego też chcę tego, co On. Wszystko, co się dzieje, jest wolą Wszechświata. Gdy kieruję się tym samym pragnieniem, co Wszechświat - żyję w Niebie. Wszystko jest dokładnie takie, jak powinno być. Bez wyjątku. Każda śmierć i choroba, każda wygrana w totolotka, każdy orgazm i każdy ból.
Widzę samochód, który potrącił pieszego pod moim domem. Wiem, że tak być powinno. Nie mogło być inaczej. Że cały Wszechświat zmierzał do tego momentu. Nie wiem dlaczego, bo jestem za głupi. Ale ufam Wszechświatu. On wie. Gdybym wyszedł z błędnego założenia, że wiem lepiej, jak być powinno - skazałbym się na piekło. Sądziłbym, że wiem lepiej od Wszechświata, jak powinien On wyglądać, działać itd. Cóż by to była za ułuda. Cóż za bluźnierstwo! Oczywiście, gdybym mógł temu zapobiec - zapobiegłbym. Ale nie było mi to dane. Teraz mogę tylko zadzwonić po pogotowie.
Walka z Wszechświatem zawsze skazana jest na porażkę. To jedyne piekło, na jakie można się skazać. To jedyne źródło cierpienia - nie zgadzać się z tym, co jest. Jeśli jednak chcę tego, co Wszechświat (Bóg, Rzeczywistość) - czuję przepływ.
Oto nagle z probabilistycznej zupy wyłania się Plan. Mogę doświadczyć wszystkiego, bo na wszystko otwiera się mój umysł. Ale z jakiś niepojętych dla mnie przyczyn, bezimienna inteligencja daje mi to, co mi daje. A jedyne, co mogę zrobić, to przyjąć to. Nie muszę niczego wybierać - to zostało wybrane za mnie. Walka z tym byłaby męczarnią.
Jeśli Wszechświat chce, bym był milionerem - będę nim. Jeśli chce, bym żebrał o złotówkę na ulicy - będę żebrał o złotówkę na ulicy. Jeśli chce, bym był zdrowy - ozdrowi mnie. Jeśli chce, bym miał ciężką, nieuleczalną chorobę - taką chorobę będę miał. Jeśli chce, bym miał przy sobie idealnego faceta - takiego też mi ześle. I będzie on przy mnie bez żadnych starań, bez żadnych zabiegów i podchodów. A jeśli nie - to nie. To będę sam. Bo chcę tego, co chce Wszechświat. On wie lepiej, ja nie.
Jednak nie oznacza to, że jeśli wpierdolę się w szambo, to w nim zostanę. Po prostu zaakceptuję to, że się wpierdoliłem. A potem z niego wyjdę. I zaakceptuję to, że wyszedłem.
Tak naprawdę najdoskonalszy z najdoskonalszych Wszechświat decyduje i wybiera za nas a my, snując opowieści, które uznajemy za prawdziwe o nas i o świecie, wybieramy, co z tym zrobić.
Nie ma doskonalszej wersji Wszechświata niż ta, w której żyjemy. Swoimi myślami powołujemy do istnienia alternatywne Wszechświaty, sądząc, że są lepsze. Bzdura. Nie ma lepszych - to iluzje. Nie ma alternatywy dla Wszechświata, dla Rzeczywistości. Żyjesz tu, gdzie żyjesz. Doświadczasz tego, co doświadczasz. Albo to akceptujesz i żyjesz w nieustającym przepływie i koherencji serca, albo z tym walczysz, skazując się na stres i cierpienie.
Jestem zdumiony, gdy zaczynam dostrzegać precyzję tego, co się dzieje. Widzę rozlaną herbatę. Nie mam już historii pt. "Herbata nie powinna być rozlana." Skoro jest rozlana, to powinna. Skoro zechcę ją pościerać, to ją pościeram - to znaczy że powinna być pościerana. Jeśli jej nie pościeram - to nie powinna. Nie mnie osądzać. Moja wola jest wolą Wszechświata.
Chcę tego, co chce Wszechświat a Wszechświat chce tego, co ja chcę.
Zapamiętaj dobrze to zdanie. Jest synonimem najwyższej harmonii. Gdy je pojmujesz, odkrywasz idealną Jedność ze wszystkim, co jest. Nie ma już z czym walczyć - masz to, czego chciałeś. Jesteś każdym, kimkolwiek kiedykolwiek chciałeś być. Nie ma już nic do osiągnięcia i do zrobienia. Twoja wola została już spełniona - zanim ją sobie uświadomiłeś. Jedyne co pozostaje to doświadczać tego w niekończącym się przepływie.
Ostatnio zachorowałem. Infekcja zaczęła przejmować kawałek po kawałku mojego organizmu. Powoduje ona problemy z trawieniem, zanik popędu seksualnego, problemy z pamięcią. Leki próbowały ją zatamować, ale nie dawały rady. Ja ciągle jednak pracowałem z The Work. I zrozumiałem, że jeśli choruję, to choruję - i tak być powinno. Nie wiem, dlaczego. Jestem za głupi, by odpowiedzieć, dlaczego ja, dlaczego teraz, dlaczego tak a nie inaczej. Ale nie potrzebowałem tych informacji, aby zaakceptować to, co się dzieje.
I nagle zaczęły same pojawiać się rozwiązania. Same zapukały do moich drzwi. W postaci czyjejś rady. W postaci programu w telewizji. W postaci artykułu w internecie.
Odkryłem, że jeśli chcesz się czegoś pozbyć, wystarczy pozwolić temu rozkwitnąć. Pozwól zagrać temu rolę swoim życiu. A potem przestanie to być problemem.
Nie wiem, co będzie dalej. Może będę chorował dalej, może nie? Nie wiem też, jakie ma to znaczenie.
Musiałem całkowicie zrezygnować z cukru w mojej diecie, by nie dać temu się rozwijać. O dziwo - nie sprawiło mi to żadnego problemu. Ludzie obok mnie jedzą słodkie rzeczy, mówią jakie są pyszne, a ja jem te rzeczy ich ustami, doświadczam ich rozkoszy i to mi wystarcza. Nie potrzebuję tego cukru, by być szczęśliwszym.
To było takie proste, osiągalne, logiczne i klarowne. Ludzie mówią mi, że nie daliby rady tak się powstrzymywać, jak ja. Ale ja nie muszę się powstrzymywać! Ja naprawdę nie chcę jeść cukru, bo nie chcę. Gdy upewnię się, że mogę go jeść, bo choroba się cofnęła - sięgnę po niego, bo tak będę chciał. Albo nie będę - tego nie wiem na pewno.
To magia.
Nie wiem, czy dam radę... w przyszłości. Ale wiem, że daję radę - tu i teraz. Żyję. Patrzę. Piszę i oddycham. To dowody. Cokolwiek się dzieję - daję rady. To nie jest tak, że muszę się sprężać z tego powodu, wysilać. To moje dawanie rady po prostu się dzieje. Nic, absolutnie nic nie mogę zrobić, by nie dawać sobie rady. Cokolwiek się dzieje - daję rady. Ty też. Dostrzeżesz to, gdy wywalisz wszystkie historie pt. "nie daję sobie rady". Przykro mi, nie masz innej opcji. Zawsze dajesz sobie rady. Nawet, jeśli siądziesz na krawężniku i się rozpłaczesz, nawet jeśli powtarzasz w kółko "nie dam sobie rady" - to też sposób, w jaki dajesz sobie radę.
Jak można tego nie dostrzegać?
Nie umiałbym w najśmielszych snach wykreować niczego wspanialszego, niż to, co się dzieje we Wszechświecie tu i teraz. W Nim jest miejsce na wszystko, co sobie wymyślimy. On jest wszystkim, co sobie wymyślimy. Tworzymy go a On tworzy nas. To cykl, który dzieje się czy nam się to podoba, czy nie. Czy go dostrzegamy czy też nie.
Jesteś Gejem, bo tak zostało wybrane. Jesteś Gejem, by uczyć ludzi akceptacji rzeczywistości. Jesteś ich lekcją zrozumienia. Nie musisz nic robić, by to robić - samym faktem istnienia uczysz. Uczysz ich, a więc siebie, bo wszystko jest Jednością i nie ma "ich" ani "siebie".
To takie proste, gdy się nie wierzy własnym myślom. Baw się.
Wszystko to piękne i wzruszające, ale do jakiego momentu można mysleć w ten sposób. Czy ludzie okrutnie torturowani mogą czuć przepływ i czuć jedność z wszechświatem? Czy ktoś sparaliżowany, bez możliwości mówienia na przykład? Dla egzystencjalisty choroba i cierpienie to wyrwa we Wszechświecie. To właśnie sprawia, że życie jest pełne tragizmu, bo są one czymś nienaturalnym. I zgodzę się, że jest to tylko jakaś szkoła filozoficzna tak samo jak buddyzm, przy czym ten ostatni daje takie rozwiązanie o jakim piszesz. Ale też bardzo mocno można tak odczuwać. Które spojrzenie jest bardziej trafne? Jeśli chcemy szczęścia i zgodzimy się, że jest to właśnie to coś co powinno stanowić cel życiowej podróży, to można się zgodzić, że to co mówisz trafia w dziesiątkę. Ale historycznie rzecz ujmując człowiek, do dzisiaj, wcale nie był i nie jest szczęśliwy. Może kiedyś, kiedy był małpą z ograniczoną świadomością.
OdpowiedzUsuń"Wszystko to piękne i wzruszające, ale do jakiego momentu można mysleć w ten sposób."
OdpowiedzUsuńWszystko to piękne i wzruszające... Ale przecież zawsze musi być coś zjebane, co nie? :) Ładny filtr percepcyjny, wychwytuję dziadostwo :) Jesteś księgowym czy co? :)
"Czy ludzie okrutnie torturowani mogą czuć przepływ i czuć jedność z wszechświatem? Czy ktoś sparaliżowany, bez możliwości mówienia na przykład?"
Tak, może. Choć dla naszych umysłów - przesiąkniętych historiami, co to znaczy, że jest dobrze a co źle - to wciąż wielkie wyzwanie. Dostawać silne baty i mimo to akceptować to, co jest. Ale gdybyśmy znaleźli się w takiej sytuacji - nie byłoby innego wyjścia, żeby nie zwariować, nie sądzisz?
Choroba i cierpienie jest jak najbardziej naturalną sprawą. Ja już nie dzielę rzeczy na naturalne i nienaturalne - to było bardzo... nienaturalne :)
"Które spojrzenie jest bardziej trafne?"
Oba są trafne - korzystaj z obu.
Twój komentarz to monolog siebie z Tobą. Każde "ale" zaczyna wypowiedź jakiejś tożsamości. Sam z sobą nie doszedłeś jeszcze do porozumienia a najzabawniejsze, że sam sobie udzieliłeś odpowiedzi na każde pytanie. Przeczytaj siebie Tobie raz jeszcze i zobacz to.
Pozdrawiam.
Powiedz mi o co ci w ogóle chodzi
OdpowiedzUsuńpowiedz mi po co ci te kombinacje
nie musimy się katować
nienormalną sytuacją
nauczymy się kochać
przestaniemy się bać
życie stanie się muzyką
stanie się to co ma się stać
to co czujesz, to co wiesz
to co czujesz, to co wiesz
to co czujesz, to co wiesz
to co czujesz, to co wiesz
Brygada Kryzys - To Co Czujesz