W świecie rozwoju osobistego mówi się: "Nie oceniaj." Dlaczego? Ach no tak... Bo ocenianie jest złe (czy tylko ja widzę tu paradoks?). Dziś pokażę Ci, jak niepotrzebnym ocenianiem utrudniasz sobie egzystencję oraz dobijasz siebie. I jak ten dramat zakończyć.
Ocenianie jest... dobre (czasem)
Ocenianie - czyli doklejanie wartościujących przymiotników do rzeczowników - jest przydatne, gdy chcesz wywołać w sobie pożądanie ("Och, ten koleś jest przystojny!") albo awersję ("Och, a ten już nie...").
To się przydaje, jeśli chcesz zarządzać swoją motywacją ("Ta pizza jest obrzydliwa!").
Natomiast ocenianie zawsze wywołuje napięcie. Jeśli coś oceniasz źle - wytwarzasz w sobie chęć oddalenia się od obiektu. Jeśli ten obiekt w Twoich oczach wypadnie okej - wytwarzasz w sobie chęć przybliżenia się.
W obu przypadkach masz do czynienia z niezgodnością stanu obecnego ze stanem pożądanym - co odczuwa się jako napięcie.
To jest takie proste.
Wiele razy - dzięki właściwemu osądowi - nasi przodkowie ratowali swoje tyłki. I wiele razy odkrywali coś wartościowego. I w pewnym zakresie ocenianie jest okej.
Jednak pamiętaj, że jeśli zamkniesz się w pułapce ciągłego oceniania wszystkiego - Twoje życie będzie miało tysiące sprzecznych wektorów motywacyjnych. Towarzyszy temu uczucie ciągłego zmieszania i nieumiejętność zajęcia stanowiska, czego właściwie się chce.
"Nie wiem" to najlepsze stanowisko.
Tak mawia Byron Katie - twórczyni The Work. W wielu przypadkach po prostu nie mamy wiedzy, by ocenić jakieś zjawisko.
Świat jest milion razy bardziej złożony, niż nasze myślenie o nim.
Nie mamy dostępu do całej wiedzy - nigdy.
Choć oczywiście przeciętny obywatel (niestety wyglądający inteligentnie jak Homer Simpson) czuje się w obowiązku jakieś stanowisko zająć - czy się na temacie zna czy też nie.
Nie rób tego błędu.
"Wiem, że nic nie wiem" to jedno z najmądrzejszych zdań wymyślonych przez człowieka (a konkretnie Sokratesa).
Gdy wszystko już ocenisz - zabijesz w sobie fascynację światem.
Wszystko będzie już miało etykietę i będzie wydawać się "poznane". Będziesz ekspertem od ślimaka morskiego, najdalszej gwiazdy, najdroższego obrazu na Luwrze czy rudej sąsiadki-plotkary.
Ocenianie oddala Cię od ludzi.
Ocenianie nie pozwala na przyjrzenie się komuś autentycznie - przyglądasz się tylko temu, co myślisz o człowieku, a nie jemu samemu. To domena ludzi o płytkich rozumach. Nie idź tą drogą.
Carl Gustav Jung - szwajcarski psychiatra i psycholog, twórca psychologii analitycznej - powiedział kiedyś bardzo mądre zdanie:
"Rozumienie jest trudne, dlatego ludzie oceniają."
O wiele łatwiej dokleić komuś etykietę, niż podjąć się trudnej i wymagającej próby wyjaśnienia czyjegoś zachowania. Szczególnie takiego, które "się w głowie nie mieści."
Oczernianie innych, wybielanie siebie
Ludzka psychika wciąż robi siebie w konia. Dowiedziono, że - gdy ktoś popełni błąd - natychmiast bierzemy się za negatywne ocenianie jego osoby. A bo to ofiara, gamoń, niezdarny ćwok.
Ale jeśli my damy dupy - to źle oceniamy nie siebie, ale... otoczenie. A bo to był zły dzień, a bo nerwy, a bo PO i PiS.
Nazywa się to podstawowym błędem atrybucji.
Zapominamy w nim, że nasze zachowanie to zawsze wypadkowa czynników wewnętrznych i zewnętrznych. Że zawsze za zachowaniem kryje się emocja - a emocja zawsze jest chwilowa.
Popatrz, o ile życie byłoby lepsze, gdybyśmy robili dokładnie na odwrót. Innych stawiali w dobrym świetle, a - zwalając winę na siebie za swoje błędy - umożliwili sobie także wzięcie odpowiedzialności za te błędy i nauczenie się na nich.
Oceniać czy nie oceniać?
Twój umysł i tak to pewnie robi, i tak. Ale podchodź sceptycznie do tych osądów. Pytaj zawsze siebie:
- czy to jest mój osąd? - wiele osądów powtarzamy za rodzicami czy innymi ludźmi, kompletnie ich nie kwestionując i nie weryfikując
- na jakiej podstawie osądzam? - często się okazuje, że podstawy są absurdalne ("Ma czerwoną szminkę, zdzira!", "Ma tatuaż, kryminalista jebany!").
- czy potrzebuję oceniać to zjawisko / osobę / rzecz? - w wielu przypadkach - nie.
Zachęcam Cię do medytacji nad własnymi osądami - siebie i otoczenia.
Zauważaj to, gdy oceniasz, i potraktuj ten osąd zgodnie z tym, czym jest - myślą. Tylko myślą.
I pamiętaj - że sam dla innych jesteś niczym więcej, niż tylko osądem.
Zawsze kieruje się odczuciami. Ktoś mi się spodoba (czy to jest już ocena?) i chcę go poznać, albo ktoś wygląda nieatrakcyjnie (czy to też ocena?). Poznaje kogoś, kto mnie zainteresuje i staram się zdobyć o nim jak najwięcej informacji, aby móc określić rodzaj naszej relacji. W zależności od posiadanej wiedzy, która przekłada się na ocenę człowieka, może być ona absolutnie różna.
OdpowiedzUsuńTak, ja próbuję rzeczywiście nie oceniać ani krytykować. Od prawie roku pracuję nad rozwojem osobistym bazując na wiedzy i nauczaniu drogiej Louise Hay. I widzę tego efekty, chociaż moje stare ja wciąż się jeszcze buntuje. Ale to dzięki Niej udało mi się wyzbyć urazy i przebaczyć. Jeszcze żaden duchowny tak do mnie nie trafił jak Ona. Sztuką jest też
OdpowiedzUsuńzaprzestanie porównywania siebie z innymi, oceniania i krytykowania siebie.
To jeszcze ja. Zapomniałem dodać jak ważna jest też sztuka współczucia, wczuwania się w sytuację innych ludzi i rozumienia ich.
OdpowiedzUsuńHej Dream!
OdpowiedzUsuńAwatar... chcemy więcej! :D
Tyle musi wystarczyć, sorry :)
UsuńCześć. Chciałbym się odnieść do zdania:
OdpowiedzUsuń"Popatrz, o ile życie byłoby lepsze, gdybyśmy robili dokładnie na odwrót. Innych stawiali w dobrym świetle, a - zwalając winę na siebie za swoje błędy - umożliwili sobie także wzięcie odpowiedzialności za te błędy i nauczenie się na nich."
Moim zdaniem taka postawa jest niemożliwa. Stosunek do siebie i innych to zawsze ta sama strona tego samego medalu.
Z oceniania można według mnie zrezygnować tylko całkowicie lub wcale. Nie dojdzie się jednak do tego dopóki ktoś utożsamia się z jakąś formą. Choćby najszczytniejszą. Gdy na przykład ktoś utożsami się z byciem nieoceniającym, to będzie oceniał, bo każda kategoria musi nienawidzić swojego przeciwieństwa.
To ten paradoks, o którym piszesz na początku. Paradoksu nie da się rozwiązać w świecie form.
By przestać oceniać trzeba zakończyć wędrówkę pomiędzy formami i stać się samym życiem. Każda forma jest rodzajem alienacji od życia jak uproszczenie tego co złożone i ustatycznienie tego co płynne.
Dla niektórych to będzie długa droga, bo forma jest elementem kontroli społecznej. Tymczasem wystarczy być samym życiem. Utożsamienie z formą nie jest potrzebne, bo życie i tak ma swoje prawa. Mistrzowie zen dla przykładu, to nie są przecież ludzie, którzy stali się w swoim zachowaniu nieprzewidywalni. Nie trzeba utożsamiać się z formą intelektualisty, by interesować się światem. Wystarczy wsłuchać się w swoje potrzeby. Nawiązać kontakt z życiem.
Innymi słowy można być współczującym, nieoceniającym człowiekiem bez utożsamienia z formą. A właściwie to dopiero wtedy można być kimś takim.
Współczucie i ocenianie są nie do pogodzenia. Dlatego im więcej medytujesz tym bardziej współczujesz i tym mniej oceniasz.